-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2018-09-29
2019-04-20
„Jestem kobietą
Wodą ogniem burzą perłą na dnie
Wolna jak rzeka
Nigdy nigdy nie poddam się
Jestem kobietą
Jestem dobrem jestem złem
Jestem wodą jestem ogniem
Jawą i snem”.
Tak śpiewa Edyta Górniak, ekspresyjnie oddając złożoność kobiecej natury. Tę kwestię porusza również, na kartach powieści „Najprawdziwsza fikcja”, opublikowanej nakładem Wydawnictwa Oficynka i nagrodzonej podwójnym laurem wyróżnienia w niezależnym plebiscycie na polską Książkę Roku „Brakująca Litera” 2018, jej autorka, Bianka Kunicka Chudzikowska.
W tym celu z rozmachem przenosi Czytelnika do rodzinnego Wrocławia, gdzie mieszka Zofia, której postać intryguje, bowiem już w pierwszych słowach z rozbrajającą szczerością wyznaje: „Jestem postacią fikcyjną. W pewnym sensie powstałam tu i teraz. Urodziłam się bez bólu, już dorosła, z bagażem doświadczeń moich, choć przeze mnie nieprzeżytych. Istnieję dysponując wspomnieniami z własnego niebytu…”.
Zasadne zdaje się powątpiewanie i zapytywanie: jak to możliwe? A jednak to właśnie wspomnienia wymuszają na kobiecie pamięć o Wiktorze – architekcie i wielkiej miłości ze szkolnej ławy, który ku także własnemu zaskoczeniu, wkracza na nowo w jej życie, na równie nowych, co trudnych dla obojga zasadach, sprawiając, że ono chwieje się im w posadach niczym statek bez sternika pozostawiony na pastwę wzburzonych fal, pobudzonych dawnym uczuciem wybuchającym z nową mocą.
Nie bez znaczenia dla całej powieści są podszepty tajemniczej Gai, która – o czym wiemy z kart mitologii, powstała z chaosu, jednak w tym przypadku trudno oprzeć się wrażeniu, że stanowi ona swoiste alter ego samej Autorki. Dlaczego wkroczyła w życie swojej bohaterki? Co pragnie przez to osiągnąć i czy, jak Klara okaże się być jej przyjaciółką, a może przeciwnie – największym wrogiem stającym na drodze do poszukiwania przez nią szczęścia i wewnętrznej harmonii? I w końcu: czy miłość każdorazowo bywa celem naszego życia?
Tyle pytań, a odpowiedzi podszytych filozoficznym nurtem zdaje się być jeszcze więcej. Bianka Kunicka Chudzikowska, z właściwą sobie poetycką wrażliwością i przenikliwością, każdym słowem niniejszej powieści, dotyka nawet najgłębszych zakamarków kobiecej natury, odsłaniając przy tym jej paradoksalną złożoność: kruchość, i zarazem ogromną siłę oraz determinację, sprawiającą, że każda z Czytelniczek mogłaby, i chyba nawet pragnie z Zofią się utożsamić bez względu na to, w jakim jest wieku i na jakim etapie życia, wszak na każdym z nich wyraża taką bądź inną chęć sprowadzającą się do tego, aby znaleźć w sobie siłę zdolną przenosić góry.
Zofia, czterdziestoletnia singielka, określająca siebie mianem starej panny z wyboru, zmuszona jest niczym Syzyf w spódnicy, wciąż na nowo wtaczać kamień na życiową górę, która będąc ruchomą, zaciera granice fikcji i rzeczywistości, przez co zamazuje ostrość spojrzenia na stare i zarazem całkiem nowe życie.
Toteż pisarka z wykorzystaniem barwnego i potoczystego języka, przymusza Zofię, a przy tym także poznającą jej historię osobę, do codziennej próby odpowiedzenia sobie na pytanie: czego pragniesz od życia i ile gotowa jesteś z siebie dać, by osiągnąć swój cel?
