-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
John Glatt, jeden z najlepszych współczesnych autorów true crime, w swoich książkach przedstawia historie z życia wzięte. Reportaże jego autorstwa są rzetelne i bardzo szczegółowe, wzbudzających tym samym w czytelniku ogromne emocje. Osobiście nie przeszkadzają mi brutalne i mocne sceny, których, nawiasem mówiąc, w reportażach autora nie brakuje. Jednak, czytając książkę, która opowiada prawdziwą historię, nie sposób jest nie poczuć przerażenia, strachu, czy nawet uronić łzy.
Historia, którą Glatt przytacza w swojej najnowszej książce „Mój słodki aniołku” opowiada o Lacey Spears, matce, która z zimną krwią zabiła swojego pięcioletniego synka Gartnera.
Lacey Spears dla świata zewnętrznego była idealną matką, która regularnie publikowała w mediach społecznościowych, ich trudną sytuację i problemy zdrowotne Gartnera. Rzeczywistość jednak była inna – Lacey to podręcznikowy przykład osoby cierpiącej na zastępczy zespół Münchhausena. Niemal od pierwszych dni życia Gartnera, kobieta robiła wszystko by doprowadzić u niego do choroby wzbudzających tym samym ogromne współczucie wśród personelu szpitali, jak również osób, które śledziły jej media społecznościowe. Wszystko uległo zmianowi w styczniu 2015 roku, kiedy to media obiegła wstrząsająca wiadomość. Lacey została oskarżona o otrucie swojego pięcioletniego synka wysokim stężeniem soli, którą podała poprzez sondę żołądkową.
„Popełniła ostateczną zdradę, jaką może popełnić matka. Miała go kochać, wychowywać, opiekować się nim i go chronić. Zamiast tego zrobiła coś zupełnie przeciwnego: zabiła go.”.
To, o czym przeczytałam w książce, nigdy nie powinno mieć miejsca. Przyznaję, że do tej pory nie znałam tej historii i dzisiaj będą po lekturze reportażu Johna Glatta zrobiłabym wszystko, by wymazać z pamięci tę historię i dalej żyć w niewiedzy, że gdzieś tam za oceanem jest kobieta, która bez żadnych skrupułów pozbawiła życia swoje dziecko. Niestety, nie da się. Ta historia już na zawsze pozostanie w mojej pamięci.
„Pod wieloma względami zbrodnia ta była niewyobrażalna w swoim okrucieństwie, a działania oskarżonej – godne pogardy. Nawet w szpitalu nie okazała ona litości swojej ofierze, którą był jej własny syn. Mały Garnett został okradziony z szansy na normalne dorastanie i szczęśliwe dzieciństwo, bo jego matką kierowała potrzeba zwrócenia na siebie uwagi”, czytał w uzasadnieniu wyroku sędzia rozpatrujący sprawę.
„Mój słodki aniołku” to przerażająca historia, która nie tyle wzrusza i wyciska łzy, ona szokuje i wstrząsa czytelnikiem. Autor bardzo szczegółowo przedstawia wszystkie wydarzenia, nie koloryzuje. Widać, że Glatt poświęcił wiele czasu, zrobił dokładny reaserach, by historia, którą nam przedstawia, była rzetelna. W książce zawarte zostały również, zapisy z prowadzonego przez policję śledztwa oraz przesłuchań świadków, bardzo szczegółowo opisany został również cały przewód sądowy. W tej całej historii najbardziej przeraża fakt, że nikt z bliskich, czy nawet dalszych znajomych Lacey nie zauważył, że z tą kobietą dzieje się coś dziwnego, a w jej domu rozgrywa się niewyobrażalna tragedia.
„Mój słodki aniołku” to wstrząsająca historia, która pozostanie w mojej pamięci już na zawsze. To jedna z tych historii, której nie da się przeczytać na raz, bo okrucieństwo, jakiego doświadczył Garrnet, jest niewyobrażalne. Wiem, że nie każdy będzie w stanie przeczytać tę książkę i poznać historię pięcioletniego chłopca, którego wszyscy uważali za cudowne, zawsze uśmiechnięte i otwarte na przyjaźń dziecko, gdyż jest to mocna lektura, ale mimo wszystko zachęcam, ze względu na to, byśmy szerzej otworzyli oczy i nie wierzyli we wszystko to, co widzimy w mediach społecznościowych.
John Glatt, jeden z najlepszych współczesnych autorów true crime, w swoich książkach przedstawia historie z życia wzięte. Reportaże jego autorstwa są rzetelne i bardzo szczegółowe, wzbudzających tym samym w czytelniku ogromne emocje. Osobiście nie przeszkadzają mi brutalne i mocne sceny, których, nawiasem mówiąc, w reportażach autora nie brakuje. Jednak, czytając książkę,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Twórczość Adriana Bednarka znam doskonale i bardzo sobie cenię jego pióro. Nie ma chyba drugiego takiego autora, który potrafi stworzyć niesamowicie intrygujących psychopatycznych bohaterów. „Stella. Oblicza zemsty” to drugi tom przygód żądnej zemsty psychopatki, która, podobnie jak jej poprzednik, Kuba Sobański, zajmuje szczególne miejsce w moim kryminalnym sercu.
W świecie pełnym mrocznych sekretów, granice zemsty nie istnieją.
Uwięziona w mrocznej przeszłości Stella Skalska po śmierci matki powinna wyjechać z Częstochowy. Nie potrafi się jednak na to zdobyć, bo właśnie tutaj wśród ulic, które Skalska zna jak własną kieszeń, ukrywa się osoba, której zabicie przyniosłoby Stelli upragniony spokój i ukojenie. Targana niekontrolowanym pragnieniem zemsty prowadzi, więc rozrzutnie życie przepełnione luksusem. Pewnego dnia zgłasza się do niej klient z kuszącą i bardzo opłacalną, choć nietypową propozycją, którą po krótkim namyśle Skalska decyduje się przyjąć. Niedługo potem okazuje się, że Stella zostaje wplatana w sieć intryg, która zmusi ja do walki o przetrwanie, w której będzie musiała skonfrontować się nie tylko z groźnym przeciwnikiem, ale również z własnymi słabościami.
„Stella. Oblicza zemsty” to kolejny genialny thriller w dorobku Adriana Bednarka, który dostarczył mi niesamowitych wrażeń. Autor jest mistrzem w tworzeniu nieszablonowych historii z psychopatami w roli głównej i myślę, że nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Każda książka, która wychodzi spod pióra autora to dla mnie gwarancja dobrej lektury — zawsze jest mrocznie, tajemniczo i brutalnie, czyli tak, jak lubię. Mimo iż historie, które tworzy autor owiane są mroczną aurą, to za sprawą jego wprawnego i lekkiego w odbiorze pióra, te historie czyta się z niezwykłą przyjemnością.
„Stella. Oblicza zemsty” to historia, w której autora zaprasza nas do świata bezwzględnej owładniętej żądzą zemsty psychopatki, która nie cofnie się przed niczym. Kreacja Stelli zrobiła na mnie ogromne wrażenie i muszę przyznać, że mój ulubieniec Sobański ma poważną konkurencję. Fabuła powieści wciąga od pierwszych stron i trzyma w nieustającym napięciu do samego końca. Nie brakuje w niej mocnych i brutalnych scen, zaskakujących zwrotów akcji i przede wszystkim emocji, które targają nami jeszcze długo po odłożeniu książki na półkę.
Adrian Bednarek to jeden z tych autorów, którzy jeszcze nigdy mnie nie zawiedli i wiem, że nie zawiodą. Najnowsza książka autora w pełni spełniła moje oczekiwania, dostałam to, czego zawsze oczekuję, sięgając po thriller jego autorstwa. Czekam z niecierpliwością na kolejne książki. 🔥
Twórczość Adriana Bednarka znam doskonale i bardzo sobie cenię jego pióro. Nie ma chyba drugiego takiego autora, który potrafi stworzyć niesamowicie intrygujących psychopatycznych bohaterów. „Stella. Oblicza zemsty” to drugi tom przygód żądnej zemsty psychopatki, która, podobnie jak jej poprzednik, Kuba Sobański, zajmuje szczególne miejsce w moim kryminalnym sercu.
W...
Thrillery psychologiczne to gatunek, po który od zawsze sięgam z ogromną przyjemnością. Jednak najbardziej intrygują mnie i fascynują historie, w których autor porusza trudne, czasami kontrowersyjne tematy. Taką właśnie historią jest najnowsza powieść Liz Nugent „Dziwna Sally Diamond”.
„Kiedy umrę, wystaw mnie na śmietnik – rzucił. Będę martwy, więc co to za różnica. Ty na pewno będziesz wypłakiwać oczy – zaśmiał się. I ja też, bo oboje wiedzieliśmy, że nie będę.
