-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2024-01-02
2023-10-26
Autorki wcześniej nie znałam, więc to było moje pierwsze spotkanie z nią. Jakże udane! Jako stary wyjadacz czytania książek "o kremach" czuję się wręcz w obowiązku czytania wszystkiego, co na rynku urodowym się ukazuje.
Widać, że autorka jest przyszłym lekarzem, bo posługuje się naukowymi argumentami, a do tego ma w sobie sporą dozę dyplomacji, której mi czasem brakuje, kiedy słyszę urodowe bzdety. Rozprawia się z nimi rach-ciach-ciach. Było ze trzy kwestie, które mi średnio leżały, ale pomijam je, to, że kilku dermatologów mówi, że jest tak, że oznacza, że inny nie może uważać, że jest inaczej, o ile jest to akceptowalne w granicy zdrowego rozsądku i pod peleryną nauki.
Minus za trochę za dużo tabelek (serio, ktoś z nich korzysta?) i omówienia zbyt szczegółowego niektórych tematów, to jest jednak książka dla osób, które chcą poczytać coś o stosowaniu kosmetyków, a nie dla dermatologów.
Niemniej, świetna pozycja, polecam każdemu. Wielki plus za polecenie codziennego stosowania kremu z filtrem, za jasne i klarowne powiedzenie, że naturalne kosmetyki nie są lepsze, a często są gorsze, dla niektórych cer wręcz zabronione, bo pogarszają ich stan. Podoba mi się też podejście do makijażu, do składów, do cen. Bardzo rozsądnie i bardzo prawdziwie. Będę polecać!
Wyzwanie czytelnicze LC październik 2023: Przeczytam książkę autora, którego polecili mi inni czytelnicy (4)
Autorki wcześniej nie znałam, więc to było moje pierwsze spotkanie z nią. Jakże udane! Jako stary wyjadacz czytania książek "o kremach" czuję się wręcz w obowiązku czytania wszystkiego, co na rynku urodowym się ukazuje.
Widać, że autorka jest przyszłym lekarzem, bo posługuje się naukowymi argumentami, a do tego ma w sobie sporą dozę dyplomacji, której mi czasem brakuje,...
2023-10-26
Zastanawiałam się nad kupnem tej książki, ale uznałam, że po prostu muszę się dowiedzieć, jakie to rewelacje autorka chce tym razem przekazać czytelnikom. Zwłaszcza, że obecna wiedza naukowa jest taka, że wzrostu włosów nie da się przyspieszyć. Można powiedzieć, że poniekąd nie zawiodłam się - dostałam stek bzdur taki, jakiego oczekiwałam. Autorka nie ma żadnego wykształcenia medycznego, znacznie przekracza swoje kompetencje, ale mnie to nie dziwi, "ludzie z internetów" są wszak ekspertami od wszystkiego. Cała kariera tej Pani bazuje na tym, że ma długie włosy. Tyle. To jest jej życiowe osiągnięcie. A przez to uznaje siebie za ekspertkę od włosów. Czemu? Nie mam zielonego pojęcia. Osobiście mnie się te jej włosy bardzo nie podobają, nie znam dorosłej osoby, która w tak karykaturalnie długich włosach wygląda dobrze, ale co kto lubi. Ma prawo. To, że Pani Niedziałek włosy szybko rosną nie znaczy, że ma to związek z jakimikolwiek jej działaniami. No, ale ja wiem, marketing, marketing.
Otóż z książki niczego się nie dowiadujemy poza jedz zdrowo, wysypiaj się, żryj suplementy (BTW to obecna wiedza naukowa mówi, żeby suplementować tylko to, czego mamy niedobór, a to i tak dopiero po zmianie diety), myj włosy delikatnie, wcieraj wcierki, peelinguj skórę głowy, olejuj i będą ci włosy rosły. Nie ma na to żadnego naukowego potwierdzenia, zdrowa dieta/sen/aktywność fizyczna ogólnie są potrzebne człowiekowi do bycia zdrowym, zdrowe wtedy ma wszystko, a więc i włosy rosną pełną parą. Za to te wcierki i inni, to no niestety, magiczne życzenia i wiara w cuda.
Porady od Pani, która ma długie włosy i sklep z kosmetykami do włosów nie były mi pomocne. Dziękuję za uwagę. Styl okropny.
Wyzwanie czytelnicze LC październik 2023: Przeczytam książkę autora, którego polecili mi inni czytelnicy (3)
Zastanawiałam się nad kupnem tej książki, ale uznałam, że po prostu muszę się dowiedzieć, jakie to rewelacje autorka chce tym razem przekazać czytelnikom. Zwłaszcza, że obecna wiedza naukowa jest taka, że wzrostu włosów nie da się przyspieszyć. Można powiedzieć, że poniekąd nie zawiodłam się - dostałam stek bzdur taki, jakiego oczekiwałam. Autorka nie ma żadnego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-06-20
Ogólnie dałabym tej książce więcej gwiazdek, ale jest tutaj taki Zięba vibe, a to moim zdaniem powinno być karalne. Nie oceniam wartości o jodze, bo dla mnie to po prostu sport jak każdy inny, bez wartości duchowej.
Autorka, tak jak i głosy z tylnej okładki wyśmiewają kobiety, które robią botoks, kwas hialuronowy i inne, taka hipokryzja level hard. Wygląd nieważny, ale jak chcesz go osiągnąć praktykując jogę to wtedy możesz. Jestem przerażona, bo pokuszono się o słowa, że robiąc sobie botoks ryzykujemy pustkę w środku. Dżizas. Idea feminizmu chyba paniom nie jest znana, żeby każdy robił co chce, czy jakoś tak.
Medyczno-dietetyczne skupisko bzdur. Organizm zakwaszony, nie zakwaszaj, rób detoks. Pisałam to w wielu recenzjach, nie ma czegoś takiego, jak ktoś ma zakwaszony organizm to izba przyjęć w terminie natychmiastowym, detoks to można robić z metali ciężkich.
Autorka posuwa się tak daleko, że każe unikać nabiału, glutenu.
Kosmetycznie równie wesoło, oleje, smaruj się olejem od stóp do głów i będziesz najpiękniejsza na świecie. Aż mi się nawet nie chce tego komentować, ale uświadamiająco: oleje same w sobie nie nawilżają, są bardzo problematyczne, alergizujące i mało skuteczne, bardzo małej ilości osób służą, zwłaszcza czyste oleje, proponowane przez autorkę.
Naturalne kosmetyki, wbrew temu co pisze autorka, nie są bardziej ekologiczne, a tu ta narracje, że środki czystości bez chemii i inne bzdury.
O losie.
Ogólnie dałabym tej książce więcej gwiazdek, ale jest tutaj taki Zięba vibe, a to moim zdaniem powinno być karalne. Nie oceniam wartości o jodze, bo dla mnie to po prostu sport jak każdy inny, bez wartości duchowej.
Autorka, tak jak i głosy z tylnej okładki wyśmiewają kobiety, które robią botoks, kwas hialuronowy i inne, taka hipokryzja level hard. Wygląd nieważny, ale jak...
2023-06-18
Nie da się tego czytać. Nie mam na myśli treści, chociaż ta też nie powala, ale tym razem formę. Treść jest encyklopedyczna, jak z wikipedii, nie rozumiem więc potrzeby autorki żeby wydać tę treść, ale rozumieć nie muszę. Nie dowiedziałam się absolutnie niczego nowego.
