-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2020-06-16
2020-06-03
Bez przytoczenia kilku faktów historycznych się nie obejdzie. Otóż w 1596 r. – w efekcie unii brzeskiej – Cerkiew prawosławna w I Rzeczpospolitej połączyła się z Kościołem katolickim, czyli uznała zwierzchność papieża i dogmaty katolickie, zachowując bizantyńską liturgię. Wówczas też powstała unicka diecezja chełmska. Istniała ona do 1875 r., kiedy to – w ramach akcji rusyfikacyjnej – została pod przymusem wcielona do Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego. Wiązało się to z bardzo brutalnymi represjami wobec wszystkich, którzy stawiali opór temu aktowi religijnej przemocy. Dotknęły one głównie mieszkańców wsi. Sytuacja uległa poprawie po wydaniu w kwietniu 1905 r. przez cara Mikołaja II ukazu tolerancyjnego (wymuszonego klęskami w wojnie Rosji z Japonią i rewolucją 1905 r.), na mocy którego unici mogli porzucić Cerkiew prawosławną na rzecz Kościoła rzymskokatolickiego, co było tożsame z akcesem do polskości. Aby zapobiec polonizacji tego regionu, władze carskie – inspirowane przez metropolitę prawosławnego Eulogiusza – zaczęły przygotowywać się do stworzenia guberni chełmskiej po to, aby ostatecznie wyodrębnić ją z Królestwa Polskiego i przyłączyć bezpośrednio do Imperium Rosyjskiego.
„Z ziemi chełmskiej” to seria migawek z dziejów martyrologii Kościoła unickiego spisanych jednak w okresie odwilży, czyli już po carskim ukazie tolerancyjnym, gdy najgorsze prześladowania odeszły do przeszłości, ale wciąż trwała ich żywa pamięć. Trwał też strach, że mogą one wrócić. Wyczuwa się to we wszystkich przytoczonych przez Władysława S. Reymonta świadectwach. Zebrane razem tworzą one coś w rodzaju martyrologium. Przez większą jego część pisarz, który przybył tu z daleka, oddaje głos tym, którzy widzieli zło w czystej postaci, słyszeli je, doświadczyli go. Ostatecznie jednak z tej bardzo ciężkiej próby wyszli zwycięsko. Ich udziałem stał się więc też triumf, przynajmniej tymczasowy. Ocaleli nie tylko fizycznie, ale i duchowo (wyjątkiem jest furman Iwan/Nikon, który się zaparł wiary ojców, a zapierając, uległ moralnemu zwyrodnieniu). I właśnie o triumfie ducha jest ta książka – ducha chrześcijańskiego. To on – jak dowodzi Reymont w spisanych przez siebie świadectwach – brał górę nad najpierwotniejszymi instynktami unickich męczenników: nawet instynktem macierzyńskim (przypadek Apolonii Szuckiej) czy po prostu instynktem życia (dokładnie opisany przypadek Józefa Koniuszewskiego i jego rodziny). Taka wymowa tego reportażu z ziemi chełmskiej czyni go manifestem antynaturalistycznym. Zaiste, dziwna to konkluzja w odniesieniu do pisarza, który musiał się borykać z przyszytą mu łatką naturalisty. Aby ją z siebie zedrzeć, nie zawahał się ruszyć przez inferno, bo i tak można czytać jego książkę – jako sprawozdanie z podróży po kolejnych kręgach piekielnych, z Chełmem jako jego centrum: „Dlaczego lud w swoich podaniach i wierzeniach zawsze zaludnia szczyty gór diabłami i czarownicami? Leży w tym jakiś głęboki symbol niezbadanej prawdy. A Chełm rozłożył się na dosyć wyniosłym wzgórzu panującym nad dosyć rozległą okolicą. I jakby na stwierdzenie wierzeń, gnieździ się na tej górze jakieś «zło», które już od wielu, wielu lat posiewa dokoła zatrute ziarna nienawiści, krzywdy i nieszczęścia, a ten posiew wschodzi, plonuje i rozlewa się całym morzem łez, krwi i cierpienia”.
