Czytamy w weekend
Na naszej weekendowej książkowej mapie podróży tym razem Norwegia, Belfast, Indie, a nawet kosmos! Książka jest zdecydowanie tańsza od biletu lotniczego i może zabrać nawet do gwiazd. To na jaką wycieczkę wybieracie się w nadchodzący weekend?
Przegapiłam październikową premierę najnowszej książki Larsa Saabye Christensena. Umknęła mi w gąszczu innych tytułów i dopiero teraz ją odnalazłam. Impulsywny zakup i już mam ebooka (wersja papierowa liczy przeszło 750 stron). Z tym autorem jest tak, że jego powieść „Półbrat” uważam za powieść totalną (wystawiłam jej ocenę 9/10, a nieczęsto mi się to zdarza) – mroczna, mocna, świetny rytm zdań i do tego powiew skandynawskiego chłodu. Natomiast kolejna jego książka, po którą sięgnęłam, „Beatlesi” była dobra (moja ocena 7/10), ale po trzech latach od lektury nie mogę sobie przypomnieć szczegółów fabuły. Co więcej, pamiętam, że mnie po prostu zmęczyła. Może to nie był na nią dobry czas. Ciekawe jak będzie tym razem. Przeczytałam dopiero 3%, ale już wypisałam i dodałam do serwisu dwa trafne cytaty, więc zapowiada się dobrze. Poza tym dobre noty czytelników i przychylne opinie sprawiają, że już się cieszę na nadchodzącą sobotę i niedzielę. Nareszcie poczytam.
Sięgam po tę książkę już drugi raz, teraz jednak z innych względów. „Pierwsze czytanie” miało miejsce zaraz po premierze, około trzech lat temu. Wybór był wówczas oczywisty. Jako fanka reportaży wydawnictwa Czarne zabrałam się po prostu za lekturę kolejnego wydanego przez nich tytułu. Pamiętam towarzyszące mi wówczas wrażenia, mieszankę zdziwienia połączonego z niedowierzaniem. Temat krwawego konfliktu republikańsko-protestanckiego znałam głównie z dziennika telewizyjnego i filmów fabularnych: „Krwawej niedzieli” i świetnego „W imię ojca”. Byłam przekonana, że czasy The Troubles to zamknięty rozdział w historii Irlandii Północnej, a miasto takie jak Belfast zdążyło już się otrząsnąć z traumatycznych wydarzeń. Jak się okazało, byłam w tej kwestii ignorantką i książka pani Łojek skutecznie mnie w tym utwierdziła.
Belfast to nadal miejsce skonfliktowane, pełne podziałów i paradoksów. Do tej pory żyją tam obok siebie zamachowcy i ich ofiary. Ciągnący się dekadami spór przyniósł nie tylko konsekwencje w postaci murów-ścian dzielących miasto na części protestanckie i katolickie. Podzielił przede wszystkim mieszkańców, dla wielu z nich walka nigdy się nie zakończyła, antagonizm jest żywy, a konfrontacje z użyciem siły nadal na porządku dziennym.
Wybieram się niebawem do Belfastu, stąd plan „drugiego czytania” książki. To podobno piękne i przyjazne turystom miasto. I tego się trzymam.
Ta książka leży na mojej szafce nocnej od wakacji. Bardzo chciałam ją przeczytać, od kiedy zwróciła moją uwagę w zapowiedziach. Zdążyłam ją już nawet polecić kilku osobom (te kilka osób zdążyło książkę przeczytać i zrelacjonować, że jest rewelacyjna), a ja nadal po nią nie sięgnęłam. Ale w końcu przyszedł ten czas…
Poprzednia książka tych autorów – biografia Kukuczki – była zachwycająca. To jedna z najlepiej napisanych biografii, jakie do tej pory czytałam. I to nie tylko moje zdanie. W lubimyczytac.pl książka ma 4 tysiące czytelników, a średnia ocena oscyluje wokół 8 gwiazdek. To wystarczająca rekomendacja, by sięgnąć po kolejną książkę Kortki i Pietraszewskiego.