Forma woła o pomstę do nieba, czytałam ebooka (nie wiem nawet, czy istnieje wersja papierowa) i zastanawiam się, kto dopuścił do wypuszczenia takiego potworka? Otóż tekst absolutnie nie został przygotowany do czytania go cyfrowo. W wielu miejscach brak spacji i mamy zbitki kilkuwyrazowe, dramat. Złe łamanie tekstu, mamy czasem wyraz, czasem 2-3 i pustą przestrzeń do końca linii. Od czasu do czasu w tekście są randomowe spacje, a już na pewno źle są ułożone spacje przed i po znakach interpunkcyjnych. Przykładowo czytam sobie a tu nagle w połowie zdania, w połowie strony nazwa rozdziału, wszystko caps lockiem i bez spacji - wydawniczy hardkor. Spis treści? Imponujące, w spis treści są bowiem 4 pozycje o nazwie "Start".
Brak słów.
Nie da się tego czytać. Nie mam na myśli treści, chociaż ta też nie powala, ale tym razem formę. Treść jest encyklopedyczna, jak z wikipedii, nie rozumiem więc potrzeby autorki żeby wydać tę treść, ale rozumieć nie muszę. Nie dowiedziałam się absolutnie niczego nowego.
Forma woła o pomstę do nieba, czytałam ebooka (nie wiem nawet, czy istnieje wersja papierowa) i...
2023-06-17
Byłoby gwiazdków więcej, ale zanudziłam się. Jako hm... laik? Użytkownik kilku zabiegów medycyny estetycznej serio nie muszę wszystkiego wiedzieć w aż takim stopniu. No nie wiem, mam za sobą depilację laserową, hialuron i botoks, przed sobą jeszcze dwa inne jak na ten moment, co wydaje mi się sporą ilością, ale tutaj się tyle naczytałam, o matulu. Nie jest to zła książka, tylko zastanawiam się jaki jest jej target? Osoby, które są przed jakimikolwiek zabiegami się raczej zanudzą, takie, które mają za sobą kilka (czyli ja) to przeczytać przeczytają, ale z umiarkowaną ekscytacją. Weterani się znowu znudzą na rozdziałach o tym jak wybrać lekarza i czym medycyna estetyczna nie jest. Nie żałuję, że przeczytałam, ale nie porwała mnie. Zbyt wąska dziedzina chyba.
Na minus:
-podziękowania opatrzności bożej na końcu książki: fujka,
-dopytałam specjalistkę od spraw SPF o te kilka stron, bo obydwoje autor i jego żona, która też jest lekarzem, mówią, że spf 50 to prawie to samo co spf 30, że filtry nie chronią przed przebarwieniami i wręcz mogą je powodować, oraz że są drażniące dla skóry - głupoty, głupoty, głupoty.
Na plus:
-żona autora przyznaje, że makijaż szkodzi skórze, niby prawda znana od lat, ale jakoś nie do końca wybrzmiewa,
-do tego otwarcie mówi, że drogie kosmetyki nie mają sensu, sama używa wazeliny pod oczy,
-nie ma lokowania żadnych produktów w tej książce.
Byłoby gwiazdków więcej, ale zanudziłam się. Jako hm... laik? Użytkownik kilku zabiegów medycyny estetycznej serio nie muszę wszystkiego wiedzieć w aż takim stopniu. No nie wiem, mam za sobą depilację laserową, hialuron i botoks, przed sobą jeszcze dwa inne jak na ten moment, co wydaje mi się sporą ilością, ale tutaj się tyle naczytałam, o matulu. Nie jest to zła książka,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-06-17
Miałam pisać, że to najgorsza książka urodowa jaką przeczytałam, ale ostatnio wychodzi całkiem sporo gniotów, więc może być jedną z wielu. Aż nie wiem od czego zacząć.
W książce tak bardzo lokowana jest drogeria Koliber, że powinno to być umieszczone na okładce, to jest jedna wielka reklama, niesmaczne. Autorka wychodzi z pozycji absolutu, mówi "od dzisiaj już nigdy nie pomijaj tego kroku!" i nie uznaje sprzeciwu, nawet takiego w myślach.
Poleca taką pielęgnację, że moja dermatolog chyba by umarła, można powiedzieć, że na odwrót do jej zaleceń. Kiedyś miałam cerę suchą i trądzikową, wrażliwą, AZS, a od kiedy słucham dermatolożki mam skórę normalną i wszystkie problemy zniknęły. Tak w dużym skrócie używam SPF (bez podejścia przesadzonego, obecnego teraz w mediach), nie używam olejów, myję twarz tylko płynem micelarnym i nie, nie zmywam go, nie używam też szamponu do włosów. Tak niedużo, a tak dużo. Autorka poleca stosować głównie oleje, do mycia, do nawilżania, do wszystkiego, unikać płynu micelarnego, a jak już, to go zmywać (też obecne teraz w mediach - w ogóle kocham to, że influencerki bez pojęcia o niczym udzielają ludziom rad w każdej dziedzinie, niepopartych wiedzą i doświadczeniem, a tylko powtarzają za innymi, piękny obraz naszego społeczeństwa). Poleca też wielorazowe waciki (również sama je produkuje), które moja dermatolog uważa za zło wcielone, bo detergenty do prania nigdy się całkiem nie wypłukują i wcieramy je sobie potem w paszczę. Producent każe beauty blendera wyrzucać po 3 miesiącach, ale autorka mówi, że posłuży nam lata. Czuć takiego ducha, że natura lepsza, a chemia zła. Powiela bzdury, że skóra najbardziej potrzebuje naturalnych kosmetyków. Promuje absolutny maksymalizm kosmetycznych, 666 kroków pielęgnacji, esencje, boostery, osobny krem pod oczy, maseczka codziennie, bez tego się przecież nie da żyć!
Poziom tej książki jest żenująco niski, nie mam na myśli tylko treści o makijażu czy pielęgnacji, ale także stylu, jakby adresatem było dziecko z przedszkola. Wydawca tej książki nie przeczytał? Bo autorka ewidentnie nie potrafi używać wielokropka i wykrzyknika. Zrobiłam sobie takie ćwiczenie na uważność i przeleciałam wszystkie. Ani razu nie użyła żadnego poprawnie. Żenada. Książka oczywiście zawalona wielokropkami i wykrzyknikami.
Szkoda czasu, papieru, przestrzeni.
Miałam pisać, że to najgorsza książka urodowa jaką przeczytałam, ale ostatnio wychodzi całkiem sporo gniotów, więc może być jedną z wielu. Aż nie wiem od czego zacząć.
W książce tak bardzo lokowana jest drogeria Koliber, że powinno to być umieszczone na okładce, to jest jedna wielka reklama, niesmaczne. Autorka wychodzi z pozycji absolutu, mówi "od dzisiaj już nigdy nie...
2022-12-05
Wstyd mi, żem to przeczytała.
Zacznę może od tego, że wszystkie, absolutnie wszystkie Panie na okładce wygląda dla mnie tak samo i jest to przerażające. To jest oczywiście moja opinia, każdy może sobie wyglądać jak chce i nic nikomu do tego. Ale tak się składa, że to jest moja opinia, więc ja sobie w niej napiszę co tylko chcę. Deal with it.
W środku niby, że najpierw widzimy twarz przed, a potem w pełnym makijażu. No nie, bo to przed to jest twarz w podkładzie. Nikt tutaj nie twierdzi, że jest bez podkładu, ale jednak trochę niefajnie, że to się nazywa 'przed', bo potem nastolatki mają kompleksy.
Pieczonka przekonuje, że wszystko jest absolutnie must-have, konturowanie na mokro must-have, ano proszę sobie wyobrazić, że nie konturuję na mokro i żyję.
Umarłam, jak przeczytałam odpowiedzi tych dziewczyn, każdej zadano 10 pytań. Powaliło mnie to, że Kylie Jenner jest czyimś autorytetem, a także absolutny brak ładu, składu, sensu w odpowiedziach tych dziewczyn, jakbym słuchała parodii wyborów jakiejś miss, czyli 10 pytań i 10 odpowiedzi osób, które nie mają absolutnie NIC do powiedzenia.
