-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2017-07-03
2018-04-11
SCHOWEK MABANCKOU
Skąd w tym małym, niestabilnym politycznie kraju wziął się tak genialny pisarz, którego proza zapewnia czytelnikowi komplet wrażeń, będąc szaloną mieszanką groteski, dramatu, absurdu i eposu. Pisarz, którego twórczość jest, jak to trafnie określił Bernard Pivot „jak wezbrana rzeka, która porywa wszystko, co napotka na drodze: polityczną poprawność, afrykańską tożsamość. A nawet interpunkcję (…)”. Nie da się ukryć, ktoś taki jak Alain Mabanckou przydałby się w Polsce. Po znakomitej powieści „Black Bazar”, której akcja toczyła się w środowisku afrykańskich emigrantów w Paryżu, tym razem Mabanckou zabiera nas do samego serca swojej ojczyzny. Chciałoby się powiedzieć – do „jądra ciemności”, tyle że to nie to samo Kongo, które opisywał Joseph Conrad.
Bohaterem powieści jest tytułowy Kielonek, stały bywalec baru o nazwie „Śmierć kredytom”, mężczyzna upadły, były nauczyciel, obecnie czynny alkoholik, aspirujący do bycia pisarzem. Od szefa baru, zwanego Upartym Ślimakiem, otrzymuje pusty zeszyt i misję, aby spisać w nim historie bywalców tego przybytku. Odkąd roznosi się wieść, że Kielonek zdecydował się przyjąć na siebie rolę barowego kronikarza, garnie się do niego cała armia osobliwych postaci, chcąc opowiedzieć mu swoją historię. I tak poznajemy wiele dramatycznych opowieści – między innymi faceta noszącego pampersy, którego żona wyrzuciła z domu i oskarżyła o molestowanie córki, w wyniku czego trafił do więzienia i teraz leci mu z tyłka, czy też byłego paryskiego drukarza, który nakrył w łóżku swoją białą żonę z synem z pierwszego małżeństwa. Choć historie te są nierzadko naznaczone dużą dozą dramatyzmu, są przez Alaina Mabanckou opowiedziane w specyficzny sposób, któremu nie brak osobliwego poczucia humoru. Powieść pod względem formalnym przypomina pijacki bełkot, nieokiełznany słowotok – nie jest to jednak zarzut, a wprost przeciwnie – wielka zaleta tej narracji.
Spotkałem się na tym portalu z opinią, że „człowiek, dający książce tytuł «Kielonek» nie może być dobrym pisarzem”. To nie do końca prawda – otóż tłumaczenie imienia głównego bohatera jest bodaj jedynym mankamentem polskiego przekładu, którego autorem jest znakomity skądinąd tłumacz, Jacek Giszczak. W oryginale Kielonek nosi bowiem homonimiczny przydomek „Le Verre Cassé”. „Verre” po francusku może oznaczać zarówno kieliszek, jak i szkło. Zatem jednym z możliwych tłumaczeń przydomku bohatera jest „rozbite szkło”. A stąd już tylko krok do rozbitego lustra. Kielonek bowiem przegląda się we wszystkich zasłyszanych opowieściach jak w krzywym zwierciadle. W efekcie tego, pod koniec swojego zeszytu stwierdza, że aby jego książka o bywalcach baru „Śmierć kredytom” mogła być kompletna, musi w niej zapisać również swoją historię. W ten sposób czytelnik poznaje jego dramatyczne dzieje – dowiaduje się, jakie były okoliczności śmierci jego matki, stopniowego zagłębiania się w odmętach alkoholizmu, utraty pracy w szkole, rozstania z żoną, czyli en gros dzieje jego mizantropii, upadku, który zaprowadził go do sławetnego baru.
„Kielonek” ciekawie prezentuje się pod względem formalnym. Jest to bowiem powieść będąca przestrzenią wielu intertekstualnych gier i nawiązań. Przypomina mi się w tym kontekście słynne dzieło Georgesa Pereca, pt. „Schowek Parmentier”, gdzie kilkoro bohaterów, zamkniętych w czterech ścianach, obierało ziemniaki i mówiąc cudzym tekstem, odgrywało różne role. Na swój prywatny użytek, pozwalam sobie więc postawić paralelę pomiędzy dziełem Pereca a „Kielonkiem”, nazywając powieść kongijskiego pisarza „Schowkiem Mabanckou”. Jest to bowiem właśnie prawdziwy „schowek na opowieści”, coś na kształt centonu, popularnie nazywanego „bigosem literackim”. Są tu nawiązania dosłowne – główny bohater spotyka na swojej drodze na przykład rybaka Santiago ze słynnej noweli Hemingwaya, a także Holdena z „Buszującego w zbożu”. Intertekstualne zabawy Alaina Mabanckou przyjmują jednak również nieco odmienną formę w porównaniu do tego, jak to czynił Georges Perec – dokładnie wczytując się w zdania na blisko dwustu stronach utworu, dostrzec można iż Mabanckou z upodobaniem wplata w nie tytuły innych powieści.
