-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant4
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać2
Biblioteczka
2020-07-09
2024-05-13
Pierwsza refleksja: za dużo słów... Powieść przegadana, opowiedziana prostym językiem. Uwaga czytelnika jest denerwująco prowadzona za rączkę. Ale może młodzieżowy wirtualny odbiorca, któremu powieść jest dedykowana, tego właśnie potrzebuje? Podobnie jak podstawiania pod oczy pozytywnych bohaterów i wskazywania palcem prospołecznych wzorców zachowania. Można stosować zamiast harcerstwa. Dla starszych, oczytanych lub czegokolwiek wymagających od lektury czytelników będzie to cokolwiek nużące.
Pierwsza refleksja: za dużo słów... Powieść przegadana, opowiedziana prostym językiem. Uwaga czytelnika jest denerwująco prowadzona za rączkę. Ale może młodzieżowy wirtualny odbiorca, któremu powieść jest dedykowana, tego właśnie potrzebuje? Podobnie jak podstawiania pod oczy pozytywnych bohaterów i wskazywania palcem prospołecznych wzorców zachowania. Można stosować...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-04
2024-01-26
2024-01-26
2023-12-12
2023-10-20
Do połowy ziewałem i pytałem sam siebie: w imię czego ja się katuję? Po co ja to sobie robię?! King z wielkim mozołem ciągnie akcję za uszy, a realia opowieści też nie są lepsze: mimo, że stopień rozwoju cywilizacji Delainu wskazuje na jakieś nieokreślone średniowiecze, synowie królewscy normalnie chodzą do szkoły... Jak nie przymierzając córka Kinga w USA. Żeby się mogła wczuć w akcję?! Były też T-shirty, wycieraczki, kanalizacja, rury, podręczniki szkolne, kartofle, bezrobocie w królestwie (sic!), absurdalne serwetki do posiłków (...) Zabrakło tylko deskorolek. (...)
Cała opinia na stronie: https://nakanapie.pl/ksiazka/oczy-smoka-812534/opinia/1640140
Do połowy ziewałem i pytałem sam siebie: w imię czego ja się katuję? Po co ja to sobie robię?! King z wielkim mozołem ciągnie akcję za uszy, a realia opowieści też nie są lepsze: mimo, że stopień rozwoju cywilizacji Delainu wskazuje na jakieś nieokreślone średniowiecze, synowie królewscy normalnie chodzą do szkoły... Jak nie przymierzając córka Kinga w USA. Żeby się mogła...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-06
"Zaufaj gnomom to cię zaskoczą."
Autor miesza rzeczywistości i robi to wyjątkowo niezdarnie - nie musi jej detalicznie przedstawiać, ale powinien wiedzieć, jak wszystko ma działać, a ja uważam, że nie wie. Po prostu lekceważy czytelnika, nie dbając o koherencję stworzonej rzeczywistości. Czy to musi tak wyglądać w cosy phantasy? Czy też to tylko takie typowe amerykańskie lekceważenie młodzieży przez pisarza (bo to jest niechybnie albo very young albo naive adult fiction)?
Cała opinia na stronie: https://nakanapie.pl/ksiazka/legendy-i-latte-opowiesc-heroiczna-o-sprawach-przyziemnych/opinia/1601175
"Zaufaj gnomom to cię zaskoczą."
Autor miesza rzeczywistości i robi to wyjątkowo niezdarnie - nie musi jej detalicznie przedstawiać, ale powinien wiedzieć, jak wszystko ma działać, a ja uważam, że nie wie. Po prostu lekceważy czytelnika, nie dbając o koherencję stworzonej rzeczywistości. Czy to musi tak wyglądać w cosy phantasy? Czy też to tylko takie typowe amerykańskie...
2019-01-24
"Brałem wczoraj udział w polowaniu na foki".
Wybór felietonów, które autor pisał do rozmaitych czasopism - kulinarnych i nie - o kuchni, o gotowaniu, o tym, jacy ludzie zajmują się gotowaniem, zwłaszcza w tych najdroższych i modnych restauracjach, i jaki to rodzaj pracy. Są tu też wrażenia autora z licznych podróży, ponieważ już od kilku lat, kiedy książka powstawała, Bourdain nie gotował, lecz realizował filmy kulinarne - najpierw "Cook's Tour" dla Food Network i NYT (New York Times TV), potem dla kanałów Travel i Discovery, zwiedzając przy tym cały świat i próbując w odległych zakątkach, na miejscu, specjałów lokalnych kuchni.
