Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik234
- ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
- ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Jan Bil
2
5,8/10
Pisze książki: literatura piękna, językoznawstwo, nauka o literaturze
Urodzony: 1955 (data przybliżona)
JAN BIL urodził się w 1955 roku we Lwowie i mieszkał tam przez 35 lat. W tym czasie ukończył dwie „polskie” (radzieckie, z polskim językiem wykładowym) szkoły, a następnie polonistykę w Wilnie i wrócił do lwowskiej „10” (czyli szkoły im. Marii Magdaleny),żeby uczyć tam, gdzie kiedyś jego uczono. W roku 1990 wyjechał ze Lwowa do Warszawy, aby sześć lat później obronić pracę doktorską (UW) poświęconą twórczości Mariana Hemara. W Warszawie był zatrudniony jako polonista w kilku szkołach, pracownik Kancelarii Prezydenta RP, autor i lektor tekstów w Radio ,,Bajka”, a obecnie (niezbadane są wyroki boskie) jako wykładowca oraz... pracownik firmy ochroniarskiej. Do „aktywów literackich” można zaliczyć kilkadziesiąt wierszy wydrukowanych w almanachach poezji, prasie krajowej i zagranicznej. Tańce ze śmiercią powstawały przez kilkanaście lat, jako hołd ,,lwowskiego dziecka” dla ukochanego miasta i rodziców, którzy we Lwowie świadomie pozostali.
5,8/10średnia ocena książek autora
9 przeczytało książki autora
9 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Lwowskie losy Tańce ze śmiercią
Jan Bil
Cykl: Lwowskie losy (tom 1)
5,8 z 8 ocen
18 czytelników 3 opinie
2018
Poetycki świat Hemara: (Wybrane zagadnienia z twórczości M. Hemara)
Jan Bil
0,0 z ocen
0 czytelników 0 opinii
1999
Najnowsze opinie o książkach autora
Lwowskie losy Tańce ze śmiercią Jan Bil
5,8
Prawda, że opis tej książki jest intrygujący? Zwłaszcza dla osób, które tak jak ja, pochodzą z miejscowości położonych przy polsko - ukraińskiej granicy i którym nie jest obca historia Lwowa oraz losy tego miasta podczas II wojny światowej.
Lwowskie losy jest również skarbnicą prawie niespotykanego już prawdziwego bałaku lwowskiego. To bardzo trudny i specyficzny dialekt (mogę pochwalić się tym, że jest on obecny u mnie w domu i czasem mówię po polsku - ale z lwowskim akcentem ;). Uzupełnienie wiedzy na jego temat było ciekawym doświadczeniem.
...
I właściwie w tym miejscu skończyły się moje pozytywne odczucia na temat tej książki.
Nie sądziłam, że nadejdzie taki dzień, kiedy czytanie będzie przyprawiać mnie o płacz. Poziom irytacji osiągał apogeum już w momencie, gdy siadałam z herbatą i brałam ją do ręki... Jestem z tych czytelników, którzy zawsze starają się dać książce szansę i poznać ją od początku do końca. Zakładam, że nawet w tej najgorszej powinny znajdować się jakieś pozytywy. W tej... Cóż... Poza tym jednym wymienionym wyżej, nie znalazłam nic. NIC!
I nie przeczytałam jej do końca. Porzuciłam ją po jakichś dwustu stronach. Naprawdę. I szczerze mówiąc, nie jestem ciekawa zakończenia.
Nie było w tej książce niczego, co grałoby właściwie. Odnosiło się takie wrażenie, jakby pisał to jakiś nawiedzony, lubujący się w wulgaryzmach grafoman na kolanie za pięć dwunasta. Język i styl... TRAGICZNE. Nie mam zielonego pojęcia, co autor chciał osiągnąć poprzez zastosowanie takiego zabiegu, ale było to wysoce niezjadliwe. Dialogi wzięte dosłownie z czarnej dziury, bez ładu i składu; trudno się zorientować, kto z kim rozmawia i ilu bohaterów uczestniczy w tej wymianie zdań. Nie raz nie dwa prychałam i kręciłam głową, a tego, jak wiele razy chciałam cisnąć ten twór przez okno, utopić we wrzącym oleju czy spalić w piecu - nie wspomnę. O bohaterach nie ma co mówić; byli tak nijacy, że aż nie zasługują na wzmiankę w tej recenzji.
Tak naprawdę, to śledzenie fabuły zarzuciłam po setnej stronie. Potem już tylko przesuwałam wzrokiem po słowach, do głowy trafiało może co czwarte, piąte słowo. To wyglądało tak, jakby rodzice wmuszali w małego niejadka gotowane warzywa - a im bardziej naciskali, tym żołądek biedaka bardziej się buntował. Ze mną właśnie tak było, tylko, że to uczucie buntu rozchodziło się po całym ciele. Aż mnie bolało, kiedy brałam ją do ręki.
Na szczęście powiedziałam sobie dość i schowałam ją na dnie wielkiego pudła. Może do czegoś kiedyś mi się przyda.
Nie polecam tej książki. Chyba, że chcecie poznać wyjątkowy lwowski bałak - dla niego można przymknąć oko na pewne rzeczy i spróbować go zrozumieć.
Dziwię się temu wydawnictwu, że wypuścili w świat takiego gniota...
Zuzanna Bębnowicz
czytelniaprzykwiatowej13.blogspot.com