Najnowsze artykuły
- ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński1
- ArtykułyLiliana Więcek: „Każdy z nas potrzebuje w swoim życiu wsparcia drugiego człowieka”BarbaraDorosz1
- ArtykułyOto najlepsze kryminały. Znamy finalistów Nagrody Wielkiego Kalibru 2024Konrad Wrzesiński3
- ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel34
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Jacek Dyba
1
4,3/10
Pisze książki: literatura obyczajowa, romans
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
4,3/10średnia ocena książek autora
4 przeczytało książki autora
0 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Uciekinier ze świętego miasta Jacek Dyba
4,3
Książki takie jak Uciekinier ze świętego miasta, a w zasadzie rzec można książeczki, liczące niespełna sto pięćdziesiąt stron, są z reguły błyskawiczną lekturą, często dość lekką… W przypadku tej powieści czas właściwie się zgadza, z lekkością bywało różnie…
Powieść ta traktuje o przyjaźni – takiej męskiej, prawdziwej, nie do podważenia. I w zasadzie wszystko byłoby ładnie i pięknie, gdyby książka poza wstępem – jakby rozwinięciem – i zakończeniem, miała jakieś uzupełnienie.
Poznajemy historię Sławka i Wiktora, którzy zaprzyjaźnili się ze sobą w dość intrygujący sposób, w dość niecodziennych warunkach. I o ile w przyjaźń między więźniami z celi jestem w stanie uwierzyć, tak sposób jej zawarcia – zważywszy na przynależność w hierarchii więziennej – jest dla mnie nieco nieprawdopodobny…
A wracając do samej formy powieści, przyznam szczerze, że w moim odczuciu jest nieco chaotyczna. Zaczyna się całkiem fajnym wprowadzeniem do fabuły, natomiast dalej trafiamy na małe turbulencje. Czytając, miałam po prostu wrażenie, że brakuje jej kilkudziesięciu stron, które uzupełniłyby te luki, które stworzył autor. Taka niepełna układanka, do której ciężko znaleźć i dopasować kilka puzzli. I przez te „braki” musiałam niekiedy wracać kilka linijek do tyłu, ba! czasem stronę, by upewnić się, że czegoś nie przeoczyłam.
Niemniej te „rozdziały” i dłuższe fragmenty, które serwuje autor, czyta się całkiem przyjemnie. Na pewno są ciekawie skonstruowane i przyciągają uwagę, w chwilach, gdy czytelnik nie gubi się pomiędzy wydarzeniami.
Zakończenie tej historii jest z jednej strony, biorąc pod uwagę opis, jaki znajduje się na tyle – całkiem logiczne i oczywiste, z drugiej jednak strony zaskakujące w swojej oczywistości i prostocie.
Podsumowując: Ciężko ocenić mi jednoznacznie tę powieść, po części bowiem przypadła mi do gustu, po części czuję niedosyt. Takie denerwujące uczucie, jakby autor podzielił się tylko częścią tej historii. Wybrał kilka fragmentów i przekazał czytelnikowi, zamiast podzielić się całością. Niemniej na pewno jest to ciekawostka literacka, której idealnym uzupełnieniem jest okładka. Więc to czy sięgnięcie po tę powieść, czy też nie – to tylko i wyłącznie wasza decyzja. :)
Uciekinier ze świętego miasta Jacek Dyba
4,3
Wydawało mi się, że przeczytam "Uciekiniera ze świętego miasta" w jeden wieczór, bo książeczka ma naprawdę niewiele stron. Jednak nie udało mi się. Powód jest prosty, bardzo się gubiłam w treści. Nie wiem czy to wina tego, że mam egzemplarz recenzyjny przed korektą, czy tak miało być, ale coś jest nie tak jak dla mnie.
Zacznę może od początku. Opis książki sugeruje, że jest to opowiadanie o niezwykłej przyjaźni dwóch mężczyzn, którzy przede wszystkim są skrajnie różnymi ludźmi, a dodatkowo poznają się w dość niesprzyjających warunkach. Mianowicie pierwsze spotkanie i zacieśnianie przyjaznych więzów miało miejsce w więzieniu.
Jeden z nich to muzyk, który trafił do więzienia prawdopodobnie za coś do czego nie przyłożył nawet palca. Nie mając pojęcia o tym, że może być oskarżony o cokolwiek radośnie i zupełnie przypadkowo wymykał się przez dwa lata z rąk wymiaru sprawiedliwości. Przypadkowo, bo będąc nieświadomym wcale nie próbował się przed nikim ukrywać. Na imię Mu Wiktor.
Drugi natomiast to osławiony gangster "Harnaś" z pierwszych stron gazet, Sławek. Był takim niby Robin Hoodem, co to zabiera bogatym, a biednym rozdaje.
To zawarcie przyjaźni było bardzo osobliwe. Wydaje mi się, że taki sposób zaprzyjaźnienia się w więzieniu jest niemożliwy. I tym bardziej niemożliwe jest, aby facet taki, jak Wiktor zdobył tak wielkie poważanie tym samym. To mi po prostu nie pasuje.
Książka jest nieźle napisana, językowo. Rozbawiła mnie nawet kilka razy i ten humorek Autora wydaje mi się ogromnym plusem. Minusem jest to, że znalazłam go stanowczo zbyt mało, albo nie potrafiłam szukać. Czytałam długo, ponieważ wciąż wracałam o kilka, kilkanaście lub właściwie wszystkie strony, w poszukiwaniu czegoś, co myślałam, że mi umknęło i przez to nie rozumiem do końca o, co chodzi. Jednak okazywało się, że nie mogło mi umknąć coś czego nie było, stąd też moje wrażenie, że brakuje wielu stron w tej książce. Uważam, że uzupełnienie jej o niezbędne wręcz, połacie sensownego tekstu, łączące wszystkie fragmenty, sprawiłoby, że dużo by zyskała.
Więcej o książce dowiecie się na moim blogu.