Nike i upiory

LubimyCzytać LubimyCzytać
07.10.2013

Fot. Biuro Literackie

Nike i upiory

Tegoroczne rozdanie nagród Nike komentuje dla nas publicysta, dziennikarz i poeta Marcin Sendecki, pytając nie tylko o rolę dzisiejszych nagród literackich, ale także o to, czy da się dziś pisać o rzeczywistości, nie posiłkując się kliszami i kiczem.

Czym jest Nagroda Nike, tłumaczyć chyba nie potrzeba po tylu latach jej istnienia. Od jej inauguracji powstało parę innych nagród, tak więc rynek wyróżnień nieco się zdecentralizował – czemu można tylko przyklasnąć – co nie znaczy jednakowoż, iżby nie dało się zawsze znaleźć wśród tytułów roku poprzedniego książek mniej czy bardziej haniebnie przeoczonych (lub odrzuconych) przez wszystkie możliwe zespoły jurorów. Listy owych pominięć będą oczywiście różnić się w zależności od tego, kto je zechce sporządzić, a znajdą się i tacy, którzy wszystkie werdykty przyjmą z satysfakcją.

To są, jak się rzekło, sprawy oczywiste. Podobnie jak to, że książka nagrodzona (lub nienagrodzona) nie staje się z tej racji lepsza ani gorsza, może co najwyżej opromieniona nagrodą przykuwać większą uwagę publiczności pokładającej wiarę w autorytet wyborów jury, złożonego z konkretnych osób o konkretnych gustach, które zresztą, z konieczności, ucierają się w toku kolegialnej pracy nad werdyktem. Dobitnym przypomnieniem owej relatywnej wartości wszelkich nagród jest, ubiegłoroczne bodaj, exposé szefa gdyńskiego jury Piotra Śliwińskiego, odżegnujące się od roszczeń, by nagroda Gdyni (w domyśle – każda nagroda) rozstrzygać miała ostatecznie o statusie dzieła i jego miejscu w historii literatury.

Z Nike kłopot polega jednak na tym, że ufundowana została (i trwa przy nim z większym czy mniejszym przekonaniem) na założeniu zgoła przeciwnym – absolutyzującym własne wybory i przekonującym do nich całą publicystyczną siłą macierzystej „Gazety Wyborczej”, a więc medialnym wsparciem, o którym inne nagrody mogą tylko pomarzyć. Dowiadujemy się więc co roku, że książka-laureatka Nike jest z definicji „najważniejszą/najlepszą/najwybitniejszą” książką roku ubiegłego, a to jest (zgódźmy się, że tak bywało) przypadek zaledwie szczególny, a nie doroczny. Albowiem laureatka Nike (i laureatka każdej innej nagrody) jest z definicji tylko (i aż) książką-laureatką, która – tak się złożyło – została nią w danym roku wybrana. Służy to z jednej strony sensacyjno -dziennikarskiej, łasej na wszelkie superlatywy narracji, która obecnie jako jedyna ma szanse przebić się, podobno, do szerszej publiczności, co wiąże się, idąc dalej, z przekonaniem, że promujący czytelnictwo aspekt nagrody zostałby umniejszony, gdyby (niczego nie odbierając laureatce ze splendoru) rzecz od początku prezentować z nieco mniejszym zadęciem.

Co może pozwoliłoby, zresztą, uniknąć rytualnych biadań o „upadku nagrody”, która nie sprawia już, że jej wybraniec czy wybranka sprzedaje się w masowym nakładzie, a „drzewiej bywało inaczej...”. Owe dzisiejsze czy niegdysiejsze nakłady lawinowo rosnące po Nike zdają się ją wciąż nieco pętać – ostatnio jakby mniej, może wynika to z regulaminowej rotacji składu jury – w promowaniu książek, które niekoniecznie mogą liczyć na masową publiczność, choć, powtórzmy, spośród ostatnich laureatów ani Marek Bieńczyk, ani Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki i chyba również Marian Pilot list przebojów nie zawojowali i szczęśliwie pewnie nie zawojują.

