Manufakturatekstu

Profil użytkownika: Manufakturatekstu

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 7 lata temu
101
Przeczytanych
książek
102
Książek
w biblioteczce
57
Opinii
359
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach: ,

Iza Klementowska przechadza się ulicami Maputo, dawnego Lourenço Marques, z połamanych kawałków bruku starając się wyczytać historię miasta, tłucze się przeludnionymi autobusami po dziurawych drogach Mozambiku, by rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać z jego mieszkańcami ‒ tak metaforycznie, bezpośrednio odnosząc się do treści książki, można scharakteryzować technikę pisarską reportażystki.

Mozambik ‒ kraj w Afryce południowo-wschodniej, dawna kolonia portugalska, która w 1975 roku odzyskała niepodległość po okresie walki ruchu narodowowyzwoleńczego, by następnie na długie lata pogrążyć się w zamęcie wojny domowej. Przed przeczytaniem "Szkieletu białego słonia" niewiele byłabym w stanie powiedzieć o tym afrykańskim kraju, po przeczytaniu czuję niedosyt ‒ rzeczywistość opisywana w reportażu Klementowskiej okazała się na tyle fascynująca, że chcę więcej.

Klementowska przedstawia historię Mozambiku od czasów najstarszych, gdy portugalscy podróżnicy dotarli do wschodnich wybrzeży czarnego kontynentu, pisze o osadnictwie portugalskim i utworzeniu kolonii będącej ośrodkiem handlu ludźmi, a także o dominacji kolonistów nad rdzenną ludnością, o trudnych, nieakceptowanych przyjaźniach pomiędzy czarnymi i białymi. Opowieść o dawnych czasach przeplata autorka z dwudziestowieczną historią Mozambiku ‒ pisze o działaniach narodowowyzwoleńczego ruchu FRELIMO, o represjach, jakim poddawani byli działacze dążący do zrównania w prawach białych i czarnych, o prawie 24h/20 zmuszającym mieszkańców portugalskiego pochodzenia, także tych urodzonych w Afryce, do opuszczenia Mozambiku w ciągu 24 godzin z możliwością spakowania 20-kilogramowego bagażu.

Jednak nie są to suche reporterskie informacje ‒ w reportażu Klementowskiej najważniejszy jest człowiek; bohaterów jest wielu, a każdy przedstawia swoją historię (nawet o wydarzeniach z XVII wieku autorka pisze w czasie teraźniejszym), dzięki czemu czytelnik może emocjonalnie wczuć się w tragiczne z reguły wydarzenia. Autorka rozmawiała zarówno z czarnymi Mozambijczykami, jak i z potomkami portugalskich osadników, dlatego obraz Mozambiku, jaki wyłania się z reportażu, wydaje się pełny.

Bez większej przesady można stwierdzić, iż Klementowska posiada jakąś szczególną zdolność obrazowania, wizualizacji wydarzeń, o których pisze. Nawet jeśli te zdarzenia miały miejsce 400 lat temu, w czasie gdy do wybrzeży dzisiejszego Mozambiku przybili pierwsi podróżnicy i jezuiccy misjonarze, czytelnik może odnieść wrażenie, iż jest ich świadkiem. Dzięki temu oraz za sprawą umiejętnego operowania charakterystycznym szczegółem "Szkielet białego słonia" ‒ a szczególnie fragmenty o historii portugalskiej kolonii ‒ czyta się niczym wciągającą powieść.

Mozambik, jak niemal cała Afryka, jest krajem postkolonialnych kontrastów, które udało się oddać w "Szkielecie białego słonia". W czasie gdy czytałam reportaż Klementowskiej, robiłam korektę "Lustra o północy" Adama Hochschilda ‒ reportażu o przemianach w RPA pod koniec lat osiemdziesiątych, który ukaże się w Czarnym w lipcu ‒ i momentami miałam wrażenie, że miesza mi się treść obu książek, na tak wielu poziomach losy rdzennych mieszkańców Mozambiku i Południowoafrykańczyków pod jarzmem apartheidu są zbieżne.

