centaurek

Profil użytkownika: centaurek

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 3 lata temu
32
Przeczytanych
książek
33
Książek
w biblioteczce
31
Opinii
127
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| 2 książki
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

No nie, tym razem nie!

Niestety, wyjątkowo kiepska pozycja w twórczości Mroza. przez pierwszych kilka rozdziałów trzyma w napięciu, później to już połączenie nudy i nieprawdopodobnych wątków. Behawiorysta jest mdły, pani prokurator jest mdła, główny czarny charakter (nie ten, co napadł na przedszkole) kompletnie nijaki, sprawa z dziewczyną zupełnie mdła i nijaka, choć powinna być mocnym akcentem w całości.

Cóż, Mroza lubię i traktuję tę książkę jako wpadkę, co przy jego tempie pisania musiało się kiedyś zdarzyć.

No nie, tym razem nie!

Niestety, wyjątkowo kiepska pozycja w twórczości Mroza. przez pierwszych kilka rozdziałów trzyma w napięciu, później to już połączenie nudy i nieprawdopodobnych wątków. Behawiorysta jest mdły, pani prokurator jest mdła, główny czarny charakter (nie ten, co napadł na przedszkole) kompletnie nijaki, sprawa z dziewczyną zupełnie mdła i nijaka, choć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tajne spiski, ukryte organizacje, zagadkowe loże… Chyba każdy z czytelników otarł się przynajmniej raz o jakąś książkę, w której poruszana była ta tematyka. Ale w zdecydowanej większości z nich tajemnicze organizacje są potężne, dążą do przejęcia władzy nad światem lub przeciwnie – do jego zagłady. Są jednak także inne…

„Tetragon”, książka autorstwa Thomasa Arnolda, jest rasowym thrillerem kryminalnym. Na uwagę zasługuje już okładka, która idealnie komponuje się z treścią. Nawet jej kolor jest nieprzypadkowy, co zresztą okaże się pod koniec. Zaczyna się mocno i tajemniczo, samo zawiązanie akcji jest intrygujące, potem jednak fabuła nieco się stabilizuje, by pod koniec znowu wrócić w iście Koontzowskim klimacie i poprowadzić do zaskakującego zakończenia.

Bohaterami tej powieści są policjanci z wydziału zabójstw w Cleveland. Dwójka detektywów, dobranych, jak to zwykle bywa, na zasadzie kontrastu (choć pochwalić należy autora, że w tym przypadku nie poszedł na łatwiznę i zbudował całkiem niezłe postacie) – David Ross oraz James Adams, szef wydziału zabójstw Arthur Goldwyn oraz wiceszef lokalnej policji – Bernard McAleer. I to właśnie oni, a właściwie ich problemy rodzinne (Goldwyna i McAleera) początkują łańcuch zdarzeń, którego końca chyba nikt się nie spodziewał.

Pozornie niepowiązane ze sobą sprawy, w których śledztwa prowadzą Ross i Adams, w dość dziwny sposób zaczynają się splatać. Kłopoty córki Goldwyna (który właśnie się rozwodzi) oraz dziwne zaginięcie syna McAleera, wydają się nie mieć związku z dwoma innymi zabójstwami, jednakże już wkrótce jeden z dwójki detektywów wpada na ślad. Ślad, jaki pozostawia zabójca, z początku niepozorny, jednakże po dokładniejszym zbadaniu zastanawiający…

Podoba mi się sposób, w jaki bawi się fabułą autor. Większość treści stanowi śledztwo kryminalne, pełne zresztą zaskakujących zwrotów akcji. Ale tu i ówdzie wtrąca Arnold takie drobne, intrygujące nutki, które wprowadzają nastrój niepewności i tajemnicy, a jednocześnie wskazują czytelnikowi, iż coś tu jest nie tak. Bardzo nie tak. Co? A to już dowiecie się na końcu. Końcu, który poza tym, iż jest bardzo klimatyczny, niewątpliwie Was mocno zdziwi.

Autor starał się pisać w sposób trochę „amerykański” (w końcu tam dzieje się akcja) i wyszło mu to zupełnie zgrabnie. Czyta się książkę bez bólu, większych potknięć językowych czy literówek nie widać – redaktor przyłożył się do roboty. Bardzo fajna pozycja dla tych, którzy lubią poczuć dreszczyk emocji, dreszczyk tajemnicy i nie skupiać się na jakichś psychologicznych zawiłościach. Czysta akcja, sporo niespodziewanych zwrotów fabularnych, fajna intryga no i przede wszystkim pomysł – w zalewie podobnych książek wydaje się, że wszystko już było, a tu proszę, da się zaskoczyć czytelnika!

Mówi się, że na rynku czytelniczym panuje kryzys, że Polacy nie czytają. Ale patrząc z drugiej strony można też odnieść wrażenie, że wydawcy idą na ilość, nie na jakość. Słaba promocja (lub jej brak) powoduje, iż tacy pisarze jak Thomas Arnold są mało znani lub wręcz nierozpoznawalni. A to błąd, gdyż w autorze tkwi spory potencjał, a ja ze wstydem przyznaję, iż słyszę o nim po raz pierwszy.

