Top Dogg Jens Lapidus 6,9
ocenił(a) na 94 lata temu Następca tronu jest tylko jeden. Finał trylogii o Emelie i Teddym udowadnia, że Jens Lapisus to w tej chwili europejskie pióro sensacyjne nr 1 –pojętny, wybijający się na oryginalność uczeń i, chyba, następca Jamesa Ellroy’a.
„Top Dogg” nie jest powieścią wybitną. Nie jest też najlepszą rzeczą, jaką Lapidus napisał. Daleko mu do jego, bliskiego arcydziełu, debiutu „Szybki cash” czy drugiej części Emelie/Teddy’ego – „Sztokholm delete”. Tam oszałamiał śmiałym podejściem do problemu przestępczości, fabularną i językową brawurą. Tu po prostu zamknął cykl rozpoczęty powieścią „VIP room”. W swoim stylu. Ale ten styl, sposób w jakim to zrobił, świadome i coraz mocniejsze rozpychanie ram prozy sensacyjnej, wbijają w fotel.
Wbijają w fotel przede wszystkim tempo i dramaturgia „Top Dogga”. Opowieść o finale śledztwa ambitnej prawniczki i byłego gangstera mknie niczym lambo na pustych, nocnych ulicach Sztokholmu. Mknie, a jednocześnie odsłania kulisy tajemnicy i coraz mocniej plącze losy bohaterów. Czwórki bohaterów, bo obok Emelie i Teddy’ego, pisarz stawia równorzędny duet. Ta druga para, z której jedną z postaci znaliśmy już wcześniej, daje mu okazję, by przyjrzeć się młodej, modnej Szwecji.
Okazję, pretekst i szansę, by jego powieść stała się czymś więcej niż kolejnym thrillerem. Bo „Top Dogg” to także, a może przede wszystkim, wielka panorama współczesnego społeczeństwa, nie tylko zresztą szwedzkiego – pretensjonalnego i kabotyńskiego, opartego na fałszu, zgniłych kompromisach, pustych hasłach i przymykaniu oczu lub odwracaniu wzroku. Społeczeństwa w inercji, coraz bardziej apatycznego i pogrążającego się w ogłupiających igrzyskach, przypominającego przysłowiowe barany idące na rzeź. Przynajmniej mentalną.
James Ellroy nazwał się kiedyś „Tołstojem literatury sensacyjnej”. Dzięki „Top Dogg” Jens Lapidus zasłużył na tytuł „Strindberga literatury sensacyjnej”. Strindberga na speedzie. Bo tempo i szaleństwo jest tu oszałamiające. Zwłaszcza szaleństwo językowe.
Językowo „Top Dogg” nie jest tak śmiały jak „Szkokholm delete”, w którym każdy bohater mówił i myślał inaczej, Tu mamy tylko dwa – lekko modyfikowane w zależności od tego, kto jest narratorem – języki, ale za to jakie. Wrażenie robi zwłaszcza kod młodzieżowy – z brawurową grą slangiem i nowomową oraz próbą oddania widzenia świata przez dwudziestolatków.
To właśnie ten język oraz umiejętność budowania nie tylko dramaturgii, ale i filmowych scen sprawiają, że Lapidus stał się kimś więcej niż dostawcą drukowanego popu. I to nie tylko nordyckiego – opartego na sloganowej politycznej poprawności. To pisarz bliski wielkości.
Bliski, ale wciąż w drodze na szczyt. Wpadki takie jak ckliwy epilog „Top Dogga” mistrzom nie powinny się zdarzać. Ale wszystko, co go poprzedziło to inna liga. Mistrzów.