rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

„Czas pogardy” Andrzeja Sapkowskiego ma w sobie wiele wyniosłości i niepohamowanej dumy. Chłód iluzji skrzętnie prowadzonych konceptów politycznych aranżowanych przez władców, szpiegów oraz kapitułę czarodziejów dominuje fabułę, lecz nie jest w stanie przykryć ciepła pewności wyznanych już uczuć. Nie zasłoni też zawziętości i nieśmiale rodzącej się odwagi młodej wiedźminki, rzuconej przez swoje przeznaczenie w piekącą nicość. Przywiązanie wraz z nieposkromioną troską wypełniają bohaterów wytracając z nich strach i czułość na ból. Pięknie się to obserwuje, więc niech podróż trwa. Szalenie polecam.

„Czas pogardy” Andrzeja Sapkowskiego ma w sobie wiele wyniosłości i niepohamowanej dumy. Chłód iluzji skrzętnie prowadzonych konceptów politycznych aranżowanych przez władców, szpiegów oraz kapitułę czarodziejów dominuje fabułę, lecz nie jest w stanie przykryć ciepła pewności wyznanych już uczuć. Nie zasłoni też zawziętości i nieśmiale rodzącej się odwagi młodej wiedźminki,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka „More Happy Than Not” Adama Silvery jest dla mnie bardzo niewygodna. Przede wszystkim fabuła w swojej mrukliwej i chropowatej szarości jest jednocześnie przezroczysta. Czytając pierwsze rozdziały mamy do czynienia z płaską rzeczywistością jednego z blokowisk Bronksu, gdzie niby-dzieci, niby-dorośli starają się przeżyć w świecie, który ich nie oszczędzał. Nasza pierwszoplanowa postać w głównej mierze opowiada rzeczywistość tak jak ją bezpośrednio widzi, a niekoniecznie postrzega myśląc o niej w innych wymiarach czy kontekstach, przez co nie miałam nawet szansy na wyobrażenie sobie jakiejkolwiek głębi jej istnienia. Bohater jest smutny, przeżywa samobójstwo swojego ojca, lubi spędzać czas ze swoją dziewczyną, ale często czuje się przy niej niezręcznie, no i czyta komiksy. Kropka. Postaci drugoplanowe funkcjonują na zasadzie jednowymiarowego opisu „ten agresywny”, „ten co diluje”, „ten co będzie miał dziecko”. Początek historii mocno bazuje na obecności dwóch postaci towarzyszących głównemu bohaterowi. Kiedy jedna z nich znika i pojawia się druga, o tej pierwszej nie dowiadujemy się prawie niczego, mimo tego, że według fabuły mijają trzy tygodnie. W dwóch pierwszych częściach książki dosadnie da się odczuć, iż kręgosłup narracji jest chuderlawy, natomiast okazuje się niespodziewanie zgrabny, gdy docieramy do segmentu nazwanego przez autora „Częścią zerową”. To niewątpliwie najlepszy moment w książce. Dowiadujemy się, że nie wiedzieliśmy wszystkiego, nie mieliśmy pełnej perspektywy i dopiero teraz możemy poznać fabularny świat z innego kąta. Tyle, że szerszy kąt nie jest w stanie zmienić koloru i faktury. Wracamy do punktu wyjścia. Wszystko znowu jest szare, chropowate i bez nadziei.
„More Happy Than Not” Adama Silvery w moim odbiorze jest jak próba opisania prototypu komiksu rysowanego ołówkiem. Tylko odcienie szarości i płaskie, jednowymiarowe postaci. O zakończeniu cisza, bo okropnie boli i tę pustkę trzeba zapełnić na własną rękę. Zostawię tylko cytat z książki.
„Nie ma nic złego w tym, że niektóre historie nie mają zakończenia. Życie nie zawsze kończy się tak, jak się człowiek tego spodziewa.”