Oto przykłady tego zabiegu, które udało mi się wynotować. W nawiasach podaję, często oczywiste, imię i nazwisko autora hipotekstu. „(…) powiedziała, że wdepcze mnie w ziemię, choćbym był już martwy, że pójdzie napluć na mój grób”, „(…) nie należy mylić nieboszczyków, nawet jeśli wszyscy zmarli mają taką samą skórę” (Boris Vian); „(…) bo ona, kiedy zobaczy Murzyna, musi go skonsumować, przysięgam, wie, jak bez wysiłku kochać się z Murzynem”, (…) siedział jak zombi z kraju bez kapelusza” (Dany Laferrière); „(…) lepiej być świadkiem, niż słuchać potem opowieści papug o miłości w czasach zarazy” (Gabriel García Márquez); „(…) poszedłem włóczyć się po dzielnicy Rex, w cieniu zakwitających dziewcząt” (Marcel Proust); „(…) gładko przełknąłem mą dumę, pożegnałem się z bronią” (Ernest Hemingway); „(…) czekają, aż ktoś zacznie głaskać ich po pępkach wielkich, jak mechaniczne pomarańcze” (Anthony Burgess); „(…) tym, którzy walczą i marzą o poszerzeniu pola walki” (Michel Houellebecq); „tym, którzy kroczą pewnie ku wiekowi męskiemu” (Michel Leiris), „(…) gdybym miał dość talentu, napisałbym książkę pod tytułem Książka o mojej matce, wiem, że ktoś już to zrobił” (Albert Cohen).
Daje to pewne pojęcie o literackich preferencjach zarówno autora, jak i głównego bohatera, który tak oto zostaje scharakteryzowany przez szefa baru „Śmierć kredytom”: „(…) sam jesteś tylko postacią z wielkiej księgi całej tej naszej zasranej egzystencji, jesteś pisarzem, wiem to, czuję, po to pijesz, nie należysz to tego świata, czasem mi się zdaje, że gadasz z takimi gośćmi jak Proust czy Hemingway”.
Proza Alaina Mabanckou, to istotnie, powtarzając za Pivotem, żywioł, który porywa nawet interpunkcję, zostały tylko przecinki, nie ma kropek. Pod koniec powieści, szef baru wygłasza opinię o zawartości zeszytu, w którym pisze Kielonek i jest to doskonałe podsumowanie utworu: „(…) to jeden wielki bajzel, ani jednej kropki, przecinki i przecinki, czasem cudzysłów, kiedy ktoś coś mówi, to nie jest normalne, może byś tak wprowadził tu trochę ładu, co, jak niby mam to czytać, jedno na drugim, zostaw trochę wolnego miejsca, trochę oddechu, zrób jakieś przerywniki”. Nawet jeśli powyższe zdanie jest prawdą, ukrytą samokrytyką zamieszczoną przez autora, nie przeszkadza to w odbiorze treści, a wprost przeciwnie – pozwala porwać się temu dzikiemu literackiemu żywiołowi. To, co proponuje nam Alain Mabanckou, jest przede wszystkim znakomitą intelektualną przygodą. Tak, „Kielonek” to jest w istocie „jeden wielki bajzel”, ale z pewnością jest to bajzel wart ogarnięcia.
SCHOWEK MABANCKOU
Skąd w tym małym, niestabilnym politycznie kraju wziął się tak genialny pisarz, którego proza zapewnia czytelnikowi komplet wrażeń, będąc szaloną mieszanką groteski, dramatu, absurdu i eposu. Pisarz, którego twórczość jest, jak to trafnie określił Bernard Pivot „jak wezbrana rzeka, która porywa wszystko, co napotka na drodze: polityczną poprawność,...
OPOWIEŚĆ PEWNEGO IMIGRANTA
Imigranci, zwłaszcza nielegalni – to temat na czasie i woda na młyn polityków… Alain Mabanckou (ur. 1966) – francuskojęzyczny pisarz, pochodzący z Konga swój głos w tej sprawie zabrał już w 2009 roku, pisząc „Black Bazar”, opublikowano go w Polsce rok później. Dziś z pewnością recepcja książki byłaby o wiele większa i, nie ulega wątpliwości, bardziej subiektywna.
Powieść Mabanckou jest historią Kongijczyka, zamieszkałego w Paryżu, opisuje jego perypetie miłosne i obyczajowe. Bohatera opuszcza partnerka, zwana „Pierwotną Barwą”, zabierając ze sobą dodatkowo ich córkę Henriettę i ucieka do rodzinnego Konga wraz ze swoim kuzynem, muzykiem Hybrydą. Załamany, by jakoś uporać się z traumą, zaczyna spisywać wspomnienia pod tytułem „Black Bazar”. Sam tak charakteryzuje swoje pisarstwo w rozmowie z jednym z kumpli: „Piszę tak, jak żyję, bez ładu i składu, takie bywa też życie, gdybyś przypadkiem nie wiedział” (str. 19). Ale „Black Bazar” to również zwyczajowa nazwa konkretnego miejsca w Paryżu – okolic stacji metra Château-Rouge w XVIII dzielnicy, jedno z niewielu gett położonych w środku francuskiej stolicy, nie zaś na przedmieściach. Tam właśnie żyje Zadkolog. Swój dość osobliwy pseudonim zawdzięcza umiejętności określania charakteru kobiety na podstawie obserwacji jej „strony B”. Podobnie, potrafi określić charakter mężczyzny na podstawie tego, jak obiekt obserwacji ma zawiązany krawat. Jest elegantem, murzyńskim dandysem, członkiem tzw. SAPE – nieformalnego Stowarzyszenia Amantów, Pedantów i Elegantów. We Francji mówi się potocznie na takich „saperzy” (fr. sapeurs), a zamiłowanie kongijskich emigrantów do szykownego (nieraz aż do przesady) ubioru jest powszechnie znane.
