Ostatnie pożegnanie Reed Arvin 5,7
ocenił(a) na 113 lata temu Zaczęło się od bardzo zachęcającego opisu znajdującego się na okładce: Wciągający dreszczowiec, którego zaletami są: skomplikowana fabuła, intryga oraz bohaterowie tak rzeczywiści, iż można uwierzyć, że istnieją naprawdę. Co więcej, na kartach powieści Reed Arvin podsuwa nam materiał do przemyśleń o stosunkach rasowych, społecznych, technologii, etyce świata wielkiego biznesu, oraz skomplikowanej naturze ludzkich uczuć. Nie obawiajcie się jednak, że akcja przez to zwolni i utknie w czczych rozważaniach. Wcale tak nie jest!
Okazało się, że ani z tego dreszczowiec, ani znakomity! Fabuła baaaardzo słaba... intryga na niskim poziomie, akcja do przewidzenia, nic nowego, nic pociągającego... tylko 476 stron specyficznej męczarni. No bo jednak zagadka jest, coś się dzieje, jest morderstwo - a nawet nie jedno - jest pewna ciekawość wzbudzona i czytelnika, jednak autor nie wysilił się zanadto. To, co mnie w książce najbardziej przeszkadzało to fakt, że była do przewidzenia. Już po pierwszych 50 stronach można było wywnioskować kto z kim będzie miał - no bo przecież romans musi być:P - i kto najwięcej przegra na kolejnych stronach powieści. Przez wszystkie 476 stron nie mogłam odepchnąć od siebie jednej myśli: po co ta książka powstała???
I jest jeszcze jedno, co bardzo mnie raziło - błędy stylistycczne i liczne powtórzenia. Książka ma być wzorem. Pracuje nad nią sztab ludzi, ktorzy mja wyłapać pewne bledy autora a także tłumacza. Książka ma wydawcę, ma korektora tekstów. Na miłośc boską, czy ktoś czuwał nad tymi kartkami?
Jestem niezadowolona, jestem rozczarowana, bo zapowiadało się tak pięknie!