rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Nie czytajcie noty edytorskiej do tej książki! Przez cały czas zastanawiałem się: gdzie jest to pytanie - "Polska, ale jaka"? A ono, złośliwie, ukryło się w samym zakończeniu, psując nieco radość z czytania!

Zagłębiwszy się w życie prawdziwie Twardego Mężczyzny, pokazawszy nam piękny, prosty świat widziany przez filtr pogardy dla Miękkości (jakże skrzętnie skrywanej pod maską troski), dla pochwiactwa, miękasów i zwisiorów, dopiero pod koniec wywodu Bieńkowski zadaje najważniejsze pytanie: co nam, mężczyznom, w zasadzie daje ta Twardość? Toż poza mile spędzonym na lekturze Biało-czerwonego czasem dała nam Dziadka-Ojca powstańca, dowódcę, żołnierza, który nie potrafi się z otoczeniem inaczej komunikować, niż tylko przez przemoc! Dała nieporadnego Pawcia, zapatrzonego w pokolenia walczące o wolność i zwycięstwo - nigdy militarne, broń Boże! Nam przecież, jak to Bieńkowski podsumowuje, tylko o moralne chodziło. Da i pewnie Wiktora, kontynuującego rodzinną tradycję pogardy dla zwisiorów. Co w końcu miał zrobić z takimi znakomitymi przykładami w osobie Pradziadka, a być może i Dziadka w jednej osobie? Ojca? Może odlecieć do ciepłych krajów?

Do przemyślenia dla wszystkich, którzy powołują się na męską godność. Pozdrowienia z happeningu "Pajęczyna".

Nie czytajcie noty edytorskiej do tej książki! Przez cały czas zastanawiałem się: gdzie jest to pytanie - "Polska, ale jaka"? A ono, złośliwie, ukryło się w samym zakończeniu, psując nieco radość z czytania!

Zagłębiwszy się w życie prawdziwie Twardego Mężczyzny, pokazawszy nam piękny, prosty świat widziany przez filtr pogardy dla Miękkości (jakże skrzętnie skrywanej pod...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czwarta część "Pomnika..." pozostawia po przeczytaniu niedosyt. Trudno oprzeć się wrażeniu, że została napisana i wydana w pośpiechu, byle zdążyć przed zakupami z okazji Bożego Narodzenia. Szczególnie rażąca jest istna pogoń niesamowitych zbiegów okoliczności, pomagających bohaterom na ostatnich stu stronach powieści. O ile dwa-trzy nie byłyby jeszcze problemem (w końcu nie ma nic pasjonującego w czytaniu o wydarzeniach z życia wziętych), o tyle jeśli - bez zaglądania do książki! - można wymienić ich około dziesięciu, coś jest nie tak. Bohaterowie przestają napędzać akcję - to ona pcha ich do przodu, liniowo, od problemu do rozwiązania. Ponadto, pomimo objętości, ma się wrażenie, że wcale nie dzieje się wiele, a sytuacja na końcu nie różni się diametralnie od początkowej. Być może jest to wina "syndromu środkowego tomu" - wszystkie ważniejsze wątki zostały już nawiązane, ich zakończenie natomiast czeka w ostatnim tomie pentalogii.

Niemniej jednak książkę czyta się przyjemnie - styl pana Ziemiańskiego jest, jak zawsze, lekki, prosty, bez zbędnych upiększeń. Tom IV "Pomnika..." jest dobrą lekturą na spokojny, świąteczny tydzień, akurat by zrelaksować się po obżarstwie i po przeczytaniu nie myśleć o nim więcej aż do finału serii. Miejmy tylko nadzieję, że nie zostanie on również wydany w takim pośpiechu...

Czwarta część "Pomnika..." pozostawia po przeczytaniu niedosyt. Trudno oprzeć się wrażeniu, że została napisana i wydana w pośpiechu, byle zdążyć przed zakupami z okazji Bożego Narodzenia. Szczególnie rażąca jest istna pogoń niesamowitych zbiegów okoliczności, pomagających bohaterom na ostatnich stu stronach powieści. O ile dwa-trzy nie byłyby jeszcze problemem (w końcu nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tytuł książki doskonale oddaje wrażenia z czytania. Žamboch rzeczywiście nie ma dla odbiorcy litości - od bucowatego głównego bohatera, przez akcję, w której wątkach nie można się odnaleźć, aż do niesatysfakcjonującego zakończenia. Wydawać by się mogło, że wszystkie elementy są na miejscu - potężny najemnik, który nie daje sobie w talerz pluć, co rusz wpadający w kłopoty, otrzymuje zadanie, mające z niego uczynić bogacza. Dlaczego więc książkę czyta się tak boleśnie?