Książka „More Happy Than Not” Adama Silvery jest dla mnie bardzo niewygodna. Przede wszystkim fabuła w swojej mrukliwej i chropowatej szarości jest jednocześnie przezroczysta. Czytając pierwsze rozdziały mamy do czynienia z płaską rzeczywistością jednego z blokowisk Bronksu, gdzie niby-dzieci, niby-dorośli starają się przeżyć w świecie, który ich nie oszczędzał. Nasza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Krew elfów” Andrzeja Sapkowskiego jest powieścią, której nie da się łatwo opisać. Jest ucieczką, gonieniem za bezpieczeństwem, za tym co przeznaczone, ale nieznane. Czasami pachnie zimnymi, wilgotnymi murami Kaer Morhen, czasami agrestem i bzem, ale gdy wracają wspomnienia zawsze wybija się duszący smród spalonego, upadłego miasta. Kiedy Cirilą opiekuje się Geralt czy Yennefer można poczuć lekki czar spokoju i ciepła. Z drugiej strony kryje się sucha, polityczna kalkulacja władców szykujących się na wojnę, gdzie zwycięstwo liczone jest w litrach przelanej krwi wroga. Z pewnością jest to niesamowity wstęp do sagi o Białym Wilku i Lwiątku z Cintry. Szalenie polecam.

„Krew elfów” Andrzeja Sapkowskiego jest powieścią, której nie da się łatwo opisać. Jest ucieczką, gonieniem za bezpieczeństwem, za tym co przeznaczone, ale nieznane. Czasami pachnie zimnymi, wilgotnymi murami Kaer Morhen, czasami agrestem i bzem, ale gdy wracają wspomnienia zawsze wybija się duszący smród spalonego, upadłego miasta. Kiedy Cirilą opiekuje się Geralt czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Miecz przeznaczenia” Andrzeja Sapkowskiego jak na zbiór opowiadań jest niesamowicie pełną historią. Każdy rozdział daje nam poznać istotę, która w poszukiwaniu własnej drogi do szczęścia zachowuje się swoiście. Oczy Geralta rozjaśniają nam ich drogę, motywacje, obawy, dzięki czemu możemy ich traktować ze zrozumieniem i sympatią. Jaskier wciąż jest wesołkowatym, lubieżnym romantykiem, a mała Cirilla okazuje się nad wyraz pyskata i harda. Z relacji Yennefer i Geralta wśród ciągłych rozstań i powrotów buchają intensywne iskry namiętności. W okresach samotności tęsknota pozostawia po sobie smugę, która świadczy o niewypowiedzianej i absolutnie nieświadomej miłości. Bezwarunkowo najpiękniejszym punktem książki w moich oczach są wydarzenia na wzgórzu przy pomniku poległych czarodziejów. Spotkanie ze śmiercią oraz wyczuwalny strach, nerwowość i ogromne napięcie odwlekania informacji czy Ona też umarła. Książka jest pełna emocji wiedźmina, który po transformacji nie powinien za wiele czuć, a jednak to się dzieje. Szalenie polecam.

„Miecz przeznaczenia” Andrzeja Sapkowskiego jak na zbiór opowiadań jest niesamowicie pełną historią. Każdy rozdział daje nam poznać istotę, która w poszukiwaniu własnej drogi do szczęścia zachowuje się swoiście. Oczy Geralta rozjaśniają nam ich drogę, motywacje, obawy, dzięki czemu możemy ich traktować ze zrozumieniem i sympatią. Jaskier wciąż jest wesołkowatym, lubieżnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Ostatnie życzenie" Andrzeja Sapkowskiego w swojej niesamowitości jest książką niewydumaną i lekką. Autor nie sili się na wyszukany język, czy perfekcyjne budowanie zdań. Fabuła płynie strona po stronie w melodyjnym rytmie walk, rozmów i namiętnych uniesień. Pisarz znakomicie plastycznie buduje postaci. Nawet te epizodyczne wydają się pieczołowicie utkane, bez jakichkolwiek szans na znalezienie luki w życiorysie. Geralt szczególnie roztacza wokół siebie niezwykłą aurę spokoju, stanowczości, nieugiętości i poczciwości. Komponując to z jego fantastycznym poczuciem humoru, nie da się nie polubić tego bohatera. Książkę pochłania się błyskawicznie, dlatego od razu należy zaopatrzyć się w następne części. Szalenie polecam..