Felietony są podzielone na 5 części, w których znajdziemy odpowiednie do nadtytułów treści: Słone - dosadnie i bardziej o kucharzach, niż o gotowaniu; Słodkie - o pozytywnych doświadczeniach z kuchnią, Kwaśne - krytycznie i o wypaczeniach; Gorzkie - o wpadkach i porażkach w biznesie restauracyjnym i "Umami" - czyli smak "mięsny" lub "rosołowy", obecny w potrawach wysokobiałkowych, sfermentowanych lub zleżałych, jak parmezan, który się zastępuje glutaminianem sodu. Przy tym ostatnim mowa jest o tych restauracjach, w których autor czuł się najlepiej - jak w niebie. To miejsca, gdzie było "jak u mamy": restauracja Masa u mistrza sushi Takayamy w NY; proste, jednodaniowe budki uliczne na ulicach Wietnamu; u Ferrana Adrii przy jego futurystycznej i eksperymentalnej kuchni w "El Bulli" w Barcelonie; w domowych knajpkach Brazylii przy kuchni, w której totalnie przemieszane są inspiracje różnych tradycji (czarna Afryka, imigranci z Europy, kuchnia indiańska - warto zapamiętać potrawy moqueca, farofa, carraru, vatapa i acarajé); w Le Vau d'Or w NY, gdzie króluje niezmieniona, tradycyjna, stara kuchnia francuska, której dziś wstydzi się przeciętny nowomodny kucharz fusion; wreszcie restauracyjki w Singapurze.
Rozczulające jest to, że gościowi gotującemu wymyślne rzeczy dla bogaczy smakują głównie te podstawowe, najprostsze smaki... A komu potrzebny jest blichtr - no cóż, mówi Bourdain: na świecie zawsze będą ludzie, którym się wydaje, że za mało płacą za swoje ziemniaki.
I tego należy się trzymać w poszukiwaniu dobrego jedzenia! Bo, jak podkreśla autor, pod blichtrem zazwyczaj kryje się chciwość, nie pasja dla smaku. No i kiedy jakiś drogi składnik spadnie na podłogę, nie łudźcie się, że ląduje w koszu, zamiast na waszym talerzu...Albo kiedy zabraknie polędwicy, że dostaniecie polędwicę. Zwłaszcza w NYC, gdzie restauracja, żeby się utrzymać na poziomie, musi sprzedawać 300 posiłków dziennie... Po prostu "system D" (il faut se débrouiller = za wszelką cenę trzeba sobie poradzić).
Ciekawa była dla mnie również obserwacja autora, że kucharze to często ludzie nadpobudliwi, skłonni do przemocy (ale pragmatyczni), którym blisko byłoby do świata przestępczego, gdyby nie to, co robią. W każdym razie sam Bourdain przyznaje się do fascynacji światem przestępczym, mafią itp. Zresztą, właśnie tacy ludzie często bywali gośćmi w drogich restauracjach, w których gotował. Oprócz tego dowiadujemy się od podszewki, czy raczej od kuchni, co kolega po fachu myśli o niektórych wybitnych kucharzach lub tzw. "osobowościach telewizyjnych", tyle że chodzi o amerykańską telewizję, której raczej nie znamy. Gani ich, ale dostrzega pozytywy ich wysiłków: budzenie smaku. Bo za odwrócenie naturalnej tendencji - grubi w USA biedni, nie bogaci - Bourdain nie oskarża restauratorów, lecz przemysł fast foodów:
"Najgroźniejszym produktem eksportowym Ameryki nigdy nie była broń nuklearna czy Jerry Lewis - ani nawet powtórki "Słonecznego patrolu". Są nim i pewnie już na zawsze będą nasze bary z fast foodem."
