Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Ja tylko jeden cytat muszę podać.

O PKiN: Przyszedł więc moment, że "wszystkie listki figowe powiędły" i widać wreszcie rzeczy dotąd niedostrzegalne.

Pełen zachwyt.

Ja tylko jeden cytat muszę podać.

O PKiN: Przyszedł więc moment, że "wszystkie listki figowe powiędły" i widać wreszcie rzeczy dotąd niedostrzegalne.

Pełen zachwyt.

Pokaż mimo to


Na półkach:

600 stron aby wyprowadzić parę wzorów na wyznaczanie pochodnej i parę wzorów na obliczanie całek oznaczonych (+ kilka drobnych bonusów w postaci wyprowadzenia dylatacji czasu czy rachunku wariacyjnego).

Całość okraszona strasznym słowotokiem i narzekaniem jak to w szkole nas źle uczyli (i głównie o tym jest pierwsze 50 stron książki, można bez strat pominąć). Aby łatwiej
nam było książkę czytać i w końcu zrozumieć matematykę, autor wprowadza cały katalog pojęć zastępujących te którymi się posługiwaliśmy w szkołach i które i tak znamy, przynajmniej z nazwy. Mamy więc: "maszynę" zamiast funkcji; "coś" zamiast "x" (efektem jest M(coś) lub M(c) zamiast f(x)); trzy różne znaki równości; "oczywiste prawo rozdzierania" jako prawo rozdzielności mnożenia względem dodawania; "wzór na długość na skróty" zamiast twierdzenia Pitagorasa; "maszyny plus-razy" - zostawię to jako zagadkę :); "młot" zamiast "wzór" (np. reguła łańcuchowa to młot na zmianę skrótów); "W" jako sinus, "H" jako cosinus; zżymając się na skróty autor wprowadza np.: MM, DD, MD i DM jako "gatunki maszyn" czyli 4 różne rodzaje funkcji; # jako dowolną liczbę itd. Oczywiście cała ta nowa symbolika jest wymieszana z powszechną notacją i pod koniec książki zanika. Oczy mi łzawiły. Zupełnie nie rozumiem dlaczego takie podejście miałoby w czymś pomóc.

Jedynym plusem (ale za to dużym) tej książki jest to, że autor bardzo dogłębnie wyjaśnia dlaczego pochodne czy całki liczy się tak jak się liczy i skąd to się wzięło. Tylko dlaczego tak rozwlekle? I te straszne "heheszkowe" dialogi...

Aha, książka skupia się na koncepcjach a nie na obliczaniu. Więc jak ktoś w życiu całki nie policzył to po przeczytaniu książki też raczej nie policzy.

Jako bonus podam zamienniki:
- w zasadzie cała treść książki podana w sposób normalny: kanał Youtube 3Blue1Brown, a dokładniej seria "Essence of calculus".
- Matematyka w szkole średniej, 3 tomy, WSiP z 1992. Jest to tłumaczenie książki Revised Advanced Mathematics wydanej przez Cambridge University Press. Dla mnie to było mistrzostwo w liceum. Mnóstwo zagadnień (także rachunek różniczkowy i całkowy) wyjaśnionych bardzo łopatologicznie wraz z zadaniami.
- Art of Problem Solving
- podręczniki projektu OpenStax
- Godel, Escher, Bach (GEB) - Douglas Hofstadter
- jak ktoś lubi "heheszkowe" klimaty to polecam "Trolling Euclid" Toma Wrighta

EDIT:
@Carmel - czy książka jest genialna czy wręcz przeciwnie. Dla mnie opcja 2. Niestety. Powyżej podałem przykłady, że da się znacznie lepiej. Zgadzam się, że szkolnictwo źle sobie radzi z matematyką, jednak bolesna prawda jest taka że do matmy trzeba przysiąść i sporo rozgryźć samemu. Ta książka niczego tu nie zmieni, jak pisałem wyżej z książki dowiemy się "dlaczego?" pewne rzeczy są takie a nie inne. Ale czy czytelnik sam powtórzy wywód wyprowadzania pola prostokąta? Bez zrobienia kilku zadań, wątpię. A tych brak.

Co do uwag formalnych:
- notacja - zgoda!
- 30 stron dialogu o pi, dialogi nie są mocną stroną tej książki, po prostu męka. Polecam dialogi w GEB.
- co do ślepych zaułków, to jest akurat dobre podejście, pod warunkiem że czytelnik popełniłby dokładnie takie same błędy.
- tak, brakuje całki nieoznaczonej
- rachunek wariacyjny - to jest akurat dobre, bo można dotknąć nieco analizy funkcjonalnej. Trudne, ale warte wysiłku.

No i właśnie, ostatnie zdanie. Do kogo skierowana jest ta książka? Ja nie wiem.

