Poeta i prozaik, urodził się w 1952 w Lidzie na Białorusi, skąd w ramach akcji repatriacyjnej w roku 1957 przyjechał wraz z rodzicami do Polski i zamieszkał w Gdańsku. Studiował na Uniwersytecie Gdańskim i w Studium Scenariuszowym Łódzkiej Szkoły Filmowej. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych wydał kilka tomów wierszy o silnym ładunku autobiograficznym. Rozgłos Jurewiczowi przyniosła Lida, za którą otrzymał nagrodę Czesława Miłosza. Lida to książka, na którą składają się fragmenty poetyckie, zapisy prozy i wyimki z listów od babki autora. Jest wielkim trenem i lamentem za utraconym rajem niewinności. Przynosi literackie fotografie i migawki z miasteczka, w którym autor spędził wczesne dzieciństwo, i sprawozdanie z dokonanej przeprowadzki do obcego i nieprzyjaznego świata. Czas przeszły przywołany nie tylko za pomocą literackiego obrazu o wielkiej urodzie, ale i poprzez język stylizowany często na polszczyznę kresową z silnymi naleciałościami białoruskimi, poetycką rytmizację prozy, sprawia, że Lida jest pełną czułości ewokacją przeszłości, kontemplowaniem tajemnicy biografii jako tajemnicy losu.
Opowieść Pan Bóg nie słyszy głuchych przynosi zapis z okresu zamieszkiwania przez autora w Łodzi. Tok narracji przetykany jest introspekcjami, którym towarzyszą sceny rozgrywające się na pograniczu jawy i snu - autor bowiem snuje imaginacyjny romans z dawną towarzyszką dziecięcych zabaw na dalekiej Białorusi. Ta niewielkich rozmiarów książka znakomicie osadzona w realiach lat sześćdziesiątych, stanowi równie udany literacko powrót w świat dzieciństwa, co wzruszający hołd oddanym pamięci dziadka.
"Nie potrafię do końca tego wytłumaczyć, ale wiedziałem, że jeżeli nie wyduszę z siebie tej przesiedleńczej opowieści, to moje życie nie będzie do końca pełne, że będzie w nim jakiś cień, jakaś nie do końca załatwiona sprawa." (A. Jurewicz)
Utwory prozą: "W środku nocy" 1980 ; "Lida" 1990 ; "Pan Bóg nie słyszy głuchych" 1995 ; "Życie i liryka" 1998 ; "Prawdziwa ballada o miłości" 2002 ; "Popiół i wiatr" 2005 (zbiór esejów) ; "Dzień przed końcem świata" 2008
Wywiad z autorem na stronie GW: http://wyborcza.pl/1,75480,10953980,Pogrzeb_dziadka_nogi.htmlhttp://wyborcza.pl/1,75480,10953980,Pogrzeb_dziadka_nogi.html
A ona i on siedzieli na zaczątku przyszłości nie przeczuwając jej bezmiaru, sekretów, jakie kryła, traconych wątków i nie wiedzieli, że jesz...
A ona i on siedzieli na zaczątku przyszłości nie przeczuwając jej bezmiaru, sekretów, jakie kryła, traconych wątków i nie wiedzieli, że jeszcze można odwrócić się od przeznaczenia, odejść samotnymi ścieżkami zarośnietymi dzikim zielskiem, nie zapamiętując swoich imion, nie przyzwyczajając się do siebe.
"Lida" to opowieść liryczna dorosłego mężczyzny, pielęgnującego wspomnienie dzieciństwa spędzonego na Białorusi.Autor miał zaledwie 5 lat lecz obraz tamtych stron utkwił w jego pamięci na zawsze; miał 5 lat gdy w 1957 roku wraz z rodzicami wyjechał do Polski. Jurewicz pisze o tęsknocie za utraconym domem- miejscem swojego wczesnego dzieciństwa,śni o nim, wspomina. W Polsce czuje się osamotniony, niedopasowany, odrzucony przez kolegów; "kacap"-tak go nazywają. Polecam. Książka napisana zwięźle,prostym językiem,jest wzruszająca; dorosły mężczyzna nosi w sobie wspomnienie 5 latka,którego wyrwano siłą z kraju dzieciństwa.