Już po tym krótkim przybliżeniu realiów, można się zorientować, że powieść Alaina Mabanckou będzie czymś więcej, niż tylko bezpłciową relacją z jałowej egzystencji w czarnym getcie Paryża. To znakomita, z wielkim humorem i fantazją napisana powieść – sądzę, że gdyby Boris Vian dożył dzisiejszych czasów, pisałby właśnie w tym stylu. Jednak nawet niewątpliwe komiczne walory „Black Bazar” nie definiują tej powieści jako całości. Z biegiem stron, staje się ona coraz bardziej poważna, porusza coraz istotniejsze kwestie – m.in. poszukiwania przez bohatera tożsamości, rozliczeń z kolonizacją, kompleksu europejskiego, wreszcie rasizmu i nietolerancji. Jednak robi to Mabanckou w sposób daleki od banału – pokazując zarówno rasizm białych, jak i czarnych, kompleksy jednych i drugich (biali chcący stać się czarni, czarni sprowadzający tzw. „środki do demurzynizacji”. Autor ironizuje zarówno na temat „magicznej” kultury afrykańskiej, jak i „racjonalnej” kultury europejskiej. Są to obrazy dające do myślenia, dalekie od banału dzisiejszej zerojedynkowej propagandy na temat imigrantów.
Zastanowiło mnie też, jak mało popularna w Europie jest wciąż literatura afrykańska. Znany jest Wole Soyinka, nigeryjski poeta, noblista z 1996 roku, Kenijczyk Ngugi wa Thiong’o i długo, długo nikt. Alain Mabanckou dołącza do tego grona wielkim stylu. Precyzując, mam tu na myśli literaturę tzw. „czarnej Afryki” – no bo są też oczywiście nobliści Coetzee i Gordimer – nie wspominając już na przykład o próbach uznania Alberta Camusa za pisarza algierskiego. Na szczęście, doskonałą pracę u podstaw od kilku lat wykonuje w tym temacie powstałe w 2008 roku krakowskie wydawnictwo Karakter. Mabanckou również i z tym kompleksem – literackim – rozlicza się w „Black Bazar”. Gdy kumple bohatera dowiadują się, że zamierza on zostać pisarzem, wątpią w sens jego twórczości, która w ich mniemaniu i tak nie może dorównać klasycznym dziełom europejskim, czy amerykańskim. I tu następuje diagnoza, jakże znamienna i w większości słuszna: „(…) pisanie to nie jest specjalność czarnuchów. My mamy za to ustny przekaz przodków, baśnie z buszu i dżungli, przygody Zająca Leuka opowiadane dziatwie przy ognisku trzaskającym w rytmie tam-tamów. Nasz problem polega na tym, że nie wynaleźliśmy druku ani długopisu BiC i zawsze będziemy siedzieć w oślej ławce, łudząc się, że moglibyśmy napisać historię Czarnego Lądu naszymi dzidami. Rozumiesz? W dodatku mamy dziwaczny akcent, słychać to nawet wtedy, gdy piszemy (…)” (str. 13). Myślę, że Afryka już dawno wyszła z „oślej ławki literatury”, a za przyczyną Alaina Mabanckou zrobiła kolejny krok do przodu.
Z pełnym przekonaniem polecam „Black Bazar”, podobno jest to dobra pozycja do rozpoczęcia przygody z twórczością Alaina Mabanckou. To książka dowcipna i poważna jednocześnie. Scysje Zadkologa z sąsiadem czy pijackie gadki w barze wzbudzają uśmiech na twarzy, ale jest w tej prozie coś więcej, co wyraża się słowami samego autora – „Także w bólu jest radość, tak już jest w moim małym kraju”. To książka zdystansowana i bezpośrednia zarazem. A kontynentowi niejednoznaczności, jakim dzisiaj jest Europa, potrzebne jest opisanie z dystansu i proza Mabanckou jest taką właśnie próbą – próbą obiektywizmu.
OPOWIEŚĆ PEWNEGO IMIGRANTA
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toImigranci, zwłaszcza nielegalni – to temat na czasie i woda na młyn polityków… Alain Mabanckou (ur. 1966) – francuskojęzyczny pisarz, pochodzący z Konga swój głos w tej sprawie zabrał już w 2009 roku, pisząc „Black Bazar”, opublikowano go w Polsce rok później. Dziś z pewnością recepcja książki byłaby o wiele większa i, nie ulega wątpliwości,...