"Ostatnie życzenie" Andrzeja Sapkowskiego w swojej niesamowitości jest książką niewydumaną i lekką. Autor nie sili się na wyszukany język, czy perfekcyjne budowanie zdań. Fabuła płynie strona po stronie w melodyjnym rytmie walk, rozmów i namiętnych uniesień. Pisarz znakomicie plastycznie buduje postaci. Nawet te epizodyczne wydają się pieczołowicie utkane, bez jakichkolwiek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Kiedy odszedłeś” autorstwa Jojo Moyes jest książką najgłębszej ciszy wśród obojętnego hałasu. Głównie to dźwięk bezsilności i apatii w czterech ścianach gwarnego Londynu, albo poczucie bezsensowności , które błyszczy jak zielony lureks, a pachnie orzeszkami i piwem. Ta historia jest też najgłębszym hałasem wśród obojętnej ciszy. Samotność tonie wśród krzyków rozpieszczonych dzieci albo długich, nocnych imprez.
Są takie książki, które sprawiają wrażenie nieżyciowych. Ta taka nie jest. Autorka stworzyła idealną liczbę wątków, które mogły się przeplatać, znikać i powracać, więc fabuła nie może przytłoczyć (niektórzy uznają to za nudne prowadzenie akcji). Jest też dużo głosów, że pierwsza część serii było dużo lepsza i na spokojnie na niej można było poprzestać. Myślę, że taki odbiór opiera się o kompletną niezwykłość historii Willa i tęsknotę za tą postacią. Druga część jest diametralnie inna, zwyczajna. Z jednej strony jeszcze krwawiąca, ale język zupełnie tego nie oddaje. Szarość wybija się jednocześnie korzystając z delikatnego kamuflażu, że przecież kiedyś będzie lepiej.
„Kiedy odszedłeś” jest naprawdę dobrze zbudowaną powieścią, jednak mam w sobie pewnego rodzaju niedosyt, którego nie potrafię wyartykułować. Uważam jednak, że to potrzebna książka i nie da się ukryć, że chyba każdego pociągnie w stronę kontynuacji, jeżeli pierwsza część tak wbiła się pamięć. Dlatego też serdecznie ją polecam.

„Kiedy odszedłeś” autorstwa Jojo Moyes jest książką najgłębszej ciszy wśród obojętnego hałasu. Głównie to dźwięk bezsilności i apatii w czterech ścianach gwarnego Londynu, albo poczucie bezsensowności , które błyszczy jak zielony lureks, a pachnie orzeszkami i piwem. Ta historia jest też najgłębszym hałasem wśród obojętnej ciszy. Samotność tonie wśród krzyków...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Wieża milczenia" jako debiut literacki Remigiusza Mroza jest dla mnie bardzo ciekawym zjawiskiem. Z jednej strony nie czuję, żeby to była wielka książka, a z drugiej wszystko się ładnie splata i nie widzę braków, które mogłyby świadczyć o przeciętności tej pozycji. Wręcz uważam, że to fantastyczny poziom jak na pierwszą publikację.
Przede wszystkim wydaje mi się, że nie spotkałam się nigdy z tak dokładnym wpisywaniem postaci w realne miejsca. Poprzez Mapy Google zawitałam na East Elm Street, postałam sobie na moście, oparta o barierkę, mając za plecami boisko do baseballu. Odwiedziłam też stację benzynową na której pracowała Heather. Na tym poprzestałam, ale czytając opis podróży bohaterów singapurskim metrem, uzmysłowiłam sobie jak skrupulatnie autor przeczesał te wszystkie miejsca. Kolejną cegiełką są postaci. Słyszałam już wcześniej w jaki sposób Remigiusz je buduje, ale dopiero wtapiając się w tekst książki poczułam jaki to roztacza klimat. "Człowiek w białej bluzie" przez długi czas nie potrzebował imienia, żeby wiedzieć o kim mowa. Jeden charakterystyczny punkt stworzył postać. Można dyskutować czy bohaterowie charakterologicznie są naturalni, ale koncentracja na ich zachowaniu, a nie wyglądzie, roztacza magnetyzm, przez który chce się więcej. No i przede wszystkim język. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy doceni jego smak, ale mnie osobiście wtrącenia o zakresie jurysdykcji policji stanowej, albo umowie międzynarodowej warunkującej ekstradycję, bardzo ucieszyły.
"Wieża milczenia" była pierwszym krokiem do kapitalnej kariery pisarza i myślę, że trzeba doceniać takie książki, nawet jeżeli z perspektywy czasu nie wydają się już spektakularne. Uważam, że tak pewne zarysowanie swojego stylu w debiucie jest absolutnie wyjątkowe. Nie mogę się doczekać, aż sięgnę po kolejną pozycję, a tę szalenie polecam.