Bez przytoczenia kilku faktów historycznych się nie obejdzie. Otóż w 1596 r. – w efekcie unii brzeskiej – Cerkiew prawosławna w I Rzeczpospolitej połączyła się z Kościołem katolickim, czyli uznała zwierzchność papieża i dogmaty katolickie, zachowując bizantyńską liturgię. Wówczas też powstała unicka diecezja chełmska. Istniała ona do 1875 r., kiedy to – w ramach akcji...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
„Błyskawice” (1907) to pierwsza część trylogii z czasów rewolucji francuskiej. Dwie kolejne to „Jakobini” (1909) i „Terror” (1911). Zgodnie z tytułem koncentruje się ona na pierwszych symptomach tego, co w historii Francji dopiero się wydarzy i co sprawi, że nic już w niej nie będzie takie, jak było. Jak na rasowego powieściopisarza historycznego przystało, Teodor Jeske-Choiński w swojej wizji artystycznej połączył najróżniejsze perspektywy: ekonomiczną, społeczną i polityczną, kulturalną i filozoficzną, także psychologiczną i antropologiczną, a nawet klimatyczną. Akcja powieści rozpoczyna się w grudniu 1788, a kończy w lipcu 1789 r., czyli obejmuje okres od zapowiedzi zwołania przez Ludwika XVI Stanów Generalnych, poprzez wybory do nich, ich ukonstytuowanie, a następnie przekształcenie się w Zgromadzenie Narodowe, do zdobycia Bastylii i upokorzenia króla zmuszonego do akceptacji zmian. Śledzenie tych wydarzeń w powieści Teodora Jeske-Choińskiego pozwala uchwycić, jak różnie przebiegały procesy kształtowania się nowoczesnych narodów europejskich. Myślę tutaj choćby o Polakach i Francuzach. Proces kształtowania się narodu polskiego rozpoczął się w okresie Sejmu Wielkiego (1788-1792): stany uprzywilejowane zrezygnowały z ideologii sarmackiej, odmawiającej praw politycznych mieszczaństwu i włościaństwu, na rzecz otwarcia się na nie. Znalazł on swoją kontynuację w insurekcji kościuszkowskiej (1794). Natomiast proces kształtowania się narodu francuskiego, który nabrał tempa podczas rewolucji 1789-1799, doprowadził do całkowitej eliminacji stanów uprzywilejowanych i w efekcie do zawłaszczenia pełni praw przez tak zwany stan trzeci. Dobrze o tym byłoby pamiętać w myśleniu o późniejszej historii obu narodów, a także o ich współczesnej odmienności. Kilka postaci historycznych doczekało się w powieści naprawdę udanych portretów: myślę tutaj o Mirabeau, Dantonie, Camille’u Desmoulinsie czy Ludwiku XVI i Marii Antoninie. A za arcydzieło wręcz należałoby uznać powieściowy portret ducha czasów, który jednym kazał zdobywać Bastylię, a drugim zabraniał jej bronić (trudno więc mówić, że została zdobyta, skoro nikt jej nie stanął w jej obronie). Duch ten wykluwał się w salonach, w których dominowali Voltaire i Jean-Jacques Rousseau, także po swojej śmierci. Ten pierwszy uderzył w powagę monarchii i Kościoła, ten drugi odebrał królowi status suwerena i przekazał go narodowi, a poza tym zaczadził swoich czytelników przekonaniem o zgubnym wpływie kultury na naturę człowieka. Można powiedzieć, że większość bohaterów powieści cierpi na ukąszenie roussowskie, między innymi hrabianka Zofia de Laval, głęboko wierząca w naturalną dobroć ludu. Natomiast wolny jest od niego wicehrabia langwedocki Gaston de Clarac, wyjątkowo trzeźwo patrzący na rzeczywistość. Tak więc to ideologia oświeceniowa stanęła na drodze ich miłości (jakże ten Jeske-Choiński jest aktualny, wszak sytuacja ta bardzo przypomina nasze czasy, tyle że ideologia salonów stała się jeszcze zgubniejsza) . Niemniej w 1789 r. cała Francja swoim zamiłowaniem do przemocy się umówiła, aby Zofia szybko przejrzała na oczy, więc Gaston nie musi właściwie pokonywać żadnych przeszkód, aby zdobyć jej serce. Miłość bez perypetii, choćby bez zabawnych qui pro quo, które przy braku rzeczywistych przeszkód mogłyby skomplikować jej przebieg, nie najlepiej służy powieści. Trzeba więc ufać, że w drugiej i trzeciej części trylogii zadba również o ten wymiar swojego powieściowego świata.
„Błyskawice” (1907) to pierwsza część trylogii z czasów rewolucji francuskiej. Dwie kolejne to „Jakobini” (1909) i „Terror” (1911). Zgodnie z tytułem koncentruje się ona na pierwszych symptomach tego, co w historii Francji dopiero się wydarzy i co sprawi, że nic już w niej nie będzie takie, jak było. Jak na rasowego powieściopisarza historycznego przystało, Teodor...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to