Popularne wyszukiwania
Polecamy
Bogumiła Juzyszyn-Banaś
Źródło: Archiwum prywatne autorki
1
8,7/10
Pisze książki: literatura piękna
Bogumiła Juzyszyn Banaś - animatorka kultury w dziedzinie teatru; instruktorka i reżyserka. Autorka słuchowisk Teatru Polskiego Radia: (Z dębu urodzeni; Zawód);
Reżyserka i autorka słuchowisk Polskiego Radia: (Stumilowy las; Jak wędrowne ptaki; Pompinia). Wyróżniona odznaką Zasłużonego Działacza Kultury.
Reżyserka i autorka słuchowisk Polskiego Radia: (Stumilowy las; Jak wędrowne ptaki; Pompinia). Wyróżniona odznaką Zasłużonego Działacza Kultury.
8,7/10średnia ocena książek autora
12 przeczytało książki autora
19 chce przeczytać książki autora
2fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Dziennik wyjścia Bogumiła Juzyszyn-Banaś
8,7
Dziennik wyjścia. Fabularna opowieść z metaforycznym przesłaniem. Czego doświadczy Czytelnik, gdy spotka się z autorką „Dziennika wyjścia” na oświetlanej i być możne nawet w pewnym sensie przypuszczalnej, lecz równocześnie ukrytej w mroku, tajemniczej i nieprzewidywalnej parkowej ścieżce?
W warstwie podstawowej i pozornie prostej do zdefiniowania, jest to historia w klamrze od - przypadkowego wyjazdu atrakcyjnej intelektualnie i wizualnie bohaterki, na artystyczne spotkania środowiska twórców, poprzez barwną pracę nad spektaklem, towarzyskie perypetie zmierzające - do romansu z zaskakującym zakończeniem w sytuacji na pograniczu realności.
Jest to opowieść, którą chłoniemy bezproblemowo zjednoczeni w podobnym postrzeganiu świata z przedstawiającą „Dziennik” w pierwszej osobie. A jest co chłonąć, ponieważ w samej fabule, nie ma, jak to często się zdarza przy popychaniu akcji, tzw. „pustych przelotów”, nic nie wnoszących a trwających „ opisów sytuacyjnych” – bo przecież trzeba się spotkać, ażeby gdzieś pójść, żeby na coś popatrzeć, co ostatecznie nie ma żadnego znaczenia, jak się okazuje po kilkunastu stronach. Przepraszam, jest w „Dzienniku wyjścia” opis jednej biesiady, ale z bardzo jasno podszytym celem, więc w myśl reguły jest wyjątek.
W powieści „Dziennik wyjścia” bez ryzyka, można stwierdzić, że każde zdanie niesie za sobą obraz skutkujący natychmiastowo w wyobraźni. Przy tej okazji, zauważam, że Autorka doskonale obrazuje sceny dialogami. Zbudować sytuacje w oparciu o rozmowę, to jest pewnego rodzaju majstersztyk, tak jak i pisanie w pierwszej osobie.
Pisanie w pierwszej osobie, jest bowiem zdaniem wielu krytyków, znakiem poglądu, że podejście do wpływu literatury na rzeczywistość, jest w tym przypadku kluczowe w postrzeganiu świata. O takim podejściu do świata poprzez literaturę, wzmocnionym Einsteinowskim „upiornym działaniem na odległość” informuje nas hasło okładkowe jeszcze przed rozpoczęciem lektury.
To hasło towarzyszące powieści brzmi: „Czy literatura może upiornie działać na odległość?” Pytanie kieruje Czytelnika do kontestacji, że niektóre cząstki (litery, wyrazy, słowa, myśli),pozostają ze sobą związane i jeżeli zmienimy jedną ze splątanych cząstek, (słów, zdań, sylab, liter) to druga z nią splątana z nią, zareaguje natychmiastowo, niezależnie od tego gdzie się znajduje. Zafascynowany tym zjawiskiem Einstein nazwał je „upiornym działaniem na odległość” i dziś już wiadomo, że to istotny aspekt fizyki kwantowej bez którego nie da się opisywać świata.
Pada więc sztandarowe ale nie jedyne pytanie tej powieści „Czy literatura może upiornie działać na odległość?”. Pytanie wydaje się retoryczne i ta figura kontaktu z Czytelnikiem, jest w tym przypadku szczęśliwie uzasadniona.
Po pierwsze, nie narzuca koniecznej odpowiedzi, co już jest sytuacją ośmielającą do patrzenia na fizykę kwantową, przez pryzmat prostych wydarzeń codziennych, jak picie kawy, czy niecodziennych jak spotkanie Autorki „Dziennika wyjścia” na parkowej ścieżce. Po drugie, kiedy to, już po bliższym poznaniu się z bohaterką powieści Lilianą Madą, powiększa się stopniowo nasz horyzont obejmowania perspektywy powieściowej perypetii. Bo cóż nas spotyka? Oto okazuje się, że Liliana Mada podróżuje z herbertowskim czterowierszem, z ponadczasowym literackim zaklęciem sięgającym swą geneza do przejścia narodu przez Morze Czerwone.
Tych zadziwiających i porywających perspektyw opisanych metaforycznie ale także i wprost, Czytelnik w „Dzienniku wyjścia” znajdzie zaskakująco wiele. Nic dziwnego, że powieść postawała parę lat, już w czasie pisania okazywała się, że to co brzmiało fantastycznie i niewiarygodnie, jak np. rozdział o inteligentnych lalkach, nie dających się odróżnić od ludzi, musiał zostać przeredagowany, bo już po złożeniu do Wydawnictwa, na świecie nastąpiło gwałtowne przyspieszenie prac na SI. Musiano, więc dumnie zrezygnować z pewnych opisów, bo mogło to spowodować podejrzenie, że to nie Autorka wykreowała świat wysoko inteligentnych konstrukcji tylko, że używa w powieści odkrytych właśnie ponownie i udoskonalonych rozwiązań.