Stawiając na jej drodze Wiktora, zdaje się uświadamiać, że każda z nas winna postawić sobie za cel zdobywać własne wiktory, zwłaszcza te małe, obrazujące osobiste sukcesy, niekoniecznie związane z obecnością mężczyzny, wszak, zdaniem Autorki ”Miłość jest drogą, ale nie jest celem. Można się kłócić, natomiast w tej książce ewidentnie tak jest”.
Nie można się z tym nie zgodzić, choć w trakcie lektury, notorycznie odnosimy wrażenie, że miłość determinuje rzeczywistość, w której przyszło żyć: Kindze – siostrze Zofii i jej mężowi Marcinowi, Wiktorowi i Elżbiecie oraz Klarze, Maćkowi, Filipowi, Amandzie i Kevinowi, który od chwili przyjazdu do Polski, nie ukrywa swych gorących uczuć żywionych do Zofii, w typowy dla siebie, nierzadko irracjonalny i irytujący sposób, walczącej o miłość, ale nade wszystko o własną niezależność, wszak „kobieta ma prawo lekko czarować rzeczywistość, manipulować chwilą, zakrywać woalką swoje prawdziwe myśli. Swój najcięższy oręż, mózg, który przysłania emocjami i zmysłowością, ma wytaczać przeciwko zwykłości świata i krok po kroczku zdobywać, zagarniać minuty, chwile, godziny, dni, wieczność”.
Każda z nas kobiet to robi, jednak każda inaczej, bowiem drogi życia są różne, dlatego też „dla każdego człowieka życie kogoś innego to fikcja, rodzaj oglądanego teatru. Do momentu, gdy w nim bezpośrednio nie uczestniczymy lub nas nie dotyczy, nie różni się niczym od filmu czy powieści”.
Napiszmy je więc jak najlepiej potrafimy mimo stałych w nim elementów: porażek, bólu, łez, a nawet śmierci bliskich sercu osób.
Żyjmy, tak po prostu! Niech owo życie wyznaczają: wielość upojnych oddechów, czułość, serdeczność i ciepło okazywane sobie wzajemnie, a nie "bezdech, bezdotyk i bezmiłość…"
Cała opinia na stronie: https://goralkaczyta.blogspot.com/2019/10/recenzja-bianka-kunicka-chudzikowska.html
„Jestem kobietą
Wodą ogniem burzą perłą na dnie
Wolna jak rzeka
Nigdy nigdy nie poddam się
Jestem kobietą
Jestem dobrem jestem złem
Jestem wodą jestem ogniem
Jawą i snem”.
Tak śpiewa Edyta Górniak, ekspresyjnie oddając złożoność kobiecej natury. Tę kwestię porusza również, na kartach powieści „Najprawdziwsza fikcja”, opublikowanej nakładem Wydawnictwa Oficynka i...
Pisarka (...) na (...) kartach z przeogromnym rozmachem i ładunkiem emocjonalnym namalowała słowami dziewiętnastoelementowy, wielobarwny obraz miłości, skrywający wielopłaszczyznowy, podszyty nutami pikanterii i erotyzmu przekaz odkrywany stopniowo i niespiesznie.
Zbiór otwiera opowiadanie tytułowe będące zaproszeniem do zmysłowego świata pisarki, która jak przystało na prawdziwą pasjonatkę gotowania podgrzewa w wielkim, czerwonym garze uczucia swoich bohaterów, by w ostatecznym rozrachunku doprowadzić je do wrzenia i podać odbiorcy na tacy powstałej z życiowych doświadczeń i wyobraźni, dzięki którym będzie mógł współodczuwać i przeżywać to, co stało się ich udziałem.