Ja nigdy nie płaczę”.
Sally Diamond, nieprzystosowana społecznie ponad czterdziestoletnia kobieta, która słowa swojego ojca wzięła na poważnie i po jego śmierci pozbyła się jego ciała, paląc go w przydomowej spalarni, nie zdając sobie sprawy z tego, jak wielkie wywoła to oburzenie wśród lokalnej społeczności, a tym samym sprowadzi na nią problemy. Tylko, skąd miała wiedzieć, że to nielegalne? Od tej chwili życie Sally Diamond ulega całkowitej zmianie. Kobieta staje się źródłem plotek. Wydarzenia z ostatnich dni nie dają jej spokoju, a jakby tego było mało, kilka dni po pogrzebie ojca dostaje tajemniczą przesyłkę, zawierającą brudnego pluszowego misia. Sally zaczyna zastanawiać się nad swoją przeszłością i spróbować odkryć prawdę o swoim pochodzeniu.
„Dziwna Sally Diamond” to moje kolejne spotkanie z twórczością autorki. Już przy okazji książki „Pod skórą” byłam pod wrażeniem kunsztu pisarskiego autorki oraz talentu do tworzenia nieszablonowych historii. Jednak to, co tym razem oddała w nasze ręce Liz Nugent przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Historia, którą na kartach swojej powieści kreśli Nugent nie należy do łatwych, ale czyta się ją zaskakująco szybko. Wciąga i nie pozwala się odłożyć, nim nie przewrócimy ostatniej strony. „Dziwna Sally Diamond” to opowieść naszpikowana tajemnicami, które nieprzerwanie wylewają się z kart książki, budząc tym samym w czytelniku ogromne pokłady emocji. Szok i niedowierzanie towarzyszą nam niemal od pierwszych stron książki.
„Dziwna Sally Diamond” to jedna z tych książek, której nie sposób jest odłożyć przed poznaniem jej zakończenia. Pomimo trudnych tematów poruszanych przez autorkę, książkę czyta się błyskawicznie. Liz Nugent bez wątpienia potrafi zaintrygować czytelnika i wciągnąć w wykreowaną przez siebie fabułę, która trzyma nas w niepewności i napięciu do samego końca. Zachęcam mocno do lektury, szczególnie tych z Was, którzy cenią sobie nieszablonowe thrillery psychologiczne. „Dziwna Sally Diamond” z pewnością dostarczy Wam całej palety emocji, a przy tym zmusi do refleksji i przemyśleń. Czytajcie!
Thrillery psychologiczne to gatunek, po który od zawsze sięgam z ogromną przyjemnością. Jednak najbardziej intrygują mnie i fascynują historie, w których autor porusza trudne, czasami kontrowersyjne tematy. Taką właśnie historią jest najnowsza powieść Liz Nugent „Dziwna Sally Diamond”.
„Kiedy umrę, wystaw mnie na śmietnik – rzucił. Będę martwy, więc co to za różnica. Ty na...
Są takie książki, obok których nie potrafię przejść obojętnie. Są takie powieści, które wzruszają mnie do łez i wzbudzają we mnie ogromne pokłady emocji. Takie właśnie historie przelewa na papier Anna Rybakiewicz. „Ocaleni dla miłości” to kolejna już powieść autorstwa pani Anny, w której autorka z niezwykłą precyzją kreśli losy ludzi na tle wojennej zawieruchy.
W imię prawdziwej miłości, pomimo czyhającego za rogiem zagrożenia, człowiek zdolny jest do wszystkiego.
Henia i Moszek – młodzi i bez pamięci w sobie zakochani snują plany na przyszłość. Jednak kiedy wybucha wojna, wszystkie marzenia zdają się zamierać wraz z nadzieją na lepsze dni. Kiedy Moszek trafia do łomżyńskiego getta, Henia gotowa jest zrobić wszystko, by wyrwać ukochanego z piekła. Za murem getta spotyka bliską znajomą mamy, która prosi ją o uratowanie wnuczki. Pomimo targających nią obaw, Henia, ryzykując nie tylko własne życie, decyduje się uratować dziewczynkę. Przez wiele miesięcy, odcięci od świata i bliskich, we trójkę ukrywają się i zmagają z kolejnymi przeciwnościami losu. Jednak Henia żyje nadzieją, że kiedyś wojna się skończy, a ona i Moszek stworzą prawdziwy dom dla małej Chany. Kiedy na horyzoncie pojawia się szansa rozpoczęcia nowego życia z dala od wybuchających bomb i niemieckich oficerów, los ponownie drwi z zakochanych.
Wiele lat później w życiu Agaty, prawnuczki Heni, pojawia się mężczyzna, który przyjechał z Izraela, by poznać historię życia i miłości swoich przodków.
„Ocaleni dla miłości” to powieść, na której kartach Anna Rybakiewicz po raz kolejny przenosi nas w sam środek wojennej zawieruchy. Autorka z niebywałą precyzją snuje swoją opowieść na dwóch płaszczyznach czasowych, kreśląc przed nami poruszające losy dwojga młodych ludzi. W niezwykle ujmujący sposób ukazuje nam przerażające realia drugiej wojny światowej. Z drugiej jednak strony w pięknym stylu przedstawia nam obraz silnego uczucia, udowadniając tym samym, że dla prawdziwej miłości nie ma żadnych przeszkód.
„Ocaleni dla miłości” to ujmująca i poruszająca najczulsze struny serca opowieść o wielkiej miłości, poświęceniu i nieustającej nadziei na lepsze dni. Uwielbiam styl pani Anny, za każdym razem, biorąc do ręki jej książkę, wiem, że historia, którą poznam na kartach powieści, wzruszy mnie i wzbudzi we mnie mnóstwo emocji. Tak też było i tym razem. Chłonęłam tę powieść z ogromnym zaangażowaniem. Pomimo trudnej tematyki książkę czyta się wyśmienicie, gdyż niebywały kunszt pisarki i plastyczny język pani Anny sprawiają, że trudno oderwać się od lektury.
„Ocaleni dla miłości” to kolejna opowieść z gatunku literatury wojennej, która od pierwszych stron zawładnęła moim sercem. Nie brakuje w niej emocji, niezwykle obrazowych scen, które łamią serce, poruszających momentów, które wyciskają z oczu łzy. Jestem zachwycona zarówno historią, jaką stworzyła autorka, jak również jej niebywałym darem do posługiwania się słowem pisanym. Sposób przedstawienia poszczególnych wydarzeń w książce sprawia, że kartkując kolejne strony, nie sposób jest zamknąć oczu i w wyobraźni przenieść się do tych trudnych i jakże bolesnych czasów, w których przyszło żyć bohaterom powieści. „Ocaleni dla miłości” to przepiękna opowieść, której miłośnicy literatury wojennej nie powinni sobie odmawiać. Zachęcam z całego serca do lektury.
Są takie książki, obok których nie potrafię przejść obojętnie. Są takie powieści, które wzruszają mnie do łez i wzbudzają we mnie ogromne pokłady emocji. Takie właśnie historie przelewa na papier Anna Rybakiewicz. „Ocaleni dla miłości” to kolejna już powieść autorstwa pani Anny, w której autorka z niezwykłą precyzją kreśli losy ludzi na tle wojennej zawieruchy.
W imię...
Uwielbiam serie kryminalne, jednak mają one jeden minus – kiedyś nadchodzi ten moment, że w nasze ręce trafia ostatni tom. Tak też jest w przypadku serii o prokuraturze Konradzie Kroonie. „Wszystko, co widziałeś” to czwarty, a zarazem ostatni tom serii autorstwa Cyryla Sone. Przyznam, że jest mi trochę przykro z tego powodu, nie lubię rozstawać się z ulubionymi bohaterami, a Kroon to jedna z tych postaci literackich, które pozostaną w mojej pamięci i sercu na bardzo długo, a cała seria znajdzie się w czołówce najlepszych powieści kryminalnych.
„Bo jest takie zło, które nigdy nie gaśnie. I raz zaprószone, tli się aż po kres czasu”.
Na biurko prokuratora Konrada Kroona trafia sprawa tajemniczej śmierci trojga licealistów. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że nastolatkowie popełnili zbiorowe samobójstwo, jednak Kroon przekonany jest, że ta sprawa ma ukryte drugie dno.
Niebawem dochodzi do kolejnych pozornie niepowiązanych ze sobą zbrodni. Jednak pozostawione przy nich tajemnicze liczby sprawiają, że Kroon czuje, że depcze po piętach psychopatycznemu mordercy.
