-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać1
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2018-01-18
2017-12-17
Jako urodzona katastrofistka uwielbiam czytać o wypadkach (każdy jest lekcją, nawet jeśli nie każdy da się przewidzieć). O górach (o wszystkich, ale o żadnych tak jak o Tatrach) - to już w ogóle. Trzeba czymś żyć przez tę większą część roku, gdy człowieka tam nie ma. A tą publikacją - bardzo przestrzenną, obrazową, pełną dynamicznych relacji i trafnych refleksji - da się wręcz żyć bardziej. Czytając, cały czas miałam wrażenie, że jestem na miejscu zdarzeń. Na grani, w skale, w kosówce, w śniegu, w syfonach jaskiń. Jednocześnie jako poszkodowany, ratownik i obserwator. To rzadkie.
"Wołanie w górach" to fenomenalne połączenie genialnej "prasówki" (wspaniała kompilacja różnorodnych źródeł z ich wzorowym podaniem, co ułatwia życie wszystkim tym, którzy chcieliby dowiedzieć się jeszcze więcej i poszperać głębiej) z potokiem bezcennych wspomnień (nie tylko autora, ale też mnóstwa ludzi wzmiankowanych w tej publikacji). Wyjątkowy kurs tatrzańskiej topografii (mamy tu naprawdę ogrom materiału, konsekwentnie pogrupowanego rejonami, co sprawia, że wszystkie wymienione nazwy dość szybko zaczynają się układać w obrazki, które stopniowo łączą się z kolejnymi obrazkami, tworząc tę jedną spójną całość. duża w tym oczywiście zasługa Michała Jagiełły, który mimo dużego przywiązania do faktów, starał się nakreślić żywy, barwny obraz, daleki od suchego stylu przewodników) i must-read dla fanów Kroniki TOPR-u (przyznam, że czytam nałogowo).
Nad książką pastwiłam się długo. Nie dlatego, że ma 800 stron i jest ciężka czy nudna (jeśli góry cokolwiek Was obchodzą, to nie jest), lecz dlatego, że nie umiałam się z nią rozstać. Po połknięciu połowy podświadomie zaczęłam ją oszczędzać. Parę dni temu postanowiłam jednak dokończyć lekturę i nawet się nie obejrzałam, gdy się skończyła. Jak żyć?! A tak serio, to jedna z tych książek, które będę wertować jeszcze nie raz. Stokrotne dzięki, panie Michale, za ten piękny obrazek i moc przygód.
Jako urodzona katastrofistka uwielbiam czytać o wypadkach (każdy jest lekcją, nawet jeśli nie każdy da się przewidzieć). O górach (o wszystkich, ale o żadnych tak jak o Tatrach) - to już w ogóle. Trzeba czymś żyć przez tę większą część roku, gdy człowieka tam nie ma. A tą publikacją - bardzo przestrzenną, obrazową, pełną dynamicznych relacji i trafnych refleksji - da się...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-07-31
W pociągu z Garmisch-Partenkirchen do Monachium zastanawiałam się, czego by mi najbardziej brakowało, gdyby wydarzyła się tego typu katastrofa i pierwszą rzeczą, która przyszła mi na myśl, była 'woda, ciepła woda, woda butelkowana'. Ale też błyskawicznie projekt mojego wymarzonego domu (oprócz studni ze zdatną do picia wodą) zyskał piec kaflowy, kominek i baterie słoneczne. Jeśli chodzi o książkę Elsberga, to gorąco ją polecam. Każdemu. Żyjemy w takich czasach, że zdarzyć może się wszystko. Warto mieć wyobrażenie o potencjalnych konsekwencjach.
W pociągu z Garmisch-Partenkirchen do Monachium zastanawiałam się, czego by mi najbardziej brakowało, gdyby wydarzyła się tego typu katastrofa i pierwszą rzeczą, która przyszła mi na myśl, była 'woda, ciepła woda, woda butelkowana'. Ale też błyskawicznie projekt mojego wymarzonego domu (oprócz studni ze zdatną do picia wodą) zyskał piec kaflowy, kominek i baterie słoneczne....
więcej mniej Pokaż mimo to2015-04-22
I tak nie przestanę hołubić ciem i nie opamiętam się w spaniu! ;)
"Więzienie ma niewiele zalet, ale takiej dziewczynie jak Ree może bezpieczniej się żyje za kratami. Tam, w świecie zewnętrznym, pewnie weszłaby pod koła samochodu. Albo sprzedałaby dragi tajniakowi, który pod każdym względem wygląda jak tajniak. Co też zrobiła".
Już na etapie tego cytatu (jednego z początkowych) wiedziałam, że to będzie sztos. Stary dobry King - kwieciście oszczędny i zawsze utrafiający w sedno. W dodatku w znakomitym tłumaczeniu Tomasza Wilusza, który świetnie czuje styl Stephena, namiętnie operuje soczystym słownictwem pokroju "rozchwierutane" i "smyrgać" i ma smykałkę do gier słownych. Pycha.
"Śpiące królewny" to King z najlepszych czasów (już nawet nie marzyłam). W dodatku King snujący moje ukochane survivalowe postapo (miód na serce katastrofistki). Nie wiem, ile jest w tej książce z Owena Kinga (poza pomysłem). Ponoć są tacy, którzy potrafią to wychwycić. Ja nie umiem i nie potrzebuję. Efekt końcowy - tak świat opisany (wtórny, nie wtórny, wciągnął mnie bez reszty), jak i jego opisanie (bardzo plastyczna wizja) - jest doskonały. Nieważne, czyja to zasługa. End of story. Jeśli mogę Kingom coś zarzucić, to chyba tylko fakt, iż trochę za szybko wyszli z końcówki (gdy tak cierpliwie coś budujesz i rozciągasz, troszkę zgrzyta, gdy nagle wrzucasz piąty bieg i gładko wszystko rozplątujesz). Choć może to tylko złudzenie wywołane (dużym) żalem, że mi się lektura skończyła. Czytając "Śpiące", dość szybko zapragnęłam odpalić "Orange Is the New Black" i pewnie to (na pocieszenie) zrobię.
I tak nie przestanę hołubić ciem i nie opamiętam się w spaniu! ;)
więcej Pokaż mimo to"Więzienie ma niewiele zalet, ale takiej dziewczynie jak Ree może bezpieczniej się żyje za kratami. Tam, w świecie zewnętrznym, pewnie weszłaby pod koła samochodu. Albo sprzedałaby dragi tajniakowi, który pod każdym względem wygląda jak tajniak. Co też zrobiła".
Już na etapie tego cytatu (jednego z...