Ona – blondynka, dwudziestodziewięcioletnia mężatka i On – Jan, pięćdziesięcioletni żonaty mężczyzna. Oni – żądni wrażeń ludzie, odnaleźli siebie na portalu randkowym i stworzyli „niezwiązek”, którego solidną podstawą była komunia dusz i ciał przeciwstawiona egzystencjalnemu bólowi: „Ręce, serce, duszę. Się duszę!”. Czy możliwym jest, by kiedykolwiek, w jakikolwiek sposób znalazł on ujście pozwalając wygrać walkę ze sobą i o siebie zarazem? Czy – paradoksalnie – kluczem do tegoż zwycięstwa może stać się ból fizyczny?
Nie da się ukryć, że Hanka V. Mody z jednej strony zmusza do samodzielnych poszukiwań odpowiedzi na postawione pytania, ale z drugiej otwiera wiele furtek stanowiących różnorodne alternatywy wyborów, których – chcemy, czy nie – musimy dokonać pisząc scenariusz własnego życia i zanurzając się w świat będący tylko naszą przestrzenią.
Tak postąpili bohaterowie opowiadania „Niewinność”. Ich drogi po raz pierwszy zetknęły się w klubie, by przeciąć się powtórnie na peronie, w punkcie startowym męsko – damskiej wyprawy. Autorka między wersami uświadamia, iż trzeba łapać wspólne chwile nie żałując tego, co dobre.
Miała tego świadomość para kochanków, dla której odległość traciła na znaczeniu, gdy mogła rozkoszować się swoją bliskością, nieświadoma, że tytułowe nienasycenie przyćmiewa podszepty rozumu wieszczącego rychły koniec intymnej relacji ustępującej miejsca samotnej wędrówce mężczyzny po mieście.
Toteż pisarka niebezpodstawnie stawia pytanie: „Jak usłyszeć siebie w zagłuszającym biciu serca?”. To niełatwe, zwłaszcza kiedy prym wiedzie wszechogarniająca tęsknota za miłością.
Jej kolejną odsłonę nietrudno dostrzec w opowiadaniu zatytułowanym „Umówili się na miłość”. Hanka V. Mody próbuje tym razem dociec, gdzie jest miłość? Czy idąc za przykładem Anki robimy wszystko, by ją odnaleźć z myślą, że „mamy całe życie na pieprzenie” i spełnianie własnych pragnień? Często spychamy je na margines życia ulegając stereotypom i bierności, a przecież wcale nie musi tak być…
Wszak o tym, że można inaczej żyć traktuje opowiadanie pod tytułem „Dziewczynka”, gdzie między wersami pobrzmiewają jęki kobiety i świst paska lądującego na wypiętych pośladkach, którym wspomaga się jej partnerka chcąc ofiarować rozkosz używając nie tylko ust i palców.
Przeciwwagą dla tego obrazu jest relacja damsko - męska opisana słowami opowiadania zatytułowanego „Trzy miesiące”, bowiem oczom czytelnika jawi się mężczyzna – dominator i wytrawny czytelnik jednocześnie, który posiada rozległą wiedzę o sztuce miłości oraz potrafi tę wiedzę praktycznie wykorzystać upajając się jej owocami będącymi gwarantem obopólnego spełnienia.
Historie pozwalają wysnuć wniosek, że Hanka V. Mody bezpruderyjnie i odważnie łamie seksualne tabu, zarazem prezentując dwubiegunową anatomię uległości niegrzesznej lecz pięknej na przekór obiegowym opiniom.
Owo przeświadczenie może być dla wielu przejawem życiowej mądrości, za którą czasem przychodzi zapłacić cierpieniem, o czym dotkliwie przekonuje się Magda – bohaterka opowiadania „Kolejny dzień”, która zdradziła chłopaka z jego kolegą, co stanowiło dla autorki bodziec do refleksji nad tym, czy każdy czas i miejsce są dobre, by ludzie mogli zetknąć się ze sobą?
