rozwiń zwiń

Dwie „Strefy interesów”. Książka versus film

Adam Horowski Adam Horowski
14.03.2024

Do historii przeszły słowa Theodora Adorna, który tuż po wojnie stwierdził, że „pisanie wierszy po Auschwitz jest barbarzyństwem”. Jednak artyści i myśliciele wciąż mierzą się z tematem Zagłady. Być może rację miał krytyk literacki Michael Andre Bernstein, uważając, że nie da się myśleć o istocie współczesnego świata i człowieka, nie biorąc pod uwagę doświadczenia Holokaustu. Nazistowskie ludobójstwo – pisał – „z jakiegoś powodu jest najistotniejsze dla naszego zrozumienia samych siebie”. Te słowa przytoczył Martin Amis w posłowiu do „Strefy interesów”, której luźna adaptacja w reżyserii Jonathana Glazera właśnie otrzymała 2 Oscary: za najlepszy film międzynarodowy oraz najlepszy dźwięk.

Dwie „Strefy interesów”. Książka versus film

Zmarły przed rokiem Martin Amis wcześniej raz już podjął podobny temat. W „Strzale czasu”, powieści wydanej w 1991 roku, za którą został nominowany do Bookera, przedstawił życie niemieckiego lekarza, zbrodniarza z czasów II wojny światowej, w odwróconej chronologii, od śmierci do narodzin, a narratorem uczynił cząstkę jego świadomości – sumienie czy też duszę, która odczuwa, lecz nie ma wpływu na dziejące się wydarzenia.

Punktem wyjścia „Strefy interesów” Amis uczynił ideę, że nie można opowiedzieć o czymś, czego nie można sobie wyobrazić – czyli piekła Holokaustu, obozowego koszmaru, cierpienia więźniów osadzonych w obozach koncentracyjnych. To, co można sobie wyobrazić, dzieje się poza murami, czyli w tytułowej strefie interesów. Podobnie uczynił Jonathan Glazer w filmowej adaptacji – kamera nie jest w stanie zobaczyć tego, co dzieje się wewnątrz obozu, obserwuje więc postaci wyłącznie na zewnątrz.

Słowo satyryczne

Książka Amisa i film Glazera różnią się jednak diametralnie. Amis postawił na większą fikcyjność – bohaterowie powieści są jedynie inspirowani autentycznymi postaciami, na co wskazują ich nazwiska; prowadzą narrację we trzech, naprzemiennie. Pierwszy z nich, Golo Thomsen to oficer i urzędnik, który odpowiada za rozbudowę obozu Auschwitz III na potrzeby koncernu IG Farben, produkującego syntetyczny kauczuk i paliwa. A przy tym to modelowy, na swój sposób groteskowy przykład aryjskiej urody – metr dziewięćdziesiąt wzrostu, „włosy barwy mroźnej bieli”, „podbródek kształtny i wojowniczy”, ramiona „płaskie i szerokie, pierś jak sztaba, szczupły pas”, „arktyczne oczy” mieniące się „błękitem w kobaltowym odcieniu”. A przy tym nie wydaje się aż tak oddany sprawie Trzeciej Rzeszy, co uwidacznia się, kiedy zakochuje się on w żonie komendanta obozu w Auschwitz, Sarah Doll (o budowie ciała dostosowanej do narodowego ideału kobiecości, przystosowanej „do prokreacji i ciężkiej pracy”).

Paul Doll, komendant, także jest karykaturalny, ale charakterologicznie – to okrutnik i socjopata, wciąż utyskujący na źle traktującą go żonę. A przy tym ucieleśnienie tego, co Hannah Arendt rozumiała pod pojęciem „banalności zła” – ślepo wierzący w Zbawcę Niemiec (Hitler nigdy nie zostaje w książce wymieniony z imienia i nazwiska, zyskuje za to osobliwe przydomki), pozbawiony wyobraźni, o niezbyt lotnym umyśle, raczej człowiek czynu niż myśli, w swym oddaniu ideologii tyleż tragiczny, co komiczny: „Być dobrym dla Żyda oznacza być okrutnym wobec Niemca. Dobro i zło: te koncepty przeżyły się, już ich nie ma. Pod nową władzą jedne czyny mają pozytywne skutki, a inne negatywne. I tyle”.

