Długi marsz Sławomir Rawicz 7,4
Prawie 20 lat temu pierwszy raz obejrzałam piękny niemiecki film przedstawiający powrót niemieckiego jeńca z obozu na dalekiej Syberii do domu - "Jeniec, tak daleko jak nogi poniosą". Od tamtej chwili wchłonęłam w temat na całego. Być może dlatego lektura "Długiego marszu", niełatwa, ale opowiadająca podobną historię, wciągnęła mnie na całego. Tym bardziej, że jednym z jej bohaterów był Polak, Sławomir Rawicz.
Książka "Długi marsz" oparta jest na autobiograficznych przeżyciach jej autora, Sławomira Rawicza, który wiosną 1941 roku, jako 26 - letni porucznik polskiej kawalerii zorganizował ucieczkę z obozu 303 znajdującego się na Syberii. Wraz z nim ucieka też sześciu innych więźniów różnych narodowości - Zaro, Smith, Paluchowicz, Kolemenos, Marcinkovas oraz Makowski. Bez kompasu, zaopatrzeni jedynie w ciepłe ubrania, worki, nóż i siekierę, uciekali na południe przez tajgę, wyżyny Mongolii, pustynię Gobi, Tybet, Himalaje, aż do brytyjskiej części Indii. W sumie pokonali ponad 6000 kilometrów. Codziennie ze wszystkich stron czyhały na nich różne niebezpieczeństwa. Oni jednak dzielnie idą przed siebie. Wraz z nimi przez pewien odcinek drogi przemierza siedemnastoletnia Polka imieniem Krystyna. Niestety, chociaż mają dużą wolę przeżycia, odwagi i wytrzymałości, to nie wszystkim udaje się osiągnąć zamierzony przez siebie cel.
Bardzo dobrze mi się czytało tą pozycję, chociaż chwilami łapałam się na tym, że porównywałam ją z "Jeńcem. Jak daleko nogi poniosą". Najbardziej urzekły mnie w niej opisy przyrody, jaką uczestnicy ucieczki mieli okazję zobaczyć podczas swojej eskapady. A zarazem przeraziły mnie sceny śmierci niektórych z nich. Umieranie na puchlinę wodną, zamarznięcie podczas snu, oderwanie się od ściany górskiej - nikt by nie chciał zakończyć życia w taki sposób. Dla uczestników tytułowego długiego marszu był to chleb powszedni. Przeżywali odejścia poszczególnych członków eskapady, a jednocześnie wiedzieli, że ta żałoba nie może trwać za długo. Bo inaczej i dla nich ta droga zakończyłaby się śmiercią.