rozwińzwiń

Happy End

Okładka książki Happy End Marcin Podlewski
Okładka książki Happy End
Marcin Podlewski Wydawnictwo: Studio Truso literatura piękna
352 str. 5 godz. 52 min.
Kategoria:
literatura piękna
Wydawnictwo:
Studio Truso
Data wydania:
2013-07-26
Data 1. wyd. pol.:
2013-07-26
Liczba stron:
352
Czas czytania
5 godz. 52 min.
Język:
polski
ISBN:
9788363966034
Tagi:
fantastyka horror powieść obyczajowa
Średnia ocen

7,3 7,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Wiedźmy (Antologia opowiadań) Mikołaj Bandura, Ewa Chachlica, Eugeniusz Dębski, Jakub Diowksz, Adrianna Filimonowicz, Jan Godwod, Ka Klakla, Irmina Klocek, Magdalena Kozak, Urszula Maciuga, Andrzej Miszczak, Grzegorz Nowakowski, Marcin Podlewski, Arkady Saulski, Patryk Sobala, Dariusz Sprenglewski, Joanna Świba, Wojciech Świdziniewski, Paula Wanarska, Aneta Wyciszkiewicz, Mateusz Wyszyński, Karol Żołnierek
Ocena 6,2
Wiedźmy (Antol... Mikołaj Bandura, Ew...
Okładka książki Nawia. Szamanki, szeptuchy, demony Rafał Dębski, Marta Krajewska, Katarzyna Berenika Miszczuk, Marcin Mortka, Marcin Podlewski, Martyna Raduchowska, Jagna Rolska, Anna Szumacher
Ocena 6,7
Nawia. Szamank... Rafał Dębski, Marta...
Okładka książki Geedis i przyjaciele Bartek Biedrzycki, Jerry Bremer, Bartłomiej Dzik, Daniel Fiedczak, Adam Froń, Agnieszka Górska, Przemysław Grabowski, Ela Graf, Tomasz Grodecki, Aleksander T. Janus, Krzysztof Kietzman, Aleksander Killman, Katarzyna Koćma, Kacper Kotulak, Mikołaj Kowalewski, Szymon Krawczyk, Marcin Kudła, Mikołaj Mrozik, Kamil Muzyka, Monika Nowak, Michał Owerczuk, Maria Piątkowska, Marcin Podlewski, Wojciech Szczerbakow, Dominika Węcławek, Mateusz Zelek
Ocena 7,5
Geedis i przyj... Bartek Biedrzycki, ...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,3 / 10
25 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
1
1

Na półkach: ,

Zachęcony opowiadaniem z Nowej Fantastyki, zakupiłem e-booka. Jednak dobre wrażenie z opowiadania szybko mija. Książka jest rozciągniętym motywem z opowiadania, przerobionym na katalog firm. Prawie każdy przedmiot ma jakąś markę i został kupiony w konkretnym sklepie. Nawet nic nie znacząca tablica korkowa, czy chusteczki do nosa są ekskluzywnym towarem z ekskluzywnego sklepu. Jakkolwiek opowiadanie było ciekawe, to książka jest jedną wielką reklamą, za czytanie której powinno dostawać się chociaż 5 zł na godzinę. Mimo wszystko, przedstawione wydarzenia są ciekawe, jak wyplewi się chwasty. Jednak autor dostaje ode mnie żółtą kartkę.

Zachęcony opowiadaniem z Nowej Fantastyki, zakupiłem e-booka. Jednak dobre wrażenie z opowiadania szybko mija. Książka jest rozciągniętym motywem z opowiadania, przerobionym na katalog firm. Prawie każdy przedmiot ma jakąś markę i został kupiony w konkretnym sklepie. Nawet nic nie znacząca tablica korkowa, czy chusteczki do nosa są ekskluzywnym towarem z ekskluzywnego...

więcej Pokaż mimo to

avatar
127
66

Na półkach: ,

Muszę przyznać,że książka wzbudziła już od pierwszych paru stron moje zainteresowanie.Rzeczywistość wykreowana przez autora jest nietuzinkowa,zagmatwana a jednocześnie bardo swojska.Marcin gdzieś pod akcją zawarł wiele pytań o byt,świadomość i przypadkowość istnienia.
W wykreowanych przez niego aberracjach można dostrzec absurdalność przypadkowości. Heheh zmusza do pytania czy świadomość może być bytem czy tylko świadomością?Ucieczka od rzeczywistości ,uleganie jej? czy może jednak kreowanie własnej drogi?
Język którym jest napisana należy do doświadczonego pisarza a nie debiutanta(ponoć to pierwsza książka?).Sposób narracji i budowanie nieokreślonego napięcia....bohater,postacie 2 planu (ojciec jest świetny :) ) i oczywiście świat pełny własnego życia...swojskiego,obcego czy może nie istniejącego?
Polecam tą książkę,aczkolwiek warto w nią się wczytać by odebrać jak najwięcej.
Ps.Jeszcze jedno heheh kurcze czy prawda wyzwala?czy na pewno??? :) czy wierzycie w Happy End?

Muszę przyznać,że książka wzbudziła już od pierwszych paru stron moje zainteresowanie.Rzeczywistość wykreowana przez autora jest nietuzinkowa,zagmatwana a jednocześnie bardo swojska.Marcin gdzieś pod akcją zawarł wiele pytań o byt,świadomość i przypadkowość istnienia.
W wykreowanych przez niego aberracjach można dostrzec absurdalność przypadkowości. Heheh zmusza do pytania...

więcej Pokaż mimo to

avatar
96
58

Na półkach:

Podlewski ma niezwykle lekkie pióro i głowę pełną niebanalnych pomysłów. Tworzy fabułę wciągającą, efektowną, wrzuca do swojego świata ciekawe postaci, a wszystko to w sosie pobudzającej do myślenia nieoczywistości. Umiejętnie róznicuje tempo opowieści, dzięki temu tekst ma wewnętrzną dynamikę. Bawi, ale nie zwalnia od myślenia.

