Skażone krajobrazy Martin Pollack 7,0
ocenił(a) na 811 tyg. temu „Skażone krajobrazy jako eldorado. Masowe groby jako kopalnie złota. Neutralni sąsiedzi jako poszukiwacze złota. Wydobywający z ziemi to, co inni tam wcześniej zagrzebali, żeby raz na zawsze zniknęło”.
Austriacki Autor – wielki przyjaciel Polski, piszący wprost o swym ojcu jako mordercy z SS- w tym skromnym, acz mocno empatycznym wobec ofiar eseju dotyka istoty krajobrazu nie tylko w naszej części świata: nie jest on, no dobrze: nie bywa niewinny. Zwłaszcza w miejscach szczególnie dotkniętych najbardziej nieludzkimi działaniami ludzkości – ludobójczych wojen (a są inne?),masowych mordów, pogromów, czystek etnicznych.
Przypomina miejsca, gdzie potworny wojenny walec wojen na długo spustoszył całe okolice. ”Wystarczy pomyśleć o Ardenach, o Sommie, o dolinie rzeki Soczy (Isonzo),o zrytych szczelinami Dolomitach, o zielonych grzbietach Karpat, o (…) białoruskich bagnach nad Prypecią, o pagórkowatych okolicach Tarnowa i Gorlic na południu Polski, które nadały imię krwawej i obfitującej po wszystkich stronach w olbrzymie straty bitwie podczas I wojny światowej”.
Autor nie szczędzi swych rodaków – najlepszych ludzi Hitlera (Bernhard chyba miał rację: gorsi oni od Niemców?): „W każdej austriackiej miejscowości znajduje się pomnik z nazwiskami poległych w obu wojnach. Nazwisk pozostałych ofiar, Żydów, Romów i Sinti, członków ruchu oporu, homoseksualistów i innych pomordowanych, na tych pomnikach próżno by szukać”.
To niełatwa opowieść o innych cmentarzach – tych ,których nigdy miało oficjalnie nie być, a leżący pod ziemią mieli zostać zapomniani. „Przeciwnika należy zmylić. Zatrzeć ślady i zatuszować. Podobnie jest z masowymi grobami. Mają się stać niewidoczne dla postronnych, zatopić w krajobrazie, być nim”.
Stąd „skażone krajobrazy”. A „mordercy zamieniali się w ogrodników”. Np. w miejscu obozu w Bełżcu i Treblince sadzono łubin i młode sosny. Jeszcze bardziej zacierano ślady mordu w Babim Jarze pod Kijowem, największej jednorazowej masakry Żydów przez Niemców – 34 tys. rozstrzelanych w dwa dni. Podobnym miejscem jest dla Autora Katyń i inne miejsca mordu NKWD na polskich oficerach. „Nie ma tu powrotu do normalności (…). Takie miejsca już na zawsze zostały naznaczone stygmatem historii”.
Szczególne znaczenie mają dla Autora miejsca (ok . 600!) mało znanych mordów dokonywanych zaraz po wojnie przez partyzantów Tity na wziętych do niewoli, a walczących z nimi wcześniej, słoweńskich domobranach, chorwackich ustaszach i Niemcach, także kobietach (tamtejszy „Katyń” to Huda Jama).
„Dla krajobrazu nie ma znaczenia, kim byli oprawcy, a kim ofiary, w wielu przypadkach ofiary często były także oprawcami, a oprawcy stawali się ofiarami”.
Zwłoki wrzucano do jaskiń krasowych, starych sztolni, a wejścia zasypywano kamieniami albo wysadzano w powietrze (część ofiar zamurowano żywcem). „Głębokie, ukryte w ustronnych miejscach jaskinie krasowe tak bardzo ułatwiły pozbywanie się ciał, że można by ulec pokusie, żeby w tym krajobrazie szukać współwinnego” - czytamy.
Nawet dziś nie ma tam – w wolnej i niekomunistycznej Słowenii! - za bardzo woli politycznej, by przeprowadzić ekshumacje…. A myśmy jeszcze te paręnaście lat temu liczyli na ekshumacje wszystkich ofiar Katynia – rzecz już na zawsze niemożliwa. Kiedy w takim razie umorzenie trwającego już chyba 20 lat śledztwa IPN w sprawie tej zbrodni?
Pollack podkreśla istotę „skażonych krajobrazów”, którą jest, że ”leżący w nich zmarli nie maja zazwyczaj twarzy i nazwisk, że o ofiarach nie wiemy niczego, poza pochodzeniem i to bardzo ogólnikowo”.
Autor zwraca też uwagę, że „wszędzie byli świadkowie, miejscowi i obcy, podczas prawie wszystkich egzekucji, nawet kiedy dochodziło do nich z dala od osiedli ludzkich”. A ich motywacja? Np. taka, jak u jednego z tu opisanych: „Chciał choć raz zobaczyć coś takiego (…). Potem poszedł do domu, bo już się napatrzył, jak zeznał po latach przed niemieckim sędzią śledczym”.
W przypadku ludzkich hien – znanych już tak dobrze i z Polski, zwłaszcza z Treblinki i Bełżca - jest i inny zew, już „post factum”: „Złoto Żydów. Prastary mit, który do dzisiaj żyje w głowach ludzi w skażonych krajobrazach. Tam, gdzie leżą Żydzi, można na pewno znaleźć skarby, złoto i inne kosztowności”.
„Jak to jest mieszkać obok, albo, w niektórych przypadkach, dosłownie na grobach?” – Autor nie pyta o odpowiedź…
- Większość takich miejsc pozostaje jednakże nadal nieznana – podkreśla Pollack, pisząc np. o niezbadanych grobach Żydów w Rumunii i Ukrainie. Nie ukrywa też przypadku austriackiego Rechnitz, gdzie w ostatnie dni wojny dokonano masakry 200 węgierskich Żydów – a mieszkańcy nie wydaja się tym zainteresowani….
Autor jest pesymistą, bo jednak nie da się nim nie być: „Protestuje się przeciwko ponownemu otwieraniu starych, pozornie zagojonych ran, żeby nie zaczęły znowu krwawić. Ale czy dawne rany rzeczywiście już się zagoiły?”.
Ta skromna objętościowa książeczka powinna prowadzić do wielkiej monografii tematu, czyli opus magnum amerykańskiego historyka z Yale University, wielkiego przyjaciela Polski Timothy’ego Snydera „Skrwawione ziemie”. Jedna z jego najlepszych rzeczy, do której Pollack wprost tu nawiązuje, zwracając uwagę że definicja „skrwawionych ziem” powinna obejmować i Austrię, Słowenię, Węgry (mordy Żydów i Serbów nad Dunajem w 1942 r.) ….
To moja 5. książka Pollacka. Wszystkie na wysokim poziomie - za najlepszą uważam nostalgiczną podroż pt. „Po Galicji. O chasydach, Hucułach, Polakach i Rusinach. Imaginacyjna podróż po Galicji Wschodniej i Bukowinie, czyli wyprawa w świat, którego nie ma”. Dla miłośników C.K. monarchii i "mitu galicyjskiego" lektura obowiązkowa, zwłaszcza że Pollack szczęśliwie unika pewnej idealizacji ("Galicja była bagnem" - pisze),od której niewolne są książki polskich autorów.