Najnowsze artykuły
- Artykuły„Nowa Fantastyka” świętuje. Premiera jubileuszowego 500. numeru magazynuEwa Cieślik3
- ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 2LubimyCzytać3
- ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński9
- ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać14
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Jeevan Kang
1
3,0/10
Pisze książki: komiksy
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
3,0/10średnia ocena książek autora
2 przeczytało książki autora
0 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Spider-Man: India Jeevan Kang
3,0
Przeglądając przepastne archiwa Marvel Unlimited natrafiłem ostatnio na intrygujące znalezisko – czterozeszytową serię Spider-Man: India. O serii słyszałem już dawniej, nie poświęciłem jej jednak większej uwagi (pamiętam, że rozbawiły mnie kuriozalne ceny TPB na brytyjskim Amazonie). Tym razem postanowiłem jednak dać indyjskiemu Spider-Manowi szansę.
Nie mogę jednak tak od razu przejść od opisu samego komiksu, bowiem w tym przypadku niezbędne jest przybliżenie kontekstu powstania tego dziełka. Spider-Man India to wytwór z przełomu lat 2004 i 2005, a więc dobrą dekadę przed wielką dramą o poprawność polityczną w Marvelu i batalię o nie-białych i nie-męskich superbohaterów. Oczywiście jestem świadom tego, ze w zarówno w Marvelu jak i w DC od zawsze istniała reprezentacja mniejszości wszelakich, jednak dopiero w przeciągu kilku ostatnich lat zjawisko to stało się języczkiem uwagi mediów i obiektem sporu lewej i prawej strony. Internetowe fora pękały w szwach od dyskusji na temat azjatyckich wersji Hulka i Supermana, czy pozycji Captain Marvel w całym uniwersum Marvela. Każda skośnooka, czy ubrana w burkę postać Marvela i DC staje się dzisiaj przysłowiową kupą, która momentalnie uderza w łopatki wiatraka zaczynając uroczą internetową gównoburzę.
A w 2004, Panie, to inaczej było, o czym świadczy powstanie Spider-Man: India. Ojcem tej serii jest niejaki Sharad Devarajan, szef Gotham Entertaimnet Group, wydawnictwa odpowiedzialnego na ten czas za wydawanie min. Marvela, DC, Dark Horse, czy MAD Magazine w całej Azji Południowej. Osiągnięcia te Sharad wraz z amerykańskimi kolegami z Marvela postanowił ukoronować w 2004 roku wydając mini-serię, która łącząc amerykański folklor komiksowy z hinduską mitologią i kulturą, miała rozbić każdy bank w Indiach i mówiąc krótko wygrać życie. Postanowiono zupełnie przearanżować zachodniego superbohatera do wersji lokalnej, a więc zrobić rzecz bezprecedensową jak na 2004 rok. Wystrzelono z największego działa i wybrano Spider-Mana, już i tak najpopularniejszego marvelowskiego bohatera na świecie, którego dodatkowo niosła fala popularności kinowej adaptacji Sama Raimiego (notabene film ten zrobił absolutną furorę w Indiach notując na ten czas najlepsze otwarcie wśród wszystkich hollywoodzkich filmów w historii). Do pracy zatrudniono hinduskich scenarzystów i rysowników, a projekt wydawał się skazany na sukces.
Nie mnie oceniać sukces finansowy Spider-Man: India, nie mogłem się dokopać do żadnych informacji na ten temat, jednakże zawsze mogę przybliżyć Wam wartość merytoryczną i moje subiektywne odczucia po przeczytaniu tych 4 zeszytów. Jest to kuriozalna paczka upychająca w sobie wszelkie schematy znane z komiksów ze Spider-Manem, jednakże bez żadnej gracji i lotności oryginału. Mamy to recykling w czystej postaci. Ubrany w dhoti i pochodzący z niezamożnej rodziny Pavitr Prabhakar jest obiecującym uczniem, którego jednak gnębią w szkole w Bombaju miejscowe fajne dzieciaki. Do Pavitra uśmiecha się los – bliżej nie określone hinduskie bóstwo w postaci płonącego niebieską poświatą jogina, ni z gruchy ni z pietruchy przekazuje naszemu młokosowi moce Spider-Mana. I już, i tyle. Wszystko można wytłumaczyć przeznaczeniem i wolą bogów. Nie trzeba się też bawić w niepotrzebną ekspozycję, bowiem Pavitr w przeciwieństwie do Petera, nie musi uczyć się swych nowych mocy, a dostaje cały knowhow w pakiecie od wspomnianego bóstwa. Niedługo ginie również wujek Bhim, który postanowił stanąć w obronie napastowanej przez nicponi kobiety (problem wyjątkowo żywy w Indiach do dnia dzisiejszego). Pavitr oczywiście postanawia polatać sobie między wieżowcami Bombaju zamiast ratować wujka, potem odkrywa co się stało się, tłucze rzezimieszków na kwaśne jabłko, uczy się o wielkiej sile i wielkiej odpowiedzialności i pozuje do ostatniego kadru zeszytu. Wszystko co Wam właśnie opisałem miało bowiem miejsce na kanwie jednego zeszytu, w którym upchnięto jeszcze pierwsze końskie zaloty Pavitra do Meery Jain oraz teaser głównego złego serii, Nalina Oberoi’a, którego tu po prostu opętują piekielne demony rodem z Ramayany. Połączono tu zatem motyw chłopka z liceum, który dorasta i uczy się życia wraz z rozkminianiem swoich nowych mocy z epopeją o walce mitycznego księcia z demonami chcącymi zniewolić ludzkość. A potem jest jeszcze gorzej, choć na opis pozostałych 3 kuriozalnych zeszytów nie starczy mi już siły.
Nie chcę jednak zupełnie wylewać pomyj na ten komiks, bo choć dziś moglibyśmy powiedzieć, że nie szanuje on materiału źródłowego, a bohaterom absolutnie brakuje jakiejkolwiek głębi to jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że idealnie wpasował się do hinduskiej kultury. W kraju, gdzie nie tyle każdy stan, co nawet każda wioska ma swój własny panteon bogów i demonów, a motywy walki dobra ze złem, odkupienia, zemsty, czy dorastania mieli się od tysięcy lat w tysiącach wariacji historii, opowiastka z Pavitrem Phabhakarem znajduje swój sens. Nie ma sensu w tym wypadku serwować widowni jakiś wykwintny origin story postaci, coś w stylu Batman: Year One, gdyż, w moim odczuciu, ludność indyjska oczekuje już z marszu epickich starć z maszkarami i zapierających dech w piersiach cliffhangerów. Ja jednak oczekuje przede wszystkim jakości, a niestety Spider-Man: India stoi na poziomie fan-ficka napisanego przez hinduską studentkę. Co by nie mówić o Milesie Moralesie, to komiksy z jego udziałem bronią się pod względem jakości. Pavitr Phabakhar nie dostał nawet szansy na rozwój, kończąc swój żywot na słabiuteńkiej mini-serii…