„Wszystko, co widziałeś” to idealne zwieńczenie serii. Po raz kolejny z przyjemnością zagłębiłam się w historii wykreowanej przez Cyryla Sone, która wciągnęła mnie od pierwszych stron, a prowadzone przez prokuratora Kroona śledztwo intrygowało tak mocno, że trudno mi było oderwać się od lektury. Styl i język autora sprawiają, że krocząc po kartach powieści, odnosimy nieodparte wrażenie, że jesteśmy cichymi obserwatorami poszczególnych wydarzeń. Przyznam szczerze, że nigdy nie byłam w Gdańsku, a Cyryl Sone sprawił, że czytając książkę, oczami wyobraźni widziałam miejsca, o których wspomina w swojej powieści. Zadziwia mnie to, jak ogromny talent posiada autor, który w życiu prywatnym jest prokuratorem. Bo to, że wątek kryminalny jest dopracowany w każdym, najdrobniejszym szczególnie nie powinno dziwić, jednak talent do budowania napięcia, obrazowego przedstawienia kolejnych wydarzeniach, mistrzowsko wykreowanych postaci, sprawia, że Cyryl Sone staje się jednym z autorów, którym wróżę świetlaną przyszłość na rynku wydawniczym. Oprócz tego Sone idealnie potrafi oddać emocje, które towarzyszą bohaterom powieści – strach, ból, niepewność, dążenie do prawdy – to wszystko jest tak namacalne, że czytelnik, podążając strona za stroną, jest w stanie odczuć to, co w danym momencie czują bohaterowie.
„Wszystko, co widziałeś” to rasowy kryminał, w którym nie brakuje dynamiki, zaskakujących zwrotów akcji, brutalności, trudnych tematów. Wszystkie zawarte w książce wątki są dokładnie przemyślane i dopracowane. Postaci są bardzo realistyczne – nie są krystaliczne, posiadają wady i zalety, borykają się z własnymi problemami, po piętach depcze im przeszłość, która nie daje o sobie zapomnieć. Takich właśnie bohaterów poszukuję w książkach. „Wszystko, co widziałeś” to historia, która wciąga i trzyma w nieustającym napięciu do samego końca, szokuje i wstrząsa czytelnikiem, mimo to nie sposób jest się oderwać od lektury, a chęć poznania zakończenia rośnie z każdą kolejną przeczytaną stroną. Ta historia to po prostu majstersztyk! Polecam miłośnikom dobrych nietuzinkowych powieści kryminalnych!
Uwielbiam serie kryminalne, jednak mają one jeden minus – kiedyś nadchodzi ten moment, że w nasze ręce trafia ostatni tom. Tak też jest w przypadku serii o prokuraturze Konradzie Kroonie. „Wszystko, co widziałeś” to czwarty, a zarazem ostatni tom serii autorstwa Cyryla Sone. Przyznam, że jest mi trochę przykro z tego powodu, nie lubię rozstawać się z ulubionymi bohaterami,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Z twórczością Pani Agaty Czykierdy-Grabowskiej miałam przyjemność spotkać się tylko raz, przy okazji powieści „Jak oddech”. Dość dobrze wspominam tamto spotkanie, dlatego zachęcona pozytywnymi recenzjami, oczarowana niezwykle przyciągająca wzrok okładką zdecydowałam się sięgnąć po thriller spod pióra autorki „Zapach świeżych trocin”.
Iza, trzydziestoletnia pisarka powieści grozy na skutek niefortunnego romansu z jednym ze swoich studentów, traci pracę na uczelni. Jej dotychczas poukładane życie zaczyna się spać jak domek z kart.
W momencie kiedy Iza zmuszona jest opuścić dotąd wynajmowane mieszkanie, z pomocą przychodzi jej dawny kolega. Mężczyzna proponuje kobiecie gościnę w mieszkaniu pokazowym w nowo powstałym apartamentowcu na obrzeżach Warszawy. Budynek, w którym znajduje się mieszkanie, nie jest jeszcze oddany do użytku, ale w pełni funkcjonalny, dlatego Iza decyduje się w nim zamieszkać. Ma nadzieję, że w ciszy i spokoju będzie mogła w pełni oddać się napisaniu nowej powieści, jednak już pierwszej nocy dzieje się coś, co sprawia, że pisarka zaczyna wątpić w słuszności swojej decyzji.
Ależ to było genialne! Nie ukrywam, czytając opinie, liczyłam, że to będzie dobra lektura, ale nie spodziewałam się, że aż tak! Ta historia to po prostu majstersztyk. Ja tej książki nie czytałam, ja ją dosłownie połknęłam.
Od pierwszych stron wciągnęłam się w tę powieść, zaintrygowana śledziłam kolejne wydarzenia i nic nie mogło mnie oderwać od lektury. Autorka umiejętnie buduje napięcie, potrafi wzbudzić w czytelniku ogromne emocje, a sceny, które miały miejsce w tej historii, momentami powodowały dreszcze i gęsią skórkę.
„Zapach świeżych trocin” to bardzo klimatyczny i pełen mroku thriller, który zaskakuje nie tylko świetnie skonstruowaną fabułą, ale również jej zakończeniem. I choć w pewnym momencie czytelnik jest w stanie przewidzieć, do czego prowadzi powstała historia i jak się zakończy, to i tak książkę czyta się wyśmienicie.
Autorka stworzyła niesamowicie emocjonującą opowieść, w której ból, samotność i żałoba grają pierwsze skrzypce. Podczas lektury nie sposób jest nie odczuwać tych wszystkich emocji, które towarzyszą głównej bohaterce. Sposób przedstawienia Izy przez autorkę zrobił na mnie ogromne wrażenie. Nie chcę opisywać, co takiego mnie zaskoczyło, z czym się zmagałam, czytając książkę, bo wiem, że tym, którzy mają w planach przeczytać książkę, na pewno zepsułabym przyjemność z czytania.
Thriller autorstwa Agaty Czykierdy-Grabowskiej to z pewnością jedna z lepszych historii, jakie czytałam w ostatnim czasie – mroczna, klimatyczna i trzymająca w napięciu do ostatniej strony. Jeżeli lubicie niebanalne thrillery, to z czystym sumieniem polecam Wam sięgnąć po „Zapach świeżych trocin”. Myślę, że tak historia zadowoli najbardziej wymagających czytelników.
Z twórczością Pani Agaty Czykierdy-Grabowskiej miałam przyjemność spotkać się tylko raz, przy okazji powieści „Jak oddech”. Dość dobrze wspominam tamto spotkanie, dlatego zachęcona pozytywnymi recenzjami, oczarowana niezwykle przyciągająca wzrok okładką zdecydowałam się sięgnąć po thriller spod pióra autorki „Zapach świeżych trocin”.
Iza, trzydziestoletnia pisarka powieści...
„Jak sprzedać nawiedzony dom” Grady'go Hendrixa to książka, na którą zwróciłam uwagę głównie dlatego, że laleczka z okładki bardzo przypomina postać z filmu „Laleczka Chucky”, który, nawiasem mówiąc, swego czasu był jednym z lepszych slasherów.
„Porywająca i równocześnie przerażająca opowieść o nawiedzonym domu i rodzinnej traumie”.
W momencie kiedy Louise dowiaduje się, że jej rodzice zmarli obawia się powrotu do rodzinnego domu. Nie chce mieć nic wspólnego z miejscem po brzegi wypchanym pozostałościami po karierze ojca i obsesji matki na punkcie lalek. Najbardziej jednak obawia się kontaktu z bratem, który nigdy nie opuścił rodzinnego miasta i ma za złe Louise jej życiowy sukces. Niestety, nie będzie mogła tego uniknąć, ponieważ wystawienie na sprzedaż domu rodzinnego będzie wymagało wiele poświęcenia zarówno ze strony Louise, jak i Marka.
Uwielbiam wszelkie historie o nawiedzonych domach, dlatego z ogromną ciekawością sięgnęłam po książkę Grady'go Hendrixa. Niestety, czuje się trochę zawiedziona. O ile fabuła i miejsce akcji bardzo mi się podobały, tak niestety zabrakło mi charakterystycznego napięcia i elementów grozy. Z ciekawością, jednak bez większych emocji, śledziłam kolejne wydarzenia. Stopniowe odkrywanie przed nami historii rodziny oraz od lat skrywanych tajemnic było dość intrygujące, jednak brakowało mi przy tym momentów, które powodowałyby szybsze bicie serca czy też strach.
Sięgając po książkę "Jak sprzedać nawiedzony dom" liczyłam na powieść, która sprawi, że kolejne strony będę przewracała z uczuciem niepokoju i strachu, tak jednak nie było. Z przykrością muszę stwierdzić, że historia, którą wykreował Hendrix, nie specjalnie mnie zachwyciła. Mimo to uważam, że jest to książka, której warto poświęcić chwilę, może ona okazać się dobrą rozrywką dla osób, które lubią czarny humor w książkach.
