rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Bo po wschodniej granicy jest niebo. No błagam.

Bo po wschodniej granicy jest niebo. No błagam.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Autor pisze w sposób dosyć ciekawy, zwłaszcza interesująco opisuje życie codzienne i elementy kultury, niestety odkrycia geograficzne i bankowość są przedstawione odstraszająco :( A szkoda, bo przemiany ówczesnej epoki pod tym względem były pouczające. Książka polecona przez wykładowcę na uniwersytecie i wbrew pozorom nie jest nudna, także będzie dobra dla osób mających trochę czasu (dosyć gruba!) i chęci na zapoznanie się z dorobkiem renesansu.

Autor pisze w sposób dosyć ciekawy, zwłaszcza interesująco opisuje życie codzienne i elementy kultury, niestety odkrycia geograficzne i bankowość są przedstawione odstraszająco :( A szkoda, bo przemiany ówczesnej epoki pod tym względem były pouczające. Książka polecona przez wykładowcę na uniwersytecie i wbrew pozorom nie jest nudna, także będzie dobra dla osób mających...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

,,Chodzi o to, że życie trzeba wytrzymać i przeżyć. Tylko jak przeżyć? - oto jest
problem. Codzienna praca, obowiązki - to nic trudnego. Zostanę sędzią pokoju jak Ambroży, a z czasem członkiem parlamentu. Jak wszyscy w rodzinie, będę szacownym i poważanym obywatelem, godnie uprawiającym ziemię i dbającym o swoich ludzi. I nikt nie odgadnie, jak wielki przygniata mnie ciężar i każdego dnia, nękany wątpliwościami, zadaję sobie pytanie, na które nie znajduję odpowiedzi. Czy Rachela była niewinna czy winna? Może i tego dowiem się w czyśćcu.”

Każdy z nas miał moment, w którym był czegokolwiek bez odwołania pewien i zna to uczucie, gdy los po raz kolejny zagrał na naszym nosie. W takiej sytuacji został postawiony Filip Ashley, główny bohater powieści Daphne Du Maurier, młody mężczyzna rozpamiętujący przeszłość i z żalem spoglądający na portret prawdziwej miłości – swojego wuja Ambrożego. Wychowywany przez niego i otaczany czułością, poczuł zazdrość na wieść o jego ślubie z tytułową kuzynką Rachelą, którą poznał podczas swoich leczniczych podróży. Można rzec, że tu właściwie rozpoczyna się akcja.

Razem z Filipem podejmujemy się trudu odkrycia prawdy, tak bardzo zaplątanej w szeregu dziwnych i niewytłumaczalnych, a jednocześnie nęcących, zachowań Racheli. Młodzieniec na podstawie listów Ambrożego, zwłaszcza ostatnich, przepełnionych lękiem i widmem zbliżającej się śmierci, buduje obraz kobiety bezwzględnej, okrutnej, dwulicowej. Jak się okazuje, pierwsze spotkanie rozwiewa już te wytwory wyobraźni...

W czasie toku powieści akcja urozmaicana jest tajemniczymi listami wuja Ashleya, które przez niektórych uznawane są za ostatnie symptomy choroby, przez innych za niemą prośbę o ratunek. Dowody obciążające kuzynkę pojawiają się równie często, co oznaki jej dobroci i wspaniałomyślności. Odnajdujemy podejrzaną korespondencję Racheli z jej bliskim włoskim przyjacielem, aby za chwilę zbesztać siebie za podejrzenia o jej niewierność.

Momentami nie byłam pewna, czy Rachela jest diabłem pod postacią anioła, czy manipulowanym, lękliwym stworzeniem. Autorka nie wyjaśnia żadnej z zagadek i nie pokazuje prawdziwej natury przybyłej kuzynki. Podobno Maurier, zapytana kiedyś, czy Rachela jest winna, odpowiedziała, że nie wie. Takie stanowisko i otwarte zakończenie daje czytelnikowi możliwość oskarżenia bądź uniewinnienia Racheli – żadna postawa nie jest negowana przez pisarkę.