600 stron aby wyprowadzić parę wzorów na wyznaczanie pochodnej i parę wzorów na obliczanie całek oznaczonych (+ kilka drobnych bonusów w postaci wyprowadzenia dylatacji czasu czy rachunku wariacyjnego).

Całość okraszona strasznym słowotokiem i narzekaniem jak to w szkole nas źle uczyli (i głównie o tym jest pierwsze 50 stron książki, można bez strat pominąć). Aby łatwiej...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Próba miłości. Jak pokochać cudze dziecko Katarzyna Klejnocka, Jarosław Klejnocki
Ocena 6,2
Próba miłości.... Katarzyna Klejnocka...

Na półkach: ,

"Niespełnione nadzieje zastępczych rodziców" - taki powinien być tytuł tej książki. Chodzi w niej bowiem własnie o nadzieje i oczekiwania wobec dziewczyny, którą autorzy przyjęli pod swój dach.
W skrócie książkę da się streścić takim oto zdaniem: Pokochaliśmy obce dziecko, a ono nas nie. Miało być jak w bajce o biednej dziewczynie i księciu na białym koniu, a tu zonk. Jak naiwnym trzeba być, aby w coś takiego wierzyć. Jak duże ego, aby myśleć że jest się wybawcą i przekazuje się same dobre i właściwe wartości. Z narastającym niepokojem (czy wręcz sprzeciwem) śledziłem kolejne przemyslenia autorów, interpretacje zachowań Asi, opisy wakacji. Przez całość relacji przebija się niepokój "Dlaczego Asia nie docenia naszego trudu tak jak powinna docenić?".

Osobiście wierzę, że ci państwo zrobili Asi najpiękniejszy uczynek i że ona wyniosła z tego spotkania mnóstwo dobrego. Tylko, że to będzie widać za parę, paręnaście lat, a nie dziś.
I tu jest drugi mój problem z tą książką. Jest napisana na świeżo, bez potrzebnego dystansu i jeszcze dotyczy osoby, która jest właśnie teraz na życiowym zakręcie.
Całość zakrawa na emocjonalny ekshibicjonizm autorów. Jakąś publiczną terapię.
Ta książka kłuje, szczególnie gdy autorzy są tego wszystkiego świadomi.

Mimo to warto przeczytać. Oceny nie daję.

Edit: "Niespełnione ambicje zastępczych rodziców" - tak miało być.

"Niespełnione nadzieje zastępczych rodziców" - taki powinien być tytuł tej książki. Chodzi w niej bowiem własnie o nadzieje i oczekiwania wobec dziewczyny, którą autorzy przyjęli pod swój dach.
W skrócie książkę da się streścić takim oto zdaniem: Pokochaliśmy obce dziecko, a ono nas nie. Miało być jak w bajce o biednej dziewczynie i księciu na białym koniu, a tu zonk. Jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo przyjemna pozycja. Można prześledzić historię upadku popularności muzyki poważnej, czy nawet upadku samej muzyki poważnej. Autor z różnych stron pokazuje kto, kiedy i na co miał wpływ. Kto zaczął burzyć wielowiekowy system dur/mol, zobaczymy początki atonalności, wybuch kreatywności w okresie przed IIWŚ, narodziny muzyki klasycznej w Ameryce. Oglądamy realia muzyczne z punktu widzenia stalinowskiej Rosji, hitlerowskich Niemiec czy Ameryki. Dowiemy się, że po IIWŚ wiodącymi kompozytorami byli głównie eksperymentatorzy typu Cage czy Boulez, tępiący wszelkie przejawy tworzenia "po staremu". Dowiemy się kto im pomagał i dlaczego. Sporo jest o minimalizmie, trochę też wspomina o polskich kompozytorach.
Brakuje mi głównie jednej rzeczy: większego odniesienia się do muzyki popularnej i muzyki świata. Autor tym obszarem w zasadzie się nie zajął. Książka jest też bardzo nierówna, jest sporo dłużyzn, więc na raz może być nie do przełknięcia. Mimo to bardzo polecam.

Bardzo przyjemna pozycja. Można prześledzić historię upadku popularności muzyki poważnej, czy nawet upadku samej muzyki poważnej. Autor z różnych stron pokazuje kto, kiedy i na co miał wpływ. Kto zaczął burzyć wielowiekowy system dur/mol, zobaczymy początki atonalności, wybuch kreatywności w okresie przed IIWŚ, narodziny muzyki klasycznej w Ameryce. Oglądamy realia muzyczne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Piękna pozycja. Wprowadzenie do logiki kombinatorycznej, na bazie której działa rachunek lambda, który znowu jest podstawą języków funkcyjnych (informatyka). Wydaje mi się, że każdy jest w stanie to przeczytać, jednak wykonanie zadań i ćwiczeń wymaga sporego wysiłku. Warto się zmierzyć.