Wszystkie słuchają Biebera, Rihanny i WSZYSTKIE mają ogromne usta. Rozumiem, że takie im się podobają, takie chcą i takie mają. To wiele mówi o naszych czasach i social mediach zdaje się, bo zasadniczo to ja żadnej z tych wielkich gwiazd nie znam. Znam Lil Masti, ale z czasów, kiedy zajmowała się czymś lekko innym (hue hue) i o dziwo ona tutaj najrozsądniej mówi, widać, że ma strategię, którą realizuje i trzeba jej to oddać.
Reszta? Dno. Żenada.
Wstyd mi, żem to przeczytała.
Zacznę może od tego, że wszystkie, absolutnie wszystkie Panie na okładce wygląda dla mnie tak samo i jest to przerażające. To jest oczywiście moja opinia, każdy może sobie wyglądać jak chce i nic nikomu do tego. Ale tak się składa, że to jest moja opinia, więc ja sobie w niej napiszę co tylko chcę. Deal with it.
W środku niby, że najpierw...
2022-06-10
Ocena troszkę zawyżona, z sentymentu. Lubię bardzo Albicję i jej kanał na jutub, ponieważ wiedza, którą przekazuje jest zgodna z obecną wiedzą naukową, nie gloryfikuje ona naturalnych kosmetyków i nie demonizuje żadnych składników czy marek. Mówi prostym językiem, może czasem zakrawa na wręcz infantylny, ale ja odbieram to jako specyficzne poczucie humoru i wciąż czuję, że to wszystko jest ze smakiem. Książka jest rozczarowaniem, nie mogę powiedzieć, że nie, ale może wynika to z tego, że temat filtrów spf mam przerobiony bardzo dobrze i spodziewałam się wiele, a nie dostałam nawet minimum. Moim zdaniem zbyt dużo tu wyliczeń matematycznych, suchych faktów, a za mało praktyki. Uważam, że autorka zbyt mały nacisk kładzie na uświadomienie czytelnika, że spf używamy codziennie i już, koniec kropka. Nie wspomina o spf podczas pracy/nauki zdalnej, a to przecież istotne. Amerykańscy i większość europejskich dermatologów kategorycznie nakazuje używania filtrów także, jeśli nie wychodzimy z domu i to nie tylko wtedy, kiedy używamy kwasów, czy retinolu. Sporo polskich dermatologów uważa, że to zbędny krok pielęgnacji, Albicja nie wypowiada się. Podoba mi się jej luźne podejście do reaplikacji i ilości filtra bo przez to część osób całkiem z niego rezygnuje, a lepsza jakaś ochrona niż żadna. Fajnie, że wspomina o tym, żeby pod filtry dawać antyoksydanty, ale, ale, no jest ale. W przykładach kosmetyków pod filtr wymienia takie, które nie mają antyoksydantów... no, chyba, że mają, a nie pisze ona o tym, co wydaje mi się dziwne, bo najpierw daje nam tabelkę ze składnikami, które są przeciwutleniaczami, a potem proponuje kosmetyki pod spf i nie wspomina, że mają te składniki. Dziwne. Nie znalazłam też ważnej informacji w książce, ale nie znalazłam jej jeszcze nigdzie, czy jeśli pod krem spf nakładamy tylko tonik, to nakładamy spf na mokrą od toniku skórę, czy czekamy aż się wchłonie? Bo w przypadku serum to wiadomo, jak się wchłonie.
Dosyć pobieżnie ta książka jest napisana, mało jest o tym, żeby nakładać kosmetyk z spf także na ciało, na szyję. Więcej informacji to ja wyniosłam z ulotki o szkodliwości słońca z jednej z sieciówek kosmetycznych. Za dużo jest poleceń kosmetyków, bez sensu, gdyby to jeszcze było tylko spf, ale to są też kremy, pianki, i inne takie. No bez sensu, całkiem. Fajnie za to, że wspomina o tym jak zmywać spf. Nie wiem, no nie wiem, moim zdaniem to jest pozycja w porządku, ale nie bombowa. Więcej można znaleźć na jutub i blogach, i w ogóle no. Ale Albicję lubię dalej.
Edit: napisałam do autorki maila i odpisała mi, że wymienione kosmetyki zawierają antyoksydanty oraz, że na mokrą skórę spf nie nakładamy, że trzeba tonik wklepać, żeby się wchłonął, podobnie jak serum. Wielki plus za to, że autorka odpisała!
Wyzwanie czytelnicze LC czerwiec 2022: Przeczytam książkę (nie tylko) dla dzieci - Redakcja pozwoliła rozciągnąć wyzwanie na młodzież i interpretować po swojemu, jako iż części czytelników temat nie podszedł, bo nie czytują literatury dziecięcej i nie widzą sensu czytania takowej (osobiście uważam, że czytanie książki pisanej dla kilkulatka przez osobę dorosłą mija się z celem).
O szkodliwym wpływie słońca powinien wiedzieć każdy, książka jest na pewno odpowiednia dla młodzieży, a dzieciom rodzice po lekturze powinni uświadomić niektóre kwestie.
Ocena troszkę zawyżona, z sentymentu. Lubię bardzo Albicję i jej kanał na jutub, ponieważ wiedza, którą przekazuje jest zgodna z obecną wiedzą naukową, nie gloryfikuje ona naturalnych kosmetyków i nie demonizuje żadnych składników czy marek. Mówi prostym językiem, może czasem zakrawa na wręcz infantylny, ale ja odbieram to jako specyficzne poczucie humoru i wciąż czuję, że...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-04-03
Długo się zastanawiałam nad oceną, ale jednak niech będzie 6, bo nie żałuję zakupu. Książkę wyjątkowo kupiłam papierową, bo zobaczyłam, że ma sporo zdjęć, a skoro to opowieść o fryzjerstwie dosyć artystycznym, uznałam, że będzie to miało znaczenie. Wydana jest dosyć przeciętnie, a zdjęcia niestety nie mają głębi, bo są na matowym średnim papierze, to już ten w czasopismach jest lepszy. Niestety, zdjęcia, na których modelami w większości są celebryci są niepodpisane tak od razu, są tam jakieś źródła na ostatniej stronie, ale wciąż nie wiem kto to, a jednak by mnie to interesowało. Nie ma też żadnej historii do tego, wyjaśnienia konceptu, kompletnie nic. Chaotyczna ta książka. Niby o sztuce, a zapomniano o tym, że zdjęcie trzeba wyjaśnić, dopasować, w ogóle ułożyć jakoś z historią.
Narracja mi się podoba, jest Kazimiera Szczuka, która opowiada głównie coś z historii fryzjerstwa czy historii w ogóle, przyznam, że dosyć to dla mnie było męczące, ale to dlatego, że jednak nie interesują mnie "ludzie", nie jestem w zasadzie targetem biografii, kosmetyki czy ubrania są dla mnie czymś, co mam, używam i zbytnio nie obchodzi mnie skąd się wzięły i takie tam, wolę je oglądać/używać/nosić, ewentualnie czytać o tym jak można ich używać/nosić, a nie kto to tak ładnie wyciął, odkrył i inne tego typu. Opowieści o miejscowości, z której jest Jaga, czy z jej dzieciństwa też były średnie, ale tutaj to już myślę, że to moja preferencja, nie lubię biografii. Za to powtórzę, że nie żałuję, bo postać Jagi jest fascynująca, całe jej życie, upór, ale nie taki jak z filmów, bohaterski, taki zwykły, raczej pokazujący, że ciężką pracą można jednak coś osiągnąć. W ogóle Jaga jawi mi się po tej książce jako rzemieślniczka-artystka, mocno wierząca w swoje przekonania i ufająca intuicji. Wyczuwam dużo dobrych wibracji i zauważam podobieństwa, zwłaszcza w podejściu do stylu, relacji, pracy. Gdybym była w pobliżu, chętnie poszłabym do jej pracowni mimo iż jest najdroższym fryzjerem w Warszawie, myślę, że byłoby warto.