Recenzją starałam się oddać klimat powieści – niejasny, tajemniczy, a przede wszystkim skomplikowany i pełen sprzeczności. A to wszystko na tle malowniczej, XIX-wiecznej Anglii i dzikiej przyrody Kornwalii, tak pięknie uwiecznionych za pomocą pióra Maurier. Plastyczność jej języka odzwierciedla rozterki targające Filipem i oddaje głębię jego refleksji. Pozwala cieszyć się niespieszną akcją i obyczajowością epoki, z doskonale rozrysowanymi psychologicznie bohaterami. Z chęcią powrócę do tej książki nieraz i, może w końcu, odkryję zagrzebaną prawdę :)

,,Chodzi o to, że życie trzeba wytrzymać i przeżyć. Tylko jak przeżyć? - oto jest
problem. Codzienna praca, obowiązki - to nic trudnego. Zostanę sędzią pokoju jak Ambroży, a z czasem członkiem parlamentu. Jak wszyscy w rodzinie, będę szacownym i poważanym obywatelem, godnie uprawiającym ziemię i dbającym o swoich ludzi. I nikt nie odgadnie, jak wielki przygniata mnie ciężar...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

,,Błyskawice” Jeske-Choińskiego znalazłam w serwisie w sumie nieprzypadkowo – szukałam powieści historycznych. Streszczenie książki, traktującej o miłości dwojga ludzi z odmiennymi, zwalczającymi się poglądami, na tle gwałtownej historii rewolucyjnej Francji, podziałało na mnie jak magnes.

Już prawie na początku powieści fabuła podąża różnymi torami – poznajemy Gastona de Clarac i Zofię de Laval, po czym lotem błyskawicy przenosimy się do popularnego ówcześnie salonu polityczno-kulturalnego, aby następnie znaleźć się w domu jednego (żeby tylko!) rewolucjonisty. Wątki przeplatają się non stop, ukazując gamę poglądów mieszkańców Francji. Autor rozwija akcję jednej opowieści, by za chwilę umiejętnie zacząć snucie innej. Dzięki temu zabiegowi mamy możliwość poznania ludzi tworzących ,,nowy ład” oraz broniących starego porządku.

Rzadko spotyka się książki pisane w taki sposób; jak dla mnie jest to plusem powieści. Jednak pojawia się minus i to spory, ponieważ kierując się opisem ,,Błyskawic” nastawiłam się na historię miłości trudnej, a przynajmniej miłości jako takiej. W tym przypadku wielbiciele romansów, tak jak i ja, będą zawiedzeni. Przez prawie 300 stron mojego wydania zakochani całują się tylko raz i nie przypomina mi się, aby wyznali sobie uczucie przez standardowe ,,kocham”. Wątek miłosny jest więc ograniczony do minimum. Nie ma tu sentymentalnej tęsknoty, romantycznego wzruszenia czy namiętnych uniesień. Poznać można za to rewolucję i sytuację społeczną Francji od podszewki – z jednej strony łasych na pieniądze szlachciców, z drugiej – bez grosza przy duszy żebraków i biedaków.

,,Wolę budować na starych fundamentach niż na nowych ruinach, bo ruiny zasypują dość często tych, którzy się wśród nich poruszają, a mnie życie miłe” – w tych słowach zawarta jest mądrość, której filozofowie-teoretycy nie chcieli dostrzegać.

Dzięki książce zrozumiałam, jak wielkim błędem jest bezmyślne niszczenie dorobku kilku pokoleń. Jeske-Choiński pokazuje, że bezkrytyczna wiara w ,,pierwotnego, cnotliwego człowieka” Rousseau’a może doprowadzić do zguby oraz że ,,Zmiana formy rządu nie zmienia natury ludzkiej” – nawet rozumny człowiek spuszczony z łańcucha prawa czy obowiązku staje się krwiożerczym niewolnikiem swoich namiętności.

Okropnie żałuję łagodnego króla Ludwika XVI, którego sytuacja przerosła. Nawet Maria Antonina przedstawiona została nie jako drapieżna lwica, ale poskromiona kotka.

Książka jest wartościową pozycją obrazującą tamte burzliwe czasy, kiedy filozofię traktowano jako niewinną zabawę, a poniżany przez lata, kipiący nienawiścią lud jako ,,dobrych, pierwotnych ludzi”, którzy nasycąc swoje żądze zbudują nowy świat.

