-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać245
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2020-11-03
2015-08-10
2018-11-14
Antologia - sto stron komiksu na stulecie odzyskania niepodległości. Taki był przynajmniej plan, gdyż życie szybko weryfikowało, że owe sto stron to o wiele za mało.
Album wydany bardzo ładnie i schludnie. Piękniście się prezentuje na półce, no i stanowi ciekawą pamiątkę z okrągłej rocznicy odzyskania niepodległości przez naszą Ojczyznę kochaną.
A cóż mamy w jego środku? Szesnaście nowel komiksowych plus dwustronicowy kadr z albumu "Tytus, Romek i A'Tomek obchodzą 100-lecie odzyskania niepodległości Polski z wyobraźni Papcia Chmiela narysowani" (który za cholerę nie jest siedemnastą nowelą, tylko właśnie dwustronicowym kadrem reklamującym osobny album ;) ). Każdą z nich poprzedzono biogramami twórców oraz krótkimi wstępami prezentującymi przeważnie rys historyczny danej opowieści.
Przejdźmy teraz do tego, co tygryski lubią najbardziej, czyli do komiksiorków. Scenariuszowo jest bardzo dobrze. Oprócz standardowych w tego typu albumach opowieści edukacyjno-historycznych mamy takie perełki jak wyborny "Szczypiorniak", mieszankę chocholego tańca z romantycznym mesjanizmem, czyli "Grę o granice", Kiciputkowy manifest feministyczny w "Głosie kobiet", wyborne boje węgierskich kolejarzy z komuchami parszywymi w "W ostatniej chwili", czy Patriotyzm złodziejski w "Ostatnim skoku". Długo można wymieniać...
Rysunkowo mamy istny majstersztyk. Kasprzyk, Lewandowski, Polch, Szyszko, wymieniona już Kiciputek, Zych i wielu, wielu innych... Cud, miód i malina. Żałuję jedynie, iż zabrakło w niniejszym albumie Grzegorza Rosińskiego. Szkoda, wielka szkoda...
Dzieła wieńczy garść felietonów znanych historyków, językoznawców oraz znawców i koneserów - zarówno teoretyków jak i praktyków - komiksu.
Istna perełka, która (myślałem, iż nigdy nie użyję tego zwrotu bez nuty pogardy, ale cóż... jednak się udało) bawiąc uczy.
Zdecydowanie polecam.
Antologia - sto stron komiksu na stulecie odzyskania niepodległości. Taki był przynajmniej plan, gdyż życie szybko weryfikowało, że owe sto stron to o wiele za mało.
Album wydany bardzo ładnie i schludnie. Piękniście się prezentuje na półce, no i stanowi ciekawą pamiątkę z okrągłej rocznicy odzyskania niepodległości przez naszą Ojczyznę kochaną.
A cóż mamy w jego środku?...
2017-10-19
"Skąd się bierze woda sodowa i nie tylko" czyli "Saga o Kudłaczku i Bąbelku - Dzieła Zebrane" Tadeusza Baranowskiego.
I niby wszystko powinno być jasne...
Niby, gdyż przy każdym czytaniu odkrywam w tym komiksie kolejne suspensy, zaś granice surrealizmu non stop się przesuwają ukazując kolejne dna tego kociołka buzującego wrzącą totalną psychodelą.
Kudłaczek i Bąbelek są, tuż obok Kajka i Kokosza, bohaterami mojego dzieciństwa. Kurczę, na ich przygodach uczyłem się czytać...
Ach te wspomnienia... Aż się łezka w oku zakręciła... Później zaś, niczym strzał ciężkim kafarem w łepetynkę, rąbła mnie przerażająca myśl, jak mało z tego dzieła wówczas zrozumiałem...
Genialna Sprawa Panie Tadeuszu. Mistrzem Pan jesteś i kropka.
PS.
Dzięki wydawnictwu Ongrys otrzymaliśmy owe wydanie zbiorcze zawierające trzy albumy "Skąd się bierze woda sodowa", "W pustyni i w paszczy" oraz "Przepraszamy, remanent", czyli wszystko o Kudłaczku i Bąbelku.
PS2.