Bardzo mi się podobały przeplatania, poza autorką są fragmenty, w których mówi Jaga i "goście", osoby, które z nią pracowały albo jej klienci. To naprawdę ciekawe treści.
Co mi się nie podobało to właśnie te osobiste wycieczki dotyczące miejsc, natury, rodziny; ale bardzo chętnie czytałam o związkach, klientach, pracy fryzjera. Było w tym wszystkim trochę za dużo uduchowienia, za którym nie przepadam, ale tutaj ono pasuje, jestem w stanie to zrozumieć i nie zabierać Jadze kunsztu i artyzmu, którym wręcz ocieka.
Niestety, w książce nie ma zbyt wiele o samym fryzjerstwie, o technikach, kosmetykach ani o włosach. W zasadzie to poza kilkoma zdaniami około tematycznymi to nie ma nic, a szkoda, bo to treści, które by mnie najbardziej interesowały. To jest typowa biografia, zahaczająca o gościnne występy celebrytów i poboczne biografie innych sławnych fryzjerów. Jak ktoś lubi biografie to polecam bardzo, jak nie, ciężko wyczuć, na pewno nie ma tu treści urodowych, jeśli ktoś na nie liczył, jak ja.
Mimo wszystko polecam, bo to się czyta dobrze, szybko, przyjemnie.
Długo się zastanawiałam nad oceną, ale jednak niech będzie 6, bo nie żałuję zakupu. Książkę wyjątkowo kupiłam papierową, bo zobaczyłam, że ma sporo zdjęć, a skoro to opowieść o fryzjerstwie dosyć artystycznym, uznałam, że będzie to miało znaczenie. Wydana jest dosyć przeciętnie, a zdjęcia niestety nie mają głębi, bo są na matowym średnim papierze, to już ten w czasopismach...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-03-31
Zawód na całego.
Nie ma tutaj może bzdur, ale jest sporo "opowieści dziwnej treści".
Książka jest bardzo pobieżna, jest zlepkiem bardzo podstawowych informacji, które są tak bardzo niepogłębione, że to jak artykuł w gazecie dla kur domowych, nie obrażając kur. Serio, to że w Wikipedii znajdziemy więcej to wiadomo, ale więcej na dany temat znajdziemy na pierwszej stronie w google, która się pojawi po wpisaniu zagadnienia. Poprzednie książki były dużo lepsze, zapewne także ze względu na poruszaną tematykę. Jestem bardzo zawiedziona takim potraktowaniem trądziku, naprawdę, spodziewałam się więcej, a nie dowiedziałam się niczego. Z całej książki dowiedziałam się tylko 2 rzeczy - że podczas stosowania kwasów i retinolu warto także stosować peeling oraz że peelingi mechaniczne nie są już tak demonizowane jak kiedyś. To drugie jest akurat kontrowersyjne, ale autorka pisze o tym w taki sposób, że wzbudza moje zaufanie. Nigdy mi takie nie szkodziły, ale od kilku lat ich nie stosuję, bo uznawano je za szkodliwe, tymczasem może nie muszę wcale z nich rezygnować - na pewno sprawdzę. Moja pielęgnacja jest tak minimalistyczna, że peeling raz w tygodniu by nie zaszkodził, nawet dla własnej rozrywki i poczucia zadbania.
Sporo podkreślania, że należy stosować filtry, mnie akurat ten temat męczy, ale od jakiegoś czasu mamy hype na ten temat, więc wybaczam.
Co mi się podoba i to bardzo, bardzo, to zauważenie i zwrócenie uwagi na to, że każdy ma pory i że filtry na Instagramie robią wiele złego w postrzeganiu samego siebie przez kobiety zwłaszcza. Nie ma ludzi idealnych i nikt nie wygląda tak jak na zdjęciu, to jest dzisiaj jakaś plaga. Autorka mówi też o tym, że sporo rzeczy kiedyś nikomu nie przeszkadzało, a teraz nagle tragedia, hurr-durr, bo ja mam widoczne coś tam, jak żyć! No otóż poza trądzikiem i zaczerwienieniem na pyszczku nie przeszkadza mi nic, czasem depiluję jakieś włosy z niego, jak mam ochotę, a czasem nie, zmarszczki w ogóle mi nie wadzą (u innych, bo sama jeszcze nie mam), przebarwienia też nie, więc jakiś tam problem przynajmniej z głowy.
Bardzo podstawowa wiedza, zatrważająco płytko podana, nie polecam. (Znowuż niektóre fragmenty są zbyt naukowe, w ogóle nie ma to ładu i składu.)
Zawód na całego.
Nie ma tutaj może bzdur, ale jest sporo "opowieści dziwnej treści".
Książka jest bardzo pobieżna, jest zlepkiem bardzo podstawowych informacji, które są tak bardzo niepogłębione, że to jak artykuł w gazecie dla kur domowych, nie obrażając kur. Serio, to że w Wikipedii znajdziemy więcej to wiadomo, ale więcej na dany temat znajdziemy na pierwszej stronie w...
2021-11-12
Moduł o makijażu jest w moim mniemaniu lepszy niż ten o pielęgnacji, ale uważam, że za tę cenę to jest bardzo krótki i skupia się praktycznie tylko na dobraniu podkładu i korektora, to trochę za mało, oczekiwałabym więcej. Plus za to, że naprawdę dobrze ogarnia to dobranie podkładu i korektora. Jak ktoś lubi treści makijażowe, to warto przeczytać, ma tylko 23 strony w pdf-ie.
Moduł o makijażu jest w moim mniemaniu lepszy niż ten o pielęgnacji, ale uważam, że za tę cenę to jest bardzo krótki i skupia się praktycznie tylko na dobraniu podkładu i korektora, to trochę za mało, oczekiwałabym więcej. Plus za to, że naprawdę dobrze ogarnia to dobranie podkładu i korektora. Jak ktoś lubi treści makijażowe, to warto przeczytać, ma tylko 23 strony w pdf-ie.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-11-12
Niestety, mimo iż uwielbiam kanał jutub autorki, oglądam każdy jeden film, to nie mam dobrego zdania o My Skincare Boxie. Był drogi jak diabli (razem z modułem makijaż kosztował 239 zł), a w środku masa powszechnie znanych faktów i sporo psychologii i coachingu, a to dziedziny, które nie należą do moich ulubionych. Wielki minus także za to, że e-book zostaje nam podany w formacie PDF i po własnoręcznym przerobieniu nie nadaje się na czytnik, więc musiałam go przeczytać z ekranu - to coś, czego nienawidzę i z założenia nie robię, to był ostatni raz.
Idiotyczne jest dla mnie mówienie do czytelnika z perspektywy skóry, to traktowanie go jak kilkulatka, nie kupuję tego. Stylistycznie jest źle, jest tu masa błędów, typu "okres czasu".
Nie znalazłam tutaj żadnych bzdur, ale nie znalazłam też niczego odkrywczego, niczego, czego nie byłoby w internecie, nawet na samym kanale Zielińskiej.
Spoko jest tabelka, która mówi o tym, co można z czym łączyć, ale z drugiej strony w momencie zwątpienia można to wpisać w google...
