rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Osoby, które dają niskie oceny tej książce i piszą o tym, że niby uczy ona mężczyzn, jak "wychować" żonę, ewidentnie jej nie zrozumiały. Uczy ona raczej tego, że rodzice nie mogą sobie we wszystkim przytakiwać. Przykład z dzieckiem zbyt lekko ubranym według matki ma pokazać, że ojciec ma prawo w równym stopniu brać odpowiedzialność za dziecko, podejmować własne wybory, a nie słuchać jedynie matki dziecka, która ma decydować jak dziecko ubrać, do jakiego przedszkola wysłać, kiedy do lekarza itp. Książka ta nie ma w sobie cienia szowinizmu.

Osoby, które dają niskie oceny tej książce i piszą o tym, że niby uczy ona mężczyzn, jak "wychować" żonę, ewidentnie jej nie zrozumiały. Uczy ona raczej tego, że rodzice nie mogą sobie we wszystkim przytakiwać. Przykład z dzieckiem zbyt lekko ubranym według matki ma pokazać, że ojciec ma prawo w równym stopniu brać odpowiedzialność za dziecko, podejmować własne wybory, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Historia opisana w Immunitecie sama w sobie jest dość ciekawa, wciągająca, jednakże bardzo pretensjonalny styl autora chyba skutecznie zniechęca mnie do sięgnięcia po inne pozycje. Przedstawianie prawników jako swego rodzaju upadłych herosów, których olbrzymie przywary rekompensowane są nadzwyczajnymi zdolnościami nie przemawia do mnie, może z racji tego, że sam jestem prawnikiem i wiem, że tak ten świat nie wygląda. Autor próbował wykreować Chyłkę na osobę, której nie da się lubić, która z uporem będzie krytykować jedzenie czego innego niż mięso czy picie kawy w innej formie niż espresso, albo też słuchanie czego innego, niż Iron Maiden. Mamy XXI wiek, powstało dużo dobrej muzyki. Nie wiem, zupełnie to do mnie nie trafiło. W dodatku te ciągłe nawiązania do ostatnich zmian w postępowaniu karnym, jakby autor na siłę chciał zabłysnąć swoją wiedzą z zakresy prawa. Wiemy przecież, że jest doktorem nauk prawnych, nie musi co chwilę chwalić się poziomem swojej wiedzy. Zupełnie nie rozumiem zachwytów nad jego książkami, może inne są lepsze, może zacząłem od niewłaściwej, ale na pewno nie jest to najlepszy polski pisarz. Czytając Miłoszewskiego nie miałem takich rozterek.

Historia opisana w Immunitecie sama w sobie jest dość ciekawa, wciągająca, jednakże bardzo pretensjonalny styl autora chyba skutecznie zniechęca mnie do sięgnięcia po inne pozycje. Przedstawianie prawników jako swego rodzaju upadłych herosów, których olbrzymie przywary rekompensowane są nadzwyczajnymi zdolnościami nie przemawia do mnie, może z racji tego, że sam jestem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Strasznie męcząca książka, doczytałem szybko, byle mieć to już za sobą. Nie wiem jakim cudem na podstawie takiego gniota nakręcili tak świetny film...

Strasznie męcząca książka, doczytałem szybko, byle mieć to już za sobą. Nie wiem jakim cudem na podstawie takiego gniota nakręcili tak świetny film...

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dwa dni temu, we wtorek 5 listopada, miałem przyjemność uczestniczyć w przedpremierowej (nie wiem na czym to polega, że premiera jest jednego dnia, a sprzedają dzień wcześniej) sprzedaży nowej powieści Harukiego Murakamiego Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa. Miejscem tej prapremiery były trzy dworce - w Warszawie, Wrocławiu i Poznaniu. Wybór obiektów był nieprzypadkowy i wiąże się z tytułowym bohaterem, który jest budowniczym dworców. Sam pomysł sprzedaży książek w automatach (takich samych jak te z napojami i przekąskami) uważam za nieco awangardowy, ale całkiem przyjazny. Denerwowało mnie tylko, że w jednej przegródce pierwsza książka była ułożona odwrotnie niż w pozostałych. Oczywiście tę właśnie kupiłem, powstrzymując na moment entropię dążącą do rozpadu wszechświata.

Bezbarwny Tsukuru rozszedł się w liczbie miliona egzemplarzy w ciągu tygodnia japońskiej sprzedaży, a w Polsce, która ma pierwsze tłumaczenie na prawdziwe literki, a nie krzaczki, dotarł wysoko na liście bestsellerów już w przedsprzedaży.