I chociaż całkowicie nie zgadzam się z autorem, który twierdzi, że gdyby jakieś wyjątkowo smaczne zwierzę było na wyginięciu (np. obecnie żabnica czy ortolan), to on i tak - gwoli smaku - zabiłby je, przyprawił i zjadł, to jego zaangażowanie w to, że jedzenie MOŻE być dobre, że może być radością i nie musi być szkodliwe, jałowe i zestandaryzowane, jak w amerykańskich sieciach fast foodów, pozwala dostrzec w jego pracy jakiś sens. Ale bardziej aktualne jest to raczej dla Amerykanów. Rada autora, jak jeść dobrze i nie byle co: "Jeśli to możliwe, starajcie się zawsze jeść to, co pochodzi z konkretnego miejsca, od konkretnej osoby. Przestańcie też jeść tak cholernie dużo." (s.37) Można by jeszcze za nim dodać, żeby unikać miejsc o przewidywalnych nazwach i przewidywalnych, ponurych menus...
Całość kończy opowiadanie zatytułowane "Smak fikcji", które traktuje o cudownym uratowaniu restauracji przed bankructwem w Boże Narodzenie. Przesłanie i prawdopodobieństwo godne Dickensa, ale Bourdain jasno daje do zrozumienia, że to nieprawda, czysta fikcja, wishful thinking i nic więcej. Czytelnik też to wie. Na końcu znajdziemy jeszcze komentarze do poszczególnych felietonów.
Z kolegów, polecanych w książce, można wymienić restauracje:
French Loundry i Bouchon - Thomas Keller (Washington)
Mesa Grill - Bobby Flay (Las Vegas)
Okada - Takashi Yagihashi (Las Vegas)
Wynn - Daniel Boulud (Las Vegas)
Chez Panisse - Alice Waters (Berkeley)
Blackbird/Avec - Paul Kahan (Chicago)
Masa Restaurant/Bar - Masayoshi Takayama (NYC)
Prune - Gabriele Hamilton (NYC, Lower East Side)
Sushi Samba (NYC)
Le Veau d'Or (NYC)
Casa Mono - Pierre Batali (NYC)
Olives - Todd English (Charlestown, k. Bostonu)
Au Pied de Cochon - Martin Picard (Montreal)
Ondine - Donovan Cook (Melbourn)
Tetsuya’s - Tetsuya Wakuda (Sydney)
Jamin i L'Atelier - Joël Robuchon (Paryż)
El Bulli/Masia "Can Feliu", Ferran 59 - Ferran Adria (Costa Brava/Barcelona)
Jako rodowity nowojorczyk Bourdain 3 punkty konieczne przy zwiedzaniu mNYC: 1. śniadanie na Manhattanie - w Barney Greengrass (Sturgeon King przy Amsterdam Avenue) i tamtejsze Deli (delikatesy z garmażerką).
2. pastrami np. u Katza z Cel-Ray (oranżada selerowa) na East Houston i
3. pizza na Brooklynie - u Di Fara's albo u Lombardiego.
Gość jest...był świetnym przykładem faceta pełnego pasji, miłości życia i wszystkich jego rozkoszy. Ale raczej hedonista niż sybaryta.
"Brałem wczoraj udział w polowaniu na foki".
Wybór felietonów, które autor pisał do rozmaitych czasopism - kulinarnych i nie - o kuchni, o gotowaniu, o tym, jacy ludzie zajmują się gotowaniem, zwłaszcza w tych najdroższych i modnych restauracjach, i jaki to rodzaj pracy. Są tu też wrażenia autora z licznych podróży, ponieważ już od kilku lat, kiedy książka powstawała,...
2023-07-18
2023-06-25
2023-07-08
"Co wieczora rybak wypływał na morze i zarzucał sieci."
Piękna historia o miłości niemożliwej, zakazanej - miłości człowieka i wodnej boginki. Rybak chętnie wyrzeknie się duszy, ponieważ kocha, a do kochania potrzebne mu jest tylko ciało i serce. Jego dusza tuła się po świecie, a oddzielona od serca dokonuje okrutnych i niegodnych czynów. Bo tylko serce może poskromić zło i okrucieństwo, do którego jesteśmy zdolni, a które w nas tkwi.
Cała opinia na stronie: https://nakanapie.pl/ksiazka/rybak-i-jego-dusza/opinia/1611120
"Co wieczora rybak wypływał na morze i zarzucał sieci."
Piękna historia o miłości niemożliwej, zakazanej - miłości człowieka i wodnej boginki. Rybak chętnie wyrzeknie się duszy, ponieważ kocha, a do kochania potrzebne mu jest tylko ciało i serce. Jego dusza tuła się po świecie, a oddzielona od serca dokonuje okrutnych i niegodnych czynów. Bo tylko serce może poskromić zło...
