Ludzie, którzy jedzą ciemność. Prawdziwa historia o dziewczynie, która zaginęła w Tokio i o złu, które ją pochłonęło
- Kategoria:
- reportaż
- Tytuł oryginału:
- People Who Eat Darkness. The Fate of Lucie Blackman
- Wydawnictwo:
- Znak Literanova
- Data wydania:
- 2014-10-20
- Data 1. wyd. pol.:
- 2014-10-20
- Data 1. wydania:
- 2012-05-12
- Liczba stron:
- 464
- Czas czytania
- 7 godz. 44 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788324025541
- Tłumacz:
- Adriana Sokołowska-Ostapko
- Tagi:
- Adriana Sokołowska-Ostapko
Tokio – miasto mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet
Tokio, jakiego nie znacie – niezrozumiałe zwyczaje, męska przemoc i białe gejsze.
Odwiedzić Tokio, najbardziej intrygujące miasto świata, to marzenie wielu z nas. Dwudziestojednoletnia Lucie także pragnęła takiej przygody. Japonia, o której niewiele wiedziała, wydawała się wspaniałym miejscem do życia, a praca hostessy – łatwa i przynosząca duże pieniądze.
Pewnego dnia Lucie znika, a tajemniczy głos w słuchawce twierdzi, że wstąpiła do sekty. Jednak jej przyjaciele i rodzina nie mogą w to uwierzyć.
Co tak naprawdę wydarzyło się w najbezpieczniejszej metropolii świata?
„Ludzie, którzy jedzą ciemność” to hipnotyzujący reportaż napisany przez wieloletniego korespondenta londyńskiego „Timesa” w Japonii. Tokio z jego książki to miasto, które pochłania, jest trudne do zrozumienia dla Europejczyków i ukrywa przed nimi swoje bardzo mroczne strony. Razem z autorem poznajemy nocne życie tokijskiej dzielnicy czerwonych lampionów – Roppongi, w której białe dziewczyny zabawiają japońskich biznesmenów, a do klubów naganiają klientów Nigeryjczycy.
Są narkotyki, jest seks, jest zbrodnia.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Zaginiona biała gejsza
Jak pisać o złu, jak pisać o zbrodni? Nie o tej fikcyjnej, którą upodobali sobie autorzy kryminałów, lecz prawdziwej, tej, która jest gdzieś obok nas. Czy w ogóle warto o niej pisać? Czy prawdziwa zbrodnia to to, o czym chcą czytać czytelnicy? Bo przecież co innego czytać o śledztwach charyzmatycznych detektywów z problemami osobistymi w mrocznej, owianej mgłą Skandynawii, a co innego poznawać szczegóły morderstw, które faktycznie miały miejsce, gdzieś tuż obok nas. Nieodmiennie zbrodnia jednak fascynuje, lecz mimo to literackich reportaży o zbrodni nie powstaje wcale tak wiele. Czyżby niewielu autorom marzyła się kariera na miarę Trumana Capote, który swoim reportażem „Z zimną krwią” stał się pionierem zupełnie nowego gatunku literackiego? Jego studium zbrodni na rodzinie Clutterów z Holcomb to genialne połączenie dziennikarstwa i literatury, które stanowi do dziś niedościgniony wzór dla wielu reportażystów. Czytając jednak „Ludzi, którzy jedzą ciemność” Richarda Lloyda Parry’ego, porównania z arcydziełem Capote nasuwają się same. Opowieść o młodej Brytyjce, która zaginęła w Tokio, jest równie hipnotyzująca i niepokojąca.
Lucie Blackman w wieku 21 lat wyjechała do Tokio, by pracować jako hostessa w nocnym klubie. Zarobione pieniądze planowała przeznaczyć m.in. na spłatę licznych długów. Atutem Lucie, byłej stewardessy British Airways, który miał jej pomóc w tej pracy, była uroda. Wysokie, atrakcyjne blondynki podobają się Japończykom, którzy lubią spędzać wieczory w ich towarzystwie. Dziewczyny z nimi rozmawiają, wysłuchują, nalewają drinki, piją z nimi czy zapalają im papierosy. Zasada jest jedna – wszystko oprócz zbliżeń fizycznych. Nic dziwnego, że zachodnie hostessy nazywa się białymi gejszami. Dziewczyny, które chcą zarobić więcej, umawiają się na dohan – płatne randki poza klubem. Po jednej z nich, prawie dwa miesiące po przyjeździe do Japonii, Lucie zaginęła. Wkrótce jej przyjaciółka, Louise Phillips, odebrała dziwny telefon. Głos w słuchawce twierdził, że Lucie ma się dobrze – odeszła do sekty i nie chce, by jej szukano. O zdarzeniu została poinformowana brytyjska ambasada i policja. Ta jednak działa dość opieszale – zniknięcia młodych turystek nie należą bowiem w Tokio do rzadkości i często okazują się chwilowe. Dziewczyna sama wyjeżdża do innego miasta lub poznaje mężczyznę, z którym rusza dalej w drogę. Z Lucie miało być jednak inaczej.