Nie ma za to nic z komizmu w ostatnim narratorze – Szmulu, który jest członkiem Sonderkommando, czyli Żydem wcielonym do oddziału specjalnego wykonującego zadania eksterminacyjne, związane z obsługą krematoriów czy liczeniem ofiar na podstawie liczby kości udowych.

Powieść nie przytłacza czytelnika bestialstwem i okropieństwami, chociaż autor oddaje przecież głos oprawcom. Amis jest jednak zbyt dobrym pisarzem, by zwyczajnie ukazać perspektywę kata. Podobnie jak Kurt Vonnegut w „Rzeźni numer pięć” szuka artystycznego wyrazu dla swoich emocji, swoich obsesji, a jego narzędziem staje się satyra. Nieraz korzysta z karykatury, komiksowej przesady, zwłaszcza jeśli chodzi o złoczyńcę Dolla, który chociażby podczas źle przeprowadzonej akcji transportowej nie traci rezonu i pośród krzyków ofiar wydaje rozkazy – nie żołnierzom, a muzykom: „To krótkie, przejściowe interludium było zaiste bardzo trudne, przyznaję, jako że pierwsze motywy wygrane na skrzypcach zdziałały tyle tylko, że powieliły i spotęgowały ten wibrujący wrzask bezradności. Ale potem wzięła górę melodia”.

W posłowiu pisarz przyznał bowiem, że przeczytał setki tekstów o Holokauście, obejrzał tyleż samo dokumentów i fakty w nich zawarte nie budzą w nim żadnych wątpliwości. Jednocześnie miał poczucie, że niczego nie zgłębił – lata studiów, począwszy od 1987 roku, kiedy przeczytał klasyczne dzieło Martina Gilberta „Holocaust: Ludzie, dokumenty i pamięć”, nie zamazały w jego głowie pierwszego wrażenia – owego niedowierzania, poczucia nieprzyswajalności zdarzeń. Satyra, komizm, to dla Amisa nie tylko narzędzie pisarskie, ale i tarcza chroniąca jego artystyczną wrażliwość przed złem, które przypuszczalnie nie ma w sobie nic z banału – jego zgłębienie, pełne zrozumienie niechybnie musiałoby skutkować osunięciem się w otchłań szaleństwa.

Bezduszne oko kamery

Jonathan Glazer, tworząc filmową adaptację, luźno potraktował materiał powieściowy. Przywrócił bohaterom prawdziwe imiona i Paul Doll stał się Rudolfem Hössem, historycznym komendantem obozu Auschwitz-Birkenau, a jego żona Sarah Doll przemieniła się w Hedwigę. Jednocześnie zneutralizował całą siłę satyryczną powieści – w istocie postawił na jej antytezę, na surowość, bezemocjonalność. Jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć poinformował operatora Łukasza Żala, że film ma być pozbawiony wielu typowo filmowych zabiegów, jak zbliżenia kamery czy zmiana kątów ujęć. Ostatecznie rozmieszczono kamery po całym planie niczym w „Big Brotherze”, a one rejestrowały niejako symultanicznie wszystko, co działo się dookoła – jeśli w tym samym momencie służba wieszała pranie, a w gabinecie toczyła się rozmowa na temat eksterminacji, to obie sceny mogły znaleźć się w filmie.

Tak jak u Amisa wybijającym się tematem jest miłość i niewierność w czasach Zagłady, tak Glazer postawił na życie rodzinne. Oto bowiem obserwujemy codzienność pewnej rodziny – wyprawy nad rzekę z dzieciakami, prace służby domowej, pielęgnacja ogrodu, rozmowy z sąsiadkami. Komendant Rudolf Höss nie jest już złoczyńcą wyjętym z komiksu, lecz nudnym przedsiębiorcą, który ma za zadanie wprowadzić kolejne optymalizacje do prowadzonej przez siebie firmy. Tyle że jego celem nie jest wprowadzenie kolejnego produktu na rynek, lecz jak najlepsze wykorzystanie zasobów ludzkich – więźniów obozu Auschwitz – a także ich eksterminacja.

