Malczewski. Zbliżenia Paulina Szymalak-Bugajska 8,8
ocenił(a) na 925 tyg. temu Wielką radością napawa naszą redakcję @sztukater patronowanie tak starannie wydanemu i opatrzonemu pięknymi zdjęciami albumowi poświęconemu Jackowi Malczewskiemu. Wydawnictwo Arkady słynie z publikacji przybliżających czytelnikowi polską i światową sztukę. Album ukazał się w arkadowej serii „Zbliżenia”, i choć Malczewski jest pierwszym polskim malarzem przedstawionym w tym cyklu, to z pewnością nie ostatnim.
Autorka tekstu, która z ogromu twórczości malarza zmuszona była wybrać zaledwie część obrazów, bardzo ciekawie łączy ich treść z życiem Malczewskiego, z sytuacją w kraju w tamtym czasie, wyjaśnia symbolikę, z której malarz słynął, dzieli się z nami swoją wiedzą nie tylko z ochotą, ale też w sposób przystępny, biorąc pod uwagę naszą ignorancję i zaledwie intuicyjność w zakresie sztuki.
Z rozwojem talentu Malczewskiego zapoznajemy się chronologicznie, począwszy od namalowania przez niego kopii Stańczyka. Tak, tego Stańczyka ze słynnego obrazu Jana Matejki. Malczewski, jak wielu innych początkujących artystów, zaczynał od kopiowania tych największych, którzy najbardziej onieśmielają, jednak są zarazem wzorcem artyzmu i rzemiosła, ku jakiemu się zdąża. Jeśli mamy się uczyć, uczmy się od mistrzów. Wzruszające są te, nie do końca jeszcze udane, próby 12-letniego Jacka, choć widać już niewątpliwie duży talent. Obserwowanie kolejnych faz rozwoju malarskiego zacięcia, pokonywania trudności w zachowaniu proporcji ciała, wydobyciu jego struktury i trójwymiarowości w zgodzie z kątem padania światła i jego intensywnością, uświadamia nam ogrom pracy, jaką trzeba włożyć, by solidnie podeprzeć kruche, intuicyjne „rusztowanie”, jakim są wrodzone zdolności. Przy okazji autorskich wyjaśnień uczymy się też patrzeć na obrazy, czytać je, rozumieć ich formę, sposób projektowania, rozpoznawać technikę i celowość stosowania konkretnych artystycznych zabiegów.
To fascynujące, móc śledzić stopniowe, choć konsekwentne odchodzenie od wzorców matejkowskich w malarstwie Malczewskiego, jego poszukiwanie własnego stylu, odrębnej drogi, która wyrażałaby jego samego. Przyglądając się poszczególnym obrazom Malczewskiego, także tym znanym mi już wcześniej, jak choćby „Śmierć wygnanki”, której wzruszające piękno nie może nie pozostawić wrażenia, jednocześnie poznając cały interesujący kontekst ich powstawania i symbolikę, nie zawsze przez mnie wcześniej dostrzeżoną, mam poczucie zerwania jakiejś zasłony. Myślę, że to będzie jedna z najważniejszych wartości pozyskanych w wyniku lektury. To całkiem tak, jakby nagle objawił mi się cały szereg dodatkowych możliwości interpretacji, jakbym zyskała szansę podglądu z kamer rozmieszczonych w najrozmaitszych punktach obrazu, przedstawiających mi w dużym zoomie istotne elementy, które później, złożone, tworzą nowe, arcyciekawe, niespodziewane całości.
O to przecież też chodzi, by wpatrując się w reprodukcję, sięgać głębiej, opowiadać sobie historie, wyobrażać zdarzenia, czytać emocje z ludzkich twarzy i tworzyć wyobrażenie relacji między postaciami. Liczy się wszystko; zwrócenie głowy, ułożenie dłoni, rozmieszczenie przedmiotów i ich wzajemne „porozumienie”. Czemu akurat z cienia wyłania się lewy profil, a kolczyk umieszczony w małżowinie usznej rzuca zimny blask, albo też w stronę czego skierowane jest rozmarzone czy gniewne spojrzenie. Artysta zwykle ma dokładnie przemyślaną koncepcję, nic na płótnie nie jest dziełem przypadku, pełni określoną rolę. Nam przypada funkcja detektywa, podążającego za podpowiedziami twórcy, rozmieszczonymi na obrazie. Możemy ułożyć też własną opowieść na podstawie tego, co widzimy. To właśnie nazywam moją przygodą ze sztuką.
Co ciekawe, Malczewski inspirował się poezją romantyczną, jej echa są wyraźnie widoczne w jego twórczości, co dla nas może okazać się dodatkowym smaczkiem i fascynującym wyzwaniem.
Ilustracje na kartach albumu są świetnej jakości, możemy dostrzec na nich wszystkie najważniejsze szczegóły, co w przypadku Jacka Malczewskiego ma niebagatelną wagę. Niesamowite jest bowiem, jak wiele mówią nam twarze postaci, które przedstawia. Są na nich uwidocznione najdrobniejsze uczucia. Jeśli nawet będzie to scena grupowa, nie znajdziemy dwu podobnych obliczy, uczucie strachu, rozpaczy, czy, jak w przypadku cyklu „Rusałki” – wręcz oszołomienia, u każdego z bohaterów jest bardzo intymne, tylko jego, niepowtarzalne.
Swoje credo, najważniejsze wyzwania, jakie stawia przed sobą i przed swoją twórczością, zadanie do wypełnienia, jakie jest winien swojemu talentowi, aby go nie rozdrobnić, nie zmarnować, czyli misję, posłannictwo, choć wiem, że to bardzo podniosłe określenia, Malczewski umieścił na płótnach. Podczas przeglądania kolejnych ilustracji rzuca się w oczy nie tylko coraz pełniejszy kunszt, coraz szersza i barwniejsza wizja artystyczna, ale też każda wątpliwość, zmiana spojrzenia, coraz silniejsza krystalizacja własnej drogi, która rozwija się przed nami pełniejsza i bardziej zdecydowana.
Mamy więc przed sobą ilustracyjną, kolorową, pełną symboli i wskazówek, osobistych fascynacji i chwilowych pobłądzeń, biografię wielkiego malarza, a w jej tle polską historię, ludowość, obyczaj i oczywiście pejzaż, za którym tak wielu tęskniło na emigracji czy wygnaniu. Tworzą one spójną, interesującą całość, mogącą być przyczynkiem do dalszego zgłębiania tematu, a zarazem stanowiącą wizualną ucztę dla ducha i oka.
Z książką mogłam zapoznać się dzięki portalowi: https://sztukater.pl/