Czarodziejki.com Ewa Egejska 5,8
ocenił(a) na 54 lata temu Książkę „czarodziejki.com” otrzymałam w prezencie od przyjaciółki, która często obdarowuje mnie literaturą faktu, publicystyką czy reportażami. I rzeczywiście, dla odmiany, między literaturą klasyczną i beletrystyką lubię sięgnąć czasem po ciekawe publikacje tego rodzaju. Niestety, w przypadku tej książki musiało dojść chyba do jakiegoś nieporozumienia, gdyż do reportażu jej daleko. Okazało się, iż trafiłam na ten rodzaj modnego ostatnio – szczególnie w kręgach celebryckich – nurtu książek „pisanych przez każdego”. W myśl zasady „książki każdy pisać może”, ale niekoniecznie każdy musi je czytać… Może gdyby tematem zajął się zawodowy pisarz lub reporter, byłaby to zajmująca lektura, a tak jest po prostu nijako.
„Czarodziejki.com” są po prostu zebranymi wspomnieniami kilku prostytutek z warszawskich agencji towarzyskich, które miały potrzebę opowiedzieć o swojej pracy. Opowiadają o tym jak trafiły do zawodu, jakie były powody ich decyzji, jakie mają doświadczenia z pracodawcami oraz klientami i wszystkim co się z tym tematem wiąże. W końcu też przestrzegają, by dobrze się zastanowić, zanim podąży się ich drogą. Wiadomo: lepiej uczyć się na cudzych błędach. Mamy więc do czynienia z książką z morałem! Każda z pań dość szybko – w młodym wieku (bo zanim skończyła 25 lat) zrezygnowała z tej pracy (głównie z powodów psychicznych),jednocześnie określając się niejednokrotnie „starą wyjadaczką” (nie… no w książce było to dosadniej określone, ale obowiązuje jakaś cenzura). Widać „wypalenie zawodowe” możliwe jest w każdym zawodzie…
Książka składa się z 3 bardziej rozbudowanych biografii „czarodziejek” (?),w tym jednej (dla urozmaicenia) w formie rozmowy z koleżanką po fachu (i jednocześnie autorką książki) jako takie typowe, choć branżowe, babskie ploteczki. Uzupełniona jest 250 anegdotkami z domu publicznego. Czasami zabawnymi, częściej jednak nijakimi, marnymi lub żenująco banalnymi. Na koniec znajdziemy również wskazówki, jak zachować się w agencji. Ten ostatni rozdział to przemyślenia stałego klienta agencji towarzyskich, który zrobił na "czarodziejkach" szczególnie duże i pozytywne wrażenie. Muszę przyznać, że to kontrastujące z poprzedzającą je treścią zakończenie miało wyjątkowo dużo polotu i dało się je czytać. Zdecydowanie można było dostrzec intelekt i wyjątkową pewność siebie tego cwanego i wyrachowanego, ale też uroczego „pyszałka”, który - zaryzykowałabym stwierdzenie - czaruje lepiej niż "czarowne panie"... ;)
Sporo czytelników zarzuca tej pozycji wulgarny i prosty język. Literatura piękna to nie jest, co było wiadome od początku. Nie mogę powiedzieć, by styl tej książki był jakiś bardzo nieprzyjemny w odbiorze. Jest to język potoczny, język ulicy, z którym chyba każdy w większym lub mniejszym stopniu styka się na co dzień – dramatu nie ma. Są to po prostu przedrukowane, nagrane wcześniej wypowiedzi dziewczyn trudniących się nierządem i używających przeważnie języka „branżowego”.
Co mi bardziej przeszkadzało podczas czytania, to wrażenie, że jest to całkowita fikcja literacka, bajdurzenie i „opowieści różnej treści”. Brak tu niestety tego realistycznego charakteru reportażu. Bardziej są to po prostu pamiętniki lub wspomnienia prostytutek, które – jak powszechnie wiadomo – czarują swoich klientów na co dzień. Dlaczego więc mają nie czarować (lub mydlić oczu / udawać / odgrywać rolę – do wyboru) czytelników? Tyle, że „czarowanie” z definicji ma wzbudzać zachwyt, pociągać, być uroczym. Niestety, mnie ta książka nie urzekła. Może dlatego, iż trzeba mi zaoferować „trochę” więcej, niż statystycznemu gościowi agencji towarzyskiej… Było po prostu dość banalnie – bez zaskoczeń, bez kontrowersji. Strasznie to wszystko „letnie”. Jeśli treść książki jest odzwierciedleniem tego, jak jest w tego typu przybytkach w rzeczywistości, to z każdą chwilą bardziej dziwię się ich bywalcom – szczególnie stałym. Ale co kto lubi… Trudno mi tylko sobie wyobrazić, by ktoś polubił tę książkę. Może poza trzema jej bohaterkami, które się w niej „opowiadały”.
Przeczytałam ją w końcu, bo dość długo przeczekała na półce i była przekładana co jakiś czas, a z zasady nie lubię mieć w swojej biblioteczce „nieprzeczytanych” egzemplarzy. Przeczytałam do końca, gdyż taką mam zasadę. Sama bym jej nie wybrała i nie kupiła. Kolejne, nowe doświadczenie – tyle.