Tak powinna wyglądać rozrywkowa fantastyka najwyższej klasy.

Podlewski ma niezwykle lekkie pióro i głowę pełną niebanalnych pomysłów. Tworzy fabułę wciągającą, efektowną, wrzuca do swojego świata ciekawe postaci, a wszystko to w sosie pobudzającej do myślenia nieoczywistości. Umiejętnie róznicuje tempo opowieści, dzięki temu tekst ma wewnętrzną dynamikę. Bawi, ale nie zwalnia od myślenia.

Tak powinna wyglądać rozrywkowa fantastyka...

więcej Pokaż mimo to

avatar
570
322

Na półkach: ,

Na­leżenie do mniej­szości, na­wet jed­nooso­bowej, nie czy­ni ni­kogo sza­leńcem. Is­tnieje praw­da i is­tnieje fałsz, lecz dopóki ktoś upiera się przy praw­dzie, na­wet wbrew całemu światu, po­zos­ta­je nor­malny. Normalność nie jest kwes­tią statystyki.” George Orwell

Niewygodna prawda. Tak można by określić powieść, którą napisał Tomasz Lebański. Pisząc o wpływie zagadkowych zakłóceń – odchyleń od znanej nam rzeczywistości - zwanych Aberracjami nie spodziewał się, iż po przysłowiowych 5 minutach sławy stanie się czarną owcą, a jego książka trafi na zakazaną przez rząd listę.Sprawa zyskuje, więc swój smutny finał, a odsunięty na boczny tor autor popada w depresję i nie stroni od używek. Tymczasem anomalie nadal zmieniają świat. Czym są Aberracje? Skąd się wzięły? Prawda musi zostać odkryta. Czeka na nią cała ludzkość. Niespodziewanie to właśnie owiany złą sławą Tomasz otrzymuje możliwość odkrycia faktów na temat owych odchyleń. Pomagać mu będzie dziennikarka Anna Krajec oraz tajemnicza organizacja rządowa występująca pod nazwą Zespołów Zapobiegawczych, z akuratną panną Staw na czele. Tylko, co jest prawdą i czy główni bohaterowie ją odkryją?

„-Abery – skorygowałem, zupełnie niepotrzebnie. Spięła się lekko. W zasadzie o Aberracjach się nie rozmawia, chyba, że jest to naprawdę konieczne. Nie ma, co dyskutować o czymś, nad czym nie sposób zapanować i co rozwala z wolna, tak pięknie uporządkowany świat”s.21

„[..] To, co się dzieje od kilku lat, wymyka się naukowym definicjom. Z jednej strony mówi się o miejscowych zachwianiach rzeczywistości. Z drugiej o mutacji, osobliwościach czy nawet o strukturze entropii. Po słynnej Wielkiej Fali, która zmiotła między innymi Paryż, przestano używać określenia „cuda”.s.26

Tak pokrótce przedstawia się fabuła utworu Marcina Podlewskiego. Tytułowy Happy End wcale nie musi jednak oznaczać szczęśliwego zakończenia. Hollywoodzkie hasło kojarzy się z banałem, a powieść przesiąknięta jest czymś zgoła innym. To rewelacyjny debiut, którego jako czytelnik prędko nie zapomnę. Książka, której największym atutem jest to, że nie można jej zaszufladkować.

To postacie są osią tej opowieści. Określają rzeczywistość poprzez wzajemne relacje, dialogi i życiowe doświadczenia. Główny bohater jawi się nam, jako pisarz idealnie posługująca się ironią i wykazująca się dystansem do swojego zawodu. Jednocześnie jest mężczyzną niepogodzonym z przeszłością, nadmiernie opiekuńczym synem oraz człowiekiem bojących się własnych uczuć. Z pomocą przychodzi mu Anna, która poprzez swoją młodzieńczą energię, pobudza go do działania i wyjścia ze skorupy, w której się zamknął. Happy End to zatem postacie z masą wad: uzależnieni, nieporadni, uparci, za szybcy lub za wolni, ale jednocześnie bardzo ludzcy. Osoby, z jakimi większość 30-parolatków może się utożsamiać.

„Nie tak wyobrażałem sobie za młodu „etap mięsa”. Bo przecież tak być powinno: najpierw eteryczne dzieciństwo, potem duchowa młodość i wreszcie mięsna dojrzałość. Dojrzałość sklejona żylastymi ścięgnami, twardą zhardziałą mordą, schrypnięta przepitym gardłem. Mięsna męskość, gdy wypaliły się już ideały i nadszedł czas wysychania. Tuż przed etapem gnicia owego mięsa, oczywiście”s.44

„[…] anorektyczna, akuratna Patrycja Staw otoczona przez wypielęgnowane przedmioty[…].Drażniła mnie jej akuratność i doprecyzowane wypowiedzi, nużyła jej postawa typu „lonely lady [..].” s.189

Happy end to wielowątkowa opowieść będąca czymś na kształt pamiętnika Lebańskiego. Historia skupiająca się na jego przeszłości i przyszłości. Chaotyczny i pesymistyczny świat oraz prowadzone śledztwo jest tłem wyciągającym na światło dzienne, szeroko opisane wątki społeczno-obyczajowe.