Patrząc na sprawę w ten sposób – i mając w dodatku na uwadze wpisaną w Nike wielogatunkowość, przy jednoczesnym regulaminowym wspieraniu powieści – za niecelowe uważam komentowanie listy nominacji, a nawet wyboru z niej finałowej siódemki. Jest, jaka jest (to jest: była, jaka była, gdyby była inna, też nie byłoby skandalu) – i nie ma co się na ten temat rozwodzić. Skoro odmawia się nagrodzie prawa do pewnych absolutnych roszczeń, nie ma się prawa do oceniania jej wedle innych uniwersalizujących standardów.

Jednakowoż, książki-finalistki sumiennie przeczytałem, niektóre po raz pierwszy z okazji ich nominowania. I muszę przyznać – być może to kwestia ogólnego znużenia polskimi nagrodami – na werdykt czekałem bez większych emocji. Z dojmującą wszakże refleksją, że – może przypadkiem – w tym roku „siódemka” Nike w większej części posiłkowała się upiorami, zjawami i innymi zjawiskami nadprzyrodzonymi. Znak czasu? Nie mnie to oceniać.

W każdym razie, najbardziej trzeźwym tekstem w finałowym gronie było Mokradełko Katarzyny Surmiak-Domańskiej (aczkolwiek traktujące o dość upiornej sprawie molestowania seksualnego w rodzinie). Ten solenny, porządny, wnikliwy, nieoczywisty reportaż zasługuje, bez dwóch zdań, na oklaski. Ale chyba nie na nagrodę za najlepszy utwór literacki roku ubiegłego – i nagrody nie dostał.

Upiory kłębiące się (lub nie) w tomie Justyny Bargielskiej są może mniej widoczne, bo autorka uprawia solidną poezję z gatunku „niezrozumiałych” wspieraną jednak dość zdumiewającymi egzegezami krytyki i własnymi komentarzami. Czy Bach for my baby był najlepszym tomem poetyckim 2012 roku? Rzecz gustu, jak zwykle. Osobiście w to wątpię, pamiętając o tomach Sosnowskiego (który dostał Gdynię), Zadury (który do Nike chyba nigdy nie był nawet nominowany) i „Zwrotkach” Cezarego Domarusa, jednym z najwybitniejszych tomów poetyckich co najmniej ostatnich paru lat, przeoczonym zresztą przez wszystkie nagrody. Obejrzawszy zaś autoapologię Bargielskiej w filmiku prezentującym książkę na gali (czy to tylko moje wrażenie, że owe filmiki robią się z roku na rok coraz bardziej żenujące?), rad jestem, że nagrody nie dostała. Tym bardziej, że nie pojawiła się w BUW-ie, podobno – jak mówiono w kuluarach – obrażona na nagrody za nieotrzymanie tegorocznego Silesiusa.

Kibicowałem trochę Maciejowi Sieńczykowi, który wdarł się do finału ze swoim porąbanym i absolutnie nadprzyrodzonym, onirycznym i także trochę upiornym komiksem (to mocny debiut komiksu w Nike, co skrupulatnie odnotowano). Ale także z wątpliwościami – z jednej strony byłby to triumf dzieła absolutnie bezinteresownego i ślicznego, co bym lubił. Z drugiej – wciąż nie mam przekonania, że konkurencja komiksu (powieści graficznej?) z normalną literaturą bez obrazków ma sens. Na pocieszenie dodam, że Sieńczyk najlepiej wypadł w kategorii „filmików o autorze”, co także nie jest bez znaczenia.

Upiorność pojawia się nawet u zasadniczo dążącej w Patrz na mnie, Klaro do „psychologicznego realizmu” (Henry James zapewne łka z tego powodu) Kai Malanowskiej, gdy w finale jej książki nadprzyrodzenie splatają się narracje blogów jej bohaterek. Ale że książkę Malanowskiej uważam za zasadniczo niezdatną do lektury, przez wzgląd na niedostatki stylu autorki (mówiąc boleśnie: przykro to czytać), jakkolwiek ważne chciałaby wystawić problemy swych bohaterek, nie będę się nad tym rozwodzić. Jak to dziełko trafiło do finału (a wcześniej do grona 20 nominacji) – zgadnąć naprawdę nie umiem.