Niestety, mimo iż uwielbiam kanał jutub autorki, oglądam każdy jeden film, to nie mam dobrego zdania o My Skincare Boxie. Był drogi jak diabli (razem z modułem makijaż kosztował 239 zł), a w środku masa powszechnie znanych faktów i sporo psychologii i coachingu, a to dziedziny, które nie należą do moich ulubionych. Wielki minus także za to, że e-book zostaje nam podany w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-11-11
Mimo iż książka ma pewne wady, które wyszczególnię poniżej, rzadko kiedy spotykam tak dobrą książkę urodową. Napisaną tak przyjemnie, z sensem i w ogóle tak przemyślanej. Dlatego mimo kilku bzdur daję najwyższą ocenę. Poradnik jest przepięknie wydany, na ładnym papierze, zawiera bardzo dużo zdjęć, które są naprawdę estetyczne, mogę się w nie wgapiać i wgapiać, są takie czyściutkie, uporządkowane. Sama autorka też bardzo cieszy moje oko, w ogóle wielki plus dla niej, bo pokazuje, że osoba w rozmiarze na pewno nie xxs, może wyglądać szalenie atrakcyjnie. Bardzo inspirujące włosy, ładnie ułożone, zadbane, a ta koloryzacja? Wow, sprawia, że mam ochotę iść jutro do fryzjera i zrobić to samo! Tylko że ja nie farbuję włosów, wielu rzeczy nie robię, bo wychodzę z założenia, że to co jest niezłe z natury warto wykorzystać i naprawdę nie ma sensu dokładać sobie niepotrzebnej roboty. Gdybym jednak się kiedyś zdecydowała na farbowanie, totalnie zrobię to jak Caroline Hirons. Styl książki jest fantastyczny, autorka jest sympatyczna, zna się na tym co mówi i jest lekko zadziorna - lubię, lubię, lubię.
Wyniosłam z książki fantastyczny cytat o nauce:
"Udowodnione naukowo twierdzenia są prawdziwe, niezależnie od tego, czy w nie wierzysz, czy nie. To właśnie lubię w nauce".
Neil deGrasse Tyson
Jest tutaj sporo rzeczy, które uwielbiam w tematyce beauty, wielkie brawa dla autorki za to, że:
-mówi o tym, że nie ma czegoś takiego jak zdrowe opalanie, wylicza, ile trzeba nakładać filtra, żeby działał plus podaje inne istotne informacje na ten temat,
-obala wiele urodowych mitów, w tym ten, że naturalne kosmetyki miałyby być lepsze,
-pisze o tym, jak beznadziejnie marketingowo zachowują się marki 'clean beauty' dyskredytując "chemiczne" składniki i kosmetyki, jakby rzekomo były czymś złym, wpędzają konsumentów w poczucie, że muszą ich unikać, napędzają to wszystko strachem,
-wyjaśnia, że człowiek nie ma czego detoksykować, bo nie ma w sobie żadnych toksyn,
-daje taki trochę insight do świata szołbiznesu, w którym gwiazdy zwyczajnie kłamią, robią dużo zabiegów, bo kosmetyki wielu rzeczy nie są po prostu w stanie zdziałać, działają tylko na naskórek, w wielu miejscach przeprowadza przez tę wiedzę szczegółowo,
-neguje peelingi mechaniczne, szczoteczki i inne akcesoria do mycia twarzy, wyjaśniając, czemu są złe,
-bardzo dobrze pisze o retinolu i kwasach, ja często szukałam informacji w internecie na ten temat i często failowałam, tutaj jest to zrobione naprawdę rzetelnie,
-mówi, na co można wydać dużo, na co mało, ogólnie wszystko robi bez spiny i pozwala czytelnikowi mieć własne zdanie,
-rozprawia się z tym całym uwielbieniem do płynów micelarnych, masek w płachcie, kosmetyków antycellulitowych i innych,
-wyraża swoje mocne zdanie na temat kosmetyków robionych w domu i do czego się nadają (zdradzę: do niczego),
-naukowo wyjaśnia wiele rzeczy, od konserwantów, przez popularne składniki, aż do komórek macierzystych i innych tricków branży beauty, w tym kłamstw marketingowych.
Kilka kwestii jest na pewno dyskusyjnych, autorka ma silne zdanie na ten temat, ale dermatolodzy już różne:
-mycie twarzy rano, Caroline twierdzi, że absolutnie, a dermatolodzy niekoniecznie, część zaleca faktycznie mycie, inni samą wodę, a jeszcze inni nic,
-dekolt i szyję jej zdaniem należy traktować jak twarz, natomiast część dermatologów mówi, że nie, że można przykładowo myć je żelem pod prysznic i smarować balsamem do ciała,
-zaleca stosować krem pod oczy, chociaż nie wydaje się tutaj być taka restrykcyjna, część dermatologów mówi, że niczym się one nie różnią od zwykłych kremów do twarzy i sugerują jeden krem do wszystkiego.
Książka zawiera też całkiem sporo bzdur i bzdetków:
-może to nie jest bzdura, ale pewne kuriozum, autorka na wszystkich zdjęciach ma tak kiczowate, wielgachne rzęsy, że o mamo, to kwestia gustu, ja nie oceniam, sama kiedyś nosiłam rzęsiska, ale w książce tego typu to bardzo wali po oczach,
-ręcznik do mycia twarzy i to dwa razy dziennie, przecież pocieranie skóry ręcznikiem działa jak mocny peeling, tak samo jak waciki, które poleca do toników kwasowych,
-odrzuca produkty, które zawierają sls albo takie, które się pienią, do mycia skóry poleca wyłącznie mleczka, oleje i masła, halo, nie każda skóra jest taka sama, mnie przykładowo uczulają wszystkie poznane do tej pory żele pod prysznic bez sls, także ten,
-nie poleca parafiny, nie tłumacząc dlaczego, a to przecież bardzo dobry składnik jest,
-nakłada w samolocie korektor albo krem cc, żeby "nie straszyć dzieci", toż to okropieństwo tak myśleć o sobie albo o innych, kobieta bez makijażu nikogo nie straszy,
-niepotrzebnie wymienia te wszystkie choroby typu rybia łuska, przecież jak ktoś na nią cierpi, to porady szuka u lekarza, a nie w poradniku o pielęgnacji, c'mon,
-dosyć mocno zachęca do inwazyjnych zabiegów, nic nie pisze o tym, że zmarszczki czy zasinienia pod oczami są ok.
Wydawca nie przemyślał też sprawy z poleceniami, większości produktów nie można kupić w Polsce, nie wiem po co nam lista polecanych kosmetyczek w USA i UK, na końcu są też opisane różne marki, co jest akurat ciekawe i przydatne, ale około połowy nie ma w Polsce i na nic nam lista sklepów, w których wszystkie je można kupić, w Polsce nawet o nich nie słyszano. Tak samo sądzę, że to dopisek wydawcy, że tretinoiny nie można kupić w Polsce, można, stosuję od kilku lat, przepisuje mi ją dermatolog.
Mimo wszystko i tak uważam, że to świetny poradnik bogaty w treść i przepięknie wydany, gorąco polecam!
Mimo iż książka ma pewne wady, które wyszczególnię poniżej, rzadko kiedy spotykam tak dobrą książkę urodową. Napisaną tak przyjemnie, z sensem i w ogóle tak przemyślanej. Dlatego mimo kilku bzdur daję najwyższą ocenę. Poradnik jest przepięknie wydany, na ładnym papierze, zawiera bardzo dużo zdjęć, które są naprawdę estetyczne, mogę się w nie wgapiać i wgapiać, są takie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-11-02
Jedna z gorszych książek urodowych jakie czytałam, a czytałam je wszystkie, bjacz.