2023-05-07
"Zaczął mnie śledzić, gdy tylko wysiadłam z kapsuły towarzystwa Kenya Beanstalk."
Podrasowane "bimbo"* z próbówki jest inteligentną i niezawodną maszyną do zabijania. Przewyższa wszystkie egzemplarze rodzaju ludzkiego narodzone normalną drogą: zarówno fizycznie - pod względem urody, siły, wytrzymałości, refleksu, jak i umysłowo. Ma jednak jeden feler - psychologiczny. Cierpi bowiem na brak przynależności grupowej do tego gorszego od siebie rodzaju ludzkiego. Jakby istotom żywym jej rodzaju jednak zabrakło inteligencji i poczucia godności, żeby stworzyć własną społeczność. (...)
Cała opinia na stronie: https://nakanapie.pl/recenzje/ojcem-mym-skalpel-matka-probowka-pietaszek
"Zaczął mnie śledzić, gdy tylko wysiadłam z kapsuły towarzystwa Kenya Beanstalk."
Podrasowane "bimbo"* z próbówki jest inteligentną i niezawodną maszyną do zabijania. Przewyższa wszystkie egzemplarze rodzaju ludzkiego narodzone normalną drogą: zarówno fizycznie - pod względem urody, siły, wytrzymałości, refleksu, jak i umysłowo. Ma jednak jeden feler - psychologiczny....
1982-05-31
"- Rikke."
Nie czytałem dotąd nic Abercrombiego, więc jego stylistyka w fantastyce jest dla mnie nieco zaskakująca: wojny prowadzi się jak w średniowieczu, a zarazem miasta i rozwój przemysłu jednoznacznie wskazują na epokę dzikiego kapitalizmu. Jak można połączyć produkcję maszynową i huty z brakiem rozwoju w dziedzinie militarnej - nie wiem. Społecznie też wygląda to cokolwiek dziwnie: niby panuje jeszcze feudalny podział społeczny: szlachta i arystokracja, dorobkiewiczowskie mieszczaństwo oraz ubodzy chłopi z epoki ogradzania (w Anglii przełom XVIII i XIX w.) i czwarty stan - magowie (historycznie: kapłani), ale rozmowy (także w najwyższych sferach) prowadzone są współczesnym, pełnym wulgaryzmów językiem, wszyscy sobie natychmiast wskakują wzajem do łóżka, roi się od bękartów, a zarazem każdy dba o swój PR. Czyli jak dziś... Jeśli chodzi o genderowe sympatie autora, to faceci albo są idiotami z przerośniętym ego, albo kompletnymi pantoflarzami i niezgułami, a jeśli zaś któremuś przypadkiem zbywa na inteligencji, to ma wielkie problemy z oceną własnej wartości. Kobiety za to są nad wyraz przedsiębiorcze, rozgarnięte, pełne inicjatywy, łase na kasę i męsko bezwzględne (Savine, Vick, May). Także stosunki międzynarodowe wydają się skądś znajome: jest jakaś niezborna, źle rządzona Unia, zalewana przez masy ciemnoskórych imigrantów ekonomicznych zza morza, a jej nieudolni, ograniczeni urzędnikami, służbami i korporacjami władcy są wręcz dumni, że miasta są zgentryfikowane i całkowicie obce. Machinacje czarowników pokrywają się natomiast z perspektywą dzisiejszych międzynarodowych korporacji, których cele są ukryte i na pewno nie propaństwowe. Dlatego świat przedstawiony zdaje się czytającemu nieco niespójny. Trzeba jednak przyznać, że autor potrafi błysnąć zgryźliwym humorem.
"- Rikke."
więcej Pokaż mimo toNie czytałem dotąd nic Abercrombiego, więc jego stylistyka w fantastyce jest dla mnie nieco zaskakująca: wojny prowadzi się jak w średniowieczu, a zarazem miasta i rozwój przemysłu jednoznacznie wskazują na epokę dzikiego kapitalizmu. Jak można połączyć produkcję maszynową i huty z brakiem rozwoju w dziedzinie militarnej - nie wiem. Społecznie też wygląda to...