Z reportażu Parry’ego dość szybko – mniej więcej w połowie – dowiadujemy się, kto okazał się mordercą Lucie. Tak jak ma to miejsce w „Z zimną krwią”. Bo tu, inaczej niż w beletrystyce kryminalnej, nie chodzi o odpowiedź na pytanie „kto?”, tylko „dlaczego?”. I temu pytaniu podporządkowana jest zarówno cała treść, jak i konstrukcja książki. Zaczyna się prologiem, który zabiera czytelnika w samo centrum wydarzeń, przenosi do tego dnia, w którym Lucie była widziana po raz ostatni. Autor od początku nie kryje, że Lucie zmarła. Mimo tego, znakomicie buduje napięcie, cofając się aż do narodzin dziewczyny, by najpierw przedstawić czytelnikowi pełny obraz tego, jakim była człowiekiem, a potem zasiać wątpliwość: czy aby na pewno Lucie na własne życzenie nie popadła w tarapaty? By odpowiedzieć na to pytanie, sięga także do pamiętnika Lucie, najlepszego źródła poznania jej psychiki. Niczym jednak nie da się usprawiedliwić okrutnej zbrodni, choć i jej przyczyny próbuje odnaleźć dziennikarz, poprzez rekonstrukcję biografii mordercy, Jojiego Obary – niezwykle skrytego i samotnego biznesmena milionera. Co więcej, autor zgłębia wszystkie aspekty opowiadanej historii – przygląda się sytuacji rodzinnej Lucie, japońskiej kulturze, w której paradoksalnie przemoc jest problemem marginalnym i seks-biznesowi, który ma się tam lepiej niż gdziekolwiek indziej, tokijskiej policji i sądom, które działają powolnie i bezradnie, a także podobnym wydarzeniom z przeszłości, które w Japonii zdarzają się nadzwyczaj często. Dzięki swojej wnikliwości Parry buduje tę historię na ponad 440 stronach, podczas gdy można by to zrobić na 200. Ale właśnie dzięki takiej formie możemy w pełni odczuć to, co się stało – angażując czytelnika w każdy najmniejszy detal tej historii, Parry jednocześnie ostrzega i uwrażliwia nas na zło. Zło, którego naturę stara się zgłębić, ale które jest praktycznie niewytłumaczalne i po lekturze nadal pozostaje niepojęte.
Jest jeszcze jeden aspekt książki, o którym trzeba wspomnieć. To kwestie, które w czasie tak długiego śledztwa (w przypadku Lucie trwało ono ponad 8 lat) pojawiają się pewnie nierzadko – medialna gra rodziny ofiary, mająca na celu zwrócić większą uwagę na sprawę; oszuści, którzy rzekomo mają jakieś informacje o zaginionej i udzielą ich za opłatą; wielkie pieniądze oferowane rodzinie ofiary przez oskarżonego…Wszystko to miało miejsce w przypadku sprawy Lucie Blackman i również przyczyniło się do ciężaru gatunkowego tej historii. Parry, mieszkający w Tokio od lat korespondent „Timesa”, pozostaje wobec tych faktów bezstronny, choć poznał dokładnie rodzinę Blackmanów i przeprowadził wiele rozmów z Timem, ojcem Lucie. Jest jednak cały czas obecny, czuć też, że bardzo zaangażował się emocjonalnie w sprawę, śledząc ją przez te wszystkie lata. Siłą rzeczy sam stał się jej częścią, oskarżony przez Obarę za zniesławienie (ostatecznie uniewinniony ).
