cytaty z książek autora "Martin Pollack"
Dlaczego to zawsze intelektualiści dają się okpić takim oszustom, podczas gdy umięśnieni półanalfabeci wydają się arcyodporni na problemy nowej epoki?
Badanie historii - własnej, ale także cudzej, bez żadnych uprzedzeń, jest najważniejszym warunkiem rozumienia samego siebie, znalezienia własnej tożsamości – i spotkania się z Innym na równym poziomie.
Pozornie obiektywne postrzeganie okazuje się ułudą, po dokładniejszym sprawdzeniu, pod starannie wygładzoną powierzchnią rysują się nagle pęknięcia i pojawiają brzydkie plamy, świadectwo zapomnianego okrucieństwa. (…) Upiorom przeszłości możemy tylko wyjść naprzeciw z bezgraniczną otwartością. Wszelka próba pozbycia się ich poprzez milczenie, odwracanie głowy, zatykanie uszu skazana jest niechybnie na porażkę.
Skażone krajobrazy jako eldorado. Masowe groby jako kopalnie złota. Neutralni sąsiedzi jako poszukiwacze złota. Wydobywający z ziemi to, co inni tam wcześniej zagrzebali, żeby raz na zawsze zniknęło.
Wystarczy pomyśleć o Ardenach, o Sommie, o dolinie rzeki Soczy (Isonzo), o zrytych szczelinami Dolomitach, o zielonych grzbietach Karpat, o (…) białoruskich bagnach nad Prypecią, o pagórkowatych okolicach Tarnowa i Gorlic na południu Polski, które nadały imię krwawej i obfitującej po wszystkich stronach w olbrzymie straty bitwie podczas I wojny światowej.
W każdej austriackiej miejscowości znajduje się pomnik z nazwiskami poległych w obu wojnach. Nazwisk pozostałych ofiar, Żydów, Romów i Sinti, członków ruchu oporu, homoseksualistów i innych pomordowanych, na tych pomnikach próżno by szukać.
Głębokie, ukryte w ustronnych miejscach jaskinie krasowe tak bardzo ułatwiły pozbywanie się ciał, że można by ulec pokusie, żeby w tym krajobrazie szukać współwinnego.
Złoto Żydów. Prastary mit, który do dzisiaj żyje w głowach ludzi w skażonych krajobrazach. Tam , gdzie leżą Żydzi, można na pewno znaleźć skarby, złoto i inne kosztowności.
Protestuje się przeciwko ponownemu otwieraniu starych, pozornie zagojonych ran, żeby nie zaczęły znowu krwawić. Ale czy dawne rany rzeczywiście już się zagoiły?
Kto, walcząc ze złem, będzie trzymał przepisów, ten będzie musiał przegrać - zarówno w górach, jak i w głębi własnej duszy. Taką walkę trzeba prowadzić wszelkimi metodami.
Zdarza się nawet, że pamięć może być tak niebezpieczna jak pole minowe, poruszamy się po niej ze strachem, ostrożnie stawiając każdy kolejny krok, stale bowiem musimy być gotowi na to, że całkiem niespodziewanie natkniemy się na straszne obrazy i odkryjemy jakąś okropność, która wytrąci nas z równowagi. Czasem zadajemy sobie wtedy pytanie, czy nie byłoby lepiej nie wywoływać przeszłości, zostawić ją w spokoju i w ogóle nie poruszać pewnych spraw - choć oczywiście wiemy, że milczenie i odwracanie głowy czy też wypieranie i odsuwanie od siebie pewnych problemów nie sprawią, że one znikną.
Chciał choć raz zobaczyć coś takiego (…). Potem poszedł do domu, bo już się napatrzył, jak zeznał po latach przed niemieckim sędzią śledczym.
Ważniejsze niż liczby są nazwiska ofiar, bo tylko dzięki nim można opowiedzieć pojedyncze losy, co stanowi niepodważalny warunek, by wyrwać tych ludzi z niepamięci, a ich historię przekazać ocalonym i potomnym.
Żydowscy uciekinierzy z Rosji zostają w Galicji dokładnie przeegzaminowani: czy ich życie w rodzinnych stronach było rzeczywiście zagrożone, czy uciekając, kierowali się ekonomiczną kalkulacją, ponieważ w Ameryce obiecywali sobie lepsze życie? Jak można to udowodnić, że pijani "chuligani" wybili ci szyby, splądrowali sklep i zagrozili, że spalą cię żywcem w twoim własnym domu? Jak komuś, kto nie wie, co to zagrożenie, ma się wytłumaczyć, że twoja żona i dzieci nie mogli spać ze strachu i ciągle płakali?
Grzebali, żeby nikt ich nie znalazł, żeby nikt ich nie pamiętał, nikt nie mógł ich opłakać.
To, że ciał się nie wydobywa (…) otwiera pole do spekulacji i domysłów. Czy jest jeszcze coś do ukrycia? To strach przed zmarłymi - czy raczej przed sprawcami?
Zbrodnie, których od 1939 do 1945 roku dokonali w dzisiejszej Słowenii Niemcy i Austriacy, nie staną się przez to ani odrobinę mniej straszne, mniej monstrualne, jeśli będziemy mówić o masakrach urządzanych przez komunistycznych partyzantów.
Nie ma tu powrotu do normalności (…). Takie miejsca już na zawsze zostały naznaczone stygmatem historii.
Dla krajobrazu nie ma znaczenia, kim byli oprawcy, a kim ofiary, w wielu przypadkach ofiary często były także oprawcami, a oprawcy stawali się ofiarami.
Istota „skażonych krajobrazów” jest, że leżący w nich zmarli nie maja zazwyczaj twarzy i nazwisk, że o ofiarach nie wiemy niczego, poza pochodzeniem i to bardzo ogólnikowo.
Przeciwnika należy zmylić. Zatrzeć ślady i zatuszować. Podobnie jest z masowymi grobami. Mają się stać niewidoczne dla postronnych, zatopić w krajobrazie, być nim.
Jak to jest mieszkać obok, albo, w niektórych przypadkach, dosłownie na grobach?
Dzisiaj to wiem: stare powiedzenie, że mowa jest srebrem, a milczenie złotem, w żadnym razie nie ma tu zastosowania. Jeśli chodzi o przeszłość, jest dokładnie na odwrót. Niczego nie wolno przemilczać ani tuszować.
Wszędzie byli świadkowie, miejscowi i obcy, podczas prawie wszystkich egzekucji, nawet kiedy dochodziło do nich z dala od osiedli ludzkich.
Ledwie przejęli władzę, od razu wszystko się zmieniło. Nic już nie było takie samo jak przedtem. Z miasta musiały natychmiast zniknąć niemieckie nazwy i napisy, na ulicy nie wolno było mówić po niemiecku.
Jeżeli kogoś kłuły w oczy piękne pola albo dom sąsiada, łatwo mógł ulec pokusie i zostać donosicielem, by przejąć na własność cudzy majątek.