Wygląda na to, że Žamboch zapomniał, że "antybohater" to nie połączenie słów "antypatyczny bohater". Bakly spędza większość książki użalając się nad sobą. Zapijaczony, zagłębiony w introspekcjach mówi czytelnikowi, że popełnił wiele strasznych zbrodni, że czuje do siebie tylko pogardę, wreszcie - że chce się zabić. Wszystko to pomimo zachwytu, jak wzbudza w kobietach, szacunku czy strachu u mężczyzn, którym przyszło się z nim mierzyć i wolności, którą cieszy się jako najemnik. Domyślam się, że miało to położyć grunt pod przemianę, jaką przechodzi na ostatnich stronach książki, jednak celowo antypatyczny bohater nadal jest antypatyczny. Niemożność identyfikacji z Baklym i przemożna chęć przyłożenia mu w jego tępy łeb towarzyszyły mi aż do ostatnich stron, nie pozwalając dać się porwać fabule. Nawiasem - jest upiornie zagmatwana, pełna nieistotnych wątków pobocznych, a na dodatek zdarzają się w niej zgrzyty typu rozwiązywania problemów przez Deus Ex Machina.

Śmiech wzbudza też wzmianka o tym, że "panie również znajdą [w tej książce] coś dla siebie". Jasne, jeśli nie przeszkadza im mizoginia, wyzierająca z każdego kąta. Główne postaci kobiece to: czarodziejka, która może poradzić sobie z wyzwaniami jedynie z pomocą Bakly'ego, kochanka lokalnego lorda, która potrzebuje pomocy Bakly'ego i szefowa najemników. Na pierwszy rzut oka ostatnia wydaje się być silną, władczą kobietą, jednak okazuje się, że w głębi duszy pragnie jedynie być gosposią dla swojego ukochanego. No i potrzebuje pomocy Bakly'ego.

Słowem - nie czytać. Nie warto marnować czasu.

Tytuł książki doskonale oddaje wrażenia z czytania. Žamboch rzeczywiście nie ma dla odbiorcy litości - od bucowatego głównego bohatera, przez akcję, w której wątkach nie można się odnaleźć, aż do niesatysfakcjonującego zakończenia. Wydawać by się mogło, że wszystkie elementy są na miejscu - potężny najemnik, który nie daje sobie w talerz pluć, co rusz wpadający w kłopoty,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czym jest Czas dla najpotężniejszej istoty, władającej światem? Mogącej kształtować go podług swojej woli, niedbałym ruchem ręki zmieniać rzeczywistość i naginać ją do wymyślonych przez siebie form? Tworzyć lub niszczyć niezliczone krainy? Słowem - czym jest Czas dla autora? Dla Piskorskiego podatną materią, rozwijaną przed naszymi oczami, którą splata mistrzowsko i tworzy przed nami swoje dzieło. Oczarowuje kreacją, od początku do końca trzymając w niepewności, czy uda mu się zakończyć kunsztowny splot. Czy tkwimy w momencie? Czy Czas jest niezmienny?

Trudno nie ulec urokowi świata, kreowanego przez autora. Mając władzę nad nieskończonym momentem, demiurg pozwala istnieć dawno minionym czasom, dzielnicy wyrwanej wprost z Warszawy XIX w. Ludzie, spełniwszy marzenie Fausta, tkwią w szczęśliwym zapomnieniu chwili. Nie wszystko jednak jest idealne. Tajemniczy intruz zagraża światu. Może mu stawić czoła jedynie Maksym - człowiek z innego czasu...

Chwile szczęścia są zbyt ulotne. Jest to truizm, nie ma na to jednak rady. A co jeśli rozwiązaniem byłoby stworzenie świata, gdzie chwile te trwałyby wiecznie? Niezmiennego i stałego. A co jeśli podczas tworzenia tego świata popełni się błąd, którego nie można naprawić? Czy nieskończoność to dostatecznie długo, by znaleźć rozwiązanie? A może szczęścia nie da się uwięzić na stałe, ponieważ jego domeną jest chwila? Czasem przekonujemy się o tym zbyt późno...

Czym jest Czas dla najpotężniejszej istoty, władającej światem? Mogącej kształtować go podług swojej woli, niedbałym ruchem ręki zmieniać rzeczywistość i naginać ją do wymyślonych przez siebie form? Tworzyć lub niszczyć niezliczone krainy? Słowem - czym jest Czas dla autora? Dla Piskorskiego podatną materią, rozwijaną przed naszymi oczami, którą splata mistrzowsko i tworzy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zbiór opowiadań, napisanych dobrze, ale nie świetnie. Ciekawie, ale nie pasjonująco. Pomysłowo, lecz nie na tyle, by zapadły w pamięć jako przykłady geniuszu autora. Z ośmiu oddanych w nasze ręce historii, po wcale niedługim czasie od ich przeczytania, byłem sobie w stanie przypomnieć trzy. Pozostałe rozpłynęły się - przyjemnie było się w nich zanurzyć, jednak nie pozostawiły po sobie tak trwałego wrażenia i takich wspomnień, jak poprzednie tomy opowiadań. Nawet doktor Skórzewski, obowiązkowa już persona w zbiorach, jest niemrawy i przytłoczony latami, jakby starzał się na naszych oczach. Rekompensatą za to i zdecydowanie najjaśniejszym punktem spisu treści jest jednak ostatnia historia - za nią moja ocena wędruje o jeden punkt w górę. Chciałbym zobaczyć ten pomysł, rozwinięty do pełnoprawnej powieści. Zakończenie daje autorowi taką możliwość... Kto wie? Może po raz kolejny udamy się w podróż sterowcem?...