To kwestia indywidualna i otwarta, jednak tego, że tak właśnie jest pewni są mieszkający na Mazurach Duży Łysy, Mała i Ona – bohaterowie opowiadania „Między stopami”, którzy znalazłszy własny kawałek świata przesiąknięty zapachami ziół, smażonej cebuli i pomidorowej zupy, pragną się nim dzielić szykując przestrzeń dla mającej się narodzić istotki, i dla miłości w trójkącie mającej rację bytu za sprawą poczucia szeroko rozumianej wolności, gdzie „ważne jest to, co tu i teraz”.
Zapomniał o tym Igor – bohater opowiadania „Dotknąć gwiazd, czyli męska opowieść wigilijna” – egocentryk przytłoczony brzemieniem odpowiedzialności za nowe życie, które powołał, a które w jednej chwili być może przyjdzie mu stracić.
Pisarka wykorzystując elementy terapii wstrząsowej łączy ze sobą piękno i dramat, pragnąc nakłonić do znalezienia chwili na refleksję nad tym, co w życiu najważniejsze. Bardzo często bowiem nie mamy czasu, (a może nie chcemy go mieć?) by zrozumieć, że „(…) ważne są (…) każdy dotyk, słowo, uśmiech i każda cisza", ponieważ „(…) nie o fizyczne zaspokojenie tu chodzi, bo wsadzić i wyjąć to każdy potrafi, lecz dotknąć głębiej udaje się niewielu, ale (…) by to poczuć, potrzeba więcej wrażliwości”, czułości dla każdego innej, będącej przejawem zainteresowania.
Hanka V. Mody zwraca uwagę, że nieistotne jest, kto kogo bardziej potrzebuje, wszak wszyscy pragniemy wyrwać się ze smutku choćby po omacku, chcąc znaleźć kogoś gotowego odpowiedzieć na nasz apel zawarty w słowach: „Przytul mnie”.
Jednak często błądzimy jak dzieci we mgle, dlatego czasem nie dostrzegamy tego, kto stoi tuż obok nas. Przekonał się o tym na własnej skórze bohater opowiadania „To nie ją chciałem pierdolić”.
Do analogicznej sytuacji dochodzi, gdy ludzie postanawiają – jak bohaterki opowiadania pod tytułem „Ona” - usilnie tkwić w relacji ujawniającej niezgodność charakterów i niedopasowanie.
Autorka z niemałą wnikliwością pochyla się nad rozterkami kobiet nieudolnie starających się żyć w harmonii ze światem spragnionym uczuć, w usta jednej z nich wkładając słowa: „Nie dałyśmy rozbić się temu uczuciu i nie dałyśmy mu szansy. Dałyśmy sobie znacznie więcej”. Pod pojęciem „więcej” Hanka V. Mody skrywa kolejny powód do refleksji, ponieważ każdy z nas inaczej je rozumie, uzależniając postrzeganie od indywidualnego podejścia do rzeczywistości, w której żyje.
Świadczy o tym niezbicie relacja dwojga ludzi wyłaniająca się z opowiadania pod tytułem „Miłość”, gdzie mąż sprowadza żonę do parteru, łaskawie pozwalając, by była dla niego naczyniem na spermę, bowiem liczy się tylko on i jego zaspokojenie, a nie jej pragnienia, odczucia i potrzeby.
Hanka V. Mody prezentuje w pełnej krasie smutną prawdę, że wyznanie: Kocham Cię to nie wszystko, wszak – paradoksalnie – wszystko zawiera się w tym, czego „Nie wypada”, a o czym autorka przemawiając bezsprzecznie głosem wielu kobiet, ma odwagę powiedzieć głośno, że pragną one bliskości i dotyku, a jeśli im tego brakuje, czują bezmierną pustkę skutkującą „gniciem serca”, ale nierzadko niczego nieświadomi mężowie żyją przeświadczeni o tym, że „Nie wypada przecież okazywać słabości”. Czy aby na pewno? Przecież jesteśmy tylko ludźmi…
To kolejna kwestia, którą pisarka pozostawia do indywidualnego rozpatrzenia, by już po chwili skierować uwagę na kuchnię, bowiem miniatura zatytułowana „Wrzenie” otwiera w wyobraźni czytelnika ten wielki, czerwony gar, w którym gotują się uczucia. Jeśli będą podgrzewane, okażą się wciąż trwałe, w przeciwnym razie przyjdzie przekonać się jak „serce pięknie potrafi krwawić”.