"Wieża milczenia" jako debiut literacki Remigiusza Mroza jest dla mnie bardzo ciekawym zjawiskiem. Z jednej strony nie czuję, żeby to była wielka książka, a z drugiej wszystko się ładnie splata i nie widzę braków, które mogłyby świadczyć o przeciętności tej pozycji. Wręcz uważam, że to fantastyczny poziom jak na pierwszą publikację.
Przede wszystkim wydaje mi się, że nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka "Bez słowa" Rosie Walsh bardzo mnie zawiodła. Nie mam już do niej serca. Po 60 stronach zapchałam się suchymi słowami, które nie proponowały zupełnie żadnego smaku czy koloru. Wałkowanie bez końca tych samych myśli w głowie głównej bohaterki doszczętnie odebrało mi głód poznawania tej historii. Zachowania porzuconej kobiety roztoczyły chmurę, swoistą mgłę infantylności, która co i rusz przybierała na intensywności. Opadała tylko przy zmianach narracyjnych. Niby ulga i mniejsza gęstość powietrza, ale kiedy nie wiadomo kto właśnie opowiada swoją historię to się tego nie docenia. Było kilka takich momentów, gdzie, mimo zrozumiałej koncepcji narracyjnej, nie potrafiłam się zorientować kogo słucham. A oprócz tych jęków gdzie jest sedno mojego żalu? To jest bardzo dobra historia, ale kompletnie źle napisana. Bardzo bym chciała przeżywać to wszystko z Sarah, ale nie czułam się na tyle wygodnie w tej powieści. Odrobinę lepiej było z perspektywy Eddiego, pojawiło się też więcej dynamizmu w fabule, ale już do samego końca brnęłam na oślep bez apetytu.
"Bez słowa" było dla mnie przede wszystkim męczącym procesem. Wiem, że zwroty akcji będą dla niektórych ciekawe i nie oczywiste, dlatego zachęcam do lektury, jednakże prewencyjnie życzę też sporo cierpliwości.

Książka "Bez słowa" Rosie Walsh bardzo mnie zawiodła. Nie mam już do niej serca. Po 60 stronach zapchałam się suchymi słowami, które nie proponowały zupełnie żadnego smaku czy koloru. Wałkowanie bez końca tych samych myśli w głowie głównej bohaterki doszczętnie odebrało mi głód poznawania tej historii. Zachowania porzuconej kobiety roztoczyły chmurę, swoistą mgłę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Prawiek i inne czasy" to książka na wskroś wysycona tym co zwyczajne. Mała wieś, trzy pokolenia, niezliczone emocje i tak wiele spojrzeń na Boga, świat, życie. Olga Tokarczuk ma niesamowitą zdolność do stapiania się z poszczególnymi postaciami. To już nie jest próba empatycznego wczuwania, a kompletne zrozumienie, nie ważne czy to niemiecki żołnierz, wynaturzony człowiek mieszkający w lesie, czy kobieta, która lekko się prowadzi. Autorka konsekwentnie pokazuje, że wszystko jest warte opisania. Praca w młynie, bieda i samotność bezdzietnej wdowy, tragedia wojny, życie niepełnosprawnego. Dodatkowo prostą codzienność okrasza wiarą, mitem, bajką, fantazją. Cała historia nie jest spektakularna, ale smak i czar słowa jest nieoceniony, a refleksyjności jaka owłada czytelnika odcina od całego świata. Gorąco polecam.

(Ciężar refleksji, jaki za sobą niesie ta książka, bardzo przypomina mi "Teorię opanowywania trwogi" Tomasza Organka. Wydaje mi się, że mogą mieć podobny poziom wrażliwości)

"Prawiek i inne czasy" to książka na wskroś wysycona tym co zwyczajne. Mała wieś, trzy pokolenia, niezliczone emocje i tak wiele spojrzeń na Boga, świat, życie. Olga Tokarczuk ma niesamowitą zdolność do stapiania się z poszczególnymi postaciami. To już nie jest próba empatycznego wczuwania, a kompletne zrozumienie, nie ważne czy to niemiecki żołnierz, wynaturzony człowiek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Podróż ludzi Księgi" nie zachwyci każdego. Nie jest to książka impulsu, żywiołu i żaru. Dostajemy wiązkę różnorodnych dusz, a każda z nich daje możliwość zerknięcia na jeden cel z różnych perspektyw. Bo przecież wszyscy mamy ten cel. Jest podszytym strachem lub ciekawością krańcem poznania. Kosztujemy odrobiny życia bohaterów tylko na tyle, aby poczuć, że niektórych cieszy sama droga, inni odnajdują drobniejsze cele w jej trakcie, jeszcze innym nie udaje się wypełnić zamierzeń, ale dotyka ich upragniona satysfakcja. Czy w takim wypadku całe to zaangażowanie kiedykolwiek miało sens? Owszem, bo bieganie z psem po pięknym ogrodzie, budzące ciepło oddechu na twarzy czy zebranie garści poziomek daje okruchy szczęścia, które dla wielu będą znaczyły dużo więcej, niż cała wiedza tego świata. Bardzo polecam tę książkę z uwagi na ogromną mądrość jaką w sobie niesie, jednak największym walorem jest styl autorki i uważam, że każdy powinien doświadczyć w jak piękny, delikatny i czarujący sposób można wylewać z siebie myśli. Gorąco zachęcam do lektury.