W porównaniu do poprzedniej powieści Murakamiego, którą był wydany przed czterema laty 1Q84, Bezbarwny Tsukuru jest książką stosunkowo krótką. 350 stron pochłania się w ciągu dwóch wieczorów, ale nie polecam nikomu czytania w takim tempie, gdyż po skończeniu klasycznie już pojawia się uczucie pustki i bezsensu życia, typowe dla książek japońskiego pisarza. Tym razem Murakami unika metafizycznych i surrealistycznych przygód, a silniej stawia na realizm. Nie oznacza to jednak, że książka pozbawiona jest momentów, w których świat rzeczywisty przeplata się z urojeniami czy marzeniami sennymi, o nie! Jednak pod tym względem Tsukuru najbliżej jest do powieści Norwegian Wood, która wyniosła Murakamiego na literackie salony.

Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa opowiada o losach Tsukuru, który w czasach licealnych miał grupę przyjaciół: Akamatsu, Omi, Shirane oraz Kurono, których nazwiska zawierały odniesienia do kolorów, stąd też używali oni pseudonimów czy ksywek, odpowiednio: Czerwony, Niebieski, Biała i Czarna. Jedynie nazwisko Tsukuru nie wpisywało się w tę prawidłowość, Tsukuru był zawsze po prostu Tsukuru. Przez tę bezbarwność czuł się nieco odseparowany od reszty przyjaciół. W grupie tej panowały pewne niepisane reguły, np. dotyczące nawiązywania bardziej intymnych relacji między jej członkami (trzech chłopców i dwie dziewczyny), których przestrzeganie pozwalało na zachowanie jej niepowtarzalnego charakteru jako harmonijnego kolektywu.

W odróżnieniu od Norwegian Wood, akcja nie zawiązuje się przez samobójstwo jednego z bohaterów, na co po cichu liczyłem. Jednak śmierć od początku jest ważnym składnikiem opowieści, która zaczyna się gdy poznajemy Tsukuru rozmyślającego na jej temat i gotowego skończyć ze sobą. Przeżywa załamanie po tym, gdy pewnego dnia jego kolorowa grupa przyjaciół oświadcza, iż nie chcą go już w swoich szeregach. Ich motywy pozostają dla niego nieznane przez długi czas, aż do czasu gdy Tsukuru ma 36 lat i kochanka namawia go, aby odszukał dawnych znajomych i spróbował dowiedzieć się dlaczego odrzucili go przed laty.

Pierwsza połowa powieści opowiada przede wszystkim o czasie po rozpadzie grupy, czym zajmował się Tsukuru, jak radził sobie z depresją, z kim się w tym czasie zaprzyjaźnił. Nie brakuje oczywiście, typowych dla Murakamiego, opowieści w opowieści serwowanych przez drugoplanowe postaci.

Punktem zwrotnym w historii jest rozmowa Tsukuru ze swoją kochanką Sarą, która stwierdza, że Tsukuru był jakby nieobecny, gdy uprawiali seks, że nosi ze sobą zbyt duży bagaż, którego musi się pozbyć, a może to zrobić jedynie przez odnalezienie dawnych przyjaciół i wyjaśnienie tego, co zaszło. Dlatego też pomaga mu w ustaleniu ich aktualnych adresów i innych ważnych danych, lecz pozostawia Tsukuru swobodę w rozporządzeniu nimi. Od niego zależy czy podejmie wyzwanie. Dalsza część powieści to poszukiwanie.

W subtelny, sobie właściwy sposób Murakami wyciąga czytelnika ze strefy komfortu, podobnie jak robi ze swoimi postaciami. Nie pozwala się znudzić, a niemal każdy rozdział kończy się cliffhangerem. Nie wszystkie z nich zostają rozwiązane, co też jest charakterystyczne dla japońskiego pisarza, który drażni się z odbiorcą wtedy, gdy trzeba. Kolejny raz pojawia się coś, co ja odczuwam jako poczucie niepokoju, które jest motorem napędzającym chęć do czytania. Podobnie miałem w przypadku Norwegian Wood, które jednak na początku bardzo mnie nudziło. Książki te są jednak bardzo do siebie podobne, opierają się na podobnych motywach (co zresztą można powiedzieć o wszystkich powieściach Murakamiego). Mamy tu znów samotnego mężczyznę, który chodzi na basen, niespełnione miłości, poczucie izolacji, przyjaciół znikających bez wyjaśnienia. Nie obyło się także bez przewodniego utworu muzycznego, który przewija się przez książkę wiele razy. Kolejny raz pada na klasykę, mianowicie utwór Franciszka Liszta Le mal du pays. Ciekawostką jest tytuł zbioru, z którego pochodzi ten utwór. Ale nie chcę Wam psuć niespodzianki, dowiecie się tego z lektury.

