Najnowsze artykuły
- ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać2
- ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
- Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński25
- ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Stanisława Sowińska
1
7,0/10
Pisze książki: biografia, autobiografia, pamiętnik
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,0/10średnia ocena książek autora
18 przeczytało książki autora
32 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Gorzkie lata Stanisława Sowińska
7,0
Historię własnego kraju niewątpliwie powinien znać każdy, choć nie zawsze jest ona spisana pięknymi zgłoskami, nie zawsze budzi dumę i podziw. Są bowiem takie fakty w tej historii, które przygnębiają, dołują, przynoszą wstyd. Do takich na pewno należą lata wczesnego komunizmu w Polsce, tzw. okresu "błędów i wypaczeń", "walki z wrogiem wewnętrznym".
Niektórzy historycy twierdzą, że nader ważnym elementem nakręcającym Wielką Czystkę, zapoczątkowaną w Związku Sowieckim w 1930 roku, było przekonanie, iż Pierwsze Państwo Robotników i Chłopów otoczone jest zewsząd wrogami, kapitalistycznymi mocarstwami, które przygotowując się do agresji, nasyłają wszelkiej maści szpiegów i sabotażystów, a także werbują ich spośród elit politycznych. Podobną linię przyjęto po wojnie niemal we wszystkich krajach, które znalazły się w strefie wpływów Moskwy. Poszukiwano "wroga wewnętrznego" w samej partii i w strukturach państwa, wśród dotychczasowych przyjaciół i towarzyszy walki; każdy, kto miał odrębne zdanie, inne spojrzenie na sposób działania, taktykę, nawet będąc w strukturach partyjnych, automatycznie stawał się wrogiem klasowym, ustrojowym, wrogiem Państwa.
Książka "Gorzkie lata" Stanisławy Sowińskiej jest osobistym świadectwem bezpodstawnego oskarżania, niszczenia, upodlania ludzi, ich poniżającego traktowania w więzieniach służby bezpieczeństwa, przetrzymywania bez procesu, bez wyroków, w warunkach urągających wszelkim zasadom, psychicznego i fizycznego znęcania się nad nimi, tysięcy przesłuchań, wymuszania zeznać bądź ich fabrykowania. Autorka doświadczyła tego osobiście, przez niemal 5 lat będąc przetrzymywana w celach bezpieki.
Nie da się przelać w tej krótkiej opinii wszelkich emocji i odczuć, towarzyszących tej lekturze, która nie jest łatwa, ale po którą mimo wszystko powinno się sięgnąć. Nie wiem jednak, czy stać mnie będzie na kolejną tego typu lekturę, bo historia tamtych lat jest zbyt przygnębiająca i bolesna ...
Gorzkie lata Stanisława Sowińska
7,0
Wspomnienia wysoko postawionej w aparacie władzy komunistki, w których o powojennych oddziałach partyzanckich AK pisała – bandy, od których należy uwolnić kraj.
Czy powinnam w Narodowym Dniu Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” pisać o ich „kacie”, zamiast o którymkolwiek z nich? Czy warto było tracić czas dla kogoś takiego, skoro na rynku wydawniczym mnóstwo publikacji osób represjonowanych przez reżim, który budowała? Czy warto było poświęcić jej uwagę, skoro czekał mnie V już bieg Tropem Wilczym poświęcony pamięci walczących w antykomunistycznym podziemiu?
Na wszystkie pytania odpowiedziałam sobie – tak.
Byłabym ignorantką, gdybym skupiała się tylko na jednym, politycznie poprawnym, źródle wiedzy o czasach stalinowskich w Polsce. Tego samego zdania był redaktor opracowania tej pozycji i autor wstępu do niej – Łukasz Bertram, który również zadał podobne pytanie – „...po co dziś mamy dawać głos komunistom, działaczom i funkcjonariuszom dawnego systemu, budowniczym jego podwalin, po co przejmować się ich rozterkami, porachunkami i cierpieniem?” Chociażby dla obiektywnego i całościowego obrazu tamtych czasów – odpowiada – bo „próba zrozumienia jakiegokolwiek doświadczenia za pomocą odwołania się do interpretacji i wrażliwości tylko wybranej – tej „lepszej” – grupy świadków, siłą rzeczy będzie kulawa, niepełna”. Dlatego, czytając wspomnienia autorki, działaczki PPR, szefa Wydziału Informacji GL, oficera kontrwywiadu wojskowego, członka aktywu partyjnego, a potem szefa Biura Studiów rozpracowującego, inwigilującego i aresztującego wrogów partii, podwładną Mariana Spychalskiego i współpracownicę członków kierownictwa Zarządu Głównego Informacji, miałam bezpośredni wgląd w mechanizm działania systemu partyjnej władzy od środka, przyjrzeniu się z bliska, również od strony prywatnej, osobom decydującym o życiu i śmierci takich, jak Wiesław Gomółka, znani funkcjonariusze UB, śledczy i „kaci” – Józef Różański, Józef Dusza czy Anatol Fejgin, który lubił powtarzać – „Od nas, z Informacji, odchodzi się albo do więzienia, albo na cmentarz...”