Ale, tak z innego punktu widzenia – mam nadzieję, że nie po raz ostatni.

http://literrarium.blog.pl/2016/04/21/thomas-arnold-tetragon/

Tajne spiski, ukryte organizacje, zagadkowe loże… Chyba każdy z czytelników otarł się przynajmniej raz o jakąś książkę, w której poruszana była ta tematyka. Ale w zdecydowanej większości z nich tajemnicze organizacje są potężne, dążą do przejęcia władzy nad światem lub przeciwnie – do jego zagłady. Są jednak także inne…

„Tetragon”, książka autorstwa Thomasa Arnolda, jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tak jak lew jest ponoć królem dżungli, tak władcą swojskiego, polskiego lasu jest Misio. Pan Misio. Może i nieco gburowaty, ale swym majestatem i (chyba nawet bardziej) faktem, iż jest największym stworzeniem w lesie stał się nieformalnym przywódcą zwierząt. Rozsądza spory autorytarnie, ale sprawiedliwie. Choć czasami ma kosmate myśli. Jednak nawet w tym pozornie topornym umyśle tkwi tęsknota za stabilizacją, zwłaszcza od czasu, jak kumpel Wilk ma coraz mniej czasu na wspólne wyprawy. Bo dzieci płaczą, bo żona krzywo spogląda…

Można powiedzieć – jakże znany to problem. Ano znany, bo zwierzątka, które zamieszkują las, to alter ego ludzkości. Oczywiście są schematyczne do bólu – Wiewiórka to plotkara, Lis chytrus, Szczur spryciarz – ale też z łatwością w mieszkańcach lasu dostrzeżemy nasze pospolite przywary. A jak wczytamy się głębiej to okaże się, iż wbrew pozorom nie jest to książka tylko dla dzieci. Autor przemycił w tekście wiele takich smaczków, dzięki którym nawet dorośli znajdą tu coś dla siebie. Zdecydowanie.

Takie bobry na przykład. Jakże idealistyczne, ładne społeczeństwo, które pamiętamy (no, nieco starsi czytelnicy pamiętają) i którego powrotu byśmy nie do końca chcieli. Albo, tu trochę zdradzę fabułę, Niedźwiedzica. Tak, Pan Misio znajduje swoją sympatię. Dialogi Pani Misiowej wywoływały u mnie nieodmiennie uśmiech na twarzy, zresztą myślę, że jej elokwencja rozbawi zarówno młodego jak i starszego czytelnika. I choć każda z postaci ma coś w tej książce do przekazania i zapada w pamięć, to właśnie Pani Misiowa jest moją ulubioną postacią.

Jak to w większości książek dla dzieci bywa, są one bogato ilustrowane. Także i „Pan Misio” nie odbiega od schematu. A nawet, dzięki ilustracjom Dalii Żmuda -Trzebiatowskiej, wybija się zdecydowanie na plus. Ilustracje stanowią istotną część tej książki i są naprawdę efektowne i dopracowane, potęgując klimat opowieści.

Wiele, wiele treści zawartych w tej książce choć zawartych w żartobliwy sposób przedstawia dzieciom przyszłe (i ówczesne) problemy. Ot, choćby odpowiedzialność rodzicielska czy zagadkowy syndrom sztokholmski, bo tak odbieram „związek” między kurą a lisem. Ale najważniejszym zdecydowanie jest umiejętność współdziałania jakże skrajnych charakterów w obliczu nieznanego dotychczas, olbrzymiego zagrożenia. Splecione w różnorakich koligacjach zwierzęta muszą wspólnie stawić czoło nieznanemu, a także w jakiś sposób rozwiązać niebezpieczną i niespotykaną przez nie dotychczas sytuację, która zaistniała.

Bartłomiej Trokowicz, autor tejże książki, ma naprawdę świetny styl pisania. Trafia on do dziecka, a jednocześnie nie męczy rodzica. Przyznam, że cały tekst przeczytałem z przyjemnością, a niejednokrotnie z uśmiechem na twarzy (Pani Misiowa, jak wspomniałem, ale nie tylko, czytelniku, nie tylko…) Myślę, że już podtytuł książki: „Czy lisy śnią o gadających kurach?” da Wam troszkę do myślenia i skłoni do zapoznania się z przygodami Pana Misia i jego podopiecznymi.

Żeby nie było za słodko, muszę jednak wspomnieć o dość istotnej wadzie tej książki. Jest nią fakt istnienia tylko elektronicznej jej wersji, i o ile jeśli chodzi o dorosłych czytelników nie mam w tym temacie obiekcji (sam sięgam coraz chętniej po e-booki) to jednak męczenie wzroku dziecka książką elektroniczną uważam za niepotrzebne. Nie w tym wieku jeszcze (dziecka, oczywiście). Tym niemniej jeśli pojawi się kiedyś wersja papierowa, z chęcią zaopatrzę Młodego w egzemplarz, gdyż uważam, że zdecydowanie warto. Nie tylko przeczytać, nie tylko dać do przeczytania, ale później podyskutować.

A będzie o czym, oj, będzie :)

http://literrarium.blog.pl/2015/10/12/bartlomiej-trokowicz-pan-misio/

Tak jak lew jest ponoć królem dżungli, tak władcą swojskiego, polskiego lasu jest Misio. Pan Misio. Może i nieco gburowaty, ale swym majestatem i (chyba nawet bardziej) faktem, iż jest największym stworzeniem w lesie stał się nieformalnym przywódcą zwierząt. Rozsądza spory autorytarnie, ale sprawiedliwie. Choć czasami ma kosmate myśli. Jednak nawet w tym pozornie topornym...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika centaurek

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
32
książki
Średnio w roku
przeczytane
3
książki
Opinie były
pomocne
127
razy
W sumie
wystawione
32
oceny ze średnią 6,5

Spędzone
na czytaniu
195
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
3
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
2
książek [+ Dodaj]