Niemal zapomniałem - w prezencie do niniejszego albumu otrzymałem jeszcze okraszony piękną grafiką Pana Tadeusza Plan lekcji... I teraz mam wielką zagwozdkę... Co ja mam niby z nim zrobić? Powiesić sobie na ścianie nad kompem w robocie, czy może mojej chrześnicy oddać? Dylemat w stylu "osiołkowi z żłoby dano..."
Ps3.
"Ależ Wodzu, co wódz!"
"Skąd się bierze woda sodowa i nie tylko" czyli "Saga o Kudłaczku i Bąbelku - Dzieła Zebrane" Tadeusza Baranowskiego.
I niby wszystko powinno być jasne...
Niby, gdyż przy każdym czytaniu odkrywam w tym komiksie kolejne suspensy, zaś granice surrealizmu non stop się przesuwają ukazując kolejne dna tego kociołka buzującego wrzącą totalną psychodelą.
Kudłaczek i Bąbelek są,...
2017-10-01
Za wielki ze mnie szczyl, aby załapać się na Relaxy w kioskach. Zabrakło mi tych kliku wiosnek, aby móc, jak starsi koledzy, delektować się tymi cudeńkami... Co prawda w tamtych "wesołych" czasach każde wydanie komiksu graniczyło niemal z cudem, ale wokół Relaxów powstała prawdziwa legenda, która z każdym kolejnym rokiem rosła w siłę i coraz bardziej opiewała genialność magazynu komiksowego, który pomimo, iż wydawany był w zamierzchłych latach głębokiej komuny dorównywał takim gigantom znad Loary jak TinTin czy Pilote.
Więc, gdy tylko Egmont wydał pierwszy tom antologii komiksów wydawanych w Relaxie natychmiast go zakupiłem. Zakupiłem i jak to często miewam w zwyczaju położyłem w kąciku i na śmierć o niej zapomniałem...
Na szczęście nadeszła pora na tom drugi, który również zakupiłem, i który, dla odmiany, postanowiłem przeczytać, ale po zapoznaniu się z jego poprzednikiem.
Teraz, już po lekturze pierwszej antologii opowieści rysunkowych z Relaxu muszę przyznać, iż z tymi Relaxami jest jak z każdą legendą... Jest w niej ziarnko prawdy...
Większość komiksów zaprezentowanych w niniejszym albumie pod względem scenariusza podzielić można na dwie grupy: takie w miarę sympatyczne ramotki oraz bezczelną i aż tak nachalną iż wręcz niesmaczną komunistyczną propagandę (rysunki do jednego z takowych "dzieł" upłodził sam Grzegorz Rosiński... po przeczytaniu tego czegoś stwierdziłem, iż ja na miejscu Pana Grzegorza również w trymiga uciekałbym z takiej Polski, która zmuszałaby mnie do oddawania co jakiś czas takowych haraczy, aby móc swobodnie żyć i tworzyć... koszmar...). Oczywiście od powyższej reguły istnieją dwa wyjątki, które niestety świadczą wyłącznie o niej.... Chodzi mi oczywiście o genialne komiksy Janusza Christy i Tadeusza Baranowskiego. Ale cóż, dwóch mistrzów nie mogło przecież postąpić inaczej.
Odnośnie zaś rysunków... Z głębokim wytrzeszczem oczu i otwartą w niemym zachwycie gębą kartkowałem niniejszy album... Rosiński, Polch, Christa, Baranowski, Wróblewski, Szyszko... Czegóż można chcieć więcej? Genialne rysunki... Tym bardziej, iż w bohaterze "Spotkania" dopatrzyłem się rysów Funky'ego Kovala, a w bohaterach "Najdłuższej podróży" Yansa. Bomba!
Teraz wypadałoby skreślić kilka słów wyjaśniających ocenę...
Graficznie gwiazdek zdecydowanie dziesięć, scenariuszowo - powiedzmy lekko naciągane sześć. Stąd ósemeczka. Do tego jeszcze spora dawka sentymentu i kilku powrotów do krainy dzieciństwa...
Dziękuję Panie Kołodziejczak, zarówno Panu i jak Klubowi Świata Komiksu, któremu Pan szefuje za spełnienie jednego z moich gówniarskich marzeń!