"Podróż ludzi Księgi" nie zachwyci każdego. Nie jest to książka impulsu, żywiołu i żaru. Dostajemy wiązkę różnorodnych dusz, a każda z nich daje możliwość zerknięcia na jeden cel z różnych perspektyw. Bo przecież wszyscy mamy ten cel. Jest podszytym strachem lub ciekawością krańcem poznania. Kosztujemy odrobiny życia bohaterów tylko na tyle, aby poczuć, że niektórych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Morze spokoju" nie jest tak oczywiste jakby się zdawać mogło. Z pozoru wyłapujemy schematyczne oczywistości. Nie okazują się one aż takie patetyczne, co powinno burzyć obraz wzorca, ale tego nie robi. Czy to źle? Każdy czytelnik odbierze to na innym poziomie głębokości, ale jak widać po średniej finalnie wszyscy czujemy tak samo.
Dosłowny motyw morza spokoju przewija się bodajże tylko dwa razy i to w zaawansowanym etapie książki, jednak czuję jak mocno powieść jest tym nasiąknięta. Główni bohaterowie mają za sobą wszystkie etapy przepracowania swoich własnych czy rodzinnych tragedii. Poradzili sobie z nimi w bardziej lub mniej zdrowy sposób, ale z pewnością pogodzili się z faktami z przeszłości. Mają w sobie spokój, nie targają nimi skrajne emocje, dlatego można się pokusić o stwierdzenie, że to lekka książka. Ja jednocześnie się z tym zgadzam i odrzucam tę myśl jak najdalej. Tematycznie - nie przeszłoby mi to przez gardło, ale styl autorki wymusza skojarzenie z lekkością. Również przy tej kwestii mam w sobie zgrzyt z uwagi, że jednak trzeba było sporo cierpliwości na przebrnięcie przez długie zaznajamianie z postaciami. Dużo jest tych "ale", więc co jest takie wyjątkowe? Ja koncentruję tę magię w delikatności i niewymuszonej dojrzałości bohaterów. Myślę, że to najpiękniejsze połączenie w tego typu książkach.
"Morze spokoju" niesie za sobą wielkie emocje i wyłuskaną prawdę jak faktycznie wygląda dojście do siebie po tak wyjątkowo trudnych przeżyciach. To dobra, ciepła książka, ocierająca się o temat komunikacji i zaufania przede wszystkim sobie. Serdecznie polecam

"Morze spokoju" nie jest tak oczywiste jakby się zdawać mogło. Z pozoru wyłapujemy schematyczne oczywistości. Nie okazują się one aż takie patetyczne, co powinno burzyć obraz wzorca, ale tego nie robi. Czy to źle? Każdy czytelnik odbierze to na innym poziomie głębokości, ale jak widać po średniej finalnie wszyscy czujemy tak samo.
Dosłowny motyw morza spokoju przewija się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Kosogłos" zawsze jest dla mnie na tyle trudnym przeżyciem, że nie jestem w stanie czegokolwiek o nim powiedzieć bezpośrednio po lekturze. Tutaj już nie ma żadnych miłosnych gierek. Wszystko tonie w nienawiści. Chęć zemsty wybija się ponad wszystko co dobre. Zgasło zaufanie, koszmary nie znikają po przebudzeniu, a chłód perły na ustach przypomina o czymś co odeszło i już nigdy nie wróci. Jego oczy nie widzą już w Niej światła, co zabija, bo tylko On je widział. Kosogłos spłonął. Kiedy jedyne trzymające przy życiu poczucie sensu zaczyna się urzeczywistniać On wraca i nieświadomie odbija zapomniane światło, a wtedy... pojawia się cytrynowy płaszczyk, ogień i ogród białych róż. Znowu wszystko się zmienia, nienawiść nie przesłania już tego kto jest prawdziwym wrogiem, jednak nawet poczucie sprawiedliwości nie wynagrodzi bólu.
"Kosogłos" jest wielką książką, której zakończenie uczy cierpliwości do czasu. On pokaże jak można znowu sobie zaufać, jak pokochać na nowo, jak pogodzić się z przeszłością i otworzyć na przyszłość. Lektura obowiązkowa.