Doświadczyła tego bohaterka miniatury pod tytułem „Zniknąć” zmagająca się z bezsensem istnienia.
Hanka V. Mody dopełniła tę historię kreśląc opowiadanie „Nie znikaj”, w którego centrum postawiła jej męża przegranego w starciu z depresją i próbą samobójczą żony. Czy na pewno wprowadzanie się w transowy stan niemyślenia skutkujący niewiedzą jest lekiem na całe zło?
„Przyciąganie ziemskie to największy świata błąd, za ciężko, by się zerwać stąd”, śpiewała Patrycja Markowska. Słowa te doskonale odzwierciedlają zachowanie Anny, bohaterki opowiadania „NAStroje” czyniąc z niej ofiarę stawianą przez autorkę na równi z niedoszłą samobójczynią, pragnącą zasnąć w nadziei, że się już nie obudzi.
Pisarka krocząc po kruchym słów lodzie zagłębia się w mrok złamanego serca, przyobleczonego w śmierć osoby, którą się kochało i… nadal kocha. Hanka V. Mody stawia pytanie z pogranicza filozofii: „Czy miłość ma płeć?”, by zaraz odpowiedzieć: „Moja stała się zupełnie bezpłciowa”. A jaka jest nasza miłość? Czy próbujemy ją wyrazić na co dzień? Z jakim skutkiem? Czy kochamy naprawdę, czy może nasze serce potrafi wygrywać tylko fałszywą melodię? Z tym szeregiem bardzo trudnych pytań autorka nas zostawia skłaniając do refleksji nad życiem i przemijaniem.
Odgrywają one kluczowe role w zamykającym zbiór opowiadaniu pod tytułem „Lustro” będącym retrospekcją kruchego jak szkło życia Gabriela, które rozpada się na milion małych kawałków z chwilą śmierci ukochanej Moniki pomimo gry pozorów i usilnych prób powrotu do normalności.
Autorka zwraca uwagę, że przeszłość lubi deptać nam po piętach, a my mamy tendencję od niej uciekać zamiast starać się spojrzeć prawdzie w oczy niczym w lustro, i godzić się z tym, czego nie możemy zmienić, a zarazem każdego dnia na nowo, niestrudzenie podejmować próby walki o siebie.
Choć zbiór „Chciałbym, żebyś mnie napisała” składa się z odrębnych opowiadań to jednak tworzy zwartą i jednolitą historię ludzi kochających i szukających miłości, która sprosta oczekiwaniom, która w starciu z codziennością odniesie zwycięstwo pozostawiając ślady na skórze, a może nawet jeszcze głębiej – w nas samych. Szukajmy więc sensu w słowach ulotnych i starajmy się wcielać je w czyn zostawiając na skórze partnera ślady seksualnych igraszek. Miejmy odwagę kochać – tak po prostu.
Cała opinia na stronie: https://goralkaczyta.blogspot.com/2018/10/recenzja-hanka-v-mody-chciabym-zebys.html
Pisarka (...) na (...) kartach z przeogromnym rozmachem i ładunkiem emocjonalnym namalowała słowami dziewiętnastoelementowy, wielobarwny obraz miłości, skrywający wielopłaszczyznowy, podszyty nutami pikanterii i erotyzmu przekaz odkrywany stopniowo i niespiesznie.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toZbiór otwiera opowiadanie tytułowe będące zaproszeniem do zmysłowego świata pisarki, która jak przystało na...