Wiedźma morska Sarah Henning 6,4
Po "Wiedźmę Morską" sięgnęłam dlatego, że jest retellingiem Małej Syrenki, czyli bezsprzecznie mojej ulubionej baśni spośród wszystkich mi znanych. Nie jest to jednak stricte historia syreny, chociaż ten gatunek pełni w tej książce jedną z najważniejszych ról.
Evie jest szesnastoletnią dziewczyną, którą spośród innych wyróżnia jedna rzecz - jest najbliższą przyjaciółką księcia Niklasa, następcy tronu. Przed czterema laty mieli jeszcze jedną przyjaciółkę, Annę, która w wyniku nieszczęśliwego wypadku utonęła. Jednak właśnie teraz do miasteczka zawitała nieznana nikomu dziewczyna, Annemette, która jest łudząco podobna do zmarłej przyjaciółki Evie. Annemette przedstawia się jednak jako syrena, która znalazła się na ziemi żeby zdobyć serce Niklasa, a Evie zrobi wszystko, by jej w tym pomóc. Czasu jest mało, a Evie jest zdeterminowana - wierzy, że Annemette to faktycznie Anna, a nie ma zamiaru jej utracić po raz drugi.
Czytałam już kilka retellingów "Małej Syrenki" i z tych wszystkich ten wydaje mi się najlepszy, chociaż nie jest to stricte historia Małej Syrenki, a właśnie, jak tytuł wskazuje, Wiedźmy Morskiej. To dosyć odświeżające, chociaż drugi tom obejmuje już tą "właściwą" historię. I muszę przyznać, że to odświeżenie działa, bo mimo że uwielbiam samą baśń, to czasem dobrze jest przeczytać coś tylko lekko zahaczającego o oryginał.
Moim zdaniem najlepszym punktem tej historii jest jej zakończenie. Do pewnego momentu nic nie zapowiada takiego obrotu wydarzeń, co tworzy jeszcze lepszy efekt, więc ostatnie 50 stron staje się naprawdę dobre. Pozostała cześć książki również jest dobra, ale w moim odczuciu właśnie tylko "dobra". Nie lubię oceniać w ten sposób książek, kwitując je jednym słowem, ponieważ wiem, że jeśli coś mi się podobało to zazwyczaj jestem w stanie opisać to w lepszy sposób. Ale dla mnie "Wiedźma Morska" właśnie taka jest - dobra. Do tego, jak wspomniałam, jest to jak dotychczas najlepszy retelling, najciekawszy i nieprzedobrzony (jak na przykład "Pod taflą", na które patrzę tym krytyczniej im więcej czasu mija odkąd przeczytałam tę książkę).
Książka ma też jeszcze jeden aspekt, który może dla mnie nie jest plusem sam w sobie, ale może dla kogoś będzie - nie jest to tylko książka o syrenach, ale także o wiedźmach, a wątek ten za sprawą Evie wysuwa się często naprzód, zatem jeśli ktoś ma ochotę na niezłą powieść o wiedźmie czy czarownicy, to "Wiedźma morska" może się sprawdzić.
Co do tłumaczenia, czyli kwestii, z powodu której ta książka tak bardzo "zasłynęła" u nas w Polsce... Nie jestem orłem z angielskiego, ale nawet ja mogę stwierdzić, że zdania są czasem lekko koślawo przełożone, jednak moim zdaniem o wiele gorsza jest kwestia redakcji i korekty, bo to na tym etapie tekst mógł zostać poprawiony a większość błędów wyprostowana. Historia sama w sobie może by wtedy nie zyskała, ale na pewno wizerunek wydawnictwa nie zostałby nadszarpnięty, a czytelnicy byliby chętni do sięgania po polskie tłumaczenie, zamiast po oryginał.