Zbiór opowiadań, napisanych dobrze, ale nie świetnie. Ciekawie, ale nie pasjonująco. Pomysłowo, lecz nie na tyle, by zapadły w pamięć jako przykłady geniuszu autora. Z ośmiu oddanych w nasze ręce historii, po wcale niedługim czasie od ich przeczytania, byłem sobie w stanie przypomnieć trzy. Pozostałe rozpłynęły się - przyjemnie było się w nich zanurzyć, jednak nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cronna i statek ekspedycji, wykreowane przez Dębskiego, jest mieszanką światów, które mieliśmy już okazję odwiedzić wcześniej - czytając "Światło cieni" miałem nieodparte uczucie, że autorowi po głowie chodziły "Solaris" i "Niezwyciężony" Lema. Tajemnicze zjawiska na powierzchni planety i na pokładzie statku, niepewność własnego zdrowia psychicznego w obliczu szaleństwa innych... Czy jednak na pewno? A może to tylko świadomość bycia ostatnim zdrowym w krainie wariatów? Jeśli tak - kto wówczas postradał zmysły?

Tego oczekiwałem po nocie wydawniczej. Reklamowana tajemnica nie dorosła jednak do pięt książkom Lema. W połowie książki fabuła zostaje obdarta z tajemnicy, wyjaśnieniu ulegają tajemnicze zjawiska. Zakończenie również staje się jasne, nie zostawiając miejsca na wątpliwości, co do słuszności ostatniego czynu komandora Vaybara. Brak tutaj suspensu i utrzymywanego do końca poczucia niepewności, niedopowiedzenia, tak świetnie wykreowanego w "Niezwyciężonym".

Nie w porządku wydaje się być kontrastowanie "Światła cieni" z prozą (w moim uznaniu) mistrza "twardego" S.F. Podczas czytania porównania narzucają się jednak same, a "Światło cieni" nie wychodzi z nich obronną ręką.

Cronna i statek ekspedycji, wykreowane przez Dębskiego, jest mieszanką światów, które mieliśmy już okazję odwiedzić wcześniej - czytając "Światło cieni" miałem nieodparte uczucie, że autorowi po głowie chodziły "Solaris" i "Niezwyciężony" Lema. Tajemnicze zjawiska na powierzchni planety i na pokładzie statku, niepewność własnego zdrowia psychicznego w obliczu szaleństwa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Słabiutkie jak na Pratchetta, widać niestety postępującą chorobę i brak pomysłów.

Słabiutkie jak na Pratchetta, widać niestety postępującą chorobę i brak pomysłów.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Akcja rozkręca się dopiero pod koniec tomu, przez pierwsze rozdziały trzeba brnąć.

Akcja rozkręca się dopiero pod koniec tomu, przez pierwsze rozdziały trzeba brnąć.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Książkę przyjemnie się czyta, jednak nie polecam powyżej 20 roku życia - widać, że napisana przede wszystkim dla odbiorców literatury młodzieżowej.

Książkę przyjemnie się czyta, jednak nie polecam powyżej 20 roku życia - widać, że napisana przede wszystkim dla odbiorców literatury młodzieżowej.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka jest spełnieniem fantazji Larssona. Umieszcza siebie jako dziennikarza, który "rozwiązuje" sprawę zaginionej osoby - pisząc to mam na myśli "akurat znajduje się w pobliżu, kiedy kto inny ma pomysł, jak posunąć dochodzenie naprzód", co przypisuje oczywiście sobie, ponieważ jego nazwisko widnieje na czeku z pieniędzmi za znalezienie zguby. Pomimo sztuczności postaci książka jest napisana dobrym stylem i miło się ją czyta.

Książka jest spełnieniem fantazji Larssona. Umieszcza siebie jako dziennikarza, który "rozwiązuje" sprawę zaginionej osoby - pisząc to mam na myśli "akurat znajduje się w pobliżu, kiedy kto inny ma pomysł, jak posunąć dochodzenie naprzód", co przypisuje oczywiście sobie, ponieważ jego nazwisko widnieje na czeku z pieniędzmi za znalezienie zguby. Pomimo sztuczności postaci...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Byłoby miło, gdyby wydawnictwo Supernowa nie zdradziło wielkiego zwrotu akcji w nocie z tyłu okładki. Poza tym - ciekawa wizja. Warto skontrastować z "Kongresem Futurologicznym" Lema.

Byłoby miło, gdyby wydawnictwo Supernowa nie zdradziło wielkiego zwrotu akcji w nocie z tyłu okładki. Poza tym - ciekawa wizja. Warto skontrastować z "Kongresem Futurologicznym" Lema.

Pokaż mimo to