rozwiń zwiń

Proza Isaaca Asimova na małym i dużym ekranie

Bartek Czartoryski Bartek Czartoryski
18.09.2021

Teoretycznie Isaac Asimov nie musiał zaprzątać sobie głowy fikcją, bo na co dzień zajmował się twardą nauką. Praktycznie jednak pisał przez całe swoje życie. Nie tylko beletrystykę, ale nie przesadzę chyba, mówiąc, że to dzięki niej o nim dzisiaj pamiętamy.

Proza Isaaca Asimova na małym i dużym ekranie

Choć pamięć ta bywa zawodna, bo, inaczej jak jego koledzy po piórze, Arthur C. Clarke czy, już później, Philip K. Dick, nigdy nie został powitany przez kapryśne Hollywood z szeroko otwartymi ramionami. A jako że często kinowy ekran potrafi przemówić głośniej niż wydrukowane na białym papierze słowa, tak zwany masowy odbiorca może w ogóle nie kojarzyć nazwiska jednego z największych twórców fantastyki, bez którego, tu chyba też nie otrę się o przesadę, krajobraz literatury science-fiction wyglądałby zupełnie inaczej. O ironio, filmu również, bo zdefiniowane przez Asimova „trzy prawa robotyki”, przedstawione przezeń w 1942 roku, niejako regulujące możliwe stosunki między człowiekiem a sztuczną inteligencją, długo stanowiły i przedmiot zażartej naukowej dyskusji (oraz równie ostrej krytyki), i punkt wyjścia dla czysto artystycznej refleksji.

Fundacja Isaac AsimovZwykło się powtarzać, że proza Isaaca Asimova tak rzadko gości na ekranie, małym i dużym, bo jest, po prostu, nieprzekładalna na język kina, zbyt trudna, może hermetyczna. Bliższe prawdy byłoby jednak stwierdzenie, że jest za mało komercyjna, bo zwykle jest to jedyny powód, dlaczego producenci mogliby nie być zainteresowani ściągnięciem z półki książki mogącej przynieść jako tako pewny zysk, choćby stała i na najwyższej półce. Możliwości adaptacyjne kina są przecież praktycznie nieskończone. Lada tydzień na platformie streamingowej Apple TV+ wyląduje serial będący przełożeniem „Fundacji”, a zarazem bodajże pierwszym, jeśli zapowiedzi okażą się wiarygodne, prawdziwie wiernym przeniesieniem myśli i stylu Asimova pod strzechy. Stąd jest to znakomita okazja, aby chociaż pobieżnie przyjrzeć się próbom, jakie do tej pory podejmowano.

Ja, robot Isaac ASimovCo ciekawe, bodaj najbardziej znany film powiązany z prozą Asimova, średnio udany, acz całkiem popularny „Ja, robot” z 2004 roku, narodził się jako projekt zupełnie oderwany od jego dzieł, bo oparty na napisanym niemal dekadę wcześniej scenariuszu Jeffa Vintara. Wyjściowo miał to być niemalże salonowy kryminał dziejący się w jednym miejscu, traktujący o agencie FBI usiłującym dojść prawdy o śmierci zamordowanego naukowca, o której informacje posiadać mogą tylko przesłuchiwane przez niego maszyny. Ostatecznie, gdy projekt przeszedł pod skrzydła dużej wytwórni, scenarzysta, chcąc nie chcąc, został zmuszony do przerobienia kameralnego filmu na wysokobudżetową produkcję. A żeby było ciekawiej, decyzją producencką dorzucono do tego wszystkiego trzy prawa robotyki i cyk, mamy adaptację Asimova. Nie, nie posunięto się do aż takiego cynizmu, bo tu i ówdzie odwołano się do paru jego opowiadań, ale nie na darmo napisy końcowe mówią, że „Ja, robot”, to film tylko i wyłącznie inspirowany słynnym zbiorkiem Asimova.