Opowieść momentami stawała się nużąca, głównie z powodu zmetaforyzowanego, kwiecistego języka. Nie jest to lektura ani lekka, ani przyjemna – gniew i egoizm biją z każdej strony, a głupota i bezmyślność ludzi ranią, że nie sposób przejść obok książki obojętnie.

Warto zapoznać się z tą powieścią, nim zakrzyknie się ,,Niech żyje stan trzeci, na pohybel tradycji!”. Trudna, ale przydatna lekcja człowieczeństwa.

,,Błyskawice” Jeske-Choińskiego znalazłam w serwisie w sumie nieprzypadkowo – szukałam powieści historycznych. Streszczenie książki, traktującej o miłości dwojga ludzi z odmiennymi, zwalczającymi się poglądami, na tle gwałtownej historii rewolucyjnej Francji, podziałało na mnie jak magnes.

Już prawie na początku powieści fabuła podąża różnymi torami – poznajemy Gastona de...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

,,Nic bardziej poniżającego niż dopatrywać się zdrajcy w otoczeniu i szukać zdrady w każdej twarzy’’

Te piękne słowa, świadczące o wielkiej dobroci, wypłynęły prosto z serca jednej z najbardziej godnych pożałowania postaci cyklu – królowej Klemencji, która wzbudziła sympatię wielu czytelników, w tym moją, swoim miłosierdziem i litością. Niestety takie zdanie w ustach osoby rodu królewskiego powinno wywołać tylko współczucie, co udowadnia kolejny tom powieści Maurice’a Druona ,,Prawo mężczyzn”. W trakcie akcji książki następuje również wyjaśnienie, dlaczego akurat taki, swoją drogą bardzo odpowiedni, tytuł nosi utwór, który ze wspaniałością opisuje nie tylko historyczne dzieje królestwa, ale i burzliwe losy jego mieszkańców.

Po śmierci Ludwika X Kłótliwego rozgorzała walka o francuską koronę, a każdy z pretendentów ima się różnych sposobów, forteli i przekupstw, aby osiągnąć wymarzony cel. Cykl dnia wyznaczają zdrada, gniew, nienawiść i zazdrość – namiętności idealnie przedstawione przez pełne kunsztu pióro Druona w taki sposób, że nie pozostają żadne wątpliwości o ich haniebnym wydźwięku. W miarę rozwijanych intryg i popełnianych zbrodni następuje popadanie w kolejne bestialstwa i podstępy, z których nikt, nawet poczciwy i ceniony przeze mnie za inteligencję Filip de Poitiers, a zwłaszcza diaboliczna Mahaut d’Artois, nie wyjdzie z czystym sumieniem.
Książka mimo bogactwa wątków i historii nie nudzi, a wręcz przeciwnie – z każdą przeczytaną stroną wciąga coraz bardziej. W jednej chwili jesteśmy świadkami chwilowego tryumfu Roberta d’Artois, aby za moment przenieść się do przesiąkniętej cierpieniem komnaty Marii de Cressay. Bujność błyskotliwych refleksji oraz barwny język przybliżają nam wydarzenia oraz sprawiają, że wnikamy w intymny świat bohaterów powieści i pozwalają, bądź nie, identyfikować się z nimi.

Wiele dziewczynek fantazjuje, aby rządzić jako królowe, wielu chłopców pragnie korony, ale po lekturze książki sądzę, że każdy pomyśli dwa razy, zanim wypowie podobne życzenie. Niestety nieszczęście, tak jak śmierć, nie oszczędza ani władców, ani prostych ludzi, a każdy zmuszony jest walczyć ze swoim losem, spowodowanym przez własne decyzje jak w przypadku Filipa de Poitiers, jak i zgotowanym przez innych, z czym poradzić musiała sobie Maria de Cressay, służąca za doskonały przykład, jak w jednej sekundzie można stracić wszystko, co się kochało oraz jak może zmienić się bieg życia.