Jest to dopiero druga powieść Murakamiego prowadzona w trzecioosobowej narracji, w czym, moim zdaniem, pisarz czuje się dobrze.

Po bardzo obszernym 1Q84, pełnym dziwnej mitologii, w którym wiele wątków nie zostało do końca wyjaśnionych, opowieść o Tsukuru Tazakim wydaje się bardzo zwyczajną, obyczajową historyjką, wręcz nie powieścią lecz bardzo długim opowiadaniem. Ale są tylko pozory. W rzeczywistości czytelnik dostaje otrzymuje wachlarz uczuć towarzyszących doświadczaniu miłości i straty.

Nie mogę jednoznacznie stwierdzić czy jest to książka lekka w odbiorze, czy też wymaga większego skupienia i uwagi. Wydaje mi się, że wszystkie książki japońskiego pisarza należy uważnie analizować, nie są to banalne romanse, które można czytać w kolejce w warzywniaku. Niemniej akurat ta należy do tych mniej skomplikowanych, wierni czytelnicy będą wiedzieli o czym mówię. Myślę, że może być ona dobra na początek, aby wciągnąć się w prozę Murakamiego. Chyba, że lubicie bardziej surrealistyczne opowieści, wtedy lepiej sięgnąć po Kronikę Ptaka Nakręcacza czy Koniec świata i Hard-boiled Wonderland.

Dwa dni temu, we wtorek 5 listopada, miałem przyjemność uczestniczyć w przedpremierowej (nie wiem na czym to polega, że premiera jest jednego dnia, a sprzedają dzień wcześniej) sprzedaży nowej powieści Harukiego Murakamiego Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa. Miejscem tej prapremiery były trzy dworce - w Warszawie, Wrocławiu i Poznaniu. Wybór obiektów był...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jestem w połowie, może kiedyś wrócę i przeczytam całość.

Jestem w połowie, może kiedyś wrócę i przeczytam całość.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie chce mi się brnąć do końca, skończyłem po przeczytaniu 3/4.

Nie chce mi się brnąć do końca, skończyłem po przeczytaniu 3/4.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wprawdzie na odwrocie książki napisane jest, że Sinobrodego zalicza się do najważniejszych dzieł pisarza, to jednak dla mnie jest ona poniżej Vonnegutowej średniej. Wprawdzie stoi ona wciąż na wysokim poziomie i zawiera ten specyficzny dla Kurta rys, jednak czegoś jej dla mnie brakuje. Nie ma tego pazura, który był w Śniadaniu mistrzów, Syrenach z Tytana czy Rzeźni nr 5. Należy jednak zastrzec, że ocena 5/10 wydana jest w odniesieniu do innych książek Kurta, a nie wobec ogółu tego, co czytam. Możliwe jest też, że mam już pewien przesyt Vonnegutem, a jestem pod zbyt dużym wpływem melancholijności Murakamiego. Nie wiem.

Pożyjemy, zobaczymy.

Wprawdzie na odwrocie książki napisane jest, że Sinobrodego zalicza się do najważniejszych dzieł pisarza, to jednak dla mnie jest ona poniżej Vonnegutowej średniej. Wprawdzie stoi ona wciąż na wysokim poziomie i zawiera ten specyficzny dla Kurta rys, jednak czegoś jej dla mnie brakuje. Nie ma tego pazura, który był w Śniadaniu mistrzów, Syrenach z Tytana czy Rzeźni nr 5....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

http://www.trzesienieczasu.pl/2013/02/haruki-murakami-na-poudnie-od-granicy.html

Samotność jest motywem przewodnim w zasadzie wszystkich książek Murakamiego, a przynajmniej wszystkich, które miałem okazję i przyjemność przeczytać. Nie inaczej jest w Na południe od granicy, na zachód od słońca. Tym razem jednak główny bohater nie jest klasycznym samotnikiem, lecz szczęśliwym mężem, ojcem dwóch córek, właścicielem dobrze prosperujących pubów jazzowych, wydawałoby się - człowiek spełnionym. Hajime czuje jednak, że życiowy sukces nie jest jego własną zasługą, w dodatku wciąż tęskni za swoją przyjaciółką z czasów, gdy miał 12 lat - Shimamoto. Pamięć o niej wypełnia ciemnymi chmurami jego serce.

