Kraby, ślimaki i sam Szatan, czyli horror lat dziewięćdziesiątych

Bartek Czartoryski Bartek Czartoryski
29.08.2021

Początek lat dziewięćdziesiątych i przypadający na niego okres transformacji ustrojowej przypominał u nas istny dziki zachód. Także na rynku wydawniczym. Wtedy to sklepowe półki zalały między innymi tanie horrory, których dziedzictwo nadal żyje i ma się dobrze.

Kraby, ślimaki i sam Szatan, czyli horror lat dziewięćdziesiątych lubimyczytać.pl

Niewielu autorom udaje się przetrwać młodość i dotrwać do dorosłości. Oczywiście naszą młodość i naszej dorosłości. Bo choć może faktycznie czym skorupka nasiąknie, tym na starość trąci, to bywa, że książki, pisarze, ba, całe gatunki, nagle z nas wyparowują, żeby nigdy już nie powrócić do łask. Taka ich formacyjna rola, wypełniły swoje zadanie i żegnam, pa. Ze mnie dawno już chyba uleciały, na przykład, zamaszyste opowieści z elfami i smokami, mimo że, jakby nie było, studiowałem fantastykę na uniwerku. Nawet i moje ukochane horrory częściej dzisiaj tłumaczę, niż czytam dla przyjemności. I nic w tym nietypowego, bo z niektórych rzeczy się, jak to nieładnie się określa, wyrasta. Nigdy nie lubiłem tego słowa, gdyż przeczytane książki nie opuszczają nas na zawsze, stąd przysłowie o skorupce uznaję pod tym względem za wyjątkowo trafne. A dążę do tego, że wychowałem się na literaturze grozy, często pośledniej jakości, i nie byłem w tym odosobniony, bo i szalenie trudno było te dwadzieścia lat temu jej nie czytać.

Zaraz po transformacji ustrojowej trafiły bowiem do nas lawinowo wszystkie te książki, które hen daleko za Żelazną Kurtyną znano i lubiano od dawna, a o których u nas słyszeli chyba tylko zapaleńcy, szczęśliwcy znający języki i mający dostęp do rynku zagranicznego. Dlatego kupowało się hurtem i na tony praktycznie wszystko, co było, nieważne, czy napisał to King, czy Barker, czy Herbert, czy Lumley. Często mówi się o pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych jako o złotej erze literackiego horroru na polskim rynku wydawniczym, ale osobiście uważam, że to lekka przesada, bo jaka miała niby ona być, skoro wcześniej nie było żadnej innej? Chyba że bierzemy pod uwagę ogromne ilości książek, jakie wtedy wydawano i, co ważniejsze, sprzedawano, bo ich jakość była często dyskusyjna. Tak czy inaczej, to pozycje wydawane przez Amber i Phantom Press kreowały masowe gusta. Zawsze powtarzam, że moje serce pompuje literacki szlam, ale nie ja jedyny przecież wychowałem się na historiach o krabach-ludożercach, płodach wyrywających penisy gwałcicielom i indiańskim szamanie przychodzącym na świat z narośli na szyi młodej kobiety. Nie, niczego tutaj nie zmyśliłem, o czym zaświadczy każdy stary wyga od horroru.

Nie wszyscy autorzy z tamtego okresu ostali się na polskim rynku, bynajmniej, konkurencję przetrwali tylko nieliczni, na czele z Grahamem Mastertonem, który pozostaje bestsellerowym pisarzem od bodaj pierwszej wydanej u nas książki. Z czasem zabrakło jednak miejsca na nazwiska z, nie oszukujmy się, dolnej półki, które, po prostu, nie wytrzymały konkurencji, gdy powoli, acz sukcesywnie stawaliśmy się czytelnikami świadomymi. Na początku lat dziewięćdziesiątych nie mieliśmy praktycznie żadnej skali porównawczej, ale prędko dało się poznać, że rzeczeni King czy Barker to autorzy znacznie przewyższający talentem i umiejętnościami praktycznie całą resztę. Co nie znaczy, że brakowało tam pisarzy potrafiących zachwycić, co to, to nie. Prócz rzeczonego Mastertona był przecież jeszcze chociażby James Herbert, który napisał znakomite powieści „Nawiedzony”, „Księżyc”, czy pamiętne „Szczury”.