"Kosogłos" zawsze jest dla mnie na tyle trudnym przeżyciem, że nie jestem w stanie czegokolwiek o nim powiedzieć bezpośrednio po lekturze. Tutaj już nie ma żadnych miłosnych gierek. Wszystko tonie w nienawiści. Chęć zemsty wybija się ponad wszystko co dobre. Zgasło zaufanie, koszmary nie znikają po przebudzeniu, a chłód perły na ustach przypomina o czymś co odeszło i już...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"W pierścieniu ognia" niezmiennie zapiera dech, czy będzie to głupota Tournée Zwycięzców, bestialstwo Strażników Pokoju czy niezwykłość areny na Ćwierćwieczu Poskromienia. Kontynuacja bezbłędnych "Igrzysk śmierci" niebezpiecznie balansuje między strachem a odwagą, dosłownie przeprowadzając główną bohaterkę od ataków paniki, do szaleńczej brawury. Całe napięcie nagromadzone w bardzo ścisły sposób nasączone jest nieograniczoną troską. Ta historia ma w sobie dużo bólu, ale wiele słodkich drobiazgów pozwala narodzić się miłości. Bułki z serem, kronika zielarska, zachody słońca i dzielenie koszmarów w cieple i bliskości jest niewypowiedzianą obietnicą. Odebranie jej pociągnie za sobą iskrę nieposkromionej zemsty. Polecam wszystkim szukającym ciepła i spokoju w bezdusznym chaosie.

"W pierścieniu ognia" niezmiennie zapiera dech, czy będzie to głupota Tournée Zwycięzców, bestialstwo Strażników Pokoju czy niezwykłość areny na Ćwierćwieczu Poskromienia. Kontynuacja bezbłędnych "Igrzysk śmierci" niebezpiecznie balansuje między strachem a odwagą, dosłownie przeprowadzając główną bohaterkę od ataków paniki, do szaleńczej brawury. Całe napięcie nagromadzone...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Igrzyska śmierci" to wielopoziomowa, złożona historia, do której za pierwszym razem trzeba podejść z dozą cierpliwości, ale kiedy poczuje się zmęczenie, utrudzenie i strach mieszkańców Panem zaczną dziać się wielkie rzeczy. Po piekle igrzysk zrozumiesz zalanego w trupa mentora spadającego ze sceny, zrozumiesz gest wdzięczności w postaci ziarnistego pieczywa od mieszkańców nie Twojego dystryktu, zrozumiesz ogrom bestialstwa organizatorów widowiska wykorzystujących poległych trybutów jako wynaturzone maszyny do zabijania. W chłodzie i brudzie fabuły wytchnienie daje ciepło bijące od Peety - chłopca z chlebem, Prim - ratującej zapchlonego kota, Rue - śpiewającej z kosogłosami. Miłość brodzi w każdej drobince wszechobecnego błota, pachnie lasem i zostawia po sobie ślad węglowego pyłu, ale ma lekkość buntowniczej kołysanki. "Igrzyska śmierci" nie dadzą o sobie zapomnieć zarówno zwycięzcom jak i czytelnikom. Polecam kupić, mieć i czytać za każdym razem, kiedy brak miłości i poczucia bezpieczeństwa.