To, czego nie można w filmie pokazać (z perspektywy twórcy) i zobaczyć (z perspektywy widza) za murami obozu, u Glazera można usłyszeć. Przy czym reżyser doskonale wykorzystał przestrzeń pozakadrową oraz dźwiękową – wszystkie dźwięki, krzyki przerażenia i rozpaczy, strzały, ujadanie psów, odgłosy pracujących krematoriów, buchających kominów czy przyjeżdżających kolejnych transportów kolejowych – wszystko to składa się na właściwą warstwę znaczeniową filmu. Mało tego, na etapie produkcji wykonywano niezliczone pomiary, by zbadać, co i z jakiej odległości można było usłyszeć, wliczając w to wszelkie naturalne przytłumienia – dzięki temu jako widzowie słyszymy dokładnie to, co słyszeli Hössowie.

Dla Glazera komizm, nadmierne fabularyzowanie zdarzeń czy karykaturowanie postaci byłoby oddalaniem się od faktów, od grozy Holokaustu, dlatego postawił on w dużej mierze na naturalizm, odrzucając wymiar satyryczny charakteryzujący powieść Amisa. Dla reżysera bowiem dzieło ma być również przypomnieniem o tym, co się stało, o tym, kto jest winny, kto jest katem, a kto ofiarą (w kontekście choćby dyskusji na temat tego, kogo możemy nazywać ofiarami nazizmu, czy też w odniesieniu do stosowania błędnego pojęcia „polskie obozy zagłady” – być może sam temat Holokaustu należy uznać dziś za swego rodzaju strefę krzyżujących się interesów). Może bowiem całe to okrucieństwo, które miało miejsce w obozach, jest dla współczesnego człowieka ze swej istoty nieprzyswajalne, musi pozostać do pewnego stopnia niezrozumiałe, ale nigdy nie może zostać zapomniane.

Przestrzeń życiowa

Jeżeli już mówić o banalności zła, to termin ten powinien odnosić się do najprostszego znaczenia tytułu, czyli do „strefy interesów”. W istocie bowiem przestrzeń, w której dzieje się akcja zarówno powieści, jak i adaptacji filmowej, czyli teren wokół muru, to miejsce pozyskiwania dóbr, prowadzenia biznesu na wielką skalę (budowa fabryki kauczuku), planowania ulepszeń technologicznych dla krematoriów. Człowiek stał się towarem (selekcje więźniów na tych, którzy będą w stanie pracować w fabrykach, i na tych przeznaczonych do zagłady), wszystko sprowadza się do optymalizacji, merkantylizmu, ma wymiar administracyjny, ekonomiczny, praktyczny. Uosobieniem tego stanu rzeczy jest komendant Paul Doll z powieści Amisa – który nawet podczas koncertów w filharmonii tworzy w głowie plan tego, jakimi środkami najsprawniej można byłoby dokonać eksterminacji całej widowni poprzez jej zagazowanie, a następnie pozbycie się ciał.

Strefa interesów jest ściśle spleciona z przestrzenią życiową, rodzinną. Ubrania zabijanych więźniów trafiają do domowników, również służących, czasem trafiają się jakieś słodycze, towarem są nawet sztuczne zęby, którymi bawią się dzieci. Najlepiej jednak ten rodzinno-interesowny wymiar widać za sprawą filmowej postaci Hedwigi Höss (granej przez znakomitą Sandrę Hüller), która robi awanturę po tym, jak jej mąż informuje ją o konieczności przenosin do innego miejsca pracy. W Auschwitz zbudowała sobie rodzinny raj z pięknym ogrodem i zrobi wszystko, by tu pozostać wraz z dziećmi – to, bardziej niż cokolwiek innego, leży w jej osobistym interesie.

