Inwentaryzacja Agnieszka Werachowska 5,7
ocenił(a) na 845 tyg. temu "Tuż za nią stało coś bardzo dziwnego. Coś dużego i człekokształtnego, sięgającego prawie do samego sufitu. Coś ulepionego z czarnej masy, która spływała po postaci gęstymi kroplami, spadając na podłoże. Wysoka, ociekająca góra błota albo raczej błyszczącej smoły o lekkim zarysie głowy i ciała. Bez twarzy. Bez oczu, uszu ani ust."
W ciągu kilku lat czytania literatury niesamowitej, ostro rozgałęziłem swoje preferencje, sięgając zarówno po egzystencjonalne dziwne opowieści, jak i horror ekstremalny z dna piekieł, ale ostatecznie nigdy nie zrezygnuję z powrotu w rejony, które mnie ukształtowały i sprawiły, że pokochałem wszystkie nadnaturalne historie.
Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ dziś, chciałbym opowiedzieć Wam o najnowszej książce z katalogu wydawniczego Phantom Books Horror, jaką jest "Inwentaryzacja" Agnieszki Werachowskiej.
Jeśli czujecie się głupio, że nie znacie nazwiska autorki to spokojnie, nie jesteście w tym sami. Nie miałem jeszcze przyjemności spotkać się z autorką, mimo że debiutowała tajemniczo brzmiącym "Zakątkiem" i tekstem w "Szortalu na wynos", toteż nie za bardzo wiedziałem czego, tak właściwie się spodziewać.
Jak już wyżej wspominałem, "Inwentaryzacja" to powrót do korzeni horroru. Do miejsca i czasu w przestrzeni literatury grozy, gdzie czytelnicy udają się żeby, trafić na coś, co przyniesie im czystą rozrywkę na kilka godzin. Do miejsc bez tych wszystkich skrajnych emocji, które niosą za sobą "wyspecjalizowane" horrory z nastawieniem na ekstremę i weird, by po prostu napawać się ciekawą historią, która będzie lżejsza od codziennie czytanych rzeczy.
"Inwentaryzacja" opiera się na zgrabnym i starym jak świat pomyśle (bardzo dobrze znanym fanom serii "Martwe zło") polegającym na nieświadomym wypuszczeniu nienazwanego bytu. To historia, w której za sprawą tytułowej czynności, grupa nieświadomych pracowników pewnej firmy, będzie musiała zmierzyć się z swoimi lękami, swoim prawdziwym ja i czymś na widok czego, występują ciarki.
Czytając, czułem coś na kształt obcowania z książkami Grahama Mastertona, Jamesa Herberta i całej tej radosnej plejady gwiazd z wczesnego Phantom Press Horror i Amber Horror. Agnieszka skutecznie poszczuła mnie swoimi demonami i sprawiła, że na dobrych kilka godzin przepadłem w wykreowanej przez nią "fabryce".
Doświadczyłem też kilku emocji, i chociaż nie była w stanie mnie przestraszyć, to nadal bawiłem się naprawdę świetnie.
Cieszę się, że mimo tych wszystkich turbulencji, zmian właściciela i ogólnej sytuacji na rynku wydawniczym, PBH nadal jest z nami. Nadal widzę w tym miejsce, gdzie mogą publikować mniej znani autorzy i autorki. To wydawnictwo, które naprawdę szerzy promocję horroru łowiąc takie nazwiska jak omawiana tu Agnieszka Werachowska.
Polecam, szczególnie tym, którzy dopiero zaczynają lub po prostu na moment chcą wrócić do miejsc, gdzie zaczynali.