Słów kilka jeszcze o Japonii – kraju nowoczesności i technologii, w którym rzadko dochodzi choćby do bójek, a obcokrajowców przyjmuje się z otwartymi ramionami. O Japonii napisano wiele, Joanna Bator pisała chociażby w tomie świetnych felietonów „Rekin z parku Yoyogi” o wszelkich jej skrajnościach – ale tych obiektywnie nieszkodliwych, a Marcin Bruczkowski o niemal samych pozytywnych stronach swojego długiego pobytu w Tokio. Tymczasem Japonia u Parry’ego jest zupełnie inna – mroczna, niebezpieczna, ciemna i ponura. Uznawana za jedno z najbezpieczniejszych państw na świecie, okazuje się mieć swoje drugie oblicze. Nie dowiemy się z tej książki czemu tak niewiele się o tym mówi. Staniemy się jednak Japonią jeszcze bardziej zaintrygowani.
Richardowi Lloydowi Parry’emu udało się zbudować wielowątkową opowieść, która przeraża jednym - tym, że jest autentyczna. Autor potrafi zainteresować czytelnika, co jest zasługą umiejętnej budowy reportażu, doboru słów i sformułowań, które budują narastające napięcie. Mimo, iż wiemy, co się wydarzyło, z zaciekawieniem czytamy o tym, jak do tego doszło. Wokół całej sprawy Parry umie zbudować atmosferę niczym z thrillera, rzucając cień nawet na rodzinę, znajomych i samą Lucie. W rezultacie jego książka jest niezwykle mroczna i pochłaniająca. Po raz kolejny sprawdzają się słowa, że zło fascynuje – bo od „Ludzi, którzy jedzą ciemność” nie można się oderwać.
Malwina Sławińska
Oceny
Książka na półkach
- 1 017
- 692
- 184
- 28
- 15
- 13
- 13
- 11
- 10
- 9
Cytaty
Bądź pierwszy
Dodaj cytat z książki Ludzie, którzy jedzą ciemność. Prawdziwa historia o dziewczynie, która zaginęła w Tokio i o złu, które ją pochłonęło
Dodaj cytat
Opinia
W książce o intrygującym tytule „Ludzie, którzy jedzą ciemność” opisana jest autentyczna historia zaginięcia Lucie Blackman - młodej Brytyjki, która w 2000 roku wyjechała do Japonii, gdzie podjęła pracę w charakterze hostessy w japońskim klubie dla mężczyzn. Do jej obowiązków należało zabawianie rozmową gości, głównie biznesmenów i zestresowanych pracowników korporacji, oraz naciąganie ich na jak najdłuższe przebywanie w klubie, a zatem i na zapłacenie wysokich rachunków. Warto na wstępie wyjaśnić, że praca w charakterze hostessy była przeszczepieniem starodawnej japońskiej tradycji gejsz na współczesne, mocno konsumpcyjne uwarunkowania. Oprócz tego kobiety pracujące w tym zawodzie zobowiązane były do tzw. dohan, a więc spotkań na obiedzie z najwierniejszymi klientami. Dzięki temu uzyskiwały one dodatkowy zastrzyk gotówki. Właśnie z jednego z takich spotkań poza klubem bohaterka reportażu Richarda Lloyd Parry'ego nie wróciła. Po prostu zniknęła. „Ludzie, którzy jedzą ciemność” to szczegółowa, reporterska relacja z tej głośnej ówcześnie sprawy kryminalnej. Niestety, bez happy endu.
Jeśli chodzi o styl autora, to muszę powiedzieć, że książka zbudowana jest naprawdę bardzo poprawnie. Mamy obszerny wstęp, prezentujący głównych bohaterów dramatu, mamy stopniowo budowaną atmosferę tajemnicy wokół sprawy zaginięcia Lucie, mamy wreszcie wejrzenie w japoński „mokry biznes”, a więc tamtejszy rynek usług erotycznych. Gdzieś w połowie książki następuje jednak ujawnienie sprawcy zaginięcia dziewczyny i od tego momentu intensywność narracji spada. Sporo miejsca zajmuje omówienie procesu oskarżonego o uprowadzenie i uśmiercenie dziewczyny, Jojiego Obary. To jedna z mocniej pokręconych części książki. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że momentami autor za bardzo wikła się w szczegóły rozprawy, a opowieść traci swój naturalny rytm i zaczyna się dłużyć. Na pewno może to zniechęcić część czytelników, którzy w momencie odkrycia kart przez autora, zupełnie stracą zainteresowanie tym, co było dalej. A owo „dalej” ciągnęło się przez ponad 8 lat procesu przed japońskimi sądami różnych instancji.