Jedyne, co mogę zarzucić autorce: tekstu jest za mało. Myślę, że z korzyścią dla książki i dla nas, jej czytelników, byłoby, gdyby reportaż był ciut obszerniejszy. Mimo małego niedosytu wywołanego objętością jestem pod wielkim wrażeniem balansu pomiędzy faktografią a literackością i chętnie przeczytałabym kolejną książkę o Mozambiku.


http://www.manufakturatekstu.pl/

Iza Klementowska przechadza się ulicami Maputo, dawnego Lourenço Marques, z połamanych kawałków bruku starając się wyczytać historię miasta, tłucze się przeludnionymi autobusami po dziurawych drogach Mozambiku, by rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać z jego mieszkańcami ‒ tak metaforycznie, bezpośrednio odnosząc się do treści książki, można scharakteryzować...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W Wigilię 1976 roku na drodze z Połańca do wsi Zrębin w Świętokrzyskiem troje młodych ludzi zostało brutalnie zamordowanych przez swoich sąsiadów. Przed śmiercią potrącił ich autobus pełen mieszkańców Zrębina wracających z pasterki. Żaden ze świadków nie kiwnął palcem, kiedy kaci dobijali swoje ofiary. Bezpośrednim impulsem do zbrodni było oskarżenie o kradzież kiełbasy na weselu. Wiesław Łuka był w domach zrębinian, w sądzie w Sandomierzu, gdzie świadkowie zdarzenia i ich rodziny zorganizowali niepojęty spektakl matactwa ‒ efektem reporterskiej pracy Łuki jest książka niezwykła, więcej: lektura obowiązkowa, bo mimo iż oparta na wydarzeniach z maleńkiej świętokrzyskiej wsi ‒ niezwykle uniwersalna i przerażająca w swej wymowie.

Ofiarami zbrodni w sprawie połanieckiej ‒ jak nazywany jest mord z 1976 roku ‒ byli młoda ciężarna kobieta, jej mąż i nastoletni brat. Oprawcami ‒ trzej mieszkańcy Zrębina, odrobinę zamożniejsi niż ich sąsiedzi, a przez to cieszący się we wsi niepojętym wręcz posłuchem, dzięki któremu udało im się zastraszyć ludzi. Mordercy po dokończeniu swego dzieła odprawili przed znajdującymi się w autobusie gapiami swoistą czarną mszę ‒ przebijali im palce agrafką i kazali przysięgać na krew, iż dochowają tajemnicy, świadkowie całowali różaniec i otrzymywali medaliki przywiezione z Jasnej Góry. Oprawcy wzmacniali efekt zwitkami banknotów przez kilka miesięcy regularnie wręczanymi osobom, które były w autobusie. Gdy sprawa wyszła na jaw i podejrzani o morderstwo zostali aresztowani, świadkowie postanowili rozpocząć grę mataczenia: wielokrotnie zmieniali zeznania, jako świadków wskazywali osoby, których tej strasznej nocy nie było na miejscu zbrodni, udawali nie do końca sprawnych intelektualnie. Słowem: ze śmierci trojga niewinnych młodych ludzi, prawie dzieci, uczynili farsę. Efektem były masowe wyroki za fałszywe składanie zeznań.

Z reportażu Łuki przebija straszliwa obojętność na ludzką krzywdę i jakieś totalne pomieszanie wartości ‒ takie czyste zło. Nie mogłam pojąć, gdy czytałam, że babcia zamordowanych tłumaczyła, iż może nie warto oskarżać Wojdy [nazwisko zniekształcone], bo "dzieci nikt nie wróci", a Wojda "wczoraj przyszedł i za flaszkę miodu pomógł naszej krowie się wycielić". To musiało być jakieś zbiorowe szaleństwo, jakaś czarna kurtyna musiała spaść na tych ludzi i zamroczyć ich umysły. Ciągłe kłamstwa powtarzane przez świadków doprowadziły do tego, że w końcu sami nie byli pewni, co jest prawdą, a co fałszem. Wielość "prawd" przedstawianych przez zeznających sprawiła, że sąd, zarówno pierwszej, jak i drugiej instancji, miał niezwykle trudne zadanie. I te ciągłe zapewnienia oskarżonych o swojej niewinności, pokrętna logika mająca dowieść, iż w Zrębinie doszło do wypadku ‒ po prostu groza ogarnia człowieka. Znamienne jest, iż osobą, dzięki której milicja zaczęła badać sprawę jako morderstwo, a nie wypadek, był czternastoletni Stasio, który pod domem jednego z morderców krzyknął: "Bandyto, zabiłeś mojego kolegę Miecia!".