Co jeszcze warto wiedzieć, przystępując do lektury „Dziennika wyjścia”? Ta metaforyczna dygresja i kwantowe splątanie, tak na dobrą sprawę są słabo czytelne i nie należy się ich obawiać, bo przykrywa je fabularny przebieg zdarzeń, który jest nie mniej inspirujący jak odniesienia do Zbigniewa Herbarta, czy odkryć naukowych.
Jeżeli odczytacie przez ten pryzmat rozczepienia słonecznego promienia, pierwszą scenę w której Liliana w upalny dzień, w starym parku zasypia w cieniu wiekowego cisa… opowieść dalej poprowadzi Was sama.
Przepowiadam wielki sukces tego niezbyt obszernego (334 strony) dzieła, wydanego z dużą starannością, z przemyślanym układem rozdziałów, w miękkich przytulnych okładkach, z wygodna interlinią, lekkiego w wadze, łagodnego w transporcie, w stonowanej kolorystyce okładki, okładki dokładnie nawiązującej i wskazującej, drogę wyjścia, ale na tym koniec, bo powiedziałbym zbyt wiele.
JB
Dziennik wyjścia Bogumiła Juzyszyn-Banaś
8,7
Czy zdarzyło wam się przeczytać książkę, która totalnie nie potrafiliście wsadzić w ramki gatunkowe? Mnie zdarza się przeczytać taką, która ciężko mi opisać bo jest albo za dobra, albo słabsza i nie wiem, jak ująć to tak by było dobrze. Jednak pierwszy raz dostaje coś, czego nie potrafię sklasyfikować czy jest dobra, czy słaba, czy to romans, kryminał, fantastyka, obyczajowa czy jeszcze coś innego. Początki były dość trudne, a potem.... Potem to sami zaraz zobaczycie.
Liliana to młoda kobieta, która zostaje zatrudniona jako prowadząca warsztaty artystyczne w Staniewie. Jako pisarka, autorka scenariuszy chciała odpocząć od męczącego życia i męża. Nie ma szczęścia do mężczyzn i oba małżeństwa nie może zaliczyć do udanych. Już pierwszego dnia ma małe problemy. Współpracownicy to dość specyficzni ludzie, a Lena, u której pracuje to osoba, którą ciężko rozszyfrować. Początkowy błogi spokój zmienia się w coś nieprzewidywalnego. Grupą, z która prowadzi zajęcia jest dość przypadkowa, druga znowu na odwrót rewelacyjna. Jednak najbardziej w tym wszystkim intrygują ja ludzie tu pracujący. W dodatku Lena organizuje co roku Sobótkę dość specyficzne wydarzenie. Jednak Liliana nie do końca w nim uczestniczy i budzi się dopiero następnego dnia. Co wydarzyło się na początku Sobótki? Czy mała niedyspozycja, jakiej doświadczyła to przypadek? To dopiero początek dziwnych wydarzeń, których przełomem dla Liliany będzie tzw. będą Nocarty. Jakie będą miały konsekwencje?
Książka jest zupełnie inna niż się spodziewałam po opisie. Nie mogę jest wsadzi w ramy, w jakich bym ja miał opisać. I to akurat nie jest minus a plus. Początkowo czyta się ja dość ciężko, dużo opisów, specyficznych wyjaśnień, można powiedzieć filozoficznych przemyśleń głównej bohaterki. Książka napisana z punktu widzenia Liliany wzbogacona tzw. zapiskami Marka i jego punktem widzenia. Wszystko się zmienia wraz z tym jak zagłębiamy się w historię. Fabuła jest genialnie napisana. Czytelnik w żaden sposób nie może zdefiniować, w jakim kierunku ona będzie szła. Gdy przebrniemy już przez początek zostaniemy wciągnięci w świat Liliany i wydarzeń. W świat, w którym miesza się iluzja z rzeczywistością. Liliana doświadcza czegoś, czego nie potrafi zrozumieć. Potem doświadcza czegoś, co zmianie jej życie. Kim są ludzie ze Staniewa? Co wydarzyło się na Nocartach? Kim tak naprawdę jest Marek i czemu ją oszukał? Jaki związek ma z tym jej przyjaciółka?
Muszę przyznać, że historie czyta się początkowo ciężko, potem nawet nie wiemy kiedy zostajemy wciągnięci w fabułę, i koniecznie musimy poznać prawdę. A ta autorka dawkuje nam rewelacyjnie. Oprócz historii Liliany mamy to szereg różnych opisów, specyficznych miejsc, ludzi i wydarzeń. W dzisiejszym świecie literackim książka będzie taką indywidualnością. Jest specyficznie napisana, nie da się ja wsadzić w ramy, nie mamy konkretnie określone co jest fikcja a co realnym światem. Intryguje mnie kim są Lena, Łucja i Marek. Organizacja, sekta a może coś metafizycznego? Autorka zabrała nas w podróż po świecie teatru, kostiumów, muzeum lalek, czy pokazała nam Sobótkowo-Nocartowe zabawy ale i wprowadziła w element Dionizowski, który przewija się przez całą książkę. Jesteście ciekawi wydarzeń i tego co odkryje Liliana? A może ciekaw nieszablonowej książki, która wyłamuje się z ram? Jeśli tak to "Dziennik wyjścia" jest dla was. Polecam