W tej krótkiej powieści Murakami przeplata sukcesy i rozczarowania męskiego życia. Gdy Shimamoto pojawia się 25 lat później pewnego deszczowego dnia, jako dorosła piękność, z tajemnicą, od której nie może uciec, codzienne życie Hajime wywraca się do góry nogami. Wspomnienia z dzieciństwa, melodia grana przez Nata King Cole'a South Of The Border (w rzeczywistości Nat King Cole prawdopodobnie nigdy nie nagrał tego utworu, mój znajomy zauważył, że jest to pewnie celowy zabieg Murakamiego, mający zaznaczyć odrealnienie sytuacji bohatera) mieszają się z teraźniejszymi przeżyciami - widzianą przez okno twarzą skrzywdzonej przez Hajime Izumi czy garść prochów płynąca w dół rzeki prosto do morza. Mieszanka tych zdarzeń prowadzi Hajime do poczucia, że całe jego szczęśliwe dorosłe życie było jedynie ułudą.

Powieść ta pełna jest życiowych mądrości, jednocześnie dość tajemnicza i niepokojąca - jak wszystkie inne książki Murakamiego. Na południe od granicy to historia dla ludzi, którzy osiągnęli pewien wiek i zaczynają wspominać wszystkie sprawy, do których dążyli, a których nigdy nie udało się im osiągnąć. Pokazuje ona, że w życiu każdego człowieka pojawiają się osoby, które najpierw wessą nas do swojego życia, a potem zostawią z niczym prócz wspomnień. Jeśli czytelnik spotkał kiedyś taką osobę, to z pewnością zobaczy to czytając tę powieść.

Murakami nie wprowadza tym razem elementów fantastycznych, wręcz przeciwnie. Książka jest bardzo realistyczna, a pojawiające się gdzieniegdzie opisy seksu bardzo pikantne, choć pozbawione wulgarności, co jest chyba w ogóle charakterystyczne dla japońskiej literatury. Z kolei opis starszej już Izumi zahacza wręcz o horror.

Pisarz, w swoim stylu, nie daje odpowiedzi na wszystkie postawione pytania i daje czytelnikowi duże pole do interpretacji poszczególnych zdarzeń. Odnosi się wrażenie, że historia ma ciąg dalszy, który po prostu nie został jeszcze napisany. Chyba każdy pisarz dąży do tego, aby wypracować tak sobie tylko właściwy styl, jednocześnie bez wpędzania czytelnika w uczucie, że czyta w kółko tę samą książkę.

Po skończonej lekturze zostajemy sami z pytaniami na temat życia, związków i najważniejszym - czy nasz własny żywot jest wystarczająco satysfakcjonujący. Zaczynamy się zastanawiać nad tym, czym właściwie jest moralność i czy można ją opisać w sposób obiektywny, właściwy dla każdej osoby, zwłaszcza w kontekście relacji damsko-męskich, co sprawia, że dobro jest dobrem, a zło złem, oraz nad tym, co spaja związki, a co je niszczy. Zastanówcie się nad tym i przeczytajcie...

...Na południe od granicy, na zachód od słońca. Choć krótka, jest bogata w szczegóły, co jest zdecydowanie jej mocną stroną. Szybko się czyta i nie pozwala się znudzić. Jest to książka na jeden weekendowy wieczór albo kilka dni jazdy metrem. Po ostatniej stronie zostajemy z żądzą wiedzy na temat dalszych wydarzeń, niejasne zakończenie nie zostawia jasnego poczucia, czy historia zakończyła się dobrze czy źle. Może nie zakończyła się w ogóle?

http://www.trzesienieczasu.pl/2013/02/haruki-murakami-na-poudnie-od-granicy.html

Samotność jest motywem przewodnim w zasadzie wszystkich książek Murakamiego, a przynajmniej wszystkich, które miałem okazję i przyjemność przeczytać. Nie inaczej jest w Na południe od granicy, na zachód od słońca. Tym razem jednak główny bohater nie jest klasycznym samotnikiem, lecz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

http://www.trzesienieczasu.pl/2013/02/haruki-murakami-1q84.html

Po wydaniu 1Q84 Haruki Murakami był typowany jako faworyt do Literackiej Nagrody Nobla. Wprawdzie nie wygrał, ale jego pozycja jednego z najbardziej popularnych i podziwianych współczesnych pisarzy jest niezagrożona.

Tym razem Murakami wciąga nas do Tokio, na którego nocnym niebie widać dwa księżyce i, jak zwykle u niego, nic nie jest takie, jakie się wydaje. Tytuł ponad tysiącstronnicowej powieści (wydanej w trzech tomach) nawiązuje do Roku 1984 Orwella - w języku japońskim cyfrę 9 wypowiada się kyu - Q. W świecie Orwella społeczeństwo było kontrolowane przez słynnego Wielkiego Brata. Murakami wprowadza w jego miejsce tzw. Little People.