Przez kilka lat trwania procesu Zrębin wrzał, ludzie żyli niemal tylko i wyłącznie zbrodnią, szaleli z obaw, bo prawie każdy miał coś na sumieniu, choćby był jedynie niemym świadkiem lub usłyszał opowieści innych. Rodzice zamordowanych młodych ludzi przeżywali piekło. Rodzina Wojdów zastraszyła wieś (powstała rzekomo nawet lista ludzi "do sprzątnięcia"), tak że nawet gdy oskarżeni przebywali w areszcie, mieszkańcy Zrębina zbierali się małymi grupkami, by deliberować, "co to będzie, gdy chłopy Wojdowe wrócą?". To zbiorowe szaleństwo zakończył wyrok kary śmierci przez powieszenie na dwóch oskarżonych i po dwadzieścia pięć lat więzienia dla dwóch pozostałych. Tylko czy dzięki temu Zrębin spokojnie śpi w nocy?

Za tytuł reportażu posłużyły kuriozalne słowa oskarżonych, którzy mówiąc "Nie oświadczam się", odmawiali składania zeznań. Wiesławowi Łuce udało się oddać atmosferę sali sądowej i w sposób bardzo realistyczny przedstawić przesłuchania i rozmowy ze świadkami, gdyż obszernie posłużył się cytatami, wypisał całe dialogi z sal sądowych, wszedł w język mieszkańców Zrębina. Wydaje się, że w sferze technicznej jest to wielka sztuka, ale też potrzeba do tego ogromnej wrażliwości, umiejętności słuchania, wyjątkowego wyczucia i wyczulenia na słowa drugiego człowieka. Łuka z pewnością posiada ten dar, dlatego jego reportaż ma wymiar uniwersalny i nawet wydany cztery dekady po tragicznych wydarzeniach nie zdezaktualizował się. "Nie oświadczam się" to reportaż z półki "must-read". Nie jest przyjemną lekturą, ale kto jeszcze nie czytał ‒ szczególnie jeśli zaczytuje się w literaturze faktu ‒ musi sięgnąć!

http://www.manufakturatekstu.pl/

W Wigilię 1976 roku na drodze z Połańca do wsi Zrębin w Świętokrzyskiem troje młodych ludzi zostało brutalnie zamordowanych przez swoich sąsiadów. Przed śmiercią potrącił ich autobus pełen mieszkańców Zrębina wracających z pasterki. Żaden ze świadków nie kiwnął palcem, kiedy kaci dobijali swoje ofiary. Bezpośrednim impulsem do zbrodni było oskarżenie o kradzież kiełbasy na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tragiczne zdarzenia z przeszłości sprawiły, iż pewnej nocy zimą 1954 roku mieszkająca na Tasmanii Maria Buloh opuszcza męża i małą córeczkę Sonję, by przepaść w śnieżycy, która nadciągnęła nad wyspę. Odejście matki będzie miało ogromny wpływ na dalsze życie Sonji, odbije się na jej dzieciństwie i zaważy na relacji z ojcem. Po latach ciężarna Sonja wraca do Butlers Gorge, aby uporządkować sprawy z przeszłości i utwierdzić się w decyzji o usunięciu ciąży. Richard Flanagan umieścił akcję swej powieści w środowisku australijskich osadników z Europy, oderwanych od swoich korzeni ludzi, których życie w dużej mierze determinuje trudna wojenna przeszłość, lęk przed wspomnieniami oraz marzenia o własnym domu i upragnionym poczuciu bycia u siebie.

Najważniejszym i najbardziej bolesnym wątkiem powieści jest historia trudnej miłości ojca i córki. Bojan Buloh po odejściu żony nie potrafił zająć się Sonją, dlatego oddał ją pod opiekę obcym ludziom. Opiekunowie zmieniali się co kilka czy kilkanaście miesięcy, dlatego Sonja nigdzie nie czuła się u siebie, a jej największym marzeniem stało się mieszkanie z ojcem. Jednak w okresach kiedy dziewczynka pomieszkiwała z Bojanem, ten nie potrafił jej zapewnić bezpiecznego, szczęśliwego dzieciństwa. Trauma po odejściu matki i trudne dzieciństwo pozbawione ciepła rodzinnego domu i miłości ojca zaważyły na całym życiu dorosłej już kobiety ‒ sprawiły, że zobojętniała na wszystko, co jej się w życiu przydarzało, jakby stała z boku i patrzyła na trzydziestoośmioletnią kobietę, jakby nic nie czuła, niczego nie planowała, jakby wszystko w życiu działo się poza nią i w żaden sposób nie było poparte jej wolą.

