Płotka Lisa Brennan-Jobs 6,9
"Ojciec chciał, żebym była obok, ale w innym pokoju, na orbicie wokół niego, nie za blisko. Miałam zajmować ścieżkę narysowaną cyrklem z ostrym końcem wbitym w punkt, w którym znajdował się on."
Toksyczne dziecko wśród toksycznych dorosłych - takie podsumowanie nasuwa się po lekturze "Płotki". Treść tej książki to w dużej mierze użalanie się nad sobą roszczeniowej córki bardzo bogatego ojca. Brakuje głębi psychologicznej, brakuje wyjaśnień. Nie znajdziemy tu np. odpowiedzi na pytanie, dlaczego Stev nie nie chciał uznać Lisy za swoje dziecko. Jest to zupełnie niezrozumiałe. Nie jest też zrozumiała motywacja Lisy i jej matki, które były tak paskudnie traktowane przez Steva, a ciągle do niego ciągnęły. No chyba, że chodziło tylko i wyłącznie o jego pieniądze. Tak zresztą z książki wynika, ale czy na pewno Lisa tak właśnie chciała tą relację przedstawić?
Postać ojca na wskroś toksyczna. Odrzucał córkę na każdym kroku, ciągle pokazywał swoim zachowaniem, że jej nie chce, mówił jej bardzo nieprzyjemne rzeczy, podkopywał jej pewność siebie, traktował jak niańkę, przeganiał z kadrów, gdy robił sobie zdjęcia z nową rodziną, szantażował. A ona tkwiła przy nim, zamiast przy matce, która zawsze była przy niej i ją kochała. Tylko, cóż, nie była tak bajecznie bogata, jak ojciec.
Ciężko oceniać ludzi, bo nigdy do końca nie wiadomo, jak było naprawdę, ale z tej książki ewidentnie wyłania się obraz matki i córki, które kurczowo trzymają się bardzo toksycznego człowieka, tylko ze względu na jego majątek. Przeciętna , dość nieprzyjemna i nudnawa książka o zwyczajnym dziecku, które wszystko co ma zawdzięcza znanemu i bogatemu, lecz bardzo nieprzyjemnemu ojcu. Ja po tej lekturze czuję duży niesmak...