-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant4 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać405 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant12 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać5
Biblioteczka
Krótko, mrocznie i bezkrwawo , czyli o gotyckim przodku współczesnych wampirów odmienianych przez wszystkie przypadki. „Carmilla” przybyła do mnie w nowym wydaniu, którego warstwa graficzna pięknie komponuje się z treścią.
Wszystko tu jest subtelne jak narratorka, by zaraz potem wziąć zakręć i wpaść w aurę otaczającą Carmillę - kobietę (nomen omen) wampa, która elektryzuje z każdej strony powieści i nie daje o sobie zapomnieć. Jest tajemnicza, zmysłowa i skrywa więcej sekretów, niż jakikolwiek nieproszony gość.
Narracja świetnie oddaje gotycki klimat, który pochłania czytelnika w tej (niestety!) krótkiej lekturze. Miałam wrażenie, że przyjaciółka streszcza mi ostatnie wydarzenia. Bohaterowie są dobrze skrojeni, bez przesady w żadną ze stron. W końcu to arystokraci.
Jako osoba niewrażliwa na gatunek gore (mityczny chłód i takie tam) nie mogę nie docenić tego, jak „Carmilla” powoduje niepokój bez rozlewu krwi! Na próżno w niej szukać drastycznych scen czy oczekiwać gęsiej skórki - nie jest to „typowy” na obecne standardy horror. Tutaj uczucie spięcia wywołuje cały klimat wraz z bohaterami, z którymi autor i tłumaczka poradzili sobie świetnie.
https://instagram.com/p/C7XGbXOIssA/
Krótko, mrocznie i bezkrwawo , czyli o gotyckim przodku współczesnych wampirów odmienianych przez wszystkie przypadki. „Carmilla” przybyła do mnie w nowym wydaniu, którego warstwa graficzna pięknie komponuje się z treścią.
Wszystko tu jest subtelne jak narratorka, by zaraz potem wziąć zakręć i wpaść w aurę otaczającą Carmillę - kobietę (nomen omen) wampa, która elektryzuje...
2024-03-22
Sięgnęłam po książkę za sprawą filmu, który wywarł na mnie niegdyś ogromne wrażenie i od paru lat pozostaje w osobistej topce.
Naturalistyczne opisy (nie chcę nawet pisać, o które sceny chodzi - nie chcę nawet do nich wracać wspomnieniami...) są w "Trainspotting" serwowane na dzień dobry. Nie ma tu ugrzecznień, przebierania w słowach ani cenzury. Mimo niesamowicie wciągającej historii nie byłam w stanie wziąć tej książki na raz ze względu na ciarki obrzydzenia, a do osób wrażliwych na opisy nie należę. Jestem pod wielkim wrażeniem warsztatu Welsha (oraz polskiego przekładu!) i jego kreacji bohaterów. Mimo początkowego chaosu w połapaniu się, kto jest kim, szybko weszłam w całe uniwersum i bawiłam się sama ze sobą w analizowaniu, który bohater wychodzi na prostą i wyraża się bardziej zrozumiale.
Welsh zaserwował historię autentyczną z bohaterami, z którymi mogłam się utożsamić (pomimo abstynencji od używek) i których wnętrze pochłonęło mnie bez reszty. Mamy tu trudne relacje damsko - męskie, brudną przyjaźń między chłopakami, dziwnych rodziców i jedną historię, która swym okrucieństwem mogłaby dorównać produkcjom typu gore. "Trainspotting" nie jest obrazem ani idealizującym używki, ani typową antynarkotykową kampanią, które serwują nam nieporadne media. "Trainspotting" to relacja osób uzależnionych osadzonych w PRAWDZIWYM życiu, w codziennych sytuacjach - zawodowych, domowych, towarzyskich. Siedzimy w głowach bohaterów, którzy mogliby być naszymi sąsiadami (dla mnie rówieśnikami) szukającymi zleceń albo świeżo po rzuceniu studiów, którzy chcą po prostu odnaleźć swoje miejsce w świecie.
Mimo dobrego wybrnięcia z problemu przekładu szkockiego dialektu, jestem zawiedziona tłumaczeniem ksyw. O Marku Rentonie w polskiej wersji mówi się Mark, Renton i... Czynsz. Nie jestem nogą z angielskiego, ale długo zajęło mi dojście do tego, że w oryginale skrótowo wołanego nań "Rent", co z niezrozumiałego dla mnie powodu zostało przetłumaczone dosłownie, podobnie jak inne pseudonimy. Jest to wprowadzanie zbędnego zamętu, a dziwnej niekonsekwencji jest w tej książce więcej - jedne tytuły piosenek tłumaczone są na polski, inne nie.
Sięgnęłam po książkę za sprawą filmu, który wywarł na mnie niegdyś ogromne wrażenie i od paru lat pozostaje w osobistej topce.
Naturalistyczne opisy (nie chcę nawet pisać, o które sceny chodzi - nie chcę nawet do nich wracać wspomnieniami...) są w "Trainspotting" serwowane na dzień dobry. Nie ma tu ugrzecznień, przebierania w słowach ani cenzury. Mimo niesamowicie...