"Igrzyska śmierci" to wielopoziomowa, złożona historia, do której za pierwszym razem trzeba podejść z dozą cierpliwości, ale kiedy poczuje się zmęczenie, utrudzenie i strach mieszkańców Panem zaczną dziać się wielkie rzeczy. Po piekle igrzysk zrozumiesz zalanego w trupa mentora spadającego ze sceny, zrozumiesz gest wdzięczności w postaci ziarnistego pieczywa od mieszkańców...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Dziesięć płytkich oddechów" jako tytuł jest dla mnie idealnym podsumowaniem całej książki. Z pewnością nie mogłam wziąć ani jednego głębokiego oddechu wdychając tę historię. Autorka dosyć powierzchownie opisuje poziom emocjonalny bohaterów, nie wliczając setek powtórzeń o płaszczu ochronnym, rzekomym chronieniu siostry i żarze pożądania. Sceny iskrzące napięciem seksualnym między Kacey a Trentem są apetyczne, ale spokojnie można je uznać za jedyny katalizator determinujący pełznięcie fabuły. Swoją drogą autorka bardzo zręcznie uchyliła się od prowadzenia kilku istotnych i dynamicznych scen, opisując je jedynie po fakcie. Co prawda znalazłam kilka zaskakujących rozwiązań czy zabawnych dialogów, ale uważam, że jak na tak poważny temat puzzle poszczególnych wątków układają się zbyt łatwo, a zarys całej układanki łatwo sobie wyobrazić. Myślę, że "Dziesięć płytkich oddechów" mogę polecić czytelnikom z niezbyt bogatą przeszłością czytelniczą, bo bardziej oczytani w takie historie mogą czuć się rozczarowani.

"Dziesięć płytkich oddechów" jako tytuł jest dla mnie idealnym podsumowaniem całej książki. Z pewnością nie mogłam wziąć ani jednego głębokiego oddechu wdychając tę historię. Autorka dosyć powierzchownie opisuje poziom emocjonalny bohaterów, nie wliczając setek powtórzeń o płaszczu ochronnym, rzekomym chronieniu siostry i żarze pożądania. Sceny iskrzące napięciem seksualnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Konstytucję przeczytałam ponownie w ramach przygotowań do egzaminu z prawa konstytucyjnego. Niezmiennie mnie zachwyca. Jest jak kompletna układanka. Wszystko się zazębia. Nie ma w niej kwestii spornych, bo wszystko można rozumieć literalnie. Jak na czasy jej powstania bardzo dobrze przewidziała problemy z jakimi zmaga się współczesna Polska, np. w kwestii ekologii, czy równości. Szczególnie ujmuje mnie preambuła. Jest czystą kwintesencją polskości. Z jednej strony odwołanie do tradycji i wiary, z drugiej pozostawiona przestrzeń dla uniwersalnych wartości. Do tego troska o rodaków rozrzuconych po świecie, współpraca na rzecz Rodziny Ludzkiej, dbałość o wspólnotę, solidarność i jedność. Mimo, że Konstytucja jest przepiękna to jednak jest to ustawa. Dla mnie oznacza to, że przy niektórych fragmentach równie wspaniale się przy niej zasypia. Gorąco polecam.

Konstytucję przeczytałam ponownie w ramach przygotowań do egzaminu z prawa konstytucyjnego. Niezmiennie mnie zachwyca. Jest jak kompletna układanka. Wszystko się zazębia. Nie ma w niej kwestii spornych, bo wszystko można rozumieć literalnie. Jak na czasy jej powstania bardzo dobrze przewidziała problemy z jakimi zmaga się współczesna Polska, np. w kwestii ekologii, czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Chłopiec, którego nie bolało" to książka na wskroś przesiąknięta cierpieniem i odrzuceniem. Poczucie niesprawiedliwości trwało przy mnie nieprzerwanie do samego końca, nawet gdy wróciła nadzieja. Wydanie wprost idealne dla osób uczących się rosyjskiego (tekst oryginalny wraz z tłumaczeniem na język polski).

"Chłopiec, którego nie bolało" to książka na wskroś przesiąknięta cierpieniem i odrzuceniem. Poczucie niesprawiedliwości trwało przy mnie nieprzerwanie do samego końca, nawet gdy wróciła nadzieja. Wydanie wprost idealne dla osób uczących się rosyjskiego (tekst oryginalny wraz z tłumaczeniem na język polski).

Pokaż mimo to


Na półkach:

"Dziewczynka, której było wszystko jedno" pokazuje jak odrobina szczerej uwagi dorosłego może odratować samotny, szary świat małego mieszkańca domu dziecka. Szczególnym walorem tego wydania jest umieszczenie tekstu w oryginalnym języku, wraz z tłumaczeniem na język polski. Szczególnie polecam osobom uczącym się rosyjskiego.

"Dziewczynka, której było wszystko jedno" pokazuje jak odrobina szczerej uwagi dorosłego może odratować samotny, szary świat małego mieszkańca domu dziecka. Szczególnym walorem tego wydania jest umieszczenie tekstu w oryginalnym języku, wraz z tłumaczeniem na język polski. Szczególnie polecam osobom uczącym się rosyjskiego.