Po raz pierwszy od bardzo dawna nie wiem, jak zacząć…
Bo jak na sucho, rzeczowo, w sposób uporządkowany omówić tekst tak osobisty i wyrosły z tak wielu trudnych przeżyć, jakie stały się fundamentem „Lidy”?
Tekst składa się z części wierszowanych (pierwsza i ostatnia) i prozatorskich, z partii opowiadanych w trzeciej osobie oraz pierwszoosobowych, przeważają – skupiające się na opowieści i historii, w mniejszym stopniu na jej barwnym przedstawieniu czy komentowaniu - kwestie narratorskie oraz mowa pozornie zależna (dialogi są sporadyczne),liryki z kolei są bardzo intymne i emocjonalne, nie ukrywają związku z autentycznymi przeżyciami konkretnego podmiotu lirycznego-autora.
A jakie to przeżycia? Opowiada historię swojej rodziny, która po II wojnie światowej opuściła wschodnie pogranicze, by udać się na tzw. Ziemie Odzyskane. Takim sposobem podzieliła los tysięcy innych rodzin. Wydarzenie to, kiedy jako pięciolatek został wyrwany ze znanego sobie dobrze świata i rzucony w nową rzeczywistość, jej nowy język i nowe prawa (również układy społeczne) wywarło wpływ na całe jego dorosłe życie. Już jako człowiek prawie czterdziestoletni przybył do domu, w którym przeżył pierwsze lata życia – trudno jednoznacznie rozstrzygnąć czy po to, by utrwalić wspomnienia, by jedynie odwiedzić pozostałych na terenach Białorusi bliskich, czy by skonfrontować pamięć ze stanem faktycznym.
Bo jego Lida to miejsce magiczne; to miejsce ubogie, wręcz biedne, ale niesamowite, w którym konstatują się najważniejsze wartości, emocje i uczucia; to miejsce, za którym się tęskni i do którego – choćby myślami – wciąż się podąża; to miejsce, które wyposażyło go w podstawowe postawy wiernie później w życiu przyjmowane; to miejsce, które prawdziwie tętni i pulsuje; które wciąż czuje i przeżywa; miejsce określone przez trwałe, niczym topos, elementy (maszyna do szycia – atrybut ojca, obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej – kolejny członek rodziny). Takim sposobem bohater przyjmuje dwie perspektywy, dwa momenty „teraz”: „teraz”, kiedy się pakuje i w spazmach oraz płaczu opuszcza dom dzieciństwa i „teraz”, kiedy jako dorosły patrzy na to, co zostało z jego wspomnień i wciąż czuje w sobie tamto dziecko. Bo w Lidzie było ubogo, czasem z zamroczonymi wódką dorosłymi, ze skostniałymi porządkiem i autorytetami, ale szczęśliwie, swojsko i rodzinnie. A tam – niby w ojczyźnie-Polsce – było obco, nie-u-siebie i jakby „na doczepkę”.
Choć są to wspomnienia, próba opowiedzenia tego, co przytrafiło się pewnej rodzinie, pokazania, ile z dziecka tkwi w dorosłym, i jak bardzo myślenie dziecka wciąż może być myśleniem już dorosłego, w rzeczywistości „Lida” staje się próbą rozliczenia przewrotności historii, rozliczenia tego, co historia uczyniła człowiekowi i jaki okrutny los napisała swym niewidzialnym palcem… I w konfrontacji z nią człowiek jest taki malutki… „Ich ból nie umiał mówić i jak kamień coraz głębiej wchodził w ziemię, a ziemia zakrywała go trawą i mrokiem.” (s. 56)