rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Sięgnęłam po książkę za sprawą filmu, który wywarł na mnie niegdyś ogromne wrażenie i od paru lat pozostaje w osobistej topce.

Naturalistyczne opisy (nie chcę nawet pisać, o które sceny chodzi - nie chcę nawet do nich wracać wspomnieniami...) są w "Trainspotting" serwowane na dzień dobry. Nie ma tu ugrzecznień, przebierania w słowach ani cenzury. Mimo niesamowicie wciągającej historii nie byłam w stanie wziąć tej książki na raz ze względu na ciarki obrzydzenia, a do osób wrażliwych na opisy nie należę. Jestem pod wielkim wrażeniem warsztatu Welsha (oraz polskiego przekładu!) i jego kreacji bohaterów. Mimo początkowego chaosu w połapaniu się, kto jest kim, szybko weszłam w całe uniwersum i bawiłam się sama ze sobą w analizowaniu, który bohater wychodzi na prostą i wyraża się bardziej zrozumiale.
Welsh zaserwował historię autentyczną z bohaterami, z którymi mogłam się utożsamić (pomimo abstynencji od używek) i których wnętrze pochłonęło mnie bez reszty. Mamy tu trudne relacje damsko - męskie, brudną przyjaźń między chłopakami, dziwnych rodziców i jedną historię, która swym okrucieństwem mogłaby dorównać produkcjom typu gore. "Trainspotting" nie jest obrazem ani idealizującym używki, ani typową antynarkotykową kampanią, które serwują nam nieporadne media. "Trainspotting" to relacja osób uzależnionych osadzonych w PRAWDZIWYM życiu, w codziennych sytuacjach - zawodowych, domowych, towarzyskich. Siedzimy w głowach bohaterów, którzy mogliby być naszymi sąsiadami (dla mnie rówieśnikami) szukającymi zleceń albo świeżo po rzuceniu studiów, którzy chcą po prostu odnaleźć swoje miejsce w świecie.

Mimo dobrego wybrnięcia z problemu przekładu szkockiego dialektu, jestem zawiedziona tłumaczeniem ksyw. O Marku Rentonie w polskiej wersji mówi się Mark, Renton i... Czynsz. Nie jestem nogą z angielskiego, ale długo zajęło mi dojście do tego, że w oryginale skrótowo wołanego nań "Rent", co z niezrozumiałego dla mnie powodu zostało przetłumaczone dosłownie, podobnie jak inne pseudonimy. Jest to wprowadzanie zbędnego zamętu, a dziwnej niekonsekwencji jest w tej książce więcej - jedne tytuły piosenek tłumaczone są na polski, inne nie.

Sięgnęłam po książkę za sprawą filmu, który wywarł na mnie niegdyś ogromne wrażenie i od paru lat pozostaje w osobistej topce.

Naturalistyczne opisy (nie chcę nawet pisać, o które sceny chodzi - nie chcę nawet do nich wracać wspomnieniami...) są w "Trainspotting" serwowane na dzień dobry. Nie ma tu ugrzecznień, przebierania w słowach ani cenzury. Mimo niesamowicie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Balladyna Max Czornyj, Gaja Grzegorzewska, Robert Małecki, Łukasz Orbitowski, Małgorzata Rogala, Alek Rogoziński, Marek Stelar, Marcel Woźniak
Ocena 6,4
Balladyna Max Czornyj, Gaja G...

Na półkach: ,

Niestety, żadne z opowiadań oprócz M. Woźniaka i M. Rogali mnie nie urzekło. Byłam wręcz zdziwiona niskim poziomem większości z nich, których autorstwo prędzej przypisałabym amatorom fanfiction aniżeli pisarzom z dłuższym stażem. Wiele było w nich przewidywalności, utartych schematów (badboy, głupiutka bohaterka) i mało ciekawego języka. Fabuły nie mogłam sobie przypomnieć już dobę po przeczytaniu. Wielka szkoda, ponieważ sam koncept reinterpretacji „Balladyny” wydał mi się świetny i sięgałam po tę pozycję z dużym zainteresowaniem.