Przede wszystkim, spodziewałam się w środku jakichś zdjęć, nie wiem, Agnieszki, włosów, a tam suchy tekst, brzydko zedytowany, nieporęczny format książki. Miało nie być e-booka, to kupiłam papier, a potem wyszedł e-book, no brawo.
Nie dowiedziałam się ze środka absolutnie niczego nowego, uważam, że takie badziewie to się pisze na kolanie (ja bym napisała).
Są tutaj naprawdę tragiczne błędy, np. tabelka z mocą detergentów, naliczyłam, że Sodium Lauroyl Methyl Isethionate jest w niej wymieniony 3 razy, czaicie? Ten sam rekord w tabelce jest 3 razy w różnych miejscach tej samej tabelki, LOL. Kolejny przykład, po co się wypowiadać na temat czegoś, o czym się nie ma pojęcia? Cięcie włosów kręconych, jako posiadaczka takich, wiem jak powinno się je ciąć, a nawet nie jestem fryzjerem. Ja wam mówię, jak fryzjer chce prostować kręciołki do cięcia, uciekajcie z fotela. Aga tego nie odrzuca, coś tam na ten temat pisze, ale widać, że pojęcie ma mgliste.
Ciężko się to czyta, styl jest fatalny, brakuje spójności. Lubię autorkę, lubię jej kanał/bloga, ale tutaj moim zdaniem nie dała rady. Sporo wzmianek o pojedynczych składnikach, zbyt szczegółowe rozwodzenie się nad trudnymi zagadnieniami, a brak podstaw.
Najsłabsza książka o włosach jaką czytałam, wymęczyłam.
Jedna z gorszych książek urodowych jakie czytałam, a czytałam je wszystkie, bjacz.
Przede wszystkim, spodziewałam się w środku jakichś zdjęć, nie wiem, Agnieszki, włosów, a tam suchy tekst, brzydko zedytowany, nieporęczny format książki. Miało nie być e-booka, to kupiłam papier, a potem wyszedł e-book, no brawo.
Nie dowiedziałam się ze środka absolutnie niczego nowego,...
2021-08-18
Wielki zawód, książka-wyliczanka przekazująca wiele nieprawdziwych treści, tzw. książka sugerująca. Wyliczanka, bo znaczną część stanowią listy, zupełnie bez sensu, listy składników dobrych i złych, listy witamin z komentarzem, na co dobrze działają. Nie sądzę, aby odpowiednim miejscem na tego typu zestawienia była książka, raczej jakieś tablice, internet. Dramat. Drugi zarzut z kategorii tych większych to przekonanie, że kosmetyki naturalne są lepsze, a co gorsza, że te chemiczne są szkodliwe. Uważam, że takie treści są szkodliwe i powinny być karane. W książce można znaleźć wiele smaczków, ale przede wszystkim pada zdanie, że "substancje ropopochodne szkodą zdrowiu" co jest bzdurą, mowa między innymi o parafinie, która jest doskonałym składnikiem kosmetyków, docenianym przez dermatologów na całym świecie, ale w Polsce (i części świata też, ale u nas wybitnie) demonizuje się go, że niby taki tani i fu, byle tylko wepchnąć drogie, naturalne oleje, największe alergeny w świecie kosmetologii i kosmetyki. Trzymam się od nich z daleka jak tylko mogę, zgodnie z zaleceniami dermatologów, wszystkich tych najbardziej znanych, tych najbardziej szanowanych w środowisku i tych robiących i publikujących badania w magazynach naukowych. Szkoda, że ludzie, którzy się tym zajmują albo porywają się na pisanie książek nie pokuszą się o przeczytania wiarygodnych źródeł. Jest też zarzut numer trzy, autorka uważa siebie za jakieś guru, z całym szacunkiem, są dołączone zdjęcia i ja tego nie kupuję, tego braku makijażu, naturalność i inne takie. Cieszę się, że Pani jest z siebie zadowolona, jestem feministką, ostatnie co mam w głowie to ocenianie czyjegoś wyglądu, ale autorka sama się podkłada, przyjmując nader coachingowy ton (fatalny styl, swoją drogą) i krytykując na każdym kroku makijaż, posuwa się nawet do stwierdzenia, że to przez niego miała problemy ze skórą (polecam przeczytać ile procent trądziku to trądzik kosmetyczny, zaledwie kilka procent, tyle się mówi o tym, że makijaż nie szkodzi skórze, ale nie, zawsze przyjdzie ktoś, kto powieli ten mit), potem jest combos, czyli makijaż pogarsza stan cery, a ten naturalny jej nie dusi. Dobra bzdura. Cała ta książka to niemiły coaching, przekonanie o nieomylności i chęć wciśnięcia komuś swojego światopoglądu. Treści miałkie, jak z artykułów z neta, wyjątkowo płytkie. Co jakiś czas kwestionariusz kosmetyczny przeprowadzany z paniami, z których znałam tylko dwie. Absolutnie nie polecam.
Wyzwanie czytelnicze LC sierpień 2021: Przeczytam książkowy debiut (2).
Wielki zawód, książka-wyliczanka przekazująca wiele nieprawdziwych treści, tzw. książka sugerująca. Wyliczanka, bo znaczną część stanowią listy, zupełnie bez sensu, listy składników dobrych i złych, listy witamin z komentarzem, na co dobrze działają. Nie sądzę, aby odpowiednim miejscem na tego typu zestawienia była książka, raczej jakieś tablice, internet. Dramat. Drugi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-07-25
Jestem widzką kanału Angeliki Grabowskiej od lat, toteż moja opinia może być mało obiektywna. Wiem, opinia z reguły i definicji jest subiektywna, chodzi mi tylko o to, że ja w moim osądzie mogę być nieobiektywnie pozytywna, bo ją i jej kontent lubię. Na szczęście nie ma żenady, nie ma głupot, toteż nie muszę się tłumaczyć, czemu taka wysoka/niska ocena, jak w przypadku książek innych influencerek nieraz bywało.
Książka to druga część poprzedniej, tamta traktuje o skórze nastolatków i porusza absolutnie podstawy, ta jest przeznaczona dla czytelnika 20-30 i skupia się na kilku zagadnieniach, w tym maskne, kwasy, składniki nawilżające. Tak naprawdę treści jest tutaj 84 strony, co mnie rozczarowało, bo książka ma ich 150, ale reszta to plany pielęgnacyjne. No trudno, przeżyję. Nie powiem, żeby było tutaj jakoś wiele tej treści, to taki zbiór podstawowych informacji, coś jak portale kobiece, ale... w głowie czytam je głosem Angeliki (wyjątkowo przyjemny głos), toteż lepiej mi taka treść wchodzi, niż jakiś randomowy artykuł z magazynu czy strony beauty. Co tu dużo mówić - ufam jej też bardziej, bo to człowiek z krwi i kości, którego mogę powiedzieć, "znam". Niczego nie odkryłam, ale jestem weteranką tematu, wydawnictwo jest bardziej odpowiednie dla kogoś, kto nie ma wiedzy żadnej.
Zabrakło mi jakiejkolwiek informacji o makijażu, demakijażu, no ubogi ten ebook, niestety. Miło się jednak spędziło z nim czas, takie guilty pleasure, kompletnie niewarte swojej ceny, ale jak wyjdzie następna książka, wiadomo, że kupię. To tak jak z markową torebką, nikt jej nie potrzebuje, ale można ją kupić, jeśli sprawi komuś radość i go na nią stać.