W powieści Marcina Podlewskiego odnajdziemy także elementy fantastyki postapokaliptycznej, naukowej, oraz horroru. Samotność w tłumie, atmosfera niepewności, niepokoju oraz odchylenia i anomalie od znanej rzeczywistości, w tym mutacje to znane w literaturze (Jestem legendą),kinie (Resident Evil) czy grach (Fallout, The Last of Us, In Famous) motywy. Połączone z tematyką społeczno-obyczajową tworzą nieprzewidywalną, klimatyczną i nieszablonową rzeczywistość. Horror oraz fantastyka naukowa funkcjonują w utworze w sposób nienachalny, związany z nieobliczalnością świata przedstawionego oraz koszmarnymi wspomnieniami Tomasza. Wkradają się niespodziewanie wzbudzając niepewność, niepokój, czasem szok. Taki zabieg kojarzy mi się z opowiadaniami Lovecrafta czy dziełami Stephena Kinga, które wzbudzają we mnie podobne uczucia.

Losy Lebańskiego ukazują także retrospekcje, przywołujące upiory przeszłości. Określają protagonistę. Ich pełne znaczenie poznajemy dopiero pod koniec historii. Uważam je za ważna część książki, choć umieszczanie ich przy każdym nowym rozdziale odrobinę wybijało mnie z rytmu i powodowało zamęt. Wolałabym otrzymać je w większych dawkach na raz.

Warto także wspomnieć o różnych materiałach dotyczących Aberracji, które otrzymujemy przy każdym rozdziale. Występują one w formie: fragmentów relacji, wywiadów, wypowiedzi czy artykułów. Poszerza to naszą wiedzę o świecie przedstawionym i o nastrojach ludzi spotykających się z anomaliami.

„Widzi pan: dla naukowców diabeł to naruszenie spójności tego, co miało być spójne, rozbicie tego, co miało być ustalone i stałe. Mówi się, że tkwi on w szczegółach i wygląda na to, że postanowił zrobić coś wreszcie ze swoim terytorium…”s.264

Styl. Happy End jak wspomniałam jest debiutem, choć na taką powieść nie wygląda. To ambitna lektura, która ucieszy czytelników szukających książek skłaniających do myślenia. To nie utwór o wartkiej akcji, a historia skupiająca się na postaciach. Dialogi są naturalne, ludzkie, sprawnie poprowadzone. Historia wciąga od pierwszych stron. Pochłania całą uwagę, skłaniając do refleksji na temat stosunków rodzinnych, naszego podejścia do życia czy związków. Język jest bardzo plastyczny. Odnalazłam w niej także sporo ironii i sarkazmu. Całość wypada bardzo profesjonalnie i ukazuje świetny warsztat autora.

„Tysiąc razy podchodziłem do zardzewiałej bramy, chwytałem mosiężną klamkę… i tysiąc razy wracałem. Wygląda na to, że nadal chcę żyć. Zabawne”s.8

Happy End to także szczegółowe opisy elementów otoczenia i przedmiotów bohaterów, które momentami wydawały mi się zbyt szczegółowe. Marki, kolory, kształty – maszynek do golenia, piór do pisania. Nie zmniejszało to przyjemności z czytania, jednak w niektórych momentach wydawało mi się zbędne.

„Ojciec stał nad żeliwną patelnią przeznaczoną do smażenie bez tłuszczu. Musiał wyciągnąć ją z szafki na dole – była od miesięcy przykryta kupionymi w trakcie słabości pojemnikami Tupperware, słoikami z moją ulubioną musztardą Develey i buteleczkami sosu HB BBQ do grilla. Założył na siebie fartuch z wielkim napisem „Kiss the Co*oc*k” i podpisem „*delete as applicable”s.165

Powieść posiada wiele warstw i płaszczyzn, które według mnie każdy czytelnik inaczej zinterpretuje. Nic nie jest przypadkowe. Wszystko jest względne.

Elementem, który nie raz powodował u mnie uśmiech na twarzy i skojarzenia z autorem oraz jego wypowiedziami w Internecie, było podejście Tomasza do zawodu pisarza, literatury i ludzi ją czytającym. Widać w tym ironię oraz dystans. Autor nie boi się krytykować środowiska czytelniczego. Spójrzcie choćby na poniższe cytaty:

„Wszystko jedno. To był w sumie inny rodzaj sławy – nie napisałem przecież poczytnej powieści ani nie skleciłem zgrabnego, celu litowego gniota z krwią, seksem i confetti.”s.183

„Daj spokój, Tomasz tony tego przerabiałam w redakcji. Wiesz, że wydajemy też literaturę? Albo pianie o takiej dupie Maryni. Bite strony, w których twórca podnieca się jakimś kubeczkiem, bo on wywołuje u niego wspomnienia, a on je zaraz napisze z wywalonym jęzorem… Proust dla ubogich, co nie? Mało, kto pisze teraz literaturę do czytania, gdzie bohaterowie ze sobą normalnie rozmawiają czy robią kupę.”s.206

„Jaka wolność! […] Za tę wolność wziąłby pan odpowiedzialność? Co zresztą rozumie pan przez słowo „wolność”?[..] To dla pana jakaś idea? Możliwość robienia wszystkiego, co się chce? Mówienia wszystkiego, co się chce, pal diabli konsekwencje?” s.222

Podsumowując Happy End to różnorodność wątków oraz mieszanka gatunków. Historia wielopłaszczyznowa, obnażająca ludzkie dusze. Powieść-Aber odchodząca od tego, co oczywiste i pewne. A zakończenie? Czy to happy end? Myślę, że dla każdego czytelnika będzie ono wyglądać inaczej, gdyż każdy z nas inaczej interpretuje szczęśliwe zakończenia. Dla jednych będzie to dostatnie życie, dla innych możliwość przebywania z najbliższymi czy zaprzestanie starych waśni. Sami musimy odkryć, czym ono jest, a Marcin Podlewski nie tylko nam na to pozwala, on nas do tego zmusza. Słowem, emocją i koniecznością refleksji. Zdecydowanie polecam.

