Morze światła. Opowieści tadżyckie Marcin Sawicki 6,4
ocenił(a) na 78 lata temu Wiele czytelniczej przyjemności dostarczyła mi ta książka, nie tylko dlatego, że mało wydaje się u nas książek, które traktują o Azji Centralnej.
Autor rozpoczyna swoją opowieść od momentu, kiedy zrodził się pomysł na wyprawę do Tadżykistanu, a w narrację zaskakująco sprawnie wpleciona jest garść faktów historycznych. Nie jest łatwo przeprowadzić czytelnika przez menady azjatyckiej historii najazdów, podbojów, narodzin i upadków imperiów, a jednak Sawickiemu jakoś się to udaje i kiedy rozpoczynamy z nim podróż do Tadżykistanu, nie jest to już miejsce zupełnie obce, łatwiej też zrozumieć problemy, z jakimi zmaga się młoda republika.
Pisze o nich Sawicki: o niejednorodnym etnicznie społeczeństwie, podzielonym sztucznymi granicami politycznymi, które nijak się mają do historii i tradycji, o narodowej dumie z jednej strony i o fali zarobkowej emigracji z drugiej, o konfliktach zbrojnych i o życiu w zapadłych wioskach rozsianych wśród górskich szczytów, które toczy się niespiesznym rytmem wyznaczanym głównie ciężką pracą.
Siłą rzeczy nie jest to więc książka, w której autor kuligiem jeździ od jednego zabytku do drugiego, w międzyczasie przedzierając się przez niedostępne ścieżki z nożem w zębach. Owszem, opisuje pobyt w Duszanbe, Chodżent, ale jest to relacja pełna melancholii i zadumy nad losami kultury. Nie ma, jak u Paula Theroux, spotkań z kolegami po piórze, ale za to są rozmowy ze zwyczajnymi ludźmi, tymi, których zwykle najtrudniej jest spotkać - o ich codzienności, ich sposobie patrzenia na świat.
Piękna jest ta książka z niespieszną narracją, z długimi pobytami w górskich ostępach, z rozmowami z ludźmi, z których opowieści rodzi się mozaikowy obraz niełatwej historii regionu. Nie dla każdego, to pewne - ale kto się nie boi wrażliwości, zadumy i nieuczęszczanych ścieżek, ten się nie rozczaruje Sawickim.