Autorka trafiła do więzienia w październiku 1949 roku na fali czystki rozpętanej przez Stalina w ramach Wielkiego Terroru, a która do Polski dotarła w latach 40. i trwała do lat 50. XX wieku. W poszukiwaniu „wroga wewnętrznego” do więzienia mógł wówczas trafić każdy. I trafiali. Włącznie z Wiesławem Gomółką.
Jedną z takich ofiar Wielkiej Czystki była również autorka.
Ciekawym było obserwować ją uwięzioną przez współtowarzyszy na podstawie bezpodstawnego (według niej) oskarżenia, „jako nosiciela groźnego, prawicowo-nacjonalistycznego odchylenia”, antyradzieckiej dywersji, zdrajczyni partii i kolaborantki z Niemcami. Użyłam określenia „ofiara”, ponieważ oskarżenia nie znalazły potwierdzenia w faktach. Na swój sposób autorka była, w tym systemie nieprawości i podejrzliwości wszystkich o wszystko, prawa, a w trakcie wieloletniego śledztwa – niezłomna. Niezwykłym było dla mnie obserwowanie jej jako więźniarki, która z byłymi przełożonymi musiała odnaleźć się w zupełnie nowej i kuriozalnej relacji – kat i ofiara. Miałam nadzieję, że jej przemyślenia na temat partii i słuszności prowadzonej przez nią polityki, wątpliwości, podważanie jedynie słusznej ideologii, zmienią jej nastawienie do komunizmu i socjalistycznego ustroju.
Niestety – była w swojej postawie nieprzejednana.
Cierpienie, i dylematy przez nie wywołane, zupełnie nie wpłynęło destrukcyjnie na wierność partii i jej zasadom. Chociaż miała świadomość zachodzących w niej przemian, pisząc – „Przechodzę proces wewnętrzny. Ciężko, boleśnie. Jaka z niego wyjdę – jeśli wyjdę w ogóle – lepsza, gorsza? W każdym razie na pewno inna niż byłam. Na pewno...” Nie łudziłam się, że jej nastawienie ulegnie zmianom radykalnym, bo, jak mawiał sarkastycznie jeden ze śledczych – „To nic, więzienie hartuje prawdziwego komunistę”. A ona była prawdziwą komunistką. Może dlatego nie potrafiłam jej współczuć, pomimo przerażających scen znęcania się nad nią. Przede wszystkim psychicznych. Nie bito jej, a mimo to, opuszczając więzienie w grudniu 1954 roku, po pięciu latach niewoli, była psychicznym (choroba psychiczna, depresja, próby samobójcze) i fizycznym wrakiem człowieka.
Najciekawsze w tym wszystkim było obserwowanie moich emocji i reakcji na jej zwierzenia.
Na początku, kiedy narzekała na sadzanie jej w celi śledczej „na niewygodnym (istna tortura dla ciała) taborecie w kącie”, reagowałam sarkazmem – a co mieli powiedzieć ci, którzy siedzieli na odwróconym taborecie z jedną nogą w kiszczce stolcowej? Gdy skarżyła się na niejadalne racje żywnościowe, domagając się posiłków dietetycznych ze względu na stary postrzał w jelita – mełłam w ustach najgorsze słowa. Piekielnie trudno było mi zobaczyć w niej człowieka. Zwłaszcza po takich wyznaniach „win” – „Czyż nie warto, choćby dla własnego spokoju wewnętrznego, przyjąć – zasłużyłam na to, co mnie spotkało, mam za co siedzieć. Więcej samokrytyki, towarzyszko – strofuję się surowo w myślach – zrewiduj swoją przeszłość nie pod kątem śledztwa, a własnego sumienia. Czy nie było w przeszłości twojej czynów, które ogniwo za ogniwem nanizały łańcuch przykuwający cię teraz do więziennego wyrka?” Ot i wnioski płynące z doświadczania samego dna komunistycznego piekła! I może to zafiksowanie w poglądach wbrew otaczającej ją brutalnej rzeczywistości, sprawiło, że z czasem zaczęło być mi jej tak po ludzku żal. Nie z powodu cierpień, które były niezaprzeczalnie potworne, ale z powodu jej ślepoty politycznej i wyborów, które doprowadziły ją do tej ciasnej, zimnej, ciemnej, śmierdzącej celi. Do stworzenia historii kobiety – jak napisał autor wstępu – „słabej, znękanej, miażdżonej - zmuszonej do konfrontacji z potężnym i wszechogarniającym systemem, wtłoczonej w tryby ideologicznego obłędu i brutalnego cynizmu”. Paradoksalnie – „...paranoicznego porządku budowanego, bez szczędzenia sił, na całkowitej nieprawdzie”.
Kobiety, która nigdy tego nie dostrzegła.
Była tylko rozczarowana współtowarzyszami, bo, po wyjściu z więzienia, nie wróciła do wojska i polityki, a członkiem PZPR przestała być w 1976 roku na znak protestu „przeciw niesprawiedliwemu, jej zdaniem, traktowaniu komunistów pochodzenia żydowskiego”, bo sama była Żydówką – Chaną Zalcman. Pozostaje mi tylko dołączyć się do jej refleksji podsumowującej cały jej los, bolejącej nad fiaskiem jej życia osobistego i rozpaczającej nad fiaskiem ideałów.
Żal mi zagubionego człowieka...
http://naostrzuksiazki.pl/