„Jak sprzedać nawiedzony dom” Grady'go Hendrixa to książka, na którą zwróciłam uwagę głównie dlatego, że laleczka z okładki bardzo przypomina postać z filmu „Laleczka Chucky”, który, nawiasem mówiąc, swego czasu był jednym z lepszych slasherów.
„Porywająca i równocześnie przerażająca opowieść o nawiedzonym domu i rodzinnej traumie”.
W momencie kiedy Louise dowiaduje się,...
Książki z literatury faktu to jeden z moich ulubionych gatunków, szczególnie te dotyczące wydarzeń i osób związanych z drugą wojną światową. Dlatego też bez zastanowienia zdecydowałam się sięgnąć po reportaż Daniela Patricka Browna „Piękna Bestia”, w którym autor przybliża czytelnikom postać Irmy Grese, strażniczki SS z Auschwitz.
Irma Grese – urocza i okrutna – zdaniem więźniarek: „piękna bestia”. „Piękna bestia” to opowieść o kobiecie, którą ideologia narodowego socjalizmu skutecznie przemieniła z naiwnej wiejskiej dziewczyny w bezwzględnego potwora. Uznawana była za jedną z najbardziej okrutnych I krwawych kobiet w historii świata.
W 1943 roku Irma Grese została skierowana do Auschwitz-Birkenau, gdzie awansowała do funkcji zastępczyni głównej nadzorczyni obozu kobiecego w Brzezince. Była ona nadzorczynią bloków żeńskich w kilku obozach koncentracyjnych i perwersyjną sadystką. Jest odpowiedzialna za śmierć setek kobiet. Po wojnie została osądzona i skazana na karę śmierci w wieku zaledwie 22 lat. Grese nie okazała skruchy. Wyrok został wykonany 13 grudnia 1945 roku o godz. 9:34 w więzieniu w Hameln.
Irmę Grese uznaje się za jedną z najokrutniejszych funkcjonariuszek SS. Ze względu na niezwykłą urodę kontrastującą z brutalnością więźniarki Auschwitz-Birkenau nadały jej przydomek „piękna bestia”.
Daniel Patrick Brown na podstawie dostępnych materiałów przedstawia nam życiorys Irmy Grase, począwszy od najmłodszych lat, śledzimy jej życie i karierę, jaką pełniła w obozie. Książka napisana jest prostym w odbiorze językiem. Nie jest to pierwsza książka o Irmie Grese, którą miałam przyjemność przeczytać, dlatego zawarte w niej informacje nie wywołały głębszych emocji. Sięgając po tę książkę, liczyłam na coś mocniejszego, więc po skończonej lekturze czuję lekki niedosyt. Niemniej jednak uważam, że osoby, które interesują się historią, powinny sięgnąć po tę książkę.
Książki z literatury faktu to jeden z moich ulubionych gatunków, szczególnie te dotyczące wydarzeń i osób związanych z drugą wojną światową. Dlatego też bez zastanowienia zdecydowałam się sięgnąć po reportaż Daniela Patricka Browna „Piękna Bestia”, w którym autor przybliża czytelnikom postać Irmy Grese, strażniczki SS z Auschwitz.
Irma Grese – urocza i okrutna – zdaniem...
„Zdejmij z nieba księżyc” to jedna z tych książek, które aż się proszą, by po nie sięgnąć. Wiele osób zachwalało i zachwycało się tą powieścią, więc ja również nabrałam ochoty, by poznać historię Joshuy i Lauren.
Joshua i Lauren są młodym szaleńczo w sobie zakochanym małżeństwem. Wydawać by się mogło, że życie stoi przed nimi otworem, a wspólne chwile, jakie mają przed sobą, są spełnieniem najskrytszych marzeń. Jednak z dnia na dzień ich poukładany świat burzy się niczym domek z kart. Okazuje się, że Lauren jest śmiertelnie chora i pozostało jej niewiele czasu. Z każdym dniem choroba postępuje, mimo to Joshua nieustannie szuka sposobu, by powstrzymać to, co nieuchronne. Lauren natomiast obawia się, że jej mąż nie poradzi sobie z jej śmiercią, dlatego układa plan, który ma pomóc Joshui pozbierać się po tragedii. Pisze do niego listy, jeden na każdy miesiąc, na cały rok po jej śmierci. Lauren chce w ten sposób przeprowadzić męża przez wszystkie etapy żałoby, tak aby on nadal cieszył się życiem i był szczęśliwy.
Historia, którą oddała w ręce czytelników Kristan Higgins to bez wątpienia jedna z tych powieści, które wzbudzają w czytelniku ogromne emocje, rozrywają serce i wyciskają z oczu łzy. Powieść wciąga od pierwszych stron, z przyjemnością chłonęłam kolejne strony. Jednak muszę przyznać, że nie zabrakło momentów, w których czułam się odrobinę znużona toczącą się fabułą. Nie umniejsza to jednak mojej ocenie całości historii Joshuy i Lauren, bowiem jest to jedna z najpiękniejszych i najbardziej poruszających historii, jakie miałam okazję poznać.
„Zdejmij z nieba księżyc” to powieść bolesna i bardzo przejmująca, ale jednocześnie piękna, momentami zabawna i niewątpliwie podnosząca na duchu. To taka historia, która skłania do refleksji, daje nam jasno do zrozumienia, że powinniśmy doceniać bliskich, bo nie wiadomo jak długo będziemy cieszyć się wspólnym szczęściem. „Zdejmij z nieba księżyc” pomimo trudnego i bolesnego tematu, czyta się jednym tchem. Emocje wylewają się na każdej stronie i nie sposób jest powstrzymać napływających do oczu łez. Jestem osobą, która rzadko wzrusza się podczas czytania, jednak ostatnie kilka stron historii Lauren i Joshuy czytałam ze łzami w oczach. Nie odmawiajcie sobie tej powieści, warto, a nawet trzeba, poświęcić dla niej chwilę. Zachęcam mocno do lektury.
„Zdejmij z nieba księżyc” to jedna z tych książek, które aż się proszą, by po nie sięgnąć. Wiele osób zachwalało i zachwycało się tą powieścią, więc ja również nabrałam ochoty, by poznać historię Joshuy i Lauren.
Joshua i Lauren są młodym szaleńczo w sobie zakochanym małżeństwem. Wydawać by się mogło, że życie stoi przed nimi otworem, a wspólne chwile, jakie mają przed...
Nie od dzisiaj wiadomo, że uwielbiam debiuty i sięgam po nie z ogromną przyjemnością, szczególnie te, które zostały napisane przez naszych rodzimych autorów. „Jednorożec” Rafała Gliny to kryminał, po który sięgnęłam głównie dlatego, że ma genialną okładkę. A ja, jak wiadomo, jestem okładkową sroką, więc tej książki nie mogło zabraknąć w mojej biblioteczce.
W Suchaniu, niewielkim miasteczku, dochodzi do zbrodni, zostaje uduszona kobieta. Sprawą zajmuje się podkomisarz Okoński, który szybko orientuje się, że to nie będzie łatwe dochodzenie. Sprawca był bardzo skrupulatny, nie pozostawił żadnych śladów – poza włosem. Niebawem w sąsiedniej miejscowości dochodzi do identycznej zbrodni. Okoński zaczyna odkrywać kolejne powiązania i fakty dotyczące zbrodni. Czy uda mu się rozwikłać zagadkę?
„Jednorożec” to mocny i bardzo krwawy debiut Rafała Gliny, który zrobił na mnie duże wrażenie. W książce nie brakuje zaskakujących zwrotów akcji, mnóstwa tajemnic i niewiadomych. Autor umiejętnie buduje napięcie, które towarzyszy nam niemal do samego końca tej historii. Prowadzone śledztwo z każdą kolejną stroną intryguje coraz bardziej, autor podsyca nasza ciekawość i ciężko jest oderwać się od lektury.
„Jednorożec” to naprawdę udana historia, którą pomimo brutalnych i mocnych scen, czyta się zaskakująco szybko. Styl autora jest przyjemny i lekki, potrafi wzbudzić w czytelniku ciekawość i emocje. Nie mam nic do zarzucenia tej historii. Być może nie jest to wybitny kryminał, taki, który zaskakuje czymś nowym, jednak czyta się dobrze, wzbudza emocje i intryguje od pierwszych stron, dlatego uważam, że debiut Pana Rafała zdecydowanie zasługuje na uwagę czytelników. Polecam.