I wreszcie – trzy książki co się zowie demoniczne, aspirujące jednocześnie do sądów zgoła realistycznych o naszym tutejszym, ziemskim bytowaniu – wniosek stąd taki chyba, że zdaniem jurorów Nike „bez duchów realizmu ni ma”, co jest wcale zabawne.

Zabawny nie jest, ani wstrząsający, niestety, Igor Ostachowicz z Nocą żywych Żydów - upiornie komiksowa historyjka z żydowskimi zombie, diabłem, etc. podlana sosem postholokaustowej ekspiacji budzi raczej zażenowanie niż wstrząsa, lokując się w plakatowym ciepełku holokiczu, wbrew, trudno mieć co do tego wątpliwości, intencjom autora, który chciał dobrze, a wyszło jak wyszło.

Morfina, skądinąd laureatka nagrody publiczności, to książka o największym rozmachu – i zapewne, powiedzmy to od razu, najlepsza z finałowej stawki. I może także najbardziej irytująca – co nie jest sprzeczne, dzieła ciekawe często irytują. Tym bardziej, że ze Szczepana Twardocha trudno byłoby wyciąć fragmenty irytujące– bo niewiele by zostało. Ładny jest wybór bohatera i okoliczności historii i przyrody, nieładny jest u niego ów – upiorny – głos demonicznej, drugiej obok bohatera, narratorki, kimkolwiek by była: Polską, morfiną, diablicą etc. - bo tak się mądrzy, tak dopowiada różne historie, tak historiozofuje, tak jest zakochana w swym głosie, że powtarza różne rzeczy po wielokroć, że udziela się to narracji bohatera, który też ma skłonność do irytującej wielomówności – co skutkuje, niestety, sporą dawką kiczu.

Za kiczem – w roli wybitności – nie przepadam i czułbym się nieswojo, gdyby „Morfinę” nagrodzono, ale, poza Sieńczykiem, nie widziałem właściwie innej kandydatki do lauru i 100 tysięcy PLN. Stało się inaczej.

No i cóż powiedzieć? Czytając książkę Joanny Bator żałowałem, że nie zgłoszono jej do kryminalnej nagrody Wielkiego Kalibru (której przypadkiem jestem jednym z jurorów), bo jest w tym przyzwoicie napisanym horrorze parę świetnych zwrotów akcji. Ale widać nie honor było wydawcy i autorce ścigać się w kręgu „literatury gatunkowej” (może i słusznie, bo znawcy wytknęliby pojawienie się policji deus ex machina pod sam koniec dzieła jako poważny błąd), bo Ciemno, prawie noc uchodzić chce chyba za „wielką polską powieść” a nie żaden, choćby najlepszy, kryminał. No i Bator dostała nagrodę Nike. Komentarz? Jak napisał o literaturze stanu wojennego Czesław Miłosz „Szlachetność, niestety”. Jak otwarcie deklaruje Bator w nocie odautorskiej na okładce książki, chodzi o walkę dobra ze złem rodem z „Władcy pierścieni” - i takie to jest. Z demonami, zmultiplikowanym Gandalfem w postaci „żebraczek-kociar”, mścicielem-Aragornem i tak dalej. Na plus trzeba zapisać Bator, że rozluźnia politycznie-słuszne stereotypy wzorów przemocy (kobiety są czarnymi bohaterami), na minus – że obraz quasismoleńskiego kultu wypada tak złowieszczo, że aż śmieszy (nekrofagia!).

Słowem: szlachetna czytanka. No i szlachetną czytankę mamy teraz za najlepszą książkę roku 2012.
Niech każdy ją przeczyta, by wiedzieć, jak się sprawy mają.

Marcin Sendecki
__________________________________________________
Marcin Sendecki – poeta i publicysta. Był wieloletnim redaktorem i dziennikarzem działu kultura tygodnika "Przekrój". W latach 80. i 90. związany z "brulionem".


komentarze [18]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
MetaA 09.10.2013 19:53
Czytelnik

basiulka_1: MetaA:basiulka_1:Pan Marcin nie lubi kobiet?

Laury im odbiera? Tekst wynoszący pod sufit głównie ego autora? Plotki o różowym kocyku zasłyszane w kuluarach?
Nie wiem co bierzesz, ale jak widać doszczętnie niszczy mózg.