Jestem widzką kanału Angeliki Grabowskiej od lat, toteż moja opinia może być mało obiektywna. Wiem, opinia z reguły i definicji jest subiektywna, chodzi mi tylko o to, że ja w moim osądzie mogę być nieobiektywnie pozytywna, bo ją i jej kontent lubię. Na szczęście nie ma żenady, nie ma głupot, toteż nie muszę się tłumaczyć, czemu taka wysoka/niska ocena, jak w przypadku...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-07-25
Niefajnie, bo chciałam czegoś urodowego, a dostałam coś biologicznego, medycznego, naukowego, a w dodatku wyświechtanego. Treści urodowych, kosmetycznych to tutaj jest może raptem 5 stron na 300, toteż no niezbyt niezbyt. Nie wiem dla kogo jest ta książka, ale przychodzą mi do głowy studenci biologii i medycyny, ale czy ich aż tak to interesuje? Jest to opowieść o bakteriach, bardzo nudna i w ogóle nieodkrywcza, wszystko to wiem z innych książek czy artykułów, tych o zdrowiu, odżywianiu, kosmetykach. Szkoda czasu, a do tego znalazłam kilka bzdur:
-autorki usilnie wmawiają nam, że kosmetyki naturalne są lepsze, a parabeny, sls i inne tego typu szkodliwe,
-przekonują, że oleje na skórę są ok i że każdy ma jakieś tam inne właściwości, a jest to jedna wielka marketingowa bzdura, olej to olej, emolient, bardzo alergizujący, koniec, polecam zapytać dowolnego dermatologa,
-bardzo zachęcają do używania płynu do higieny intymnej, argumentując, że pH w pochwie jest na poziomie 4, no fajnie, ale pochwy się nie myje, bo ona się akurat myje sama, myje się to, co na zewnątrz, a elementy na zewnątrz to akurat mają takie pH jak cała skóra na ciele człowieka i nie potrzeba osobnych kosmetyków,
-piszą o blokerach i antyperspirantach, że to źle, że blokują pocenie, że w ten sposób organizm pozbywa się toksyn, warto jednak wspomnieć, że pod pachami powstaje jedynie 1% potu, organizm da radę.
Takie pierdółki, ale wiele mówią o autorach, prawda?
Niefajnie, bo chciałam czegoś urodowego, a dostałam coś biologicznego, medycznego, naukowego, a w dodatku wyświechtanego. Treści urodowych, kosmetycznych to tutaj jest może raptem 5 stron na 300, toteż no niezbyt niezbyt. Nie wiem dla kogo jest ta książka, ale przychodzą mi do głowy studenci biologii i medycyny, ale czy ich aż tak to interesuje? Jest to opowieść o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-06-20
Oglądałam kiedyś autorkę na youtube, z czasem zaczęło mi przeszkadzać jej bardzo powolne mówienie, a teraz zwyczajnie nie używam kosmetyków naturalnych, ale po książkę sięgnęłam z chęcią, lubię czytać wszystko, co tylko się pojawi na rynku urodowym. Z Natshiw zawsze miałam jeden problem - jej domniemany trądzik. Dawno temu twierdziła ona, że miała cerę trądzikową i że wyleczyła ją olejami, ale nie ma ani jednego zdjęcia z czasu, kiedy miała trądzik. Wydaje mi się to bardzo podejrzane, zwyczajnie w to nie wierzę, no ale moja wiara nie ma tu nic do rzeczy. Oleje są niepolecane przez niemalże wszystkich znanych mi dermatologów (nie, że znanych osobiście [chociaż to też], ale tych z prasy, internetu, książek), może poza myciem nimi skóry, ale nakładane na skórę ludzką powodują paskudne pryszcze, alergie i inne nieprzyjemności. Tym bardziej historia Natalii wydaje mi się podejrzana, no ale tak jak wspominałam, mniejsza o to.
Nie podoba mi się maniera widoczna w większości publikacji o naturalnych kosmetykach -> autorzy piszą coś w rodzaju, że to "zdrowa" pielęgnacja, "czysty" skład, sugerując, że te nie-naturalne są niezdrowe i brudne, co jest oczywiście bzdurą, niedawno odbyła się w USA konferencja na temat tego, jak producenci "clean beauty" robią konsumentom wodę z mózgu, w kosmetykach (żadnych!) nie ma szkodliwych kosmetyków i stosowanie wszystkich jest bezpieczne. Także wielki minus dla Natalii za to. Przykład: "Kosmetyki naturalne nie zawierają składników potencjalnie negatywnie działających na skórę i orhanizm(...)", zdanie to sugeruje, że inne niż naturalne je zawierają albo mogą zawierać, co jest nieprawdą.
Na dzień dobry autorka twierdzi, że olej z malin wyleczył wszystkie jej problemy - trądzik, zaskórniki, tłustą skórę i zmarszczki. Aha.
Youtuberka rozpoczyna wywód o składnikach, których unika mówiąc, że to na podstawie jej doświadczeń, ale też doniesień naukowych - znowu bzdura! Bzdura za bzdurą, składniki ropopochodne nie mają minusów, nie uczulają, pozwalają zatrzymać nawilżenie, nie powodują pryszczy (to mit, obalony już w latach 80!). Natalia niby nie powiela tego mitu, ale stwierdza, że zamiast nich używa olejów roślinnych. Tak do końca nie wyjaśnia dlaczego, ale sugeruje, że miałyby one być lepsze, jednakże z punktu widzenia nauki są gorsze i to o wiele. Rozbawiła mnie wzmianka o tym, że nie używa produktów odzwierzęcych (tutaj akurat chwała jej za to, ma rację, nie ma co generować popytu na takie składniki), ale że używa tych od pszczół, bo pszczelarze dbają o pszczoły. Temat jest mi znany z pierwszej ręki i można powiedzieć, że człowiek dosłownie kradnie pszczołom produkty, dlatego one ciągle muszą zdobywać ich więcej i więcej plus autorka cieszy się, że pszczelarze dbają o te małe stworzonka. No ok, ja wiem, że gatunek ludzki zginie w momencie, kiedy zginie ostatnia pszczoła, ale autorka chyba nie zdaje sobie sprawy, że pszczoła żyje maksymalnie miesiąc. I nie jest do końca zwierzątkiem, o które można dbać w podstawowym tego słowa znaczeniu. Takich rzeczy jest tutaj mnóstwo, naiwnych, słodkich, zupełnie jakby książka pisana była dla przedszkolaków, z tego samego powodu przestałam autorkę oglądać na youtubie. Siwiec rezygnuje z soli aluminium, bo badania są niejednoznaczne. Nie, to nieprawda, są bardzo jednoznaczne: to nie powoduje raka! Silikonom zarzuca zapychanie, ponownie, nauka mówi co innego. Może my jakąś inną naukę znamy? Siwiec nie podoba się też terror, który wprowadzają producenci kremów z SPF, uważa ona, że ze słońca można korzystać z głową. Może przypomnę tylko stanowisko nauki: nie istnieje zdrowe opalanie. Kropka.
E-book jest dosyć ładnie zrobiony, tak nowocześnie, jest w nim sporo bardzo ładnych fotografii, bo i sama autorka jest ładna. Robi ona bardzo delikatny makijaż, czyli taki, który i ja noszę. No, poza tymi wyjątkami, kiedy idę "w miasto" i robię sobie oczy czarne jak noc listopadowa. Wracając jednak do Natalii, lubiłam jej kanał, bo dostarczał mi miłych wrażeń estetycznych, zwyczajnie lubię patrzeć na ładne makijaże, itd. Nie lubię makijaży nieużytkowych, może i są one nawet artystyczne, ale często napędzają konsumpcjonizm i ogólnie nic ciekawego z nich nie wynika. Natalia wpasowuje się w moje gusta, część książki bardzo miło się czyta, ale to głównie wtedy, kiedy czytelnik zapomni, że czyta o kosmetykach naturalnych i po prostu oddaje się przyjemności czytania o kosmetykach.