„Now this is not the end. It is not even the beginning of the end. But it is, perhaps, the end of the beginning. To nie jest koniec, to nawet nie jest początek końca, to dopiero koniec początku.” Winston Churchill

źródło opinii: http://okiemmk.com/wszystko-jest-wzgledne-happy-end-marcin-podlewski/

Na­leżenie do mniej­szości, na­wet jed­nooso­bowej, nie czy­ni ni­kogo sza­leńcem. Is­tnieje praw­da i is­tnieje fałsz, lecz dopóki ktoś upiera się przy praw­dzie, na­wet wbrew całemu światu, po­zos­ta­je nor­malny. Normalność nie jest kwes­tią statystyki.” George Orwell

Niewygodna prawda. Tak można by określić powieść, którą napisał Tomasz Lebański. Pisząc o wpływie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
10
8

Na półkach: ,

„Dla współczesnych czytelników jednak jest on przede wszystkim autorem "Trylogii księżycowej" (Na srebrnym globie, 1903, Zwycięzca, 1910, Stara ziemia, 1911). Dziś czytana jako powieść science fiction, w intencji autora była zbeletryzowaną refleksją nad procesami cywilizacji”.

Powyższy cytat z notki o Jerzym Żuławskim autorstwa Haliny Floryńskiej-Lalewicz jest przykładem najbardziej denerwującej mnie opinii o fantastyce. Zgodnie z tym poglądem fantastyka nie jest wartościowym gatunkiem, a jeżeli ktoś przypadkiem popełni jakiś wartościowy utwór lub kilka, wówczas fani fantastyki (a często również autor) źle klasyfikują dzieło, które jest „zbeletryzowaną refleksją” zawierającą elementy fantastyki.

Druga drażniąca mnie opinia na temat fantastyki pochodzi z zupełnie przeciwnego krańca spektrum: to pogląd, że fantastyka, w której przedstawiane są światy „skopiowane” lub „inspirowane”, jest przejawem braku pomysłowości i zasadniczo stratą czasu. Czyli możesz sobie, Autorze, napisać piętnaście kryminałów, których akcja dzieje się w jak najbardziej rzeczywistym i tym samym niezmiennym Wrocławiu, ale druga opowieść o bohaterach Nibylandii to już potwarz dla czytelnika i brak wyobraźni pisarza.

Trafiła do mnie jakiś czas temu powieść pt. „HappyEnd” Marcina Podlewskiego, którego zbiór ponurych baśni „Szklana góra” jakiś czas temu recenzowałem. Powieść ta jest ciekawym argumentem przeciwko dwóm powyższym opiniom. Przeciwko pierwszej, gdyż utwór jest fantastyką naukową pełną gębą, ale jednocześnie nie ma charakterystycznego dla s-f skupienia całej fabuły na jednym super techniczno-kwantowo-temporalnym pomyśle. To fantastyka społeczna, gdzie element fantastyczny, nieprawdopodobny ma zasadnicze znaczenie dla postępowania bohaterów, a mimo to jest to historia o bohaterach, nie o pomyśle. Przeciwko drugiej, bo świat przedstawiony zawiera elementy znane z „Pikniku na skraju drogi”, a być może również z „Odysei Kosmicznej 2001” lub „Kontaktu”.

Nie bardzo wiedziałem, jak się do recenzji zabrać, bo nie lubię pisać laurek i uważam przy tym, że jedynie utwór nienapisany nie ma wad. Dopiero po przeczytaniu książki po raz drugi znalazłem kilka elementów, które były mocno drażniące i popsuły ogólnie pozytywną, a miejscami entuzjastyczną moją opinię na jej temat. Prawdopodobnie audiobook ujawniłby jeszcze kilka powtórzeń i zaburzeń rytmiki, ale to już czepialstwo i GOREktywne skrzywienie.

Ale do recenzji.

1. Fabuła

Na świecie pojawiają się niewytłumaczalne zakłócenia rzeczywistości. Czasami ogniskują się na pojedynczych ludziach, czasami zajmują obszar całego miasta (średniej wielkości, np. Paryża). Zakłócenia te, zwane „aberracjami”, mają bardzo różnorodny charakter. Powodują zmiany grawitacji, upływu czasu, wypełnione są toksycznymi gazami, wywołują halucynacje, leczą, powodują mutację materii ożywionej i nieożywionej itd. Tutaj Autor zaprezentował bardzo szerokie spektrum, ale nie jakoś szczególnie oryginalne. Znający „Piknik na skraju drogi” Strugackich (plus nieczytająca gimbaza, która po prostu naparza w grę S.T.A.L.K.E.R. i pojęcia nie ma o powieści, w której Zona pojawiła się po raz pierwszy) rozpoznają w aberracjach piknikowe anomalie. Pod wieloma względami abery i anomalie są podobne, może nawet identyczne, tyle że Autor nie skupił się na stalkerach penetrujących zonę – skażony teren, a na zwykłych, szarych przechodniach, którzy wiodą codzienne życie w świecie, w którym fizyka nagle wywinęła salto mortale. Abery wpływają także na świat poza obszarem swojego działania, o czym przekonują się naukowcy, którzy mogą zamknąć placówki eksperymentalne, kiedy szlag trafił powtarzalność wyników eksperymentów.

Najważniejsza cechą aberracji jest niewytłumaczalność. I to właśnie najmocniej wpływa na aktorów, jest osią powieści: zachowanie ludności i bohaterów w obliczu zawalenia się całej dominującej obecnie racjonalności lub przynajmniej racjonalizacji. Oczywiście rządy i organizacje międzynarodowe utworzyły sieć placówek agenturalno-naukowo-wojskowych, które posiadają dowolne uprawnienia niezbędne do zabezpieczenia miejsc powstawania kolejnych aberracji kordonem sanitarnym, pozyskiwania artefaktów i zapobiegania panice. Nazywają się (przewrotnie?) Zespołami Zapobiegawczymi, przy tym praktycznie niczemu nie są w stanie zapobiec, skoro nie pojmują natury aberów.