Nie od dzisiaj wiadomo, że uwielbiam debiuty i sięgam po nie z ogromną przyjemnością, szczególnie te, które zostały napisane przez naszych rodzimych autorów. „Jednorożec” Rafała Gliny to kryminał, po który sięgnęłam głównie dlatego, że ma genialną okładkę. A ja, jak wiadomo, jestem okładkową sroką, więc tej książki nie mogło zabraknąć w mojej biblioteczce.
W Suchaniu,...
„Czereśniowy sad” to moja pierwsza powieść Aleksandry Rochowiak, którą miałam przyjemność przeczytać. Cieszę się, że ta książka trafiła w moje ręce, bo jestem wprost oczarowana zarówno piórem autorki, jak również historią, którą stworzyła pani Aleksandra.
Eliza Dębska wiedzie szczęśliwe życie u boku ukochanego męża i dziesięcioletniej córki, Poli. Kiedy dziewczynka po raz pierwszy wyjeżdża na obóz, nie ma chwili, w której Eliza by się o nią nie martwiła. Jakby tego było mało, Eliza odbiera telefon z hospicjum w Gdyni, w którym rzekomo przebywa jej zaginiona przed wieloma laty matki, Maria Zaborowska.
Pomimo targających Elizą wątpliwości, namówiona przez męża postanawia pojechać na drugi koniec Polski, by dowiedzieć się, czy kobieta, która podaje się za jej matkę, faktycznie jest z nią spokrewniona.
„Czereśniowy sad” to przepiękna i bardzo przejmująca powieść, która porwała mnie od pierwszych stron. Autorka z niezwykłą subtelnością i delikatnością kreśli przed nami historie prawdziwej miłości. Bohaterowie „Czereśniowego sadu” są tak bardzo realistyczni, że nie sposób jest ich nie polubić. Już pierwsze strony powieści zachwyciły mnie tak mocno, że wciągnęłam się w tę niezwykle emocjonującą opowieść, a tym samym stałam się cichym obserwatorem, który strona po stronie poznaje niezwykle poruszającą, ale i cudowną historię rodziny i jej tajemnice.
Jestem zachwycona zarówno wykreowaną fabułą, jak również wspaniałym kunsztem pisarskim autorki. Agnieszka Rochowiak ma lekki i przyjemny w odbiorze styl, pięknym słowem pisanym tworzy niezwykle ujmujące historie, które czyta się jednym tchem.
Pani Agnieszka Rochowiak stworzyła poruszającą opowieść, która chwyta za serce i pozostaje w pamięci na bardzo długi czas. Oddała w nasze ręce powieść, w której porusza trudne tematy, takie jak trauma z dzieciństwa, odrzucenie, poczucie winy, tym samym historia z karta powieści skłania czytelnika do refleksji. Nie brakuje w niej emocji, wzruszeń i momentów, które powodują uśmiech na twarzy. Z całego serca polecam Wam tę powieść, z pewnością zachwyci ona miłośników gatunku.
„Czereśniowy sad” to moja pierwsza powieść Aleksandry Rochowiak, którą miałam przyjemność przeczytać. Cieszę się, że ta książka trafiła w moje ręce, bo jestem wprost oczarowana zarówno piórem autorki, jak również historią, którą stworzyła pani Aleksandra.
Eliza Dębska wiedzie szczęśliwe życie u boku ukochanego męża i dziesięcioletniej córki, Poli. Kiedy dziewczynka po raz...
Ałbena Grabowska autorka bestsellerowej serii „Stulecie winnych” powróciła z nową powieścią „Odlecieć jak najdalej”. Do tej pory miałam przyjemność przeczytać tylko jedną książkę autorki, którą wspominam bardzo dobrze. Dlatego jak tylko zobaczyłam zapowiedź najnowszej historii spod pióra autorki, to wiedziałam, że nie mogę jej sobie odmówić.
Warszawa, rok 1965. Ola Czerniawska jest zdolną i ambitną uczennicą klasy maturalnej. Matka dziewczyny na skutek traumy po powstaniu warszawskim od lat przebywa w szpitalu psychiatrycznym, ojca niestety nie miała okazji poznać. Mieszkająca na co dzień z babcią Ola marzy o tym, by wyjechać na Zachód. Jednak od jakiegoś czasu zarówno Ola, jak i jej babcia są obserwowane przez TW Czyżyka. Dlaczego to właśnie one są w kręgu zainteresowań służby bezpieczeństwa? Kim jest tajny agent, który na każdym kroku bacznie obserwuje kobiety? Czy Oli uda się spełnić marzenie o wyjeździe?
Ależ to była wspaniała powieść! Powiedzieć, że jestem zachwycona to jakby nie powiedzieć nic. Ałbena Grabowska na kartach swojej powieści zabiera nas do lat 60. ubiegłego wieku, gdzie wciąż obecne były ślady wojny i powstania warszawskiego, które jak cień kładły się na mieszkańców Warszawy. Autorka bardzo obrazowo, wręcz realistycznie kreśli losy bohaterów, którzy wciąż nie mogą odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
„Odlecieć jak najdalej” to bardzo emocjonująca i poruszająca opowieść, w której nie brakuje rodzinnych traum, skrzętnie skrywanych tajemnic, marzeń o lepszym życiu. Historia Oli i jej bliskich wciągnęła mnie od pierwszych stron, czytałam ją z zapartym tchem, nie mogąc oderwać się od lektury, choćby na moment. Autorka po raz kolejny zachwyciła mnie swoim wspaniałym kunsztem pisarskim i udowodniła, że ma niebywały talent do pisania powieści z historią w tle. Jeżeli lubicie powieści, w których autor nawiązuje do dawnych lat, przemyca w swoich powieściach znane postaci, to nie możecie sobie odmówić najnowszej książki Ałbeny Grabowskiej. Zachęcam Was z całego serca do lektury.
Ałbena Grabowska autorka bestsellerowej serii „Stulecie winnych” powróciła z nową powieścią „Odlecieć jak najdalej”. Do tej pory miałam przyjemność przeczytać tylko jedną książkę autorki, którą wspominam bardzo dobrze. Dlatego jak tylko zobaczyłam zapowiedź najnowszej historii spod pióra autorki, to wiedziałam, że nie mogę jej sobie odmówić.
Warszawa, rok 1965. Ola...
„Gdy prawda milczy” to opowieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, które w 2007 roku wstrząsnęły Czechami. „Dzieci z Kuřim” to jedna z najgłośniejszych, a zarazem najbardziej wstrząsających spraw kryminalnych w historii kraju.
Anička nie miała szczęśliwego dzieciństwa. Porzucona przez rodziców narkomanów trafiła najpierw do handlarzy ludźmi, następnie do Norwegii, gdzie przeżyła prawdziwy koszmar. Kiedy w wieku trzynastu lat udaje się jej wyrwać ze szponów zła, wraca do Czech. Kontakt z nią jednak jest bardzo utrudniony, przeżyta trauma i złe doświadczenia sprawiają, że dziewczynka ma problemy z komunikacją i codziennymi wyzwaniami. Z uwagi na brak rodziny i bliskich Anička trafia do ośrodka dla dzieci „Promyczek”, a jej tymczasowym opiekunem zostaje Kristína. Niedługo potem poznaje siostrę Kristíny, Veronikę, przed którą zaczyna się otwierać i opowiadać o tym, czego doświadczyła. Wydawać by się mogło, że wyrwana z piekła dziewczynka już niebawem będzie mogła zaznać chwil szczęścia i pomału wrócić do normalności, jednak los bywa przewrotny. Lekarze diagnozują u nastolatki białaczkę. Przejęta losem dziewczynki Veronika za namową siostry postanawia adoptować Aničkę, uruchamiając tym samym machinę, która otworzy bramy niewyobrażalnego piekła.
„Gdy prawda milczy” to historia, po którą sięgnęłam głównie dlatego, że jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, a ja obok takich książek nie potrafię przejść obojętnie. Przyznaję jednak, że nie czytałam opisu i biorąc książkę do ręki, nie wiedziałam, z, jak wielkim dramatem przyjdzie mi się zmierzyć.
I dzisiaj, będąc świeżo po lekturze, tak naprawdę nie wiem, co mam napisać. Czytałam tę książkę, a jednocześnie chciałam rzucić nią w kąt i w ogóle do niej nie wracać, nie kroczyć po jej stronach i nie zagłębiać się w dramat, który odkrył przede mną Jacek Piekiełko. „Dzieci z Kuřim” głośna i bardzo medialna sprawa, a ja przyznaję się bez bicia, że dopiero dzięki książce pana Jacka pierwszy raz o niej przeczytałam. Po skończonej lekturze zajrzałam do internetu i ponownie przeżyłam szok. To, czego doświadczyły dzieci w Kuřim nie da opisać się słowami. Choć książka „Gdy prawda milczy” jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, to jest tak bardzo realistyczna, że czytając kolejne rozdziały, miałam wrażenie, że stoję gdzieś obok i patrzę na ten koszmar.