Ale wszyscy wymienieni nadal przewijają się przez nasze księgarniane półki. Mało tego, pierwsi dwaj nadal sprzedają całe mnóstwo książek, a pozostali, choć wydawani z rzadka, mają status zasłużonych dla gatunku. Lecz ja chciałbym się niejako upomnieć o całą resztę. Bo o ile dość łatwo dostać starsze powieści Mastertona, wychodzące regularnie z nowymi okładkami, nie mówiąc już o Kingu, a i nawet da się zgarnąć wydanie Barkera czy Herberta młodsze niż dwie dekady, tak trudno złapać coś — żeby wymienić tylko pierwszych z brzegu — Harry’ego Adama Knighta, Josepha Citro czy Shauna Hutsona. Przemawia tutaj przeze mnie nostalgia i mam ochotę dalej żonglować tymi nazwiskami, choć byli to pisarze albo marni (Citro), albo co najwyżej sprawni i poprawni (Hutson), albo nieprawdziwi (Knight to pseudonim pisarskiego duetu). Lecz jakaż biła z tamtych książek wyobraźnia! Sam/nie sam Knight napisał „Gen”, czyli istną trawestację fabuły filmu „Coś” Johna Carpentera, który z kolei oparty był na nowelce Johna Wooda Campbella, oraz powieść „Carnosaur”, o odtworzonym z pradawnych skamielin drapieżniku, którą czytałem wtedy głównie dla częstych scen seksu. Hutson to z kolei autor motywu z owym wyrywaniem członka przez nienarodzone jeszcze dziecko, który pochodzi z książki „Nemesis”. Napisał też „Ślimaki”.

Była to proza niewymagająca, dynamiczna, często chałupnicza i chałturnicza, ale, można by powiedzieć, i co z tego? Dawała bowiem ogromną uciechę, czasem strach i podnietę. A czego więcej chciał nastolatek wychowujący się w wolnej Polsce? Ja już niczego, mimo że tamte wydania pozostawiały sporo do życzenia. Papier był kiepski, okładka rozklejała się po przeczytaniu, tłumaczenia robiono chyba na kolanie, a okładki losowano, ale nie miało to żadnego znaczenia, niektóre sceny i cytaty pamięta się do dziś. Czasem spośród wszystkich tych perełek migali też autorzy bardzo dobrzy, którzy jednak się u nas nie przyjęli, jak Mort Castle, Ramsey Campbell czy F. Paul Wilson; co ciekawe, wszystkich trzech różne polskie wydawnictwa całkiem niedawno czytelnikom przypominały. Lecz umyślnie nie zająknąłem się jeszcze o bodaj najważniejszym pisarzu z tamtego okresu, o którego nie dało się chyba wtedy chociażby nie otrzeć, a imię jego Guy N. Smith.

Niedawno zmarły brytyjski pisarz, ten niekwestionowany król pulpowego horroru, wydał chyba z trzysta powieści, a do nas dotarł między innymi jego bez mała kultowy cykl „Kraby”, inne historie o morderczych zwierzętach („Kajmany”, „Węże”), typowe średniaki („Szatan”, „Czarna fedora”, „Neofita”), bodaj jego najlepsza powieść „Szatański pierwiosnek”, oraz niezapomniana seria o komandosie-egzorcyście „Sabat”. Nie przypadkiem o tej ostatniej piszę na samym końcu, bo niebawem na polskim rynku ukaże się dwutomowa antologia, gdzie upchnięto cały cykl i doprawiono opowiadaniami kilku polskich pisarzy, którzy też się na tych książkach wychowali, jak chociażby Łukasz Orbitowski czy Wojciech Chmielarz.