W czym zatem upatrywałbym siły historii opisanej przez RLP? Otóż w mojej ocenie reportaż przybiera mocne cechy śledztwa psychologicznego. Autor, poprzez skrupulatność i szczegółowość opisów, próbuje nie tylko samemu wejść w psychikę opisywanych osób, ale także dać takową możliwość czytelnikowi. Dzięki temu zbrodnia na Lucie Blackman nie jest kolejną „anonimową” historią, w której można pobawić się w detektywa, ale psychologiczną próbą, w którą wypada się choć trochę zaangażować emocjonalnie. Tylko w tym ujęciu tytuł książki ma jakieś głębsze znaczenie. A przynajmniej ja staram się takowego doszukać, mając nadzieję, że nie jest on jedynie kolejnym zabiegiem marketingowym (o mocno przekłamanej okładce książki napisze na końcu, gdyż jest to „sprawka” wydawcy).
Kim zatem są „ludzie, którzy jedzą ciemność”? To w gruncie rzeczy wszyscy główni bohaterowie książki. To rodzina Blackmanów, na czele z Lucie. Psychologiczny obraz naszkicowany przez autora przedstawia nam na pozór spokojną, brytyjską rodzinę, której szczęście nagle zostało zburzone przez zdradę męża. Oczywiście nie jest to do końca prawda, gdyż ze słów Tima Blackmana można się domyślić, że w związku tym od dłuższego czasu działo się źle. Efektem jest rozpad małżeństwa i konieczność dorastania trójki dzieci w warunkach narastającej wojny między rodzicami. Brak rodzinnego ciepła i oparcia skutkuje poważnymi konsekwencjami dla zdrowia psychicznego dzieci Blackmanów, a w szczególności najstarszej Lucie, która przedwcześnie musiała stać się osobą dorosłą. Musiała zaopiekować się rodzeństwem, przede wszystkim młodszą siostrą, ale także matką, która daleka była od obrazu odpowiedzialnej rodzicielki. Dziecko, które przedwcześnie staje się dorosłym, nigdy tak naprawdę nie przestanie być dzieckiem, czego dowodzi przykład Lucie, która wyrosła na dziewczynę niestabilną emocjonalnie, przesadnie zwracającą uwagę na swój wygląd zewnętrzny (kompleksy na punkcie figury i kształtu oczu), niepotrafiącą zapanować nad swoimi potrzebami (zakup łóżka księżniczki), przez co szybko popadła w długi, ale przede wszystkim nie wiedzącą, czego chce od życia. Próbując łatwy rozwiązań i szybko wycofując się z tych zbyt trudnych, koniec końców trafia do Japonii (choć tak naprawdę nie chce tam jechać, ale ulega namowie najlepszej przyjaciółki), gdzie podejmuje pracę w roli hostessy, licząc na łatwy zarobek. Ale także i tutaj nie idzie jej za dobrze, czego efektem są powtarzające się nastroje depresyjne. Dopiero poznanie amerykańskiego żołnierza oraz nowego, bogatego klienta zdaje się zwiastować lepszą passę w jej życiu. Cóż bowiem złego może się stać w najbezpieczniejszym mieście świata?
Autor stawia tezę, że Lucie Blackman miała najzwyczajniej w świecie pecha, gdy na jej drodze pojawiła się osoba Jojiego Obary, wielokrotnego gwałciciela i przypadkowego mordercy. Człowieka nie zostawiającego za sobą żadnych wyraźnych śladów, a do tego posiadającą nie tylko patologiczną osobowość, ale także ogromne pieniądze. To niebezpieczne połączenie. Uważny czytelnik nie może jednak oprzeć się wrażeniu, że Lucie nie pomogła swojemu szczęściu, nie zachowując zasad zdrowego rozsądku. Skuszona wizją łatwego uzyskania własnego telefonu komórkowego, godzi się pojechać w nieznane z nowopoznanym klientem. Zdawałoby się, że obraz pociesznych Japończyków, którzy lubią posiedzieć z zagranicznymi dziewczynami w klubie, bardzo skutecznie uśpił instynkt samozachowawczy nie tylko Lucie, ale także innych hostess. Właśnie to wykorzystywał Obara, aby realizować swoje wynaturzone cele.
