Ultramaratończyk podejmuje kolejne wyzwanie. Tym razem czeka na niego Pustynia Gobi. Nie wie jednak, że to będzie jeden z naważniejszych jego maratonów, że na wiele miesięcy zaszczepi w nim stres z powodu niewielkiej kulki z czarnymi oczkami, która obdarzy go niewiarygodnym zaufaniem. A tego nie można zlekceważyć.
To książkach o ludzkich zmaganiach z własną ambicją, ciałem i absurdami tego świata.
Książka jest o ultramarotończyku i w takim samym tempie się ją czyta. Nie można oderwać oczu, szczególnie w drugiej połowie, bo przecież chcemy wiedzieć, czy się udało, bo to prawdziwa historia.
Historia Diona i Gobi to praktycznie gotowy scenariusz do filmu. Nie zdziwiłabym się wcale, gdyby za jakiś czas pojawiła się w kinach opowieść o nich. Książka jest napisana lekkim i przystępnym językiem. Czyta się ją z przyjemnością. Czytając książkę poznajemy historię poznania Gobi oraz jej poszukiwań. Autor wspomina również swoje dzieciństwo i wydarzenia poprzedzające udział w ultramaratonie. Są to jakby migawki, które pojawiają się w przerwach opowieści o wyścigu w Azji. To daje pełniejszy obraz charakteru Diona oraz pozwala zrozumieć jego podejście do kilku kwestii poruszanych w książce. Dowiadujemy się też trochę o zasadach organizacji tak ekstremalnych wyścigów, jak ultramaratony pustynne. W swojej opowieści Dion przedstawia też dość dokładnie formalności, jakie trzeba załatwić, żeby sprowadzić psa do Wielkiej Brytanii z innego kraju.
http://www.czytajac.pl/2018/02/odnalezc-gobi-dion-leonard/