Każdy z bohaterów na swój sposób budzi litość, czy to przez nadmierną chciwość (Karol de Valois), czy przez nadmiar ambicji (Mahaut d’Artois). Jednak najbardziej szkoda było mi synka Marii i jej samej, którzy ponieśli najcięższe brzemię, w niczym nie zawiniając.
I tu kolejny raz odwołam się do królowej Klemencji, która słusznie zauważyła, że ludzie nieprzestrzegający żadnych praw wiodą żywot lekki, w przeciwieństwie do ludzi ceniących cnotę, a ciężko przez to doświadczanych. Niestety historię piszą albo spryciarze albo szczęściarze, innymi słowy – zwycięzcy.

Uważam, że książka, nienaszpikowana suchymi faktami, ale posiadająca duszę, spełni wymagania zarówno osób poszukujących zwykłej rozrywki, jak i stawiających na rzetelną dozę informacji historycznych. Słusznie ceni się fenomen i powieści, i cyklu, a ja dołączam do grona usatysfakcjonowanych czytelników :)

,,Nic bardziej poniżającego niż dopatrywać się zdrajcy w otoczeniu i szukać zdrady w każdej twarzy’’

Te piękne słowa, świadczące o wielkiej dobroci, wypłynęły prosto z serca jednej z najbardziej godnych pożałowania postaci cyklu – królowej Klemencji, która wzbudziła sympatię wielu czytelników, w tym moją, swoim miłosierdziem i litością. Niestety takie zdanie w ustach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Szukałam kiedyś darmowych ebooków u producenta mojego sprzętu elektronicznego. Natknęłam się właśnie na ten tytuł, który bardzo mnie zaintrygował i czym prędzej postanowiłam zatopić się w lekturze.
Powieść nie opowiada o jakiś tajemnych siłach albo o czymś nadprzyrodzonym, to po prostu historia zagubionej Imogeny, która po śmierci ojca i napadu na jej zamek szuka pomocy u budzącego postrach sąsiada. Krążą plotki o jego tyranii i brutalności, ale jest ostatnią deską ratunku dla dziewczyny. Imogena trafia więc do jego posiadłości i... dalej musicie przeczytać sami, ale zapewniam, że lektura idzie bardzo lekko. Czy Imogena sobie poradzi? Czy znajdzie pomoc? Czy odzyska swój zamek? Na te i na wiele innych pytań znajdziecie odpowiedzi w tej pisanej przyjemnym językiem książce, stanowiącą dobrą rozrywkę nie tylko na zimowe wieczory. Intrygi, knucia, walka, a przede wszystkim miłość na tle historii stanowią o wspaniałości książki. Nie mogłam się oderwać, dlatego jeśli i Wy szukacie odskoczni od rzeczywistości, sięgnijcie po ten tytuł. Polecam!

Szukałam kiedyś darmowych ebooków u producenta mojego sprzętu elektronicznego. Natknęłam się właśnie na ten tytuł, który bardzo mnie zaintrygował i czym prędzej postanowiłam zatopić się w lekturze.
Powieść nie opowiada o jakiś tajemnych siłach albo o czymś nadprzyrodzonym, to po prostu historia zagubionej Imogeny, która po śmierci ojca i napadu na jej zamek szuka pomocy u...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

,,Elektrę'' przeczytałam, będąc zainteresowana twórczością Sofoklesa. Po obowiązkowych ,,Antygonie" i ,,Królu Edypie" chciałam przekonać się, jak Grek stworzy kolejną opowieść na podstawie mitu. Poprzednie bardzo mi się podobały i nabrała mnie ochota na więcej.
Mam mieszane uczucia po skończeniu tragedii. Wydaje mi się, że Sofokles fabularnie trochę się nie postarał. Pisał aż za bardzo według schematu. Zabrakło mi prawd życiowych, w które tak bogate są ,,Antygona" i ,,Król Edyp". Dużym plusem są barwny język i scharakteryzowanie poszczególnych bohaterów.
W tragedii poznajemy losy Elektry, poniżanej we własnym domu przez matką i Ajgista, oraz dzieje brata i ich przyjaciół. Tematem przewodnim jest zemsta za morderstwo Agamemnona, ojca Elektry i Orestesa, przez żonę i jej kochanka. Chytry plan wychowawcy syna zamordowanego staje się motorem napędowym akcji. Dzięki temu mężobójczyni i Ajgistos spotykają się w końcu z mocą Przeznaczenia.
,,Elektra" w porównaniu z ,,Antygoną" i ,,Królem Edypem" wydaje mi się mniej porażająca, ale mimo wszystko warto zapoznać się z tą tragedią, aby wyrobić własne zdanie.