Za wielki ze mnie szczyl, aby załapać się na Relaxy w kioskach. Zabrakło mi tych kliku wiosnek, aby móc, jak starsi koledzy, delektować się tymi cudeńkami... Co prawda w tamtych "wesołych" czasach każde wydanie komiksu graniczyło niemal z cudem, ale wokół Relaxów powstała prawdziwa legenda, która z każdym kolejnym rokiem rosła w siłę i coraz bardziej opiewała genialność...
więcej mniej Pokaż mimo to
W pewnym okresie mego żywota zwanym potocznie "podstawówkowym" byłem dumnym posiadaczem trzech albumów komiksowych o dzielnej Ais z planety Des, która na polecenie Wielkiego Mózgu (takiego cusia w stylu Najwyższej Inteligencji Kree*), podjęła się misji uczłowieczania (a raczej udesowiania i nie, nie chodzi tu wcale o takiego jednego Tytusa) małpoludów na pewnej Błękitnej Planecie. Albumy owe, a raczej ich strzępy nieludzko zaczytane, nadal dumnie posiadam.
Minęło dwadzieścia i kilka lat, a ja dowiedziałem się, że tych moich komiksików było nie trzy, a osiem i nie nazywają się one "Saga o Ais", tylko "Ekspedycja", której to wydanie zbiorcze natychmiast sobie zakupiłem.
Cóż... Lepiej późno, niż wcale.
Jednak lekko obawiałem się konfrontacji mnie - starego konia z gówniarskimi ciągotkami, więc po wydanie zbiorcze "Ekspedycji" odważyłem się sięgnąć dopiero po pięciu kolejnych latach. Sięgnąłem, przeczytałem i kurde bele, stara miłość jednak nie rdzewieje. Magia Ais nadal działa. Wessało mnie niczym odkurzacz odrzutowy...
Panowie Mostowicz i Górny odwalili genialną wręcz robotę wyciskając z bełkotu największego świra pośród ufofilów - Pana Ericha von Dänikena - wszystko co najlepsze, tworząc wyborne awanturnicze s-f ze sporą dawką space opery.
Pan Boguś Polch, zaś... To, co Pan Polch wymalował w "Ekspedycji" jest wręcz genialne. Nowatorskie, przynajmniej jak na Polskie standardy. Epokowe. Nie wierzycie? Porównajcie sobie kombinezony Ais i jej podwładnych z kombinezonami w "Bogach z Gwiazdozbioru Aquariusa" Kasprzaka, ba przyjrzyjcie się dokładnie kombinezonom kosmitów w (a w szczególności herbom na piersi owych kombinezonów) w "Thorgalu" Rosińskiego.
Sami Państwo przyznajcie, jakie były rysunki Polcha w "Ekspedycji", skoro sam Grzegorz Rosiński kopiował je (tfu... "wzorował się na nich") w wielkim dziele komiksu światowego, jakim jest niewątpliwie "Thorgal".
Na koniec dwa minusy tej konkretnej edycji sagi komiksowej o Ais. Pierwszy - kloc z niego niemożebny. Tego nie idzie czytać trzymając w rękach, gdyż ręce te takowego ciężaru nie są w stanie utrzymać dłużej niż kilka minut ;)
I drugi, taki delikatny - trzy ostatnie tomy są inaczej pokolorowane. Jakoś tak bardziej niechlujnie. Jakby rozwodnionymi farbkami akwarelowymi. Niby drobnostka, a kłuje w oczęta.
_________________
(*) - ot dożyliśmy czasów, w których chcąc, aby młodsze pokolenia cię człecze zrozumiały, musisz im wszyćko do Marvela przyrównywać ;)
W pewnym okresie mego żywota zwanym potocznie "podstawówkowym" byłem dumnym posiadaczem trzech albumów komiksowych o dzielnej Ais z planety Des, która na polecenie Wielkiego Mózgu (takiego cusia w stylu Najwyższej Inteligencji Kree*), podjęła się misji uczłowieczania (a raczej udesowiania i nie, nie chodzi tu wcale o takiego jednego Tytusa) małpoludów na pewnej Błękitnej...
więcej Pokaż mimo to