Jacek Piekiełko, pomimo bardzo trudnego, wręcz wstrząsającego tematu, starał się przedstawić tę historię delikatnie i myślę, że w jakimś stopniu to się udało. Nie pisze dosadnie, nikogo nie oskarża i nie broni, przedstawia całą historię z niezwykłą wrażliwością. Opisy traumatycznych przeżyć nastolatki są wstrząsające i poruszają do głębi, jednak czytając o tych wydarzeniach czuć, że autor odnosi się do niej z delikatnością.
„Gdy prawda milczy” to bardzo bolesna i trudna opowieść, w której nie brakuje scen brutalnych, wręcz odrażających, od których włos jeży się na głowie. Jacek Piekiełko idealnie oddaje klimat i atmosferę, jaką towarzyszyła bohaterom tej powieści. Strach, niepewność, zagrożenie, niewyobrażalny ból – to wszystko czytelnik odczuwa wspólnie z bohaterami każdym skrawkiem swojego ciała. Czytałam tę książkę i nie potrafiłam dopuścić do siebie myśli, że czytam o prawdziwych wydarzeniach, że taki dramat rozegrał się u naszych sąsiadów. Kto do tego dopuścił? Jaki byłby finał tej historii, gdyby nie przypadkowy obraz z kamery?
„Gdy prawda milczy” to moje pierwsze spotkanie z twórczością autora, ale już wiem, że nie ostatnie. Z pewnością będę chciała w przyszłości sięgnąć po kolejne książki spod pióra pana Jacka. A dzisiaj chciałabym Was zachęcić do poznania historii Dzieci z Kuřim, tylko uprzedzam, to nie jest książka dla osób o słabych nerwach. Polecam!
„Gdy prawda milczy” to opowieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, które w 2007 roku wstrząsnęły Czechami. „Dzieci z Kuřim” to jedna z najgłośniejszych, a zarazem najbardziej wstrząsających spraw kryminalnych w historii kraju.
Anička nie miała szczęśliwego dzieciństwa. Porzucona przez rodziców narkomanów trafiła najpierw do handlarzy ludźmi, następnie do Norwegii, gdzie...
Wiele razy już wspomniałam, że Robert Małecki jest autorem, którego bestsellerowa seria o przygodach Bernarda Grossa zapoczątkowała moją miłość do powieści kryminalnych. Książki autora biorę w ciemno i za każdym razem jestem w pełni usatysfakcjonowana lekturą.
„Zapadlina” to trzeci tom świetnej serii kryminalnej z Marią Herman i Olgierdem Borewiczem, policjantami z Archiwum X, którzy zmagają się nie tylko z trudnymi do rozwiązania sprawami kryminalnymi sprzed lat, ale również z własnymi demonami i problemami osobistymi.
Niemal dwadzieścia latem temu doszło do wypadku, w którym zginął Jacek Malinowski. Jednak jego ciała nigdy nie odnaleziono. Dzisiaj kluczowy świadek postanawia zmienić swoje zeznania, podważając tym samym zebrane dotychczas dowody i ustalenia policji. Komisarz Maria Herman postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i zbadać wszystkie tropy z przeszłości.
„Zapadlina”, jak i poprzednie książki z serii, wciąga niesamowicie od pierwszych stron. Robert Małecki to mistrz w kreowaniu zarówno intrygujących bohaterów, jak również mrocznej i pełnej tajemnic zagadki kryminalnej. Autor zadbał również o to, by historia z kart książki dostarczyła czytelnikom dużą dawkę emocji. „Zapadlina” to nie tylko powieść kryminalna, w której pierwsze skrzypce gra prowadzone śledztwo i chęć odkrycia prawdy, co takiego wydarzyło się przed dwudziestu laty i gdzie zniknął Jacek Malinowski. To przede wszystkim historia o braku zrozumienia i akceptacji, której zakończenie porusza i skłania do refleksji.
„Zapadlina” to jedna z tych książek, której nie sposób odłożyć, nim wszystkie elementy układanki nie znajdą się na swoim miejscu. Od pierwszych stron wciągnęłam się w tę historię i czytałam ją z zapartym tchem. I być może fabuła, a wraz z nią toczące się śledztwo nie pędzą z zawrotną prędkością, to jednak książkę czyta się z ogromnym zaangażowaniem, wręcz fascynacją i nieodpartym pragnieniem poznania jej zakończenia. Autor kolejny raz mnie nie zawiódł. Oddał w nasze ręce świetnie skrojony kryminał, który zaskakuje i trzyma w napięciu do samego końca. Niezmiennie jestem zachwycona kunsztem pisarskim Roberta Małeckiego i wiem, że jeszcze wiele razy będę się nim zachwycała. Z niecierpliwością wyczekuję kolejnej książki, a Was mocno zachęcam do lektury.
Wiele razy już wspomniałam, że Robert Małecki jest autorem, którego bestsellerowa seria o przygodach Bernarda Grossa zapoczątkowała moją miłość do powieści kryminalnych. Książki autora biorę w ciemno i za każdym razem jestem w pełni usatysfakcjonowana lekturą.
„Zapadlina” to trzeci tom świetnej serii kryminalnej z Marią Herman i Olgierdem Borewiczem, policjantami z Archiwum...
Lubię sięgać po debiuty i poznawać nowych autorów, szczególnie z naszego rodzimego podwórka. „Rykowisko” to debiutancka powieść Julii Halladin. Zaintrygowana mroczną okładką i opisem zapowiadającym klimatyczną historię nie mogłam sobie odmówić tej książki.
Podczas jednej z listopadowych nocy w Czarnej Górze dochodzi do tragedii. W starym internacie wybucha pożar. Na miejscu zostają znalezione zwłoki mężczyzny, jednak już po wstępnych oględzinach policja podejrzewa, że nie zginął on w pożarze.
Sprawą pożaru i morderstwa mocno interesują się nauczycieli religioznawstwa i dwie uczennice pobliskiej szkoły policealnej. Trop, na który trafiają, prowadzi do słowiańskiej sekty i tajemniczych zaginięć sprzed lat.
Julia Halladin na kartach swojej debiutanckiej powieści zabiera nas do Czarnej Góry, gdzie śledzimy wydarzenia, a dwóch perspektyw czasowych. Pierwsza to czasy obecne druga zaś to wydarzenia z początku lat 90. XX wieku. „Rykowisko” to powieść kryminalna, która wciąga od pierwszych stron, a ciekawie poprowadzona fabuła intryguje tak mocno, że ciężko oderwać się od lektury. Autorka umiejętnie balansuje pomiędzy teraźniejszością a wydarzeniami sprzed lat, pomału odkrywa przed nami kolejne karty prowadzonego śledztwa, podczas którego na jaw wychodzą mroczne tajemnice.
„Rykowisko” to bardzo udany debiut Julii Halladin. Autorka zadbała, by historia, którą oddała w ręce czytelników, była mroczna i przepełniona tajemnicami Wplotła w swoją powieść ciekawą legendę o Rogatym Lesie, dzięki temu historia nabiera mrocznego i pełnego grozy klimatu. Być może tempo akcji nie jest zawrotne, jednak prowadzone przez policję śledztwo i spisane w formacie pamiętnika wydarzenia sprzed lat mocno intrygują, podsycają ciekawość i sprawiają, że książkę czyta się ogromnym zaangażowaniem. Autorka ma lekki i przyjemny w odbiorze styl, potrafi stworzyć niesamowity klimat, połączyć powieść kryminalną z elementami zjawisk paranormalnych. Z przyjemnością będę śledziła karierę pisarską autorki, a Was zachęcam do sięgnięcia po „Rykowisko”.
Lubię sięgać po debiuty i poznawać nowych autorów, szczególnie z naszego rodzimego podwórka. „Rykowisko” to debiutancka powieść Julii Halladin. Zaintrygowana mroczną okładką i opisem zapowiadającym klimatyczną historię nie mogłam sobie odmówić tej książki.
Podczas jednej z listopadowych nocy w Czarnej Górze dochodzi do tragedii. W starym internacie wybucha pożar. Na...
Rebecca Yarros, jedna z najpopularniejszych autorek, której książki pokochały miliony czytelniczek na cały świecie. Choć na co dzień nie czytam powieści romantycznych ani fantastyki, tak przyznać muszę, że pióro autorki mocno mnie intrygowało. Wiele pozytywnych opinii czytałam na temat książek Yarros, wiele osób zachwycało się historiami, które wychodzą spod jej pióra, dlatego też zdecydowałam się sięgnąć po jej debiutancką powieść „Każdym skrawkiem duszy”.
