Ja z nadwagą Julia Bell 5,7
ocenił(a) na 88 lata temu "Mam na imię Carmen, bo moja mama lubi sobie wyobrażać, że ma w żyłach hiszpańską krew". "Mama lubi myśleć, że jesteśmy na tej samej diecie. Ona wciąż traci na wadze, a ja jestem taka sama lub przytyję kilka kilo. Bo podjadam! Doszłam do wniosku, że to jest źródłem moich problemów. Gdybym była szczupła, mogłabym mieć wszystko co chcę. 'Nienawidzę cię', syczę do siebie pod nosem. 'Nienawidzę cię...'" "Diety pisane przez sławy, przez lekarzy."
Około drugiej klasy gimnazjum książka nie zainteresowała mnie na tyle, aby przeczytać ją do końca. Przerwałam po kilku stronach. Powróciłam po kilku latach. Wstrząsnęła mną.
Carmen ma czternaście lat, mieszka z wiecznie odchudzającą się mamą, Marią i Brianem, jej ta... Ehm, wróć... Z O j c z y m e m. Uważa on, iż wymyślne diety Marii to błazenada, sam zaś częstuje córkę (tak ją uznawał) chipsami, pieczonym kurczakiem, fasolką po bretońsku. Maria nie może znieść tych ohydnych w jej opinii zapachów. No, przynajmniej teoretycznie. Po jakimś czasie Carmen wraz z mamą przeprowadza się do dziadków. Carmen odkrywa, iż jej mama ma siostrę, z którą ta jest od wielu lat skłócona. Carmen znajduje jednak w osobie ciotki cierpliwego słuchacza, a także nauczycielkę pogłębiającą jej pasję do manicure. Ale wróćmy do diet Marii. W łóżku ukrywa podrabianą walizkę Louis Vuittona (mniej niż 1% walizek jest oryginalnych),w której sprytnie przetrzymuje wszelkie pozostałości po kalorycznych grzeszkach... Aby nie przytyć, Maria popada w skrajnie wybuchową mieszankę anoreksji i bulimii. Carmen z bólem próbuje stosować wymioty, bez większych efektów, to samo w ukryciu robi jej mama, z krytycznym skutkiem... Ważąca trzydzieści kilogramów przy 175 centymetrach wzrostu Maria wieczorem wybiega na ulicę, nieświadoma przez głód swoich czynów... "Chcą mnie tu u t u c z y ć .", mówiła podczas pobytu w szpitalu.
Kolejna ważna przestroga dla dziewcząt chcących się odchudzać.