Wracam do fabuły.

Po pojawieniu się pierwszych aberów dziennikarz, Tomasz Lebański, napisał książkę o społeczno-politycznych skutkach, jakie mogą one spowodować. W sytuacji ogólnoświatowej paniki, rozruchów i niepokojów utwór trafił na indeks, a sam autor znalazł się na cenzurowanym. Po jakimś czasie, gdy dziwne zjawiska spowszedniały na tyle, że w serwisach informacyjnych zajęły stałe miejsce w okolicach prognozy pogody, blokadę częściowo zdjęto. W tym samym czasie Lebański podejmuje współpracę z dziennikarką, Anną Krajec, która proponuje wspólne napisanie nowej książki o aberracjach. Lebański ma swoje kontakty i materiały, Krajec nieszablonowe koncepcje i zapał, którego temu pierwszemu brakuje, po tym, jak mu dowalił system. Zaczynają pracę, gromadzą materiały, a w trakcie tego procesu dowiadują się rzeczy, które tylko zwiększają niepewność związaną z aberracjami, potęgują chaos. Powstają nowe koncepcje, nowe teorie, ale te istnieją tylko na pojedynczych stronach dokumentów, w ustach pojedynczych świadków, naukowców, Zetów (funkcjonariusze Zespołów zapobiegawczych). Nie da się ich potwierdzić ani obalić, bo nawet jeżeli informacje i dowody te istnieją tu i teraz, to może się okazać, że w groteskowej rzeczywistości za chwilę się zmienią. Krajec jest zafiksowana na odkryciu prawdy, ale zdobywane kolejne informacje, kolejne wywiady z osobami mający wgląd w ściśle strzeżone tajemnice musi godzić z faktem, że nielogiczności zjawiska nie jest w stanie wytłumaczyć, zracjonalizować, rozebrać na cząstki elementarne. Jednocześnie bohaterowie zdobywają coraz szerszy wgląd w polityczne uwarunkowania powstającego opracowania.

A potem jest koniec świata.

A potem nie. Chyba.

I byłaby to w sumie fajna, klasyczna powieść dziennikarsko-śledcza, gdyby nie sami bohaterowie, którzy mają zupełnie ludzkie problemy niezwiązane z aberracjami.

2. Bohaterowie

Zdecydowanie najmocniejsza strona „HappyEndu”. Bohaterowie są po prostu ludźmi. Tomasz Lebański jest wypalony zawodowo i twórczo. Wspomina nieudany związek. Próbuje pogodzić miłość do ojca i frustrację związaną z jego dziwnym zachowaniem, przywodzącym na myśl objawy demencji lub Alzheimera. Kryje się z papierosami, nie kryje z rudą wódą na myszach. Ma poczucie winy, że nie jest w stanie zapewnić ojcu odpowiedniej opieki, a jednocześnie częściowo obarcza go winą za nieudane dzieciństwo. To bardzo złożona postać, jednak nie mniej niż inne, równie ważne, a może nawet ważniejsze.

Agentka Zetów przy pomocy alkoholu radzi sobie z wiedzą zdobytą w trakcie działań operacyjnych. Albo sobie nie radzi, skoro prosi Lebańskiego o pomoc.

Krajec czasem (często!) zachowuje się jak gówniara.

Ojciec protagonisty to zupełnie inna historia. Dobra historia.

Jeżeli dodać do tego małego grona bohaterów drugoplanowych, to otrzymujemy całkiem sensowną trzódkę zgnębionych przez życie, osiągających sukcesy zawodowe, ale wciąż aspirujących do czegoś więcej trzydziestoparolatków, których możemy dostrzec w każdym autobusie i w każdym korku warszawskim – szare cienie, które po prostu robią swoje, marząc nieśmiało o czymś więcej. Byle nieśmiało.

Podsumowując, rzadko się zdarza, żeby bohaterowie mieli tyle wad, a jednocześnie dali się lubić. Autor przedstawił nam naszych sąsiadów, naszych przyjaciół lub znajomych, którzy po prostu są jacy są…

Z wyjątkiem Ojca. Skandalem byłoby rozpisywać się na temat tej postaci. Dziwne, denerwujące zachowania tej postaci można tłumaczyć wiekiem, doświadczeniem toksycznego małżeństwa lub innymi, równie tragicznymi czynnikami, ale nie ma pewności. Tutaj nic nie jest pewne!!!

I to jest podstawowa zaleta utworu.

3. Kompozycja i styl

Styl, a przede wszystkim słownictwo, przywodzą na myśl klasyczne s-f dla nieco bardziej wymagającego odbiorcy. To nie Dukaj i jego publicystyka udająca prozę, ale terminy przewijające się przez popularną naukę (tu będę uparty) dodają smaczku. Aberrację warto ująć w kontekst współczesnej „dziwacznej” fizyki teoretycznej – dziwnych atraktorów, wieloświata, struny heterotycznej itp. Niby można o tym wszystkim poczytać w wikipedii, niby dzięki opisom można to sobie wyobrazić, jednak sens, przyczyna, przewidywalność umykają. Chciałbym przeczytać książkę autorstwa obojga bohaterów, bo musiałaby to być nieprawdopodobna bujda pod względem metodologicznym, z czego zresztą sami bohaterowie chyba zdają sobie sprawę.

Podobnie wciągająca jest warstwa społeczna i polityczna. Dialogi są naturalne, przemyślenia bohatera zajmujące. Nie ma też szczególnych dłużyzn, szczególnie że postacie są interesujące, a każdą informację na ich temat czytelnik po prostu spija Autorowi z dzióbka. Trudno rozpisywać się na temat stylu utworu, który się połknęło mimo grubej żyłki i marnej przynęty (gdzie promocja?). Dlatego (dla dodania sobie wiarygodności) skupię się na wadach, ok? To nie jest zła książka, ale swoje wady ma, i to w obszarze stylu i kompozycji właśnie.