Imponujące wydawnictwo ukaże się nakładem Phantom Books, małej oficyny, której nazwa jest niczym innym jak ukłonem pod adresem tych, którzy niegdyś dostarczali nam opowieści dziwnej treści. Ktoś mógłby zapytać, jak to się stało, że komuś jeszcze chce się to robić, ale odpowiedź jest prosta: pokolenie wychowane na tamtych śmieciowych książkach dzisiaj jest dorosłe i, po prostu, może. Tak jak Orbitowski z Chmielarzem mogą pisać o księdzu do zadań specjalnych, ja publikować o horrorach na łamach dużego portalu o książkach, a Phantom Books dalej drukować niestarzejące się opowieści o gigantycznych krabach i kastrujących ludzi płodach. Sabat trwa!


komentarze [15]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Nergal1989  - awatar
Nergal1989 05.01.2022 18:52
Czytelnik

A Kinga lubiłem początkowe powieści ale reszta nie bardzo to już nie horror wiec olałem 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Nergal1989  - awatar
Nergal1989 05.01.2022 17:59
Czytelnik

Czytam zbieram nic się w tej kwestii nie zmieniło zaczołem w latach 90 od dzieciaka ciągle w tym gatunku najbardziej lubie wszystko co pulpowe a teraz jeszcze doszedł horror ekstremalny uwielbiam Edwarda Lee . A dziś dostałem specjalne wydanie Sabatu wow 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
nordvargr  - awatar
nordvargr 04.09.2021 22:57
Czytelnik

Zacząłem czytać artykuł, co tu dużo gadać, z sentymentem za tymi często marnymi opowiastkami, poznałem znajome okładki i zanim doszedłem do końca, przyszedł mi do głowy właśnie Guy N. Smith i cykl "Sabat". I o ile, o wielu z tych książek już zapomniałem, a części zakupionych już w późniejszej fazie nawet nie przeczytałem, to akurat ten cykl pamiętam, i zdecydowanie dobrze...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Nergal1989 01.07.2023 08:14
Czytelnik

U mnie nic nie wylądowała na śmietniku historii bo wszystko zakupiłem i pięknie leży na półce i dalej jest z wielką przyjemnością czytane  

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Ania  - awatar
Ania 02.09.2021 09:53
Czytelniczka

"Nawiedzony", "Księżyc", "Mgła",  "Gen" to były sztandarowe pozycje, czytane przez lata. Wyświechtane egzemplarze gdzieś jeszcze pewno pokutują w czeluściach szafy z książkami. Dorzuciłabym jeszcze "Twierdzę". Teraz trochę odpuściłam, interesuje mnie inny rodzaj literatury. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Szczeżuja  - awatar
Szczeżuja 31.08.2021 16:28
Czytelniczka

przeczytałam tytuł i skojarzyło mi się z odcinkiem świnki Peppy "żaby, robaki i motyle" 😅  

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Izolda_zielonooka  - awatar
Izolda_zielonooka 30.08.2021 10:59
Czytelniczka

Też dodałabym Koontza, no ale z drugiej strony - to czysto subiektywny artykuł. Pewnie każdy, kto siedział i nadal siedzi w horrorach dodałby do tego spisu jeszcze jakieś nazwisko. :) A Antologii "Sabat" nie mogę się doczekać! 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
marckoza  - awatar
marckoza 30.08.2021 08:35
Czytelnik

ani słowa o Koontzu?, przecież to klasyka lat 90tych, moje pierwsze horrory książkowe, Barker i Masterton były już dla bardziej wkręconych, ale własnie poza Kingiem to Koontz był królem lightowego ksiązkowego horroru 90'

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Nergal1989 05.01.2022 17:54
Czytelnik

Ja to się nigdy do Knootza nie przekonałem zawsze mnie mega nudził . Ja zaczołem od Mastertona , Guy N. Smitha itd musiało byc mocno i konkretnie i pulpowo 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Aen  - awatar
Aen 30.08.2021 02:10
Czytelnik

Niestety ten sentyment ukształtował u wielu osób spojrzenie na grozę, sprowadzanie horroru do pulpy klasy B i C. Współczesna polska literatura grozy to w większości inspiracja G.N. Smithem, Mastertonem i horror ekstremalny. Naprawdę dobrzy autorzy, poza Kingiem, zostali zapomniani na wiele lat, a niektórych nie ma u nas prawie w ogóle, jak chociażby R. Campbella.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Luca  - awatar
Luca 30.08.2021 01:29
Czytelnik

Mnie bardzo brakuje ostatniej części trylogi "Szczury" Jamesa Herberta. Do dzisiaj mam dreszcze gdy je wspominam, dobrym dodatkiem jest "Śmierć szczurołapa" Jarosława Grzędowicza.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
czytamcałyczas   - awatar
czytamcałyczas 29.08.2021 18:40
Czytelnik

Kocham te klimaty 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post