Światełko

Ani Martin Amis, ani Jonathan Glazer nie epatują nadmiernie okrucieństwem w swoich dziełach, ale siłą rzeczy, biorąc pod uwagę tło wydarzeń, skondensowanie zła jest zbyt duże, by nie spróbować poszukać dla niego jakiejkolwiek przeciwwagi. W filmie pojawiają się sceny zrealizowane wojskową kamerą termowizyjną, w których diametralnie zmienia się stylistyka. Widzimy w nich wędrującą po nocy dziewczynę, chowającą w krzakach, wśród narzędzi pracy jedzenie i lekarstwa dla więźniów. Sceny te zostały zadedykowane Aleksandrze Bystroń-Kołodziejczyk, łączniczce AK, która na etapie przedprodukcyjnym opowiedziała twórcom filmu o swoich konspiracyjnych działaniach na rzecz osadzonych. Zmarła tuż po tym, 16 września 2016 roku.

W powieści Amisa kontrapunktu należy szukać tam, gdzie autor wyzbył się satyry, ironii, czyli w postaci Szmula, mimo że jest to bohater mocno dwuznaczny. Z jednej strony wstąpił przecież do Sonderkommando i pomaga nazistom zabijać współ-Żydów, z drugiej sam siebie postrzega jako świadka horroru, jako męczennika. Wie, że w końcu zostanie zamordowany, tak jak wszyscy jego poprzednicy, ale wierzy, że jego świadectwo przetrwa. Ale poza dawaniem świadectwa wymienia jeszcze jeden powód, dla którego żyje: statystycznie ratuje jedno życie na transport. A jedno życie na kilkaset albo kilka tysięcy to wciąż więcej niż zero.

„Albo popadasz w obłęd podczas pierwszych dziesięciu minut – często można usłyszeć coś takiego – albo się przyzwyczajasz”. Można dowodzić, że ci, którzy się przyzwyczajają, w istocie popadają w obłęd. I jest jeszcze drugi możliwy skutek: nie popadasz w obłęd i nie przyzwyczajasz się.

Chcesz kupić książkę „Strefa interesów” w cenie, którą sam/-a wybierzesz? Ustaw dla niej alert LC.

Książka jest już w sprzedaży online

Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem


komentarze [16]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
STACH 18.03.2024 12:35
Czytelnik

Z grubsza napiszę tak… najpierw jest zieleń i brzeg, potem chodzą, dalej jadą samochodami i chodzą. Od czasu do czasu coś jedzą i piją. Chodzą. Cała rodzina nazisty jest jakby upośledzona. Mało gadają. Mało się dzieje. Nie ma emocji. Więzi. Tylko chodzą... Ale żyją. I chodzą. Komendant Rudolf Höss jest banalny i często gasi światła. Jego żona jest byle jaka. Brzydka. Liczy...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Achim 17.03.2024 22:55
Czytelnik

Tym razem film był u mnie pierwszy i sięgnę po książkę pod wielkim wrażeniem filmu.

Mocny film Jonathana  Glazera na motywach powieści  Martina Amisa przywodzi na myśl
tezę o „ banalności zła” Hannah Arendt. W filmie oglądamy codzienne  życie rodziny 
komendanta obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau Rudolfa Hössa
i jego żona Hedwig/ fantastyczne kreacje aktorskie...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Sea_Of_Darkness 16.03.2024 18:58
Czytelniczka

"Książka Amisa i film Glazera różnią się jednak diametralnie. Amis postawił na większą fikcyjność – bohaterowie powieści są jedynie inspirowani autentycznymi postaciami (...) Jonathan Glazer, tworząc filmową adaptację, luźno potraktował materiał powieściowy. Przywrócił bohaterom prawdziwe imiona (...)"