Piękna pozycja. Wprowadzenie do logiki kombinatorycznej, na bazie której działa rachunek lambda, który znowu jest podstawą języków funkcyjnych (informatyka). Wydaje mi się, że każdy jest w stanie to przeczytać, jednak wykonanie zadań i ćwiczeń wymaga sporego wysiłku. Warto się zmierzyć.

Pokaż mimo to

Okładka książki Smacznego. Chorzy z powodu zdrowego jedzenia Andrea Fock, Ulrike Gonder, Karin Haug, Udo Pollmer
Ocena 6,5
Smacznego. Cho... Andrea Fock, Ulrike...

Na półkach:

Bardzo dobra pozycja, potwierdzająca moje spostrzeżenia i wnioski dotyczące współczesnego żywienia. Moje - czyli subiektywne, zdroworozsądkowe, smakowe, ewentualnie oparte na paru innych krytycznych artykułach tego typu.

Książka traktuje i rozwala poszczególne podwaliny i założenia współczesnego dietetycznego jedzenia: tabele i liczenie kalorii (nikt nie wie dokładnie ile co ma kalorii w kontekście zapotrzebowania organizmu); witaminy (nikt nie wie ile pożeramy witaminy C i dlaczego jej nadmiar obniża odporność); sole mineralne (a ile spożywamy jodu? jak niebezpieczne jest żelazo?); produkty light, zastępniki, słodziki (pośrednio tuczą); używki (po co są nam potrzebne, a są i to bardzo); cholesterol (zawsze dobry, oksycholesterol szkodzi - a tego nikt nie bada); musli i surowe ziarna zboża (szkodzą), itd... Generalnie wniosek jest prosty - spożywaj to co ci smakuje, unikaj sztucznych produktów z fabryk, obrabiaj produkty tak jak to zostało wypracowane przez setki lat.

Całość jest pozycją raczej popularnonaukową, niemniej popartą literaturą w liczbie prawie 900 pozycji. Dla mnie to świadczy o tym, że autor się przyłożył. Można sobie pogrzebać w sieci i bibliotekach i samemu zobaczyć czy rzeczywiście to co zostało napisane jest napisane jeszcze gdzie indziej. Parę rzeczy sprawdziłem (np. oksycholesterol czy przyczyny beri-beri) i jest coś na rzeczy.

Minusy 3:
- jako że jest to książka popularnonaukowa, pewne rzeczy są potraktowane powierzchownie (ale ze wskazaniem na literaturę), pomieszane są fakty, wnioski, opinie - łatwo się w tym pogubić i odsiać przypuszczenia od rzeczywistości. Niektóre wnioski nie są wypowiedziane klarownie, a np. były najważniejsze;
- tłumaczenie i redakcja pozostawiają sporo do życzenia, może to wina autora, ale czasem miałem wrażenie, że niektóre zdania są po prostu źle przetłumaczone, momentami kiepska składnia zmusza do kilkukrotnego przeczytania, do tego sporo literówek;
- momentami autor za bardzo skupia się na argumentacji w rodzaju "robią nas w balona" - mi się zawsze zapala czerwona lampka, kiedy ktoś za często powtarza tego typu wypowiedzi.

Podsumowując, warto i trzeba tę książkę przeczytać, bo takich jest mało, ale w miarę świadomie (czyli oprzeć się na własnych wnioskach a nie tylko wnioskach autora).

Aha, nie dziwię się pani dietetyk (Boisfarine), że dała słabą ocenę - autor książki atakuje bezpośrednio dietetyków, producentów żywności i media za zaburzenia żywienia w obecnych czasach, ba wręcz oskarża ich o spowodowanie całego problemu na początku lat 50. Natomiast ta jedna gwiazdka jest krzywdząca, bo może zniechęcić do sięgnięcia po tę pozycję.

Bardzo dobra pozycja, potwierdzająca moje spostrzeżenia i wnioski dotyczące współczesnego żywienia. Moje - czyli subiektywne, zdroworozsądkowe, smakowe, ewentualnie oparte na paru innych krytycznych artykułach tego typu.

Książka traktuje i rozwala poszczególne podwaliny i założenia współczesnego dietetycznego jedzenia: tabele i liczenie kalorii (nikt nie wie dokładnie ile...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gorzkie ale i pogodne życie samotnika.

Gorzkie ale i pogodne życie samotnika.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Idzie ciężko

Idzie ciężko

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zgodnie z oceną w jednym ze sklepów, czytać należy w oryginale.

Zgodnie z oceną w jednym ze sklepów, czytać należy w oryginale.

Pokaż mimo to