Młoda kobieta, Aomame, jest uwięziona w samochodowym korku na autostradzie. W torbie trzyma ostry przedmiot i jest zaniepokojona, gdyż może spóźnić się na niezwykle ważne spotkanie. Taksówkarz, jakby czytając jej w myślach, wspomina o wyjściu bezpieczeństwa - schodach awaryjnych, które znajdują się nieopodal, prowadzących w dół do ulicy, przy której jest stacja metra. Do wysiadającej z taksówki Aomame, kierowca mówi: Proszę nie dać się zwieść pozorom. Rzeczywistość jest zawsze tylko jedna. Po zejściu ze schodów jednak Aomame przechodzi do innej rzeczywistości, do równoległego świata. Zamiast w roku 1984 znajduję się w roku 1Q84. Od tej pory wszystko się zmieni. Z początku zmiany nie wydają się wielkie, ot drobne różnice historyczne etc. Z czasem okazuje się, że wszystkie anomalie prowadzą do sekty religijnej, na czele której stoi osoba zwana Liderem.

Aby nie było zbyt łatwo, Murakami wprowadza drugi wątek i przeplata je co rozdział. Druga historia związana jest z mężczyzną Tengo Kawana. Poznaje on młodą pisarkę Fukaeri, która napisała obiecującą powieść wymagającą jednak korekty. Tengo przyjmuje zlecenie, zgodnie z którym ma przerobić napisaną przez Fukaeri Powietrzną poczwarkę w taki sposób, aby ta nadawała się do publikacji. Oznaczało to w istocie napisanie jej od początku z zachowaniem w miarę możliwości oryginalnego stylu autorki. Dziwna powieść, dotycząca Little People, napisana przez jeszcze dziwniejszą autorkę, która mówiąc nie stosuje znaków przestankowych.

W miarę rozwoju akcji, Aomame i Tengo, niezależnie od siebie, przybliżają moment swojego spotkania, wbrew różnym złym siłom starającym się do tego nie dopuścić. Tengo i Aomame mają wspólną tajemnicę i wspólne przeznaczenie, o którym dowiadują się wraz z upływem czasu.

W powieści pojawia się wiele innych ciekawych postaci. Starsza wdowa prowadząca schronisko dla maltretowanych kobiet, jej ochroniarz gej z ciągotą do filozoficznych rozmyślań, obleśnie brzydki researcher i prawnik czy lubująca się w ostrym seksie młoda policjantka, z którą niespodziewanie zaprzyjaźnia się Aomame.

Powieść jest do bólu "Murakamowska". Zawiera w zasadzie wszystkie elementy jego unikatowego stylu - dwa wątki prowadzone równolegle, z pozoru realny świat, w którym pewne elementy nijak nie pasują, niektóre dialogi czy pojedyncze wypowiedzi i zachowania bohaterów, choć wydają się całkowicie nieprzewidywalne - jednocześnie doskonale wpisują się w kontekst i klimat. A ten również jest w powieściach Japończyka niezmienny. Czytając mamy uczucie dyskomfortu, które nie pozwala pozostać pozostawić tej książki na dłużej w kącie. Nawet jeżeli z początku może nudzić, to jednak ciągle chce się dowiedzieć co będzie dalej. Jest to sytuacja, przynajmniej dla mnie, niespotykana. Zwykle mam tak, że książka albo mnie zaciekawi i czytam ją do końca, albo mnie nudzi i ją odkładam. W przypadku książek Murakamiego jednak nawet nudna książka (tak miałem jedynie w przypadku Norwegian Wood) ma w sobie to "coś".

W książce znajduje się wiele odniesień do innych wielkich dzieł, nie tylko literackich. Oprócz wspominanego już Roku 1984, ważnymi punktami zaczepienia są tutaj także W poszukiwaniu straconego czasu Prousta, którym umila sobie zamknięta w samotności Aomame, a także Sinfonietta Janacka słuchana zarówno przez dziewczynę, jak i przez Tengo, jako aluzja do dziwnych rytuałów odprawianych przez Lidera.

Nie ulega wątpliwości, że czytanie 1Q84 sprawi przyjemność każdemu z Was. Łącząca w sobie cechy powieści fantasy, thrillera i romansu, poruszająca i dająca do myślenia. Także nie daje pełnego zaspokojenia, Murakami bowiem, zresztą w swoim stylu, nie rozwiązuje w prosty sposób wszystkich rozpoczętych wątków, zostawiając dużo niedopowiedzeń. Doskonały wybór na, powoli kończące się się, długie zimowe wieczory.

http://www.trzesienieczasu.pl/2013/02/haruki-murakami-1q84.html

Po wydaniu 1Q84 Haruki Murakami był typowany jako faworyt do Literackiej Nagrody Nobla. Wprawdzie nie wygrał, ale jego pozycja jednego z najbardziej popularnych i podziwianych współczesnych pisarzy jest niezagrożona.