4. Co mi się nie spodobało?

Stefan King często stosuje bardzo przydatny zabieg, żeby uniknąć nużących opisów. Nie opisuje jednorazowej maszynki do golenia z dwoma ostrzami i paskiem jakiejś oleistej substancji nad nimi, ale pisze, że bohater golił się maszynką żilet takim i takim modelem. To jest genialny zabieg, bo czytelnik momentalnie skojarzy dany przedmiot ze spotykanymi w marketach. Pozwala to oszczędzić czytelnikowi czas – pójść na skróty, a jednocześnie utożsamić się z bohaterem, bo przecież Lebański czochra sobie pysio takim samym ostrzem, jak to, którego używa czytelnik lub czytelniczka.

Drugim dobrym zastosowaniem tego zabiegu jest chęć podkreślenia czyjegoś statusu społecznego, sytuacji materialnej itd. W ten sposób łatwo i szybko (bez dłużyzn) można opisać rodzinę z całą baterią produktów z „Biedy” lub ministra transportu z zegarkiem Ulysse Nardin. I fajnie, ale z umiarem!

Na początku Autor dawkuje „metkowanie”, ale pod koniec… nie, od połowy każde wejście do pomieszczenia (czasem po raz wtóry) wiąże się z litanią producentów czajników, herbat, naczyń, kalendarzy, elektroniki, mebli i co tam się znalazło w zasięgu wzroku. Podobnie bohater na premierę nie może być po prostu elegancko ubrany w gajerek, tylko w nazwy pięciu domów mody. Strasznie to denerwujące, bo ten nadmiar psuje opisy. Wydaje się czasem, że bohaterowie jedzą nie herbatniki, a kody kreskowe. Przesadę można dostrzec w chwili, gdy zamiast marki wolałbym przeczytać opis, bo z nazwy przedmiot jest niepodobny zupełnie do niczego. A już absurdem jest ometkowanie starej maszyny do pisania.

Innym drażniącym elementem jest multum retrospekcji. Tomasz Lebański wraca do dzieciństwa na początku praktycznie każdego rozdziału, a potem jeszcze po kilka razy w inne rejony swojej przeszłości. Robi się z tego śmietnik, szczególnie że jeden z wątków (ważny i dobry) retrospekcje rozbrajają zbyt szybko. Albo inaczej: zbyt wcześnie pozwalają czytelnikowi rozwikłać tajemnicę, przez co kolejne opisy są niepotrzebne (proponowałbym fragmenty z ostatnich rozdziałów zamienić z tymi z pierwszych).

W tej kwestii znów podejrzewam, że winę ponosi barokowy rozmach. Taka psychoanaliza pozwala lepiej zżyć się z bohaterami, którzy dzięki temu nie są już postaciami „tu i teraz”, ale ich działania mają pewne zakotwiczenie w przeszłości. Tylko po co budować bohaterów pod sam koniec książki, gdy już w zasadzie znam się z panem Lebańskim całkiem dobrze?

5. A co mi się podobało? Podsumowanie

W zasadzie wszystko inne.

„HappyEnd” to dobra powieść. Ma dobrze skonstruowany świat, trójwymiarowych (czterowymiarowych) bohaterów, fajną historię, a wszystko przy sprawnej narracji pierwszoosobowej. Najbardziej przypadł mi do gustu brak definitywnych odpowiedzi na pytania związane z aberracjami. Czytelnik może sam takowych poszukać. Nie znalazł? No przecież!

To nie jest powieść akcji. To raczej historia o zmęczeniu, wypaleniu. Mocno depresyjna i klimatyczna. Niby bohaterowie prowadzą śledztwo, ale też przecież ich nowatorskie pomysły i rewolucyjne teorie ktoś z Zetów zbadał już wcześniej. Nic nie ma sensu. Nad światem krąży to wrażenie schyłku, ale nikt nie chce lub nie może o tym mówić głośno. Titanic już tonie. Panowie proszą panie do tanga.

„Dla współczesnych czytelników jednak jest on przede wszystkim autorem "Trylogii księżycowej" (Na srebrnym globie, 1903, Zwycięzca, 1910, Stara ziemia, 1911). Dziś czytana jako powieść science fiction, w intencji autora była zbeletryzowaną refleksją nad procesami cywilizacji”.

Powyższy cytat z notki o Jerzym Żuławskim autorstwa Haliny Floryńskiej-Lalewicz jest przykładem...

więcej Pokaż mimo to

avatar
273
17

Na półkach:

Może ze względu na to, że nie należę do wielkich fanów literatury fantastycznej, a może to wina wiosennego przesilenia, ale przez "Happy End" brnęłam ponad dwa tygodnie. Lektura dłużyła mi się niemiłosiernie i nijak nie mogłam wczuć się w fabułę. W połowie objętości książki, kiedy byłam już zniechęcona do granic możliwości i niemal postawiłam na prozie Podlewskiego krzyżyk, akcja nagle ruszyła z kopyta i zanim się obejrzałam, zamykałam już tylną okładkę.
Podlewski zbudował w swojej powieści świat, którego nie znamy i nie pojmujemy. Stworzył bohatera, którego darzymy sympatią, mimo że niewiele wiemy o tym, co go właściwie spotyka. Tomasz Lebański jawi nam się, jako nadużywający medykamentów i alkoholu, przegrany dziennikarzyna, którego życie legło w gruzach równocześnie ze światem, w którym żyje. Długo nie znamy jego historii i nie rozumiemy pobudek, którymi się kieruje, a jednak przyciąga nas jego tajemniczy magnetyzm. Próbujemy nadążyć za wydarzeniami, które, przynajmniej do pewnego momentu, są oderwane jedno od drugiego i pozornie chaotycznie rozmieszczone w fabule. Strzępy obrazów i informacji, jakie podsuwa nam narrator sprawiają, że świat przedstawiony możemy sobie wyobrazić w dowolny sposób i poniekąd "dośpiewać" jego historię. Jednak im dalej zagłębiamy się w powieść, tym mocniej nas ona wciąga, oczarowuje i nie pozwala oderwać się od lektury. Bohaterowie stają nam się bliscy, a zagadka świata, w którym żyją, zdaje się krok po kroku rozwiązywać na naszych oczach, mimo że w rzeczywistości do końca pozostaje tajemnicą. Duża dawka niepokoju, odrobinę mroku, szaleństwo i tajemnica, grają na korzyść powieści, która, czy się podoba czy nie, zapada w pamięci na długo.
"Happy End" zrobił na mnie duże wrażenie. Nigdy dotąd nie czytałam powieści tak dziwnej i tak magnetyzującej jednocześnie. Gdyby to zależało ode mnie, skróciłabym ją o przydługie wprowadzenie i zupełnie zbędne, reklamowe wręcz opisy wplecione w fabułę (momentami miałam wrażenie, że na tylnej okładce przeczytam informację o lokowaniu produktu :P ). Jednak w ostatecznym rozrachunku, książka jest zaskakująco i niepokojąco dobra. Może nie stanę się za jej sprawą fanką fantastyki, ale z pewnością z chęcią sięgnę po kolejną publikację Podlewskiego.

Może ze względu na to, że nie należę do wielkich fanów literatury fantastycznej, a może to wina wiosennego przesilenia, ale przez "Happy End" brnęłam ponad dwa tygodnie. Lektura dłużyła mi się niemiłosiernie i nijak nie mogłam wczuć się w fabułę. W połowie objętości książki, kiedy byłam już zniechęcona do granic możliwości i niemal postawiłam na prozie Podlewskiego krzyżyk,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
802
373

Na półkach: , ,

Happy End – szczęśliwe zakończenie, czy aby na pewno?

Powieść Marcina Podlewskiego dziennikarza, twórcy licznych opowiadań i laureata wielu konkursów, dała mi nieźle popalić. Dawno miałam tak bardzo zaskakujące tete a tete z książką, może dlatego że teoretycznie fantastyka, a właściwie fantastyka naukowa jest gatunkiem, który niekoniecznie umiem czytać, ponieważ wszystko próbuję analizować, co oznacza, że jestem z góry na przegranej pozycji. „Happy End” nie poddaje się żadnej logice, no bo jak wyjaśnić Aberracje - przedziwne zakłócenia rzeczywistości, charakteryzujące się nagłym spadkiem temperatury, wyładowaniami elektrycznymi, dźwiękami o wysokiej częstotliwości, aż po „plamę cienia”. W sferze Aberracji wszystko jest możliwe, w końcu całkowicie zostaje zmieniona struktura rzeczywistości. Tak na chłopski rozum, aby łatwiej zrozumieć czym jest Aberracja, jest to wybuchowa mieszanka strefy mroku, czarnej dziury i załamania czasoprzestrzeni.

Aberracjami zajmuje się, a właściwie zajmował, Tomasz Lebański – melancholik, wielki fan barbituranów i dobrej whisky. Wydał książkę dotyczącą owego zjawiska. Publikacja wywołała ogromne poruszenie, autorowi zarzucono nawoływanie do działań terrorystycznych i działanie na szkodę interesu publicznego. Cały nakład książki wycofano i wpisano ją do indeksu ksiąg zakazanych. Wydaje się, że sytuacja jest patowa, ale kiedy Tomasz poznaje Annę Krajec buntowniczą dziennikarkę, ta namawia go do podjęcia współpracy, celem odkrycia prawdy o Aberracji. Mimo pewnych oporów Lebański przystaje na propozycję Anny. W trakcie badań i odkrywania nowych źródeł informacji natrafiają na szokujące fakty.

Jak wspomniałam powyżej, tak zaskakującej książki już dawno nie czytałam. Żeby było zabawniej długo się do niej przekonywałam. Przez kilka dni walczyłam z fabułą, licząc, że zrozumiem o co w niej tak naprawdę chodzi, bo proszę mi wierzyć, w niej nic nie jest takie, jakie na pierwszy rzut oka się wydaje. Wstęp jest szorstki i dziwaczny, miałam uczucie jakbym trafiła na inną planetę, lepiej, w inny wymiar, w którym - co gorsze - nie mówią w naszym języku. Jednak z czasem, z każdym kolejnym rozdziałem zatracałam się w historii opowiadającej – o ile tak mogę się wyrazić – o sile umysłu i o emocjach: czystych i pierwotnych, oraz o wybitnej zdolności do kreowania rzeczywistości. Autor stworzył fascynującą powieść, z fascynującym światem, pełnym zaskakujących elementów i wielowymiarowych postaci. Detale w tej powieści są wymuskane i ważne - wszystko ma znaczenie, ale jak może być inaczej, skoro w maksymalnie zakręconym świecie rzeczywistość dostaje bzika, w swoich wariacjach prowadzi do zatrważającego końca, w którym horror zacznie pełzać po ulicach, w zacienionej strefie rozpocznie się dance macabre, a dzieje się to wszystko w klaustrofobicznym klimacie zwiastującym nieuchronny koniec świata, gdzieś na pograniczu iluzji i rzeczywistości. Powieść Marcina Podlewskiego jest wyjątkową pozycją, niekonieczne łatwą w odbiorze, ale gwarantującą interesujące przeżycia, które przekraczają granice tego co znamy. Polecam.

Happy End – szczęśliwe zakończenie, czy aby na pewno?