Ciemność zatem czai się w bohaterach tej książki. Jest obecna w Lucie, w osobie jej mordercy, nawet w osobie jej ojca, którego zachowanie jest tak niepasujące do roli skrzywdzonego rodzica, że aż wzbudzające podejrzenia. Tym bardziej, że w pewnym momencie godzi się on przyjąć od Obary pieniężne zadośćuczynienie (co ważne, nie jest to zasądzone przez sąd odszkodowanie), pod warunkiem podpisania pisma, w którym stawia mordercę swojej córki w nieco lepszym świetle. Próba usprawiedliwienia przez autora tego posunięcia jest jednym z najsłabszych i najbardziej wątpliwych fragmentów książki. Tak na marginesie, trudno nie odnieść wrażenia, że sympatia autora w małżeńskim sporze Blackmanów jest jednak wyraźnie przechylona na stronę Tima. Tak jakby uległ jego czarowi osobistemu. Tylko pamiętać trzeba, że mówimy o człowieku, który zdradził swoją żonę, opuścił dzieci, a kontakt z Lucie odnowił stosunkowo niedawno przed jej wyjazdem do Japonii. Jeśli nie dostrzegamy tutaj ludzkiej ciemności, wolno zapytać, czym ona w takim razie jest?
Myślę, że odczytywanie książki w tym sensie, a więc poprzez wykorzystanie danych dostarczanych przez autora do stworzenia obrazu psychologicznego poszczególnych postaci dramatu, jest czymś bardzo interesującym. Dzięki temu opisana przez RLP sprawa nie jest tylko historią prawdziwej zbrodni, ale także zapisem prawdziwego życia przed, w trakcie i po jej zaistnieniu. To powiązanie losów ludzkich z konkretnym faktem, aby ukazać złożoność i nieprzewidywalność życia. W tym wypadku skomplikowanego dodatkowo przez bezsensowną zbrodnię. W takim ujęciu morderca nie jest tylko mordercą, ale jest także ofiarą życiowego procesu, który stworzył go takim, jakim był. Koreańczykiem odrzuconym przez japońskie społeczeństwo, synem stłamszonym przez rodzinę, zakompleksionym sybirakiem nie potrafiącym osiągnąć satysfakcjonujące go bliskości bez zastosowania środków znieczulających. Nawet jeśli uwzględnimy, że jego zabójstwa były niezamierzone i przypadkowe, nie zmienia to w niczym faktu, że, koniec końców, mamy do czynienia z mordercą.
Kilka słów jeszcze o okładce książki, gdzie wydawca chyba odrobinę przesadził, jeśli chodzi o reklamę „Ludzi, którzy jedzą ciemność”. Najczystszą manipulacją jest oczywiście slogan: „Tokio – miasto mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet”. A „Są narkotyki, jest seks, jest zbrodnia” brzmi jak odwołanie do najniższych ludzkich instynktów, byle tylko sprzedać książkę. O wiele bardziej stonowane są wyrywki z Joanny Bator, która lepiej oddaje treść książki. Swoją droga, ciekawe na ile historia opisana przez RLP stała się inspiracją dla „Wyspa łza” tejże pisarki, gdzie rusza ona śladami zganionej Sandry Valentine? Ale to takie skojarzenie na marginesie.
Tak czy inaczej, „Ludzie, którzy jedzą ciemność” to bardzo ciekawy reportaż, ale adresowany do specyficznego odbiorcy. Osoby poszukujące zagadki kryminalnej z dreszczykiem, dość szybko poczują się zawiedzione. Mimo że autor wykonał naprawdę dobrą robotę i umiejętnie buduje napięcie wokół tej historii, nie uznał on ujawnienia zbrodniarza za jej ostateczne zamknięcie. Wręcz przeciwnie, dla niego jest to etap pośredni do kontynuowania swojej opowieści o ciemności tkwiącej w człowieku i o tym, jak się ona przejawia w prawdziwym życiu. Dlatego według mnie książkę RLP polubią przede wszystkim osoby, które szukają psychologicznej głębi. To także ciekawe źródło do poznania pewnej mało znanej strony japońskiego społeczeństwa, choć jest ono tutaj naszkicowane niejako na marginesie historii zaginięcia Lucie, o czym należy pamiętać. Przy uważnej lekturze można jednak uzyskać z książki sporo ciekawych informacji.
W książce o intrygującym tytule „Ludzie, którzy jedzą ciemność” opisana jest autentyczna historia zaginięcia Lucie Blackman - młodej Brytyjki, która w 2000 roku wyjechała do Japonii, gdzie podjęła pracę w charakterze hostessy w japońskim klubie dla mężczyzn. Do jej obowiązków należało zabawianie rozmową gości, głównie biznesmenów i zestresowanych pracowników korporacji,...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to