Pokaż mimo to


Na półkach:

"Teoria opanowywania trwogi" Tomasza Organka to książka niebywała do tego stopnia, że szczerze wątpię czy uda mi się jeszcze spotkać drugie takie zjawisko. Podziwiać może dopiero ten, kto zrozumiał i zanurzył się w bezsilności bohaterów, a to może być dla niektórych przeszkoda nie do pokonania.
Ilość sprzeczności i kontrastów jakie ma w sobie ta pozycja, na początku bardzo przytłacza, ale jak ta wycinanka już się poskłada to efekt jest imponujący. Weźmy sobie styl. Rozdziały pięknie płyną zdanie po zdaniu, mają swój rytm, który zmienia się w zależności od miejsca w fabule i stanu psychofizycznego bohaterów, ale o sam język autora można się potknąć. Kilka razy udało mi się zgubić myśl, a powrót na odpowiednie tory zajmował trochę czasu. Taka sama sytuacja może mieć miejsce, kiedy zagapisz się na jakąś metaforę czy porównanie, nie mówiąc już o dygresjach, które tworzą na tyle ciekawą, odrębną ścieżkę, że twoje myśli całkiem wypadają z tekstu. Drugą stroną medalu jest treść, a raczej ton w którym ona wybrzmiewa. Cała książka na wskroś jest przesiąknięta dojmującym uczuciem obojętności, bezsilności i odrętwienia, zaś sama fabuła została zredukowana do minimum. Świetnie to widać na przykładzie głównej postaci męskiej, o której wiemy niewiele w stosunku do głównej postaci żeńskiej. On jest ważny, bo to z jego perspektywy poznajemy całą historię, ale de facto ta historia jest o niej - o jej problemach z dzieciństwa, które na tyle ją uwiązały, że nie jest w stanie tego odciąć i żyć po swojemu. Zakończenie w żaden sposób mnie nie zdziwiło, ale jeżeli któryś z czytelników poczuł się zaskoczony to z serca radzę jeden dzień spędzić na zwykłej obserwacji mijanych na ulicy ludzi. Wtedy zobaczysz Drogi Czytelniku, że wśród nich jest mnóstwo cieni, które naprawdę chciałyby żyć, ale nie wiedzą jak.
"Teoria opanowywania trwogi" to wspaniały debiut z krwi i kości, mówiący o tęsknocie za miłością. Jest to powieść tak przenikliwie surowa, chłodna i oschła, że wzbudza ogromne pokłady wrażliwości i pragnienie czułości. Wydaje mi się, że właśnie taka miała być, dlatego gorąco ją polecam (w szczególności fanom Organka, którzy chcą poznać kolejną warstwę jego pięknej duszy).

"Teoria opanowywania trwogi" Tomasza Organka to książka niebywała do tego stopnia, że szczerze wątpię czy uda mi się jeszcze spotkać drugie takie zjawisko. Podziwiać może dopiero ten, kto zrozumiał i zanurzył się w bezsilności bohaterów, a to może być dla niektórych przeszkoda nie do pokonania.
Ilość sprzeczności i kontrastów jakie ma w sobie ta pozycja, na początku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Czasami kłamię" autorstwa Alice Feeney to książka tak niesamowicie pokręcona i wymyślna, że nie da się jej racjonalnie opisać, czy zrecenzować. Nawet nie jestem w stanie pojąć jakie to musiało być ogromne wyzwanie logistyczne, żeby utkać tak skomplikowaną fabułę. Zdania płyną lekko i bezszelestnie jedno za drugim, ale atmosfera jest bardzo ciężka. Ilość bólu i nienawiści poraża, a obłęd wisi w powietrzu od samego początku. Niech reszta pozostanie tajemnicą. Polecam czytać w odosobnieniu i skupieniu, bo szczegóły budują odpowiedzi na wszystkie nurtujące czytelnika pytania, a nawet tworzą kolejne. Niezwykła pozycja godna ekranizacji. Gorąco zachęcam do lektury.

"Czasami kłamię" autorstwa Alice Feeney to książka tak niesamowicie pokręcona i wymyślna, że nie da się jej racjonalnie opisać, czy zrecenzować. Nawet nie jestem w stanie pojąć jakie to musiało być ogromne wyzwanie logistyczne, żeby utkać tak skomplikowaną fabułę. Zdania płyną lekko i bezszelestnie jedno za drugim, ale atmosfera jest bardzo ciężka. Ilość bólu i nienawiści...

więcej Pokaż mimo to