Tym razem Murakami wciąga nas do Tokio, na którego nocnym niebie widać dwa księżyce i, jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

http://www.trzesienieczasu.pl/2012/01/haruki-murakami-kronika-ptaka.html

http://www.trzesienieczasu.pl/2012/01/haruki-murakami-kronika-ptaka.html

Pokaż mimo to


Na półkach:

http://www.trzesienieczasu.pl/2012/03/mezczyzni-ktorzy-nienawidza-kobiet-vs.html

Pamiętam dobrze listopad 2008 roku, kiedy to udałem się do poznańskiego Browaru, aby kupić sobie prezent urodzinowy. Wchodząc do Empiku nie dało się nie zauważyć stosów z książką zatytułowaną Millenium: Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet. Autor - Stieg Larsson. Pomyślałem sobie wtedy "eee, jakieś skandynawskie gówno". Nie pamiętam nawet czy czytałem opis na odwrocie, ale z góry założyłem, że jest to powieść wyhajpowana równie dobrze, co Harry Potter, z tymże nowy HP nie jest zbyt potrzebny. Przez te kilka lat żyłem sobie w takim przeświadczeniu, że jest wiele ciekawszych rzeczy do roboty niż czytanie rozrastającej się serii Millenium, aż w 2011 roku David Fincher nakręcił Dziewczynę z tatuażem. Film zapowiadał się obiecująco, postanowiłem jednak najpierw zapoznać się z historią za pośrednictwem papieru.

Nie będzie przesadą jeśli powiem, że książka wciąga tak bardzo, iż przerywałem jej czytanie tylko z rozsądku, trzeba w końcu spać, jeść, uczyć się itd. Gdybym jednak zabunkrował się z podręcznym zapasem kanapek i cewnikiem, to zapewne przeczytałbym ją bez odrywania wzroku.

Historia opowiada przygodę szwedzkiego dziennikarza, Mikaela Blomkvista, który zostaje skazany na 3 miesiące pozbawienia wolności za zniesławienie przedsiębiorcy Hansa Erika Wennerstróma. Kariera śledczego żurnalisty, pracującego dla magazynu Millenium zawisa na włosku. Wtedy też dostaje propozycję napisania kroniki rodu Vangerów - rodziny, która od wielu lat posiada olbrzymi, przemysłowy koncern. Zleceniodawcą jest senior rodu - Henrik Vanger. Pisanie kroniki okazuje się jednak przykrywką, a rzeczywistym zleceniem, jakim ma się zająć Blomkvist, jest rozwiązanie zagadki śmierci bratanicy Vangera - Harriet

Muszę przyznać, że dawno żadna książka czy film nie wywarły na mnie takiego wrażenia. Larsson prowadzi narrację w doskonały sposób, budując napięcie powoli, ale stale, dzięki czemu w czasie lektury siedzi się jak na szpilkach. W punktach kulminacyjnych natomiast u co bardziej wrażliwych czytelników może pojawić się uczucie miękkich lub też ciężkich nóg. Nie przesadzam. W trakcie czytania trzeciej części wiem już, że Larsson w genialny sposób potrafił skomplikować fabułę, dzięki czemu opowieść przestaje być prostą, liniową historią kryminalną.

Nie chcę tutaj dokładnie recenzować czy analizować książki. Nie jest to nowość ani też żadna starsza perełka wymagająca opisania. Chciałbym ją natomiast porównać do filmu Finchera Dziewczyna z tatuażem.

Tutaj niestety nie jest już tak różowa. Oczywiście nie mogę powiedzieć, że film był zły, bo tak nie było i zapewne gdybym obejrzał go nie przeczytawszy książki, to uznałbym go za bardzo dobry. Niestety pierwszą część Millenium skończyłem kilka dni przed filmem...

Dziewczyna z tatuażem nakręcona jest niemal słowo w słowo wiernie z książką. Różni się kilkoma zaledwie szczegółami, które zostały zapewne zmienione, aby nie rozciągać akcji. Film i tak trwa 158 minut. Niestety pomimo tego nie udało się uniknąć traktowania niektórych wydarzeń nieco "po łebkach". Dlatego ja równie po łebkach traktuję tę recenzję. Niestety nie mogę wybaczyć Fincherowi spojlerowania kolejnych części książki. Oglądając film byłem też w trakcie lektury drugiej części Millenium i film zdradza pewien szczegół, którego czytelnik dowiaduje się dopiero tam. Nie wiem czy reżyser zamierza nakręcić kolejne części, ale to był ewidentny strzał w stopę.