Powieść Marcina Podlewskiego dziennikarza, twórcy licznych opowiadań i laureata wielu konkursów, dała mi nieźle popalić. Dawno miałam tak bardzo zaskakujące tete a tete z książką, może dlatego że teoretycznie fantastyka, a właściwie fantastyka naukowa jest gatunkiem, który niekoniecznie umiem czytać, ponieważ wszystko...

więcej Pokaż mimo to

avatar
32
31

Na półkach: ,

Istnieją książki, które są znane dzięki promocjom, organizowanym przez wydawnictwa. Poziom w tym przypadku jest nieistotny, bardziej liczy się obecność na półkach i w topie „bestsellerów”. Są także książki, których próżno może i szukać na listach popularności w podporządkowanych wydawcom mediach, ale istnieją w świadomości czytelników także dlatego, że są najzwyczajniej w świecie dobre.

Studio Truso, wydawnictwo, o którym do niedawna jeszcze nic nie słyszałem, prężnie wkroczyło w świat fantastyki. Wyszukując i publikując dzieła niezłych, aczkolwiek mało dotychczas znanych pisarzy, zrobiło znakomity ruch. Opinię swą opieram na książce tegoż wydawnictwa, która niedawno wpadła mi w ręce – „Happy end” Marcina Podlewskiego.

Przyznam się szczerze, o M. Podlewskim usłyszałem dopiero przy okazji wydania „Zombiefilii”, w której to antologii jego tekst był jednym ze zwracających uwagę czytelnika. Zwabiony tym opowiadaniem z zaciekawieniem sięgnąłem po „Happy end” i…

Zachwyciłem się już od pierwszych akapitów. A dalej było już tylko lepiej.

Nie lubię, gdy już po kilku rozdziałach wiadomo, jak książka się skończy. Nie cierpię i już. Jedyny wyjątek to „Władca pierścieni” ale myślę, że to akurat zrozumiałe. W „Happy endzie” autor postarał się, by koniec był dla czytelnika zaskoczeniem. Ba! Przez cały czas bawi się z czytelnikiem, podsuwając mu różne scenki i wskazówki, które wyjaśniają się dopiero później. Autor nie zamierza bowiem prowadzić czytelnika za rączkę, ale zaprasza go do wspólnej gry, gry, w którą warto zagrać.

Postacie? Jeden ze znajomych w komentarzu na Facebooku napisał, iż ojciec głównego bohatera z tej książki to jedna z najbardziej wyrazistych postaci, jakie stworzono. I trudno się nie zgodzić z tym zdaniem. Choć jest on postacią drugoplanową, myślę że nie tylko mi zapadł głęboko w pamięć i swoja osobowością wyszedł nieco przed szereg.

Książka Podlewskiego zaskakuje oryginalnością, choć przed skojarzeniami z „Piknikiem na skraju drogi” Strugackich autor nie ucieknie. Po bliższym przyjrzeniu się jednak widać, iż zbieżność ta jest jedynie pozorna. Owszem, łączy te dwie powieści fakt, iż nie znamy tak naprawdę tej „drugiej strony”, ale też niekoniecznie oznacza to, iż autorzy porównywanych książek mają to samo na myśli. A kiedy czytelnik dotrze do końca „Happy endu” bez problemów dojdzie do wniosku, że to, co mogło wydawać się podobne, niekoniecznie takim jest.

Warto sięgnąć po tę pozycję. I niekoniecznie trzeba być zagorzałym fanem fantastyki, bo to jedna z tych powieści, która potrafi zabrać w podróż każdego czytelnika, niezależnie od tego, jaki gatunek literacki lubi. Co jest zresztą kolejną zaletą tej książki.

O fabule nie napisałem celowo. Jeśli ktoś lubi alcybiadesowe dryfy, podryfuje z tą książką w obszary, których dotychczas nie znał i w miejsca, które zaskoczą go swym istnieniem w pełnym aberracji uniwersum.

Zapewniam, że warto wybrać się w tę podróż.

Naprawdę.

Istnieją książki, które są znane dzięki promocjom, organizowanym przez wydawnictwa. Poziom w tym przypadku jest nieistotny, bardziej liczy się obecność na półkach i w topie „bestsellerów”. Są także książki, których próżno może i szukać na listach popularności w podporządkowanych wydawcom mediach, ale istnieją w świadomości czytelników także dlatego, że są najzwyczajniej w...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1055
250

Na półkach:

Książka z gatunku sf., ja osobiście nie przepadam za takimi książkami ale ku mojemu zaskoczeniu książka bardzo mi się podobała. Bardzo ciekawa fabuła, dobrze napisana, można się w niej zatracić na długie godziny.

Książka z gatunku sf., ja osobiście nie przepadam za takimi książkami ale ku mojemu zaskoczeniu książka bardzo mi się podobała. Bardzo ciekawa fabuła, dobrze napisana, można się w niej zatracić na długie godziny.

Pokaż mimo to

avatar
510
443

Na półkach:

Książka jest o trudnej tematyce, nie moje klimaty ewidentnie. Ciężko mi szła, nie porwała mnie ani nie wciągnęła w swój klimat. Na samym końcu trochę się rozkręciła lecz nie wiedziałam o co w niej chodzi :D

Książka jest o trudnej tematyce, nie moje klimaty ewidentnie. Ciężko mi szła, nie porwała mnie ani nie wciągnęła w swój klimat. Na samym końcu trochę się rozkręciła lecz nie wiedziałam o co w niej chodzi :D

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    99
  • Przeczytane
    29
  • Posiadam
    7
  • Ulubione
    3
  • Fantastyka
    3
  • Fantasy
    1
  • Fantastyka, SF, superbohaterzy
    1
  • Przeczytane 2014
    1
  • Horror/thriller
    1
  • Fantasy/ Science fiction - in the other world
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Happy End


Podobne książki

Przeczytaj także