Pozytronowy człowiek Pięć lat wcześniej na ekranach kin zagościł „Człowiek przyszłości”, film, choć zapowiadający się całkiem nieźle, nieciekawy i rozmemłany, aczkolwiek starający się mimo wszystko podjąć interesujące zagadnienia wywiedzione z powieści Asimova i Roberta Silverberga „Pozytronowy człowiek” (która z kolei była rozwinięciem nowelki tego pierwszego). Jako że produkowany przez studio Disneya, drogi jak na tamte czasy film nie przyniósł spodziewanego zysku, nie bez słuszności można w tym upatrywać braku zainteresowania Hollywood prozą Asimova, której w tym przypadku nieudolnie probowano przylepić familijną gębę. Lecz z drugiej strony i wcześniej sięgano po jego prace niezbyt ochoczo, a jeśli już, były to produkcje europejskie (węgierska oraz radziecka adaptacja „Końca wieczności”) albo niskobudżetowe wersje „Nastania nocy”; jedna z roku 2000, praktycznie nienadająca się do oglądania, oraz druga, niewiele, ale jednak lepsza, z 1988 roku, której producentem był Roger Corman, specjalista od kina za marne grosze.

Czego nie dało się ukryć, bo reżyserski debiut Petera Mayersberga, choć kręcony z sercem i niejakim zrozumieniem materiału źródłowego, jest boleśnie tani. Zapewne czując pismo nosem jeszcze na etapie preprodukcji, Asimov odrzucił propozycję napisania scenariusza i wypiął się na powstający film, mimo że ten miał być adaptacją opowiadania dlań przełomowego, po publikacji którego, jak sam mówił, zaczęto traktować go poważnie. Po latach historię o nastaniu ciemności na planecie, gdzie panuje odwieczny dzień, Robert Silverberg rozciągnął do rozmiaru powieści.

Fantastyczna podróż Isaac ASimovNa tym jednak przygody Asimova z kinem się nie kończą, bynajmniej, bo swojego czasu został poproszony o napisanie powieści na podstawie filmu „Fantastyczna podróż” z 1966 roku, z czym powiązana jest pewna anegdota. Kiedy zerknął na scenariusz, miał się rozeźlić z powodu fabularnych nonsensów, jakie tam wyczytał, i zlecenie odrzucił. Uproszono go jednak, żeby się zastanowił i udało mu się wynegocjować, że książkę napisze, ale tylko, jeśli będzie mógł to i owo wyprostować. Tak się stało. I, najwyraźniej, historia ta, opowiadająca o naukowcach pomniejszonych do mikroskopijnego rozmiaru i eksplorujących ludzki organizm, została z nim na dłużej, bo dwadzieścia lat później napisał nie tyle kontynuację, co książkę wykorzystującą ten sam pomysł, mimo że ukazała się ona z „dwójką” w tytule. Szkoda, że nigdy nie zrealizowano scenariusza autorstwa Harlana Ellisona (opublikowanego drukiem w 1994 roku), który powstał pod koniec lat siedemdziesiątych na bazie zbiorku „Ja, robot”. Według Asimova była to szansa na realizację „pierwszego dojrzałego, złożonego i wartościowego filmu science-fiction w historii”.

Cóż, jedno jest pewne, ani sam pisarz, ani miłośnicy jego prozy nie doczekali faktycznie godnej adaptacji jego prozy, ale mający swoją premierę 24 września serial „Fundacja” może to nareszcie zmienić. Producent David S. Goyer ma nadzieję wykrzesać z siedmiotomowego cyklu materiału na osiemdziesiąt godzin telewizji, bo, jakby nie było, akcja książek obejmuje aż tysiąc lat. Nad całością czuwa córka pisarza, Robyn, a w rolach głównych wystąpią Lee Pace i Jared Harris. Już za kilka dni do oferty streamingowego giganta trafią dwa odcinki serialu. Kolejne — co tydzień.


komentarze [4]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
PanLiterka 19.09.2021 12:13
Czytelnik

Pamiętam, że np. Lem nie był - delikatnie mówiąc - zadowolony z Solaris w ujęciu Tarkowskiego. Pojawiały się komentarze, że Rosjanin pozmieniał akcenty itp. Kiedy później miałem okazję obejrzeć ten sam tytuł w interpretacji Soderbergha, byłem nieco zdziwiony, że schłostano gdzieniegdzie rosyjską wersję. Zostawię to jednak w spokoju...
Problem przekładania literackiego...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Marcin 18.09.2021 16:29
Czytelnik

Spodziewam się sporych zmian, które moim zdaniem są konieczne. Fundacja, tu chodzi mi o nazwę książki nie całość cyklu, z czego jak z czego ale z wartkiej akcji to nie słynie. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
czytamcałyczas 18.09.2021 15:16
Czytelnik

Nic nie rozumiem z nauk ścisłych 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Bartek Czartoryski 18.09.2021 10:01
Tłumacz/Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post