Po uzyskaniu matury w Szabadce rozpoczął studia literatury w Budapeszcie, które jednakże przerwał. W Budapeszcie poznał takie późniejsze sławy węgierskiej literatury jak Mihálya Babitsa, Gyulę Juhásza, Fryderyka Karinthyego i Milána Füsta.
Swe pierwsze wiersze publikował od 1920, a w 1928 przetłumaczył na węgierski Śmierć Dantona Georga Büchnera. Zlecenie tłumaczenia tej sztuki pochodziło od Sceny Budapeszteńskiej, a sam Kosztolányi uczestniczył też w znacznej mierze w przygotowaniu przedstawienia. W 1931 został pierwszym przewodniczącym węgierskiego PEN Clubu.
Kosztolányi pisał z łatwością, publikując artykuły i opowiadania w gazetach (m.in. w „Pester Lloyd” i „Nyugat”). Oprócz tego napisał 12 tomików poezji i powieści. Jego styl odznaczał się jasnością i czystością wyrazu.
Kosztolányi prezentował poglądy mieszczańsko-konserwatywne. Czasem używa się wobec niego określenia „węgierski Hugo von Hofmannsthal”.
Ludzie pijani szybują na skrzydłach jak ptaki. To tylko trzeźwi sądzą, że pijacy się zataczają, w rzeczywistości unoszą się oni na niewidzia...
Ludzie pijani szybują na skrzydłach jak ptaki. To tylko trzeźwi sądzą, że pijacy się zataczają, w rzeczywistości unoszą się oni na niewidzialnych skrzydłach i wszędzie docierają szybciej, niż tego oczekują.
Ptaszyna – chyba bezimienna lub przeoczyłam – użycza swój pseudonim tytułowi, po czym znika i na nowo pojawia się dopiero pod koniec powieści. W środku wiele o niej bez niej. Na scenę wychodzą za to wyrwani z rutyny i chwilowo uwolnieni od ciężaru dziecka „niestandardowego” rodzice – Antonina i Akacjusz. Stajemy się świadkami ich prowincjonalnych podrygów, pośród których przychodzi też do kilku cierpkich konstatacji. Na wierzch, niczym piana z dawno niesmakowanych trunków, wypływa gorycz i odsłania się fasadowość więzów ponoć najtrwalszych. Niezaprzeczalny, choć zwodniczy, urok kreślonych tu scen kryje w sobie brutalność małomiasteczkowego świata i jego mieszkańców. Dla powracającej z wywczasu Ptaszyny, symbolicznie dzierżącej klatkę ze sobą – uwięzioną ptaszyną w miniaturze, pozostał mi skurcz serca.
Gdyby przełożyć ujętą tu sytuację na dzisiejsze czasy, naturalnie niewiernie, to widzę ją w wielu domach z niepełnosprawnością. Przeklęci nie spoczną.
Rzadko proszę, ale podnieście i zdmuchnijcie kurz z tego brylancika – „Ptaszyny”.
Dość zróżnicowany zbiór opowiadań, napisanych na przestrzeni ponad dwudziestu lat. Styl, a przede wszystkim klimat utworów zdaje się zmieniać, dążąc ku coraz bardziej zawiesistej atmosferze, jednak niezmiennie panuje w nich błyskotliwy, podbarwiony melancholią humor i subtelny, trafnie opisujący rzeczywistość język.
Proza skupiona jest na bohaterach, ale nie ma tu rozbuchanych analiz psychologicznych, tylko literackie pejzaże tego, co nazywamy człowieczeństwem. W moim odczuciu to właśnie sedno literatury, stąd wysoka ocena.
A zanurzenie się w epokę autora i specyfikę kultury węgierskiej tylko wzbogaca doświadczenie czytelnicze.