Nie wiem, dlaczego polski kryminał cieszy się takim zainteresowaniem, skoro tak niewielu polskich autorów potrafi dobrze pisać. Ale może jest właśnie na odwrót: kryminał cieszy się takim zainteresowaniem, że wydawane są mierne "dzieła", byle więcej.
To było moje pierwsze (i raczej ostatnie) podejście do tej autorki. Nie jest tak fatalnie jak z Rogozińskim, Mrozem czy Bondą, tym niemniej - dobrze nie jest. Autorka na siłę stara się być drugą Chmielewską, co zupełnie jej nie wychodzi, a efekt jest żałosny. Językowo książka daje radę (aczkolwiek zdarzają się potknięcia językowe, które wydawca mógł mimo wszystko wyeliminować), więc autorka naprawdę nie musiałaby nikogo naśladować. Lepiej byłoby, żeby skupiła się bardziej na fabule, bo ostatecznie wiele wątków pozostało nierozwiązanych, a zagadka zbrodni zostaje w finale zaledwie po łebkach streszczona, i to bynajmniej nie wyczerpująco.
Tym jednak, co najbardziej odstręczało mnie od książki, to ogólna refleksja nad związkami. Główna bohaterka zupełnie nie dba o swoje małżeństwo, ale tylko upatruje winy w swoim mężu, którego największą wadą jest to, że jest nudny. Koleżanki w pracy doradzają sobie, że na marazm w związku najlepsza jest zdrada, a według autorki najwyraźniej brak obiadu w domu i zimna pizza jako erzac posiłku jest zabawna. Żeby nie było: zupełnie nie wskazuję na to, kto moim zdaniem powinien w związku gotować, tym niemniej jeśli para woli siedzieć głodna niż poświęcić parę minut na przygotowanie zdrowego, ciepłego posiłku, to chyba coś w tym związku jest nie tak. No i przemoc jako rozwiązanie problemów małżeńskich? No wybaczcie, ale nie. Nigdy czemuś takiego nie przyklasnę.
Nie wiem, dlaczego polski kryminał cieszy się takim zainteresowaniem, skoro tak niewielu polskich autorów potrafi dobrze pisać. Ale może jest właśnie na odwrót: kryminał cieszy się takim zainteresowaniem, że wydawane są mierne "dzieła", byle więcej.
To było moje pierwsze (i racz...
Rozwiń
Zwiń