„Wiedziała. Właśnie dlatego mama nie otworzyła drzwi. Zdawała sobie sprawę, że tata zginął”.
W dniu, w którym December Howard wbrew prośbom matki otwiera drzwi oficerom wojskowym, ich poukładane życie w jednej chwili rozsypuje się na milion kawałków. Pogrążona w żałobie matka nie jest w stanie zająć się rodziną i wszystkie obowiązki spadają na dwudziestoletnią December. W tym ciężkim dla wszystkich czasie w życiu dziewczyny niespodziewanie zjawia się Josh Walker – gwiazda hokeja i jednocześnie chłopak, w którym December podkochiwała się w liceum. Choć Ember w pełni chciałaby poświęcić się dla bliskich, uporać się z traumą, a uczucia odstawić na bok, nie może zaprzeczyć, że jest coś, co przyciąga ją do Josha.
„Każdym skrawkiem duszy” to debiutancka powieść Rebecci Yarros. Cieszę się, że właśnie ta historia była moim pierwszym spotkaniem z twórczością autorki.
„Każdym skrawkiem duszy” to historia, do której zasiadłam z nadzieją na emocjonującą lekturę i taką też historię dostałam. Już na wstępie Rebecca Yarros zaserwowała mi taką dawkę emocji, że poczułam wzbierające się pod powiekami łzy. Chłonęłam tę powieść z ogromnym zaangażowaniem, kartkowałam kolejne strony, nie mogąc oderwać się od lektury. „Niespodzianki”, jakie zaserwował December los rozrywały moje serce na kawałki. I choć fabuła momentami może wydawać się chaotyczna, a uczucie, które łączy bohaterów, rozwija się zadziwiająco szybko, to trzeba przyznać, że Yarros potrafi zaintrygować czytelnika, stworzyć opowieść przepełnioną wieloma emocjami, a przy tym poruszyć najbardziej zatwardziałe serce. Dodatkowym atutem jest lekkie pióro autorki, które sprawia, że przez powieść dosłownie płyniemy.
„Każdym skrawkiem duszy” to bardzo przejmująca lektura, w której Rebecca Yarros porusza trudne tematy, takie jak żałoba, próba poradzenia sobie ze stratą bliskiej osoby, zdrada. Jednak to nie wszystko, autorka bowiem w piękny i bardzo obrazowy sposób kreśli przed nami rozwijające się pomiędzy młodymi ludźmi uczucie, które przepełnione jest namiętnością, pragnieniem i nadzieją.
Debiutancka powieść Rebecci Yarros zrobiła na mnie duże wrażenie i z pewnością w najbliższym czasie powrócę do jej twórczości. To jedna z tych historii, które skłaniają do refleksji i przemyśleń, pozostając w pamięci czytelników na długi czas. Polecam.
.
„Żyj, kochanie. Śmiej się, płacz, krzycz i kochaj. Zrozum, że każda chwila Twojego życia warta jest wszystkich kropel potu i łez, które wylejesz”.
Rebecca Yarros, jedna z najpopularniejszych autorek, której książki pokochały miliony czytelniczek na cały świecie. Choć na co dzień nie czytam powieści romantycznych ani fantastyki, tak przyznać muszę, że pióro autorki mocno mnie intrygowało. Wiele pozytywnych opinii czytałam na temat książek Yarros, wiele osób zachwycało się historiami, które wychodzą spod jej pióra,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
„Wśród burz” to trzeci tom wspaniałej i pełnej napięcia trylogii „Ogród sekretów i zdrad”, w której poznajemy historię rodziny z Łabonarówki. Serce mi pęka na myśl o tym, że jest to ostatni tom serii i właśnie nadchodzi ten moment, w którym będę musiała pożegnać się z bohaterami. Z niecierpliwością wyczekiwałam zwieńczenia sagi, chęć poznania dalszych losów bohaterów była ogromna, dlatego, gdy książka trafiła w moje ręce, niemal od razu zasiadłam do lektury.
Wojna nieuchronnie zbliża się wielkimi krokami, jednak w świeci Ady Nirskiej wszystko wygląda tak, jakby nadciągająca burza miała ją ominąć. Niebawem jednak panująca beztroska się zakończy i przyjdzie czas na konfrontację ze strachem i sprawdzeniem samej siebie.
Wojna niesie ze sobą ogromne pokłady strachu, cierpienia i wylanych łez, zburzy panujący do tej pory pokój, ale jednocześnie da Adzie okazję do wyrównania rachunków z dawnymi wrogami.
Czy Róża Jabłonowska rozwikła zagadkę dotyczącą swojej krewnej i odkryje prawdę o tym, jak naprawdę wyglądało jej życie w czasie wojennej zawieruchy?
Trylogia „Ogród sekretów i zdrad” autorstwa Agnieszki Krawczyk to takie książki, do których z przyjemnością będę powracała w wolnej chwili. „Wśród burz” to jedna z najpiękniejszych historii, jakie czytałam. Agnieszka Krawczyk ma niebywały kunszt pisarki – plastyczne opisy miejsc i wydarzeń sprawiają, że czytelnik zatraca się w historii. Od pierwszych stron towarzyszą nam ogromne emocje, a następujące po sobie wydarzenia tylko je potęgują. W tej części autorka bardzo realistycznie przedstawia nam czasy przedwojenne, jak również te, kiedy do Polski wkracza zachodnie wojsko. To, w jaki sposób Agnieszka Krawczyk potrafi oddać realia tamtych czasów, jest zachwycające. Czytelnik, przemierzając kolejne strony powieści, staje się jej częścią, a emocje, jakie towarzyszą bohaterom, dosięgają również nas.
Nie jestem w stanie wyrazić słowami, ileż emocji wywołała we mnie ta historia. Czytałam ją z zapartym tchem, zaangażowałam się w tę historię tak mocno, że nim się spostrzegłam, kartkowałam ostatnie strony.
„Wśród burz” to przepiękne zwieńczenie serii. Agnieszka Krawczyk stworzyła niesamowicie przejmującą, intrygującą i wciągającą sagę, w której śledzimy historię rodziny z Łabonarówki, poznajemy jej życie, losy, sekrety. Opowieść, która wyszła spod pióra autorki to idealna lektura dla miłośników powieści z historią w tle. Pełna tajemnic, intryg i zaskakujących momentów historia, w której przeszłość przeplata się z teraźniejszością, tworząc niesamowicie emocjonującą lekturę, od której nie sposób się oderwać. Agnieszka Krawczyk zadbała o swoich czytelników, stworzyła opowieść, która nie nudzi nawet przez chwilę, a wręcz przeciwnie, intryguje z każdą kolejną stroną. „Ogród sekretów i zdrad” to saga, obok której nie można przejść obojętnie! Z całego serca polecam!
„Wśród burz” to trzeci tom wspaniałej i pełnej napięcia trylogii „Ogród sekretów i zdrad”, w której poznajemy historię rodziny z Łabonarówki. Serce mi pęka na myśl o tym, że jest to ostatni tom serii i właśnie nadchodzi ten moment, w którym będę musiała pożegnać się z bohaterami. Z niecierpliwością wyczekiwałam zwieńczenia sagi, chęć poznania dalszych losów bohaterów była...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
„Polana” to najnowszy thriller Marcela Mossa, jednego z najpopularniejszych polskich autorów. Minęło kilka lat, odkąd ostatni raz miałam w swoich rękach książkę jego autorstwa. Potrzebowałam trochę czasu, by odetchnąć po jednej, dość kiepskiej w moim odczuciu, lekturze. Kiedy zobaczyłam zapowiedź „Polany” pomyślałam, że to odpowiedni moment, by dać autorowi kolejną szansę, tym bardziej że okładka i opis nowej książki mocno mnie zaintrygowały.
Runowo, mała wieś położona niedaleko Puszczy Gorzowskiej. To właśnie tutaj przed wieloma laty wydarzyła się ogromna tragedia, która zmusiła Sambora Malczewskiego do opuszczenia rodzinnej wsi. Teraz mieszkańcami Runowa wstrząsa wieść o zaginięciu Artura Krynickiego. Pierwsze podejrzenia padają na lokalnego biznesmena, ten, jednak nie przyznaje się do winy. Miesiąc później z pobliskiej rzeki zostają wyłowione zwłoki kobiety, które prawdopodobnie należą do Lili Malczewskiej.