,,Elektrę'' przeczytałam, będąc zainteresowana twórczością Sofoklesa. Po obowiązkowych ,,Antygonie" i ,,Królu Edypie" chciałam przekonać się, jak Grek stworzy kolejną opowieść na podstawie mitu. Poprzednie bardzo mi się podobały i nabrała mnie ochota na więcej.
Mam mieszane uczucia po skończeniu tragedii. Wydaje mi się, że Sofokles fabularnie trochę się nie postarał. Pisał...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Już od dawna zabierałam się za tę książkę, ponieważ Goethe jest jednym z moich ulubionych autorów, a romantyzm jedną z najciekawszych epok w moim odczuciu.
Po tylu negatywnych opiniach, nie tylko na portalu, obawiałam się, że spotka mnie rozczarowanie. Jakże się ucieszyłam, gdy nic takiego się nie stało!
,,Cierpienia..." jako powieść epistolarna, pozwalają patrzeć na świat oczami Wertera. W pierwszej części radujemy się światem z młodzieńcem, przebywamy razem z nim na łonie przyrody czy fascynujemy się sielskimi obrazami u Homera. W drugim ,,module" sytuacja zmienia się diametralnie - Werter zakochuje się tak mocno w Lotcie, że nie potrafi sobie poradzić z miłością do niej. Niemożność bycia z ukochaną odbiera mu sens życia, przygnębia i nawet przyroda budzi skojarzenia z kochanką. Cóż może więc zrobić? Marnować życie na cierpieniu... albo ,,uwolnić się z więzienia duszy"
Ale to utwór nie tylko o pięknym, nieszczęśliwym uczuciu - to także źródło uniwersalnych sentencji - niektóre na długo zapadną mi w pamięć. Wrażliwy Werter nie zgadza się z porządkiem świata i swoją złość wyładowuje w listach do Wilhelma, które kipią wręcz przemyśleniami. Warto przeczytać ten utwór choćby dla tych wspaniałych refleksji.
Smaku książce dodaje fakt, że większość wydarzeń w niej opisanych zdarzyła się naprawdę. Pierwsza część, ta szczęśliwa, jest odzwierciedleniem biografii Goethego do przybycia do pewnego miasta (powieściowego Wahlheim) i poznania tam pierwowzoru Lotty - Charlotty Buff. Później poeta, w drugiej części, dużo czerpie z przeżyć przyjaciela, Wilhelma Jeruzalema, który m.in. również był nieszczęśliwie zakochany i wyproszony z przyjęcia z powodu niskiego pochodzenia. Na koniec też popełnił samobójstwo, tak jak Werter, strzałem z pistoletu.
Myślę, że ,,Cierpienia...'' otrzymały tak wiele ocen negatywnych, ponieważ jako lektura spotkały się z niezrozumieniem. Dlatego cieszę się, że wycofano je z kanonu, ponieważ sięgną po nie ludzie zainteresowani, a nie przymuszani. Ja bynajmniej się nie zawiodłam, a książka naprawdę przypadła mi do gustu. Wracając do niby nierealnej mocy miłości Wertera do Loty - młodzieniec był prawdopodobnie od tego uzależniony, tak jak niektórzy są od alkoholu czy papierosów - więc wydaje mi się to możliwe.
Nie chcę przeciągać, zwłaszcza że brak mi już słów pochwał dla geniuszu tego utworu. Z czystym sercem mogę polecić książkę ludziom, których interesują nieszczęśliwa miłość czy choćby założenia programowe romantyzmu. Warto ją poznać - może w każdym z nas mieszka nieobjawiony, wrażliwy Werter? Fenomenalna powieść!

Już od dawna zabierałam się za tę książkę, ponieważ Goethe jest jednym z moich ulubionych autorów, a romantyzm jedną z najciekawszych epok w moim odczuciu.
Po tylu negatywnych opiniach, nie tylko na portalu, obawiałam się, że spotka mnie rozczarowanie. Jakże się ucieszyłam, gdy nic takiego się nie stało!
,,Cierpienia..." jako powieść epistolarna, pozwalają patrzeć na świat...

więcej Pokaż mimo to