Tym razem na tapetę wzięli Hermaszewskiego – pierwszego Polaka, który poleciał w kosmos. Jednak nie jest to stricte biografia. To reportaż z podboju kosmosu, który dokonywał się po drugiej, tej „naszej” stronie żelaznej kurtyny. Na kanałach popularnonaukowych łatwo można trafić na filmy dokumentalne o amerykańskich astronautach. NASA, Wernher von Braun, wahadłowce, programy Apollo, amerykańskie sondy i próbniki, ale nic na temat radzieckich osiągnięć kosmicznych. A przecież ZSSR przez jakiś czas znacząco wyprzedzało USA w wyścigu kosmicznym. Dlatego zamierzam sięgnąć po Cenę nieważkości i zobaczyć podbój kosmosu z nieco innej perspektywy.
Nowy Rok to zarówno szereg postanowień, sporo motywacji i energii, jak i pewnego rodzaju refleksja nad życiem. W ostatnim czasie wracałam pamięcią do czasów studenckich, przypominałam sobie ukochane książki, robiłam podsumowanie i obierałam nowe cele, również czytelnicze (pewnie większość z Was dołączyła już do #WyzwaniaLC2019). Zapewne jak u wielu z Was, stos książek „do przeczytania” rośnie u mnie w zastraszającym tempie i zazwyczaj lądują na nim same nowości. Postanowiłam więc, że dam również szansę klasykom lub tytułom, które już kiedyś czytałam, ale z jakiegoś powodu chciałabym do nich wrócić. Tym sposobem padło na powieść Kiran Desai – Brzemię rzeczy utraconych (Nagroda Bookera 2006), którą czytałam na studiach i która wywarła wtedy na mnie ogromne wrażenie.
„Brzemię rzeczy utraconych” to opowieść o losach kilku mieszkańców małej wioski leżącej u podnóża Himalajów, którzy poszukują własnej tożsamości, m.in. o szesnastoletniej Sai, wychowywanej przez dziadka – emerytowanego sędziego, która przeżywa swoją pierwszą miłość, oraz o kucharzu i jego synu, Bidźu, który wyemigrował do Stanów, lecz jego amerykański sen szybko zmienił się w koszmar. To również opowieść o Indiach lat 80. XX wieku, czasie politycznych i społecznych przemian, konfliktów wewnętrznych i zamieszek o podłożu narodowościowym.
Ciekawa jestem, jak tę książkę odbiorę za drugim razem, czytając ją już z innym bagażem doświadczeń, również czytelniczych ;)
komentarze [225]
W przerwach od nauki do sesji: DRRR!! #3 (novel) . Nie wiem, czy dobrze robię, że czytam teraz cokolwiek .-.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postSpróbuję się dowiedzieć, kim jest Orły Imperium: Pretorianin oraz na czym polega Gra Anioła
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postSiostryprzybyły również z wizytą, warto ugościć i miło przywitać ;)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postZachowaj spokój w ślad za tytułem książki ten weekend to dla mnie spokój :)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postNadal kontynuuje Tragarze śmierci,oraz Pociski i opium. Historie życia i śmierci z czasów masakry na Placu Tiananmen
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ja nadal czytam w papierze: Bielszy odcień śmierci
a na czytniku: Upadłe anioły
ale magisterka nie daje odetchnąć i nie ma czasu usiąść z ksiązką pod kocykiem... :(
Wczoraj skończyłam Gnój Kuczoka. Mocna pozycja.
Nadal i stopniowo idę z bohaterami w Polskie Himalaje, czyli moje styczniowe wyzwanie. To w papierowej wersji.
Na czytniku natomiast Motyl Lisy Genova. Od bardzo dawna robię podejście do lektur o tej tematyce, bo...
Tezeida. Opowieść mitologiczna
Kolejne pasjonujące spotkanie z profesorem Stabryłą.