Oczywiście gra aktorska jest na dobrym poziomie, a wcielająca się w rolę Lisbeth Salander Rooney Mara jest klasą samą dla siebie. Niestety dobór aktorki uważam za odrobinę nietrafiony. Lisbeth jest opisywana jako dziewczę chude, niskie i całkowicie aseksualne. Tymczasem, choć niska i szczupła (nie chuda), Rooney Mara aseksualna nie jest. Napisałem niestety, ale w zasadzie jest to zaleta filmu, chociaż brak wierności z oryginałem.

Napisałbym jeszcze parę słów, ale pora późna, trzeba iść spać. Podsumowując: film jest bardzo dobry pod warunkiem, że nie czytaliśmy jeszcze książki. Wtedy z miejsca dajemy 8/10. Po lekturze - 6/10 i nie pomaga nawet świetna muzyka Trenta Reznora i Atticusa Rossa. Książka natomiast dostaje spokojnie 7-8/10.

http://www.trzesienieczasu.pl/2012/03/mezczyzni-ktorzy-nienawidza-kobiet-vs.html



Pamiętam dobrze listopad 2008 roku, kiedy to udałem się do poznańskiego Browaru, aby kupić sobie prezent urodzinowy. Wchodząc do Empiku nie dało się nie zauważyć stosów z książką zatytułowaną Millenium: Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet. Autor - Stieg Larsson. Pomyślałem sobie wtedy "eee,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

http://www.trzesienieczasu.pl/2012/02/haruki-murakami-koniec-swiata-i-hard.html

http://www.trzesienieczasu.pl/2012/02/haruki-murakami-koniec-swiata-i-hard.html

Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdy najnowsza powieść Umberto Eco ukazała się we Włoszech przeszło rok temu, od razu zarobiła kąśliwą recenzję w kontrolowanym przez Watykan czasopiśmie Osservatore Romano. Według autora recenzji, czytelnik narażony jest na silną perswazję i może zostać zarażony antysemityzmem forsowanym przez główną postać Cmentarza w Pradze. Eco jednak nie powinien się lękać watykańskich złorzeczeń - podobnie jak inni autorzy potępiani przez Kościół, Dan Brown czy J.K. Rowling, sprzedaje miliony książek, nawet w krajach katolickich jak Włochy czy Hiszpania.

Ciężko stwierdzić co tak ubodło pismaka z Watykanu. Cmentarz w Pradze to po prostu połączenie dobrej rozrywki, która wciąga na ładnych paręnaście godzin (jeśliby czytać bez przerwy). Książka przedstawia złowieszczy obraz dzięwiętnastowiecznej Europy wypełnionej antysemityzmem, morderstwami, satanistami i masonami. Fabuła toczy się wokół opowieści o Żydach, którzy spotkali się na praskim cmentarzu w celu przejęcia władzy nad światem. Historia zmyślona zaczyna być plagiatowana, następnie jej plagiaty są plagiatowane i tak powstaje rzekomy dokument, który ma być dowodem na żydowskie plany. Nie jest jednak wątek całkowicie główny. Powiedziałbym nawet, że książka ta nie ma bardzo liniowej fabuły i nie trzeba jej czytać w całości, od początku do końca, ale to tylko moje zdanie. Poszczególne wątki opowiadane są w taki sposób, że mogłyby stanowić krótkie, osobne historyjki.
Głównym bohaterem jest kapitan Simone Simonini, ohydny antysemita nienawidzący nie tylko Żydów, których wini za wszystkie choroby dotykające ludzkość, ale także księży, masonów, satanistów, kobiet, Francuzów, Włochów czy Niemców. Opowieść prowadzona jest w większości w formie pamiętnika Simoniniego oraz osoby, która wydaje się być jego alter ego - księdza Dalla Piccola. Resztę opowiada narrator, który nazywa siebie po prostu narratorem i czyta nam pamiętniki Simoniniego i Piccoli.

Simonini działa jako fałszerz dokumentów oraz podwójny agent dla kogo tylko się da. Jego losy splatają się z ważnymi wydarzeniami w Europie. Związany jest między innymi z Garibaldim, Alexandrem Dumas, rozmawia z doktorem Freudem, knuje spiski i po cichu miesza na europejskiej scenie podziemnej.

