Wielkie wybawienie Elizabeth George 6,7
Miałam ochotę na kryminał w stylu retro i dlatego sięgnęłam po książkę “Wielkie wybawienie” Elizabeth George. Jednak książka nie do końca spełniła moje oczekiwania. Dlaczego?
Kryminał mocno “trąci myszką” i ma dosyć staroświecki, archaiczny styl. Jednak mogłoby to być z pewnością zaletą a nie wadą, gdyby był po prostu ciekawie napisany. Przecież książki takich tuzów literatury jak Agatha Christie czy Arthur Conan Doyle też są stare, a jednak czyta się je z wypiekami na twarzy.
Coś tu wyraźnie zawiodło. Akcja wlecze się w ślimaczym tempie, urokliwe Yorkshire opisane bez polotu, nie czuje się tu klimatu starej Anglii, za to mocno wieje nudą i monotonią.
Sam wątek kryminalny jest jakby dwutorowy, bo z jednej strony Scotland Yard ściga seryjnego mordercę, zwanego rozpruwaczem, a z drugiej strony para policjantów z wydziału dochodzeniowo – śledczego prowadzi dochodzenie w sprawie zabójstwa mężczyzny, Williama Teysa, którego znaleziono zamordowanego i pozbawionego głowy, a przy nim siedziała jego chyba nie do końca zdrowa na umyśle córka, Roberta, która twierdziła, że to ona zabiła, jednak wiele osób ma co do tego spore wątpliwości, bo ojciec i jej ukochany pies, którego również zamordowano, to byli jej jedyni bliscy. Zresztą cała historia rodziny Teysów jest mocno intrygująca i tak od połowy książki zaczęło się to rozkręcać i zrobiło się ciekawiej niż na początku.
Kolejnym, dosyć interesującym wątkiem jest tutaj właśnie owa para śledczych, którzy są na pierwszy rzut oka wyjątkowo niedobrani, a chodzi o Barbarę Harves i Thomasa Lynlea. Obserwowanie ich wzajemnych relacji na gruncie zawodowym i prywatnym stanowiło spore urozmaicenie i było tym, co przyciągnęło moją uwagę. Śledzenie jak ta para się wzajemnie “dociera” dała mi sporą dawkę czytelniczej przyjemności..
Książka w sporej większości przegadana, nie potrafiłam się na niej skupić, myśli ciągle uciekały mi poza akcję, gdyż często wiało nudą, a wszystko było bardzo nijakie. Owszem, tak mniej więcej od 150-ej strony zaczęło się coś dziać, wolno, bo wolno, ale coś tam drgnęło na plus. Jednak drastyczne i niesmaczne zakończenie nijak nie pasowało mi do całości książki. Uważam, że autorka przeholowała. I generalnie ta książka zniechęciła mnie do twórczości Elizabeth George. Mam świadomość, że każdy autor posiada w swoim dorobku mniej lub bardziej udane książki, dlatego dam tej autorce jeszcze jedną szansę i od razu sięgam po kolejną jej książkę.