Brakuje mi jedynie zdjęć produktów, są tylko ich nazwy.
Autorka zapowiada kolejnego e-booka - na pewno go przeczytam!
Dodatkowo, bardzo szkoda, że autorka szerzy też bzdury na tematy dietetyczne, te kosmetyczne nie wystarczyły. Intermitten fasting jest mi znane, nie mówię, że czasem nie stosuję, ale generalnie chodzi o to, co autorka pisze, a pisze, że wiele naukowców rozprawia o jego zaletach. Bzdura - o jego zaletach rozprawiają blogerzy, vlogerzy, dziennikarze, (no i foliarze oczywiście) ale naukowcy to są akurat jednoznaczni - taki post nie ma żadnego pozytywnego wpływu na organizm człowieka, głośno mówią o tym, że ktoś kiedyś zauważył, że to dobrze wpływa na jakieś tam komórki (bakterii czy coś takiego), a nie na człowieka. Na dobrą sprawę nie wiemy, jak wpływa na człowieka, bo nikt tego jeszcze nie zbadał, a jak nie zbadał, to każdy może sobie napisać wszystko. Aromaterapia także nie jest w żaden sposób potwierdzona przez naukę, jakby co. Dieta nie jest oficjalnie łączona z trądzikiem, ponownie, to tylko dumania blogerów, nie lekarzy. Natalia podaje swój jadłospis, wcześniej się produkowała, jaki to cukier niezdrowy, a potem je owsiankę z karmelizowanym jabłkiem.
Książka trąci foliarstwem, niestety, a to się nigdy nie może skończyć żadną wysoką oceną. Jest to też najmniej profesjonalny ebook (książka w ogóle) jaki czytałam, pod względem języka.
Wyzwanie czytelnicze LC czerwiec 2021: Przeczytam książkę z ilustracjami lub zdjęciami (23).
Oglądałam kiedyś autorkę na youtube, z czasem zaczęło mi przeszkadzać jej bardzo powolne mówienie, a teraz zwyczajnie nie używam kosmetyków naturalnych, ale po książkę sięgnęłam z chęcią, lubię czytać wszystko, co tylko się pojawi na rynku urodowym. Z Natshiw zawsze miałam jeden problem - jej domniemany trądzik. Dawno temu twierdziła ona, że miała cerę trądzikową i że...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-06-12
Olfaktoria to jedna z moich ulubionych jutuberek pod względem stylu - zawsze dobrze ubrana, prezentuje dobra luksusowe, ładnie wypowiada się na temat perfum, kosmetyków, torebek, sprzętu marki Apple - a to są produkty, które mnie interesują. Lubię mieć mało (albo inaczej - dokładnie tyle, ile potrzebuję, nie w nadmiarze) rzeczy, za to doskonałej jakości. Jakikolwiek zapas powoduje mój dyskomfort, więc kupuję daną rzecz, kiedy skończy mi się poprzednia lub też kupuję ją chwilę wcześniej, ale otwieram dopiero, kiedy wyrzucę poprzednią. To się tyczy głównie kosmetyków, ale nie tylko, bo także i chociażby perfum - mam jeden flakon, który zawsze jest mały, ma maksymalnie 30 ml, a jeśli więcej, to po zużyciu mniej więcej 1/3 opakowania trafia do mojej mamy, a ja przerzucam się na coś nowego. W lecie zdarza mi się mieć dwa, lekki i świeży, oraz mocniejszy i intensywniejszy na wieczór albo brzydką pogodę. Olfaktoria nie poleca perfum byle jakich, więc można korzystać z jej poleceń w ciemno, jeśli się ceni jakość.
Ebook jest piękny, jego warstwa graficzna to coś cudownego, zachwycające zdjęcia i grafiki kompozycji zapachowych są tak glamour/soczyste, że nie można się od nich wręcz oderwać. Warstwa tekstowa niczym tej wizualnej nie ustępuje, autorka merytorycznie powala na kolana większość konkurencji, jaką kiedykolwiek przyszło mi czytać (w książkach, w magazynach), to co pisze jest fachowe, ale też zwyczajnie dobre, Olfaktoria ma niezłe pióro i sunie po temacie tak, że to się przyjemnie czyta. Piękno to słowo, które charakteryzuje to wydawnictwo, słownictwo jest piękne, nie tylko to branżowe, ale po prostu, pięknem są też kompozycje będące ucztą dla oka.
Technicznie to doskonale, że są linki, do social mediów autorki (poskutkowało to tym, że przez godzinę oglądałam jej Tik Toka), a poza tym do perfumerii, w których można od razu kupić sobie dane perfumy, ale też poczytać opinie, sprawdzić ceny. Bardzo się cieszę, że autorka przy perfumach podaje w jakich pojemnościach występują, dla mnie to istotne, już sobie upatrzyłam niektóre 15 ml i 25 ml. Nie, nie będę testować na skórze, kupię w ciemno, ufam Goldmann i jej opisom, dodatkowo jako perfumaria, wiem co lubię*.
* Przez jakieś 12 lat poznałam i zrecenzowałam prawie 800 zapachów, wiem co mówię!
Można dywagować, czy cena ebooka nie jest za duża, można się zastanawiać po co to komu, wszak to trochę katalog, taki marketingowy album, ale prawda jest taka, że książki są po to, żeby sprawiać nam przyjemność. Świetnie się bawiłam, czasem czytając czułam daną woń, jeśli już miałam ten flakon, a czasem zdawało mi się, że nosem wyobraźni mogłabym je poczuć.
Z niecierpliwością czekam na ebooki dotyczące innych pór roku, niewątpliwie je zakupię.
Wyzwanie czytelnicze LC czerwiec 2021: Przeczytam książkę z ilustracjami lub zdjęciami (20).
Olfaktoria to jedna z moich ulubionych jutuberek pod względem stylu - zawsze dobrze ubrana, prezentuje dobra luksusowe, ładnie wypowiada się na temat perfum, kosmetyków, torebek, sprzętu marki Apple - a to są produkty, które mnie interesują. Lubię mieć mało (albo inaczej - dokładnie tyle, ile potrzebuję, nie w nadmiarze) rzeczy, za to doskonałej jakości. Jakikolwiek zapas...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Ojoj, rozczarowanie. Z medycyny estetycznej korzystam nie od dzisiaj, ale nie uważam się za żadną specjalistkę w temacie. Spodziewałam się, że książka napisana przez lekarkę będzie bardziej merytoryczna i w ogóle jakaś taka... lepsza. Jest napisana tak infantylnie, że wręcz czułam się urażona. Spodziewałam się konkretów, a nie omówienia 4 zabiegów na krzyż, no bez jaj. Pieniądze naprawdę wyrzucone w błoto, a książka tania nie jest. Do tego e-book jest tak duży (ponad 50 MB, większość e-booków, które czytuję ma po 3 MB), że mój dość nowy, bo niespełna roczny czytnik go nie udźwignie przy zmianie stron. Nie wiem co tutaj robi tyle treści o masażach twarzy, o suplementach, o kosmetykach. O kosmetykach to już w ogóle śmiech na sali, jest napisane dużo, a jednocześnie jedno wielkie nic. Gorąco nie polecam.
Ojoj, rozczarowanie. Z medycyny estetycznej korzystam nie od dzisiaj, ale nie uważam się za żadną specjalistkę w temacie. Spodziewałam się, że książka napisana przez lekarkę będzie bardziej merytoryczna i w ogóle jakaś taka... lepsza. Jest napisana tak infantylnie, że wręcz czułam się urażona. Spodziewałam się konkretów, a nie omówienia 4 zabiegów na krzyż, no bez jaj....
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to