Chciałabym jakoś Ci odpowiedzieć, ale niby jak? ("Doszczętnie niszczy mózg? To Ty masz zniszczony" wypada mi jakoś poniżej...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
cień_fprefecta 09.10.2013 09:43
Bibliotekarz

Aesir: Dzisiejsza kultura, bazująca głównie na zachodniej myśli neomarksistowskiej, jest, moim zdaniem, wyczerpana i nie zaoferuje już nic oprócz płytkiego kiczu, który różni twórcy przedstawiają, jako wielką wartość w sztuce. Ten nurt prędzej czy później zbankrutuje, bo nasza cywilizacja nie została zbudowana na tandecie. Popieram Cię - potrzebujemy obecnie, może jeszcze...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
basiulka_1 09.10.2013 08:00
Czytelnik

MetaA: basiulka_1:Pan Marcin nie lubi kobiet?

Laury im odbiera? Tekst wynoszący pod sufit głównie ego autora? Plotki o różowym kocyku zasłyszane w kuluarach?
Nie wiem co bierzesz, ale jak widać doszczętnie niszczy mózg.




Chciałabym jakoś Ci odpowiedzieć, ale niby jak? ("Doszczętnie niszczy mózg? To Ty masz zniszczony" wypada mi jakoś poniżej rozsądnego...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
MetaA 09.10.2013 01:10
Czytelnik

basiulka_1: Pan Marcin nie lubi kobiet? Że im tak laury odbiera, a i posądza, powtarzając plotki(!) (Ach słyszałam w kuluarach, że się Sendecki nie rozstaje ze swym różowym kocykiem.) o niskie instynkty, i obrażalstwo jakieś. Bo dobre książki to piszą tylko chłopaki. Tekst powyższy nieznośny, w treści wynoszący pod sufit głównie ego autora, napisany jest językiem skrajnie...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
konto usunięte
08.10.2013 10:21
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

Aesir 08.10.2013 10:17
Czytelnik

@fprefect: jak najbardziej, "wraca nowe" stanowi trafne określenie. Nasza tradycja jest piękna i przebogata. Każdy znajdzie w niej wiele przydatnych i szlachetnych wzorów. Dzisiejsza kultura, bazująca głównie na zachodniej myśli neomarksistowskiej, jest, moim zdaniem, wyczerpana i nie zaoferuje już nic oprócz płytkiego kiczu, który różni twórcy przedstawiają, jako wielką...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
cień_fprefecta 08.10.2013 09:59
Bibliotekarz

@Aesir: Znowu kultura w służbie narodu? Pokażmy etos człowieka pracy? Dwoma słowami: wraca nowe.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Aesir 08.10.2013 09:45
Czytelnik

@Przemek: w kontekście wymienionych przeze mnie "Mokradełka" i "Morfiny" znacznie bardziej, moim zdaniem, potrzebujemy literatury o rodzicach, którzy zaszczepiają w dzieciach wielkie wartości, wychowują potomstwo na wspaniałych odkrywców, wynalazców, artystów, a nie o zboczeństwach i przemocy w rodzinie; albo dzieł o zwykłych ludziach, którzy dokonywali bohaterskich czynów...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
basiulka_1 08.10.2013 09:34
Czytelnik

Pan Marcin nie lubi kobiet? Że im tak laury odbiera, a i posądza, powtarzając plotki(!) (Ach słyszałam w kuluarach, że się Sendecki nie rozstaje ze swym różowym kocykiem.) o niskie instynkty, i obrażalstwo jakieś. Bo dobre książki to piszą tylko chłopaki. Tekst powyższy nieznośny, w treści wynoszący pod sufit głównie ego autora, napisany jest językiem skrajnie nadętym....

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Przemek Skoczyński 08.10.2013 08:16
Czytelnik

Aesir: Nie dziwią mnie, więc nominacje choćby "Mokradełka", kolejnej publikacji przeciwko rodzinie, czy cynicznej "Morfiny". Nie potrzebujemy takiej literatury.

Dzięki, teraz juz wiem czego nie potrzebuję. Niech zgadnę - "Fronda"?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post