Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Moja miłość do Bernharda jest chyba bezwarunkowa. Inaczej nie potrafię wytłumaczyć chęci czytania książki o postaci tak podobnej do Wittgensteina, podczas gdy Wittgenstein należy do tych filozofów, którym nie poświęciłabym ni strony pracy dyplomowej.

Obawiałam się, że połączenie Bernharda pisania "na rytmie" z nawiązaniami do myśli Wittgensteina będzie skutkowało bełkotem, z którego nic nie można wyciągnąć, że będzie pełne frazesów. Okazało się, że miałam czego się obawiać.
Roithamer studiował ludzi. O matce czy ojcu Roithamera dowiaduję się jednak więcej, niż o siostrze, której wybudował Stożek. Wielka idea, która przyświecała Roithamerowi przy budowie Stożka to jakaś efemeryda na potrzeby narracji. Bełkotliwość, która drażniła mnie u Wittgensteina, zaczęła mnie drażnić u Bernharda. Rzuciłabym tę książkę w kąt (aż tak nudziły mnie te opisy wielkości idei studiowania postaci w celu stworzenia budowli, mającej być logicznym wręcz odwzorowaniem ich osobowości), gdyby nie jedna rzecz. Zaciekawiła mnie jedna, jedna rzecz u Roithamera. Spojenie obłędu, obsesji, rozedrgania i perfekcjonizmu. Jak szaleniec może narzucić sobie rygor analityczny? To clue "Korekty" - Roithamer to szaleniec wierzący w ledwie uchwytne idee, których sam nie potrafi jasno sformułować. Myślę, że jeśli Bernhard wierzył w wielkość Wittgensteina, to niedobrze. Doskonale bowiem opisał (może i nolens volens) problem z Wittgensteinowskim "o czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć".

Warto to przeczytać choćby ze względu na scenerie, jakie potrafi tworzyć Bernhard. Podczas lektury niezwykłe robi się połączenie malowniczości bezładu myśli bohatera "Korekty" z chłodnym, namacalnym wręcz krajobrazem.

Moja miłość do Bernharda jest chyba bezwarunkowa. Inaczej nie potrafię wytłumaczyć chęci czytania książki o postaci tak podobnej do Wittgensteina, podczas gdy Wittgenstein należy do tych filozofów, którym nie poświęciłabym ni strony pracy dyplomowej.

Obawiałam się, że połączenie Bernharda pisania "na rytmie" z nawiązaniami do myśli Wittgensteina będzie skutkowało bełkotem,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

uwaga, spoiler, Wittgenstein tworzy niepotrzebnie rozbudowaną ontologię formalną, żeby później powiedzieć, że solipsyzm jest spoko. wszystko spoko, Ludwig nie istnieje.

uwaga, spoiler, Wittgenstein tworzy niepotrzebnie rozbudowaną ontologię formalną, żeby później powiedzieć, że solipsyzm jest spoko. wszystko spoko, Ludwig nie istnieje.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Pole walki bohatera Houellebecqa znika z jednego powodu - nie ma ringu bez chcących się tłuc. Mówi nam, że jak nie chcemy się tłuc, to znaczy mniej więcej tyle, że odechciewa nam się miłości. Simple, easy to remember.

Pole walki bohatera Houellebecqa znika z jednego powodu - nie ma ringu bez chcących się tłuc. Mówi nam, że jak nie chcemy się tłuc, to znaczy mniej więcej tyle, że odechciewa nam się miłości. Simple, easy to remember.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pamiętacie kartografów u Borgesa, którzy Mapą Cesarstwa pokryli całą Prowincję? Po borgesowską metaforę sięgnął Houellebecq i balansuje nad dwiema płaszczyznami; z tą prawdziwą jego główny bohater sobie nie radzi, dzięki nakreślonej jakoś leci.

Rzecz nie w tym, że rynek sztuki, który przedstawia nam Michel, nie jest ładny. Rzecz w tym, że ta książka narracją otula mimo wszystko. Autor w "Mapie i terytorium" jest tak subtelnie cyniczny, że to graniczy z uprawianiem moralitetu. Tak delikatnie satyryczny, że aż wywrotowy. Wszystko jest ok, żadnej pretensji.

Pamiętacie kartografów u Borgesa, którzy Mapą Cesarstwa pokryli całą Prowincję? Po borgesowską metaforę sięgnął Houellebecq i balansuje nad dwiema płaszczyznami; z tą prawdziwą jego główny bohater sobie nie radzi, dzięki nakreślonej jakoś leci.

Rzecz nie w tym, że rynek sztuki, który przedstawia nam Michel, nie jest ładny. Rzecz w tym, że ta książka narracją otula mimo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To wszystko brzmi super, ale jest bardziej spektakularne, niż użyteczne. Wymaga zbyt długiej erraty, żeby się chciało. Ale co tu się czepiać kontrowersyjnych spekulacji.. Ilekroć odpalam sobie filmik z nim wychodzącym do ludzi z ajfonem, mówiąc, że to (serio) przedłużenie jego umysłu, mało tego, że ten ajfon to jego umysł, załamuję ręce.. Rozpaczam nad bezużytecznością takich twierdzeń. Chalmers i za pomocą takich frazesów, i przez podkreślanie wagi qualiów, zmierza do filozoficznej próżni. Szukając dobrego przewodnika po filozofii umysłu, lepiej omijać efekciarskie książki.

To wszystko brzmi super, ale jest bardziej spektakularne, niż użyteczne. Wymaga zbyt długiej erraty, żeby się chciało. Ale co tu się czepiać kontrowersyjnych spekulacji.. Ilekroć odpalam sobie filmik z nim wychodzącym do ludzi z ajfonem, mówiąc, że to (serio) przedłużenie jego umysłu, mało tego, że ten ajfon to jego umysł, załamuję ręce.. Rozpaczam nad bezużytecznością...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rany, nie. Jak się snobować na intelektualistę, to z daleka od tej książki.

Rany, nie. Jak się snobować na intelektualistę, to z daleka od tej książki.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Straszliwie powierzchowna i bezczelnie pachnie Kosińskim. Efekt? Słaby pastisz, głupia (po prostu głupia) książka na dwugodzinną trasę pociągiem, podczas której czyta się nawet opisy z nalepki na butelce wody mineralnej. To czytadło napisane na kolanie przez faceta, któremu lenistwo nie pozwoliło na odkrycie miasta po praskiej wiośnie. Cóż za leserem trzeba być, żeby sprowadzać atmosferę tamtych czasów do przedstawienia dymającej się nad Wełtawą, durnowatej bohemy. Niech nawet Czechosłowacja dla Rotha będzie zjawiskiem egzotycznym. To ciągle nie powód, żeby rejterować, uciekać przed wyciąganiem wniosków, przed całą pisarską robotą. Po "Kompleksie Portnoya".. ogromne rozczarowanie.

Straszliwie powierzchowna i bezczelnie pachnie Kosińskim. Efekt? Słaby pastisz, głupia (po prostu głupia) książka na dwugodzinną trasę pociągiem, podczas której czyta się nawet opisy z nalepki na butelce wody mineralnej. To czytadło napisane na kolanie przez faceta, któremu lenistwo nie pozwoliło na odkrycie miasta po praskiej wiośnie. Cóż za leserem trzeba być, żeby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rewelacyjny, dojrzały tekst o tragedii i braku zaufania. Zupełnie pozorny teatr absurdu. Tak prawdziwy, że aż boli.

Rewelacyjny, dojrzały tekst o tragedii i braku zaufania. Zupełnie pozorny teatr absurdu. Tak prawdziwy, że aż boli.

Pokaż mimo to