Umberto Eco chciał, aby Simonini stał się najbardziej nienawistną postacią literacką w historii, starał się zaszczepić w nim siedem grzechów głównych (możemy czytać między innymi o ucztach w paryskich restauracjach, w których nie obce są posiłki złożone z pięciu czy więcej wyszukanych dań). Dlatego właśnie obawa Kościoła o to, że książka może zasadzić ziarno antysemityzmu w umysłach czytelników wydaje się chybiona. Równie dobrze fani książek o Jamesie Bondzie mogliby próbować przejąć kontrolę nad światem. Czytelnik ma przyjemność w odczuwaniu pogardy dla głównego bohatera, na którego można zrzucić winę za najgorsze koszmary. Myślę, że na kanwie powieści mógłby powstać naprawdę dobry film. Cóż, pożywiom, uwidim.

Gdy najnowsza powieść Umberto Eco ukazała się we Włoszech przeszło rok temu, od razu zarobiła kąśliwą recenzję w kontrolowanym przez Watykan czasopiśmie Osservatore Romano. Według autora recenzji, czytelnik narażony jest na silną perswazję i może zostać zarażony antysemityzmem forsowanym przez główną postać Cmentarza w Pradze. Eco jednak nie powinien się lękać watykańskich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Armagedon w retrospektywie jest zbiorem wcześniej niepublikowanych opowiadań i wystąpień Kurta Vonneguta. Wstęp do książki napisał syn pisarza, Mark, a pierwszym tekstem jest list napisany do rodziny w czasie drugiej wojny światowej. Ciekawe, że wydawnictwo opublikowało jego tłumaczenie oraz skan oryginału.

Kolejnym tekstem jest przezabawne przemówienie, które miał wygłosić na uniwersytecie w Indianapolis, swoim rodzinnym mieście, jednak nie dożył tego momentu. Kurt przyzwyczaił swoich czytelników i słuchaczy do tego, że nie potrafi być poważny, a nawet gdy się stara, to wychodzi mu to równie dobrze, co pisanie słabych książek.

Cały tomik zawiera opowiadania dotyczące wojny, a także pokoju, w których autor rozprawia się w niecodzienny sposób z bolączkami życia żołnierzy, przebywania na froncie i anomaliami systemu wojennego. Kurt, który wojnę zna z autopsji (zaciągnął się w 1943 roku do armii, a w 1945 przeżył bombardowanie Drezna) doskonale lawiruje w gąszczu uczuć bohaterów swoich opowiadań, stara się przekazać, że poza strzelaniem i rzucaniem granatami, żołnierze mieli także inne rozrywki. Oczywiście robi to w komicznej, często przerysowanej formie (np. w opowiadaniu, w którym głównym motywem są kulinarne przepisy szeregowców przebywających w niewoli niemieckiej).

Tytułowy Armagedon w retrospektywie jest napisany w formie listu od pracownika firmy, który zajmował się maszyną mającą za zadanie schwytanie Diabła. Dalszy opis chyba nie jest potrzebny.

Całość okraszona jest obrazkami zrobionymi przez samego Kurta i opatrzonymi stosownym komentarzem.

Fani pisarza z pewnością znajdą w tym zbiorze coś dla siebie, ten specyficzny dla Kurta cios w nos wymierzony czytelnikowi, po którym chce się jeszcze i jeszcze. Nie sądzę natomiast, żeby był to dobry wybór dla kogoś, kto chcę dopiero rozpocząć przygodę z pisarstwem Vonneguta. Tym osobom radziłbym na początek przeczytać którąś z Jego powieści.

Armagedon w retrospektywie jest zbiorem wcześniej niepublikowanych opowiadań i wystąpień Kurta Vonneguta. Wstęp do książki napisał syn pisarza, Mark, a pierwszym tekstem jest list napisany do rodziny w czasie drugiej wojny światowej. Ciekawe, że wydawnictwo opublikowało jego tłumaczenie oraz skan oryginału.

Kolejnym tekstem jest przezabawne przemówienie, które miał...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Gorsze niż pozostałe książki Kurta, które miałem okazję czytać, niemniej wciąż bardzo dobre.

Gorsze niż pozostałe książki Kurta, które miałem okazję czytać, niemniej wciąż bardzo dobre.

Pokaż mimo to


Na półkach:

http://www.trzesienieczasu.pl/2011/03/joseph-heller-paragraf-22.html

http://www.trzesienieczasu.pl/2011/03/joseph-heller-paragraf-22.html

Pokaż mimo to


Na półkach:

http://www.trzesienieczasu.pl/2011/01/john-updike-terrorysta.html

http://www.trzesienieczasu.pl/2011/01/john-updike-terrorysta.html

Pokaż mimo to