Niestety, żadne z opowiadań oprócz M. Woźniaka i M. Rogali mnie nie urzekło. Byłam wręcz zdziwiona niskim poziomem większości z nich, których autorstwo prędzej przypisałabym amatorom fanfiction aniżeli pisarzom z dłuższym stażem. Wiele było w nich przewidywalności, utartych schematów (badboy, głupiutka bohaterka) i mało ciekawego języka. Fabuły nie mogłam sobie przypomnieć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jestem z pokolenia, które wychowało się na serialach Nickelodeon, w tym tych z Jennette. Wszyscy zazdrościliśmy tym dzieciakom, fantazjując o jednoczesnym graniu w filmach, sporadycznym chodzeniu do szkoły i życiu usłanym różami.
Czar prysł. Po wielu latach nieobecności autorki w mediach dotarła do mnie informacja o jej książce i od razu pobiegłam do księgarni.
Fantastyczny debiut! Bije z niego autentyczność, żal i pochylenie się nad trudną relacją z matką (choć z trudem przychodzi mi przez gardło to określenie w przypadku Debry…). Czytelnicy przechodzą po całym „backstage’u” nie tylko filmowego życia McCurdy, ale i jej rodzinnej traumy. Osoby rozeznane w uniwersum ówczesnej sceny Nickelodeona z pewnością wychwycą parę smaczków, z kolei mniej zainteresowani będą mogli utożsamić się z młodą i zagubioną osobą, której nikt nie pozwala decydować za siebie. Opisy postępujących chorób są brutalnie szczere, co najbardziej doceniam w tej pozycji - brak owijania w bawełnę, wybielania się czy usilnego usprawiedliwiania toksycznych związków.
Pozostaje mi życzyć, aby nikt już więcej Jennette nie ograniczał w rozwoju jej kariery pisarskiej.

Jestem z pokolenia, które wychowało się na serialach Nickelodeon, w tym tych z Jennette. Wszyscy zazdrościliśmy tym dzieciakom, fantazjując o jednoczesnym graniu w filmach, sporadycznym chodzeniu do szkoły i życiu usłanym różami.
Czar prysł. Po wielu latach nieobecności autorki w mediach dotarła do mnie informacja o jej książce i od razu pobiegłam do księgarni....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Musiałam wziąć tę książkę na raz, bo nie chciałam rozbijać buzujących we mnie emocji na więcej posiedzeń.
Jest mocna. Autorka świetnie wciela się w młodą Basię (pozostaje tylko przypuszczać, czy aby nie ma tu wątków autobiograficznych). Narracja z punktu widzenia matki mnie zaskoczyła - do tej pory nie miałam do czynienia z punktem widzenia oprawcy i jego wewnętrznymi próbami usprawiedliwiania się. Mimo dość brutalnych opisów i gorzkich słów „Wrony” czyta się z zapartym tchem, autorka ma zresztą bardzo lekkie pióro, którym nakreśla świat rodziny i porusza tak przecież obecne w naszym świecie problemy. Miotały mną obrzydzenie, żal, smutek, złość, uroniłam nawet łzę. A rzadko mi się zdarza przy lekturze.
Niepasujące do gatunku zakończenie to dla mnie mistrzostwo - mam kilka swoich interpretacji, każda boleśniejsza od poprzedniej. Myślę, że Basia zasługuje na końcówkę plastyczną i związaną z jej pasją. Końcówkę na swoich zasadach.

Musiałam wziąć tę książkę na raz, bo nie chciałam rozbijać buzujących we mnie emocji na więcej posiedzeń.
Jest mocna. Autorka świetnie wciela się w młodą Basię (pozostaje tylko przypuszczać, czy aby nie ma tu wątków autobiograficznych). Narracja z punktu widzenia matki mnie zaskoczyła - do tej pory nie miałam do czynienia z punktem widzenia oprawcy i jego wewnętrznymi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niezwykle doceniam i uwielbiam, kiedy autorzy wpuszczają mnie do swoich najmocniej chronionych zakamarków. Z „Jestem głód” bije autentyczność i dystans do opisywanych zdarzeń. Sama autorka mówi o tym, jak wielką moc miała dla niej spowiedź i tak właśnie traktuję tę książkę - jako spowiedź przed czytelnikami (mimo że osobiście nie jestem religijną osobą). Pióro podobne jak w przypadku „Wron” - lekkie, może miejscami mało poetyckie, ale szczerze to nie oczekiwałam poetyckości we wszystkich batach, jakie bohaterka utożsamiana z autorką dostała od życia. One po prostu takie nie są i podoba mi się, że że zło nie jest owijane w kolorowy papierek. W połączeniu z poprzednią książką dostałam obraz tego, co spotkać może każdego z nas, mimo rozgrywania się za zamkniętymi drzwiami - a to domowymi, a to własnej duszy.
Szkoda, że opis książki sugeruje, jakoby była kontynuacją „Wron”, bo wprowadza to niepotrzebne oczekiwania wśród czytelników i obniża ocenę tej pozycji.

Niezwykle doceniam i uwielbiam, kiedy autorzy wpuszczają mnie do swoich najmocniej chronionych zakamarków. Z „Jestem głód” bije autentyczność i dystans do opisywanych zdarzeń. Sama autorka mówi o tym, jak wielką moc miała dla niej spowiedź i tak właśnie traktuję tę książkę - jako spowiedź przed czytelnikami (mimo że osobiście nie jestem religijną osobą). Pióro podobne jak w...

więcej Pokaż mimo to