Po trzydziestu latach od opuszczenia Runowa, Sambor Malczewski zmuszony jest powrócić w rodzinne strony. Były policjant niechętnie podejmuje śledztwo w sprawie tajemniczej śmierci siostry, jednak im bardziej zagłębia się w przeszłość, tym więcej szokujących faktów wychodzi na światło dzienne.
Moje uczucia co do twórczości Marcela Mossa są bardzo mieszane. Czytałam kilka książek autora, jedne podobały mi się bardziej, inne w ogóle mnie nie zachwyciły. Biorąc do ręki „Polanę” nastawiona byłam dość sceptycznie i nie oczekiwałam zbyt wiele od lektury. Jednak udało się autorowi mnie zaskoczyć. „Polana” wciągnęła mnie niemal od pierwszych stron i nie pozwoliła się odłożyć, nim nie przewróciłam ostatniej kartki. Choć początek historii troszkę mi się dłużył, to jednak wątek dotyczący tajemniczej śmierci siostry Sambora intrygował mnie tak mocno, że jestem w stanie przymknąć oko na niespiesznie rozwijający się wstęp. Autor umiejętnie buduje napięcie, tworzy niesamowicie mroczny klimat, który niewątpliwie jest największą zaletą tej historii, a wpleciony w fabułę wątek dotyczący sekt i legend dodaje tej historii odrobinę dreszczyku. Na uwagę zasługują również świetnie wykreowani bohaterowie. Zarówno Sambor, jak i Lila, to osoby dość mocno doświadczone przez los, z trudną przeszłością, złamaną psychiką, zmagający się z demonami przeszłości. Zakończenie, jakie zaserwował mi Marcel Moss to istny majstersztyk. Nie spodziewałam się, że będzie aż tak emocjonalne i trudne.
Po dość długiej przerwie od książek autora z czystym sumieniem mogę przyznać, że jestem pod wrażeniem skonstruowanej fabuły. Dostałam w ręce nieszablonowy, pełen napięcia i emocji thriller z zaskakującym zakończeniem, które, w moim odczuciu, pozostało otwarte, więc mam nadzieję na kontynuację losów Sambora. Polecam.
„Polana” to najnowszy thriller Marcela Mossa, jednego z najpopularniejszych polskich autorów. Minęło kilka lat, odkąd ostatni raz miałam w swoich rękach książkę jego autorstwa. Potrzebowałam trochę czasu, by odetchnąć po jednej, dość kiepskiej w moim odczuciu, lekturze. Kiedy zobaczyłam zapowiedź „Polany” pomyślałam, że to odpowiedni moment, by dać autorowi kolejną szansę,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Literatura faktu, reportaże, true crime – to gatunek, bez którego nie wyobrażam sobie swojej biblioteczki. Na moich półkach goszczą między innymi reportaże Jarosława Molendy. Lubię sięgać po jego twórczość, autor bardzo dobrze przygotowuje się do pisania, a informacje zawarte w jego książkach są szczegółowe i bardzo rzetelne.
W swojej najnowszej książce Jarosław Molenda przedstawia nam historię Krwawe Brygidy – strażniczki więziennej, która w czasach drugiej wojny światowej siała postrach w obozach Auschwitz-Birkenau, Ravensbrück, Majdanek, Płaszów, Gries-Bolzano i Mauthausen-Gusen.
Hildegard Lächert swoją „karierę” obozową rozpoczęła w wieku 21 lat w Ravensbrück. Później służbę pełniła również na Majdanku, gdzie skierowano ją w październiku 1942 roku. To właśnie tutaj, siejąc postrach wśród więźniarek obozu, zyskała swój przydomek „Krawawa Brygida”, gdyż słynęła z bicia do momentu, aż pojawiła się krew.
„Esesmanka” to reportaż, w którym autor skupia naszą uwagę na Lächert, poznajemy historię jej życia na tle wojennych wydarzeń oraz po zakończeniu wojny. Trzeba oddać to, że Jarosław Molenda w bardzo obrazowy sposób przedstawia nam tło historyczne, co jest niezbitym dowodem jego wiedzy. Brakuje mi słów, by opisać okrucieństwo i bestialstwo, jakiego dopuszczała się Hildegard Lächert. Ciężko czytało mi się tę książkę, i to nie ze względu na styl, czy język autora, bo co do tego nie mam żadnych zastrzeżeń, wręcz przeciwnie, Jarosław Molenda jest autorem, którego książki oprócz tego, że są niemal, jak kompendium wiedzy, do napisane są w sposób prosty i przejrzysty. Reportaże autora zawsze są rzetelne, dopracowane i bardzo szczegółowe. „Esesmanka” to lektura, która przyprawia czytelnika o dreszcze i wzbudza ogromne emocje. Ukazuje nam okrucieństwo, którego nie sposób jest zrozumieć. Kolejny raz jestem zachwycona książką Jarosława Molendy, o ile można to tak ująć. Jego wiedza historyczna oraz rzetelny sposób jej przekazania nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.
„Esesmanka” to reportaż, obok którego nie można przejść obojętnie. Mimo iż wstrząsa i szokuje, to jest swego rodzaju świadectwem niewyobrażalnego okrucieństwa, jakiego doświadczyło miliony ludzi w czasach drugiej wojny światowej. Polecam!
Literatura faktu, reportaże, true crime – to gatunek, bez którego nie wyobrażam sobie swojej biblioteczki. Na moich półkach goszczą między innymi reportaże Jarosława Molendy. Lubię sięgać po jego twórczość, autor bardzo dobrze przygotowuje się do pisania, a informacje zawarte w jego książkach są szczegółowe i bardzo rzetelne.
W swojej najnowszej książce Jarosław Molenda...
Thrillery polityczne nie są moją mocną stroną. W ogóle zarówno w życiu, jak i w świecie książek, unikam polityki. Jednak najnowsza książka Igora Brejdyganta „Uwolniona” zaintrygowała mnie swoim opisem tak mocno, że postanowiłam zrobić wyjątek.
Historia, którą serwuje nam Igor Brejdygant rozgrywa się w dwóch przestrzeniach czasowych. Poznajemy Julię Swobodę, młodą dziewczynę, która każdą wolną chwilę spędza przy łóżku chorej matki. Pewnego dnia Julia dowiaduje się o śmierci ich wspólnego znajomego, któremu w ostatnim czasie Krystyna udzielała pewnych informacji. Policja stwierdziła, że chłopak popełnił samobójstwo, jednak obie kobiety nie wierzą w ustalenia śledczych. Julia postanawia rozpocząć własne śledztwo i dowieść prawdy o śmierci Wojtka. Wpada na trop, który prowadzi ją do czasów, kiedy jej matka, ceniona dziennikarka śledcza, wyjechała z kraju, by przygotować tekst o walczącej o wolność wschodniej Europie.
„Uwolniona” to moje kolejne udane spotkanie z twórczością Igora Brejdyganta. Poprzednie książki, które miałam przyjemność przeczytać, podobały mi się, ale nie aż tak, jak najnowsza powieść autora.
Igor Brejdygant zadbał, by czytelnik, biorąc jego książkę do ręki, nawet przez moment nie odczuł znużenia. Historia, którą serwuje nam na kartach „Uwolnionej” wciąga od pierwszych stron, a tempo i dynamika akcji sprawiają, że trudno oprzeć się pokusie przewracania kolejnych kartek. Śledztwo prowadzone przez główną bohaterkę intryguje, a tajemnice, które wychodzą na jaw, tylko potęgują chęć jak najszybszego poznania zakończenia. Bardzo podobał mi się zabieg, w którym autor przenosi nas do dawnych czasów. Wątki dotyczące historii zarówno Polski, jak i krajów Europy nadały powieści oryginalności, a tym samym cała opowieść stała się bardziej realistyczna.
„Uwolniona” to thriller nieszablonowy o dość oryginalnej fabule, w której nie brakuje napięcia, emocji i zaskakujących zwrotów akcji, niekiedy przypominających te z filmów sensacyjnych. Igor Brejdygant ma niesamowity styl, potrafi zaintrygować słowem pisanym, zaangażować w stworzoną przez siebie historię i sprawić, że nic nie jest w stanie oderwać nas od lektury. Zachęcam Was do sięgnięcia po „Uwolnioną”, bo jest to jedna z tych książek, które warto przeczytać. Polecam.
Thrillery polityczne nie są moją mocną stroną. W ogóle zarówno w życiu, jak i w świecie książek, unikam polityki. Jednak najnowsza książka Igora Brejdyganta „Uwolniona” zaintrygowała mnie swoim opisem tak mocno, że postanowiłam zrobić wyjątek.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toHistoria, którą serwuje nam Igor Brejdygant rozgrywa się w dwóch przestrzeniach czasowych. Poznajemy Julię Swobodę, młodą...