To dla mnie trochę skreśla książkę. A szkoda, bo chciałam ją...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
grared 17.03.2024 15:23
Czytelniczka

Zachęcam do przeczytania książki, jest znakomita! Język, opisy postaci, romans między żoną komendanta i oficerem SS, zachowania komendanta z dużą głębią wnikające w jego psychopatyczny charakter i sadystyczną osobowość. Naprawdę warto. Cieszę się, że najpierw przeczytałam książkę jednego z najlepszych brytyjskich pisarzy przełomu XX i XXI wieku, wnikliwego obserwatora...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Adam Horowski 17.03.2024 18:31
Redaktor

Potwierdzam to, co napisała @grared. Warto przeczytać książkę i obejrzeć film (najlepiej w takiej kolejności). Bo owszem, większość mających za sobą lekturę i seans pewnie się zgodzi, że film lepszy, ale tylko dlatego, że film to dzieło wybitne, a powieść jest "zaledwie" bardzo dobra.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Luna 16.03.2024 07:27
Czytelniczka

Ekranizacja jest wybitna, chyba lepsza niż sama powieść. Aktorstwo top level - zwłaszcza postać Hedwig Höss granej przez utalentowaną Sandrę Hüller. Zdjęcia niesamowite - widzimy głównie dom i ogród Hössów, a gdzieś tylko w tle fragment a to wieży strzelniczej, a to baraku, drutów czy postaci niektòrych więźniów przychodzących do komendanta. Ponadto zdjęcia są robione w...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Allmighty Eternally 16.03.2024 13:24
Czytelnik

opisane tak sugestywnie że prawie skusiłem się na obejrzenie

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Luna 16.03.2024 15:28
Czytelniczka

@Allmighty Eternally Warto, polecam

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Krzysztof Gromadzki 14.03.2024 13:55
Czytelnik

Czytałem  Strefa interesów już blisko 10 lat temu i muszę przyznać, że mam bardzo mieszane uczucia odnośnie tej lektury. Było to moje pierwsze czytelnicze spotkanie z pisarstwem Martina Amisa, choć wcześniej przeczytałem kilka książek autorstwa jego ojca Kingsleya. Martin Amis bez wątpienia ma "to coś", jakieś "magiczne dotknięcie...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
 Strefa interesów
kawaii_josei 15.03.2024 10:02
Czytelniczka

Dlaczego tak sądzisz? Że nie udźwignął?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Krzysztof Gromadzki 15.03.2024 11:33
Czytelnik

Po namyśle to szczerze nie wiem, czy sformułowanie "nie udźwignął" oddaje tu istotę rzeczy. Może rzeczywiście Amis napisał swoją książkę dokładnie tak, jak sam chciał, a mój niedosyt polega na tym, że nie znalazłem w powieści tego, czego to ja najbardziej w niej poszukiwałem. Ogólnie chodzi mi o to, cała idea "Strefy interesów" koncentruje się na skontrastowaniu ze sobą...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
kawaii_josei 15.03.2024 12:39
Czytelniczka

Nie zauważyłam u Hannah żadnego pożądania.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Krzysztof Gromadzki 15.03.2024 13:07
Czytelnik

Właśnie na tym polega cały paradoks tej sytuacji. Kim jest Hannah Doll dla Golo Thomsena? "Nazistowską Beatrycze", która "wprawia w ruch słońce i gwiazdy"? Czy tylko obiektem erotycznej fascynacji i pożądania, gdzie liczą się tylko własne żądze i popędy oraz bezwzględna chęć ich zaspokojenia za wszelką cenę? Jeśli tym pierwszym, to Thomsen jest jeszcze zdolny do miłości, a...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
kawaii_josei 15.03.2024 15:51
Czytelniczka

A może do czego zdolny jest człowiek, który jest zakochany, "kocha" i kocha? Thomsen do czegoś w rodzaju sabotażu i jakby większej zdolności do uczuć, Doll do knowań, znęcania się i zabójstwa, Szmul do samobójstwa (odmowy wykonania rozkazu Dolla)?
 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Adam Horowski 17.03.2024 23:49
Redaktor

[Uwaga, spoilery!]

Dla mnie ten wątek miłości nie był aż tak ważny - to uczucie między Thomsenem a Sarah nie było wcale tak czyste. Mogło się wydawać ostoją normalności w nienormalnych warunkach, ale w normalnych warunkach było jedynie przypomnieniem o obozowych wynaturzeniach, o czym mówiła potem zresztą Sarah. No i sam Thomsen również mógł się wydawać normalny jedynie w...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Adam Horowski 14.03.2024 13:00
Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post