By przeżyć, Sonja uzbroiła się w emocjonalny pancerz, który miał za zadanie nie dopuścić do niej więcej rozczarowań. Autorowi udało się interesująco ukazać trudne, bolesne relacje pomiędzy Bojanem a Sonją ‒ wiarygodnie oddał zarówno przeżycia porzuconej dziewczynki, jak i jej ojca, który nie był w stanie zająć się córką po odejściu żony. Szczególnie przekonująco pokazane zostały rozterki Bojana: z jednej strony pragnienie dobra dla córki, z drugiej głębokie przekonanie, że żeby była ona szczęśliwa, musi poczuć się w nowym świecie u siebie, a aby do tego doszło, konieczne jest zerwanie ze wszystkim, co łączy się z przeszłością ‒ także z ojcem. To rozdarcie Bojana zdecydowało o dramacie jego córki. W efekcie ojca i córkę połączyła skomplikowana relacja będąca mieszanką miłości, nienawiści, niezrozumienia i wzajemnych oskarżeń.

Bohaterem powieści czyni Flanagan także grupę ludzi skrzywdzonych przez los, słoweńskich uchodźców wojennych ściągniętych na antypody świata, by pracowali na Tasmanii jako robotnicy. Wszyscy oni zostawili gdzieś w Europie swój dom, zostali wrzuceni w całkowicie obcą rzeczywistość, nie znają języka ani kultury miejsca, do którego trafili, ale pragną zbudować sobie nowe, lepsze życie, marzą o własnym domu i poczuciu bycia u siebie. Początkowo nowi osadnicy wierzą, że "aby mieć przyszłość, trzeba zapomnieć o przeszłości". Jednak z czasem okazuje się, że jakoś nie potrafią docenić daru w postaci "angielskiej cywilizacji, języka angielskiego i wiary w sprawiedliwość i fair play", bo tak naprawdę są jedynie bambo na obcej ziemi, pochodzącymi z drugiego końca świata, skazanymi na biedę, ciężką pracę i brak akceptacji. Autor oddał straszliwą beznadzieję ludzi, którzy pragną uciec przed przeszłością, zdają sobie sprawę, że nie ma dla nich przyszłości, o jakiej marzą, a teraźniejszość jest nie do zniesienia.

Flanagan ujmującym stylem pisze o ludzkich lękach, strachu przed wspomnieniami, przeszłością i obawie, że trauma wojenna się powtórzy. Jeśli jednak spodziewacie się porywającej akcji, szybkiego tempa i wielu wydarzeń, rozczarujecie się. Z tego, co poczytałam na innych blogach, wynika, że "Klaśnięcie" zostało przyjęte w Polsce dość krytycznie ‒ sama przez pierwsze pięćdziesiąt stron odrobinę męczyłam tę powieść, ale potem się wciągnęłam i absolutnie nie mogę się zgodzić z opiniami wielu czytelników, jakoby wątek psychologiczny ojca i córki został źle poprowadzony. Co nie zmienia faktu, że "Klaśnięcie jednej dłoni" to powieść z rodzaju trudnych, których czytanie jest dość bolesne.

http://www.manufakturatekstu.pl/

Tragiczne zdarzenia z przeszłości sprawiły, iż pewnej nocy zimą 1954 roku mieszkająca na Tasmanii Maria Buloh opuszcza męża i małą córeczkę Sonję, by przepaść w śnieżycy, która nadciągnęła nad wyspę. Odejście matki będzie miało ogromny wpływ na dalsze życie Sonji, odbije się na jej dzieciństwie i zaważy na relacji z ojcem. Po latach ciężarna Sonja wraca do Butlers Gorge,...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Manufakturatekstu

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
101
książek
Średnio w roku
przeczytane
5
książek
Opinie były
pomocne
359
razy
W sumie
wystawione
97
ocen ze średnią 7,7

Spędzone
na czytaniu
604
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
5
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]