Niestety, żadne z opowiadań oprócz M. Woźniaka i M. Rogali mnie nie urzekło. Byłam wręcz zdziwiona niskim poziomem większości z nich, których autorstwo prędzej przypisałabym amatorom fanfiction aniżeli pisarzom z dłuższym stażem. Wiele było w nich przewidywalności, utartych schematów (badboy, głupiutka bohaterka) i mało ciekawego języka. Fabuły nie mogłam sobie przypomnieć już dobę po przeczytaniu. Wielka szkoda, ponieważ sam koncept reinterpretacji „Balladyny” wydał mi się świetny i sięgałam po tę pozycję z dużym zainteresowaniem.
Niestety, żadne z opowiadań oprócz M. Woźniaka i M. Rogali mnie nie urzekło. Byłam wręcz zdziwiona niskim poziomem większości z nich, których autorstwo prędzej przypisałabym amatorom fanfiction aniżeli pisarzom z dłuższym stażem. Wiele było w nich przewidywalności, utartych schematów (badboy, głupiutka bohaterka) i mało ciekawego języka. Fabuły nie mogłam sobie przypomnieć...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Jestem z pokolenia, które wychowało się na serialach Nickelodeon, w tym tych z Jennette. Wszyscy zazdrościliśmy tym dzieciakom, fantazjując o jednoczesnym graniu w filmach, sporadycznym chodzeniu do szkoły i życiu usłanym różami.
Czar prysł. Po wielu latach nieobecności autorki w mediach dotarła do mnie informacja o jej książce i od razu pobiegłam do księgarni.
Fantastyczny debiut! Bije z niego autentyczność, żal i pochylenie się nad trudną relacją z matką (choć z trudem przychodzi mi przez gardło to określenie w przypadku Debry…). Czytelnicy przechodzą po całym „backstage’u” nie tylko filmowego życia McCurdy, ale i jej rodzinnej traumy. Osoby rozeznane w uniwersum ówczesnej sceny Nickelodeona z pewnością wychwycą parę smaczków, z kolei mniej zainteresowani będą mogli utożsamić się z młodą i zagubioną osobą, której nikt nie pozwala decydować za siebie. Opisy postępujących chorób są brutalnie szczere, co najbardziej doceniam w tej pozycji - brak owijania w bawełnę, wybielania się czy usilnego usprawiedliwiania toksycznych związków.
Pozostaje mi życzyć, aby nikt już więcej Jennette nie ograniczał w rozwoju jej kariery pisarskiej.
Jestem z pokolenia, które wychowało się na serialach Nickelodeon, w tym tych z Jennette. Wszyscy zazdrościliśmy tym dzieciakom, fantazjując o jednoczesnym graniu w filmach, sporadycznym chodzeniu do szkoły i życiu usłanym różami.
Czar prysł. Po wielu latach nieobecności autorki w mediach dotarła do mnie informacja o jej książce i od razu pobiegłam do księgarni....
Musiałam wziąć tę książkę na raz, bo nie chciałam rozbijać buzujących we mnie emocji na więcej posiedzeń.
Jest mocna. Autorka świetnie wciela się w młodą Basię (pozostaje tylko przypuszczać, czy aby nie ma tu wątków autobiograficznych). Narracja z punktu widzenia matki mnie zaskoczyła - do tej pory nie miałam do czynienia z punktem widzenia oprawcy i jego wewnętrznymi próbami usprawiedliwiania się. Mimo dość brutalnych opisów i gorzkich słów „Wrony” czyta się z zapartym tchem, autorka ma zresztą bardzo lekkie pióro, którym nakreśla świat rodziny i porusza tak przecież obecne w naszym świecie problemy. Miotały mną obrzydzenie, żal, smutek, złość, uroniłam nawet łzę. A rzadko mi się zdarza przy lekturze.
Niepasujące do gatunku zakończenie to dla mnie mistrzostwo - mam kilka swoich interpretacji, każda boleśniejsza od poprzedniej. Myślę, że Basia zasługuje na końcówkę plastyczną i związaną z jej pasją. Końcówkę na swoich zasadach.
Musiałam wziąć tę książkę na raz, bo nie chciałam rozbijać buzujących we mnie emocji na więcej posiedzeń.
Jest mocna. Autorka świetnie wciela się w młodą Basię (pozostaje tylko przypuszczać, czy aby nie ma tu wątków autobiograficznych). Narracja z punktu widzenia matki mnie zaskoczyła - do tej pory nie miałam do czynienia z punktem widzenia oprawcy i jego wewnętrznymi...
Zachwyty nad tą książką wyrobiły chyba we mnie niepotrzebne oczekiwania, bo spodziewałam się czegoś na miarę innych japońskich twórców a dostałam… Dostałam coś w stylu light-novelki z alubialnymi głupiutkimi postaciami, słabym stylem (to nie może być kwestia tłumaczenia - wiecznie te same skromne opisy), nielogicznymi wydarzeniami i lekko nudnymi momentami. Sam motyw kawiarni jako portalu czasowego wzbudził we mnie duże zainteresowanie, niestety bohaterowie zamienili je jedynie w oczekiwanie końca (bardzo zresztą przewidywalnego). Tytuł książki roku mocno przesadzony.
Zachwyty nad tą książką wyrobiły chyba we mnie niepotrzebne oczekiwania, bo spodziewałam się czegoś na miarę innych japońskich twórców a dostałam… Dostałam coś w stylu light-novelki z alubialnymi głupiutkimi postaciami, słabym stylem (to nie może być kwestia tłumaczenia - wiecznie te same skromne opisy), nielogicznymi wydarzeniami i lekko nudnymi momentami. Sam motyw...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to