-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Cytaty z tagiem "bibliotekarz" [22]
[ + Dodaj cytat]Biblioteka to świat, bo świat to cmentarz. W bibliotece miliony myśli, których nie sposób poznać i nie sposób pamiętać. Setki tysięcy unieruchomionych myśli przyszpilonych do martwego papieru, zamkniętego tekturowym wieczkiem. Urzędniczka cmentarna pobiera fiszki. Upomina z łagodną wyższością. Od razu widać, że zna świetnie rozkład katakumb. Jest wybrańcem, który dostał szansę codziennego odwiedzania tamtej strony. Wie, że drobna pomyłka w obłędnym kodzie liter, cyfr i kresek grozi poważnymi konsekwencjami. (...) Po przebrnięciu przez uświadamiającą rozmowę (którą prowadzi się głosem dostojnie ściszonym) i doniesieniu odpowiedniego zamówienia rozpoczyna się oczekiwanie. (...) Na korytarzu paru wariatów, bo tylko wariaci naprawdę kochają bibliotekę. (...) Pozostaje przemknąć przez salę, gdzie w ciszy skrzypiąca podłoga opowiada o wszystkich nierównościach kroków, o każdym najdrobniejszym potknięciu. Opadając na krzesło, oczekujący zamienia się w osadzonego. W końcu przykurzony grabarz popycha wózek a na nim kilkanaście trumien. Jedną lub dwie podsuwa pod nos - do wglądu.
- Czyli jest pan bibliotekarzem.
Starzec spuścił na chwilę wzrok.
- Wolę określenie depozytariusz wiedzy.
Bibliotekarz winien uważać czytelnika za wroga, nieroba (w przeciwnym razie byłby przecież w pracy), za potencjalnego złodzieja.
Bo typy są dwa: aspołeczny, często ewoluujący w zaborczą smoczycę lub smoka, traktujący księgozbiór jako swoją własność i patrzący na czytelnika jak na zło konieczne. Typ drugi natomiast jest prospołeczny. To miły, wesoły, zaangażowany pasjonat, któremu nawet niskie zarobki i stały kontakt z dziećmi nie przeszkadzają w lubieniu swojej pracy. Wśród bibliotekarzy, jak wśród nauczycieli - potrzebne jest powołanie.
- Jaka to była książka?
Bibliotekarz poskrobał się po głowie. To będzie trudne… Stanął przed Marchewą, złożył razem swoje podobne do skórkowych rękawiczek dłonie i rozłożył je.
- Wiem, że to książka. Ale jaki miała tytuł?
Bibliotekarz westchnął i podniósł dwa palce.
- Dwa słowa? — domyślił się Marchewa. — Pierwsze słowo. Aha, pierwsza sylaba. Pokazać? Nie, obok. Obok… przy… nie…
- Uuk!
- Przy. Otwierasz usta. Jesz?
Orangutan jęknął i w rozpaczy szarpnął swoje owłosione ucho.
- Aha, mówisz. Wołasz… blisko. Wołanie? Przywołanie? Prawie, prawie… Przywoływanie? Przywoływanie czegoś? Niezła zabawa. Drugie słowo. Całe…
Patrzył w skupieniu na tajemnicze gesty bibliotekarza.
- Coś wielkiego. Coś strasznie wielkiego. Macha skrzydłami. Coś strasznie wielkiego, macha skrzydłami i skacze. Ma zęby. Dyszy. Dmucha. Coś strasznie wielkiego, dmuchającego i machającego skrzydłami. — Od wysiłku umysłowego czoło Marchewy zrosił pot. — Ssie palce. Coś ssącego palce… Poparzone? Gorąco! Coś strasznie wielkiego, dmuchającego gorącem i machającego skrzydłami…
Bibliotekarz przewrócił oczami. Homo sapiens? Akurat...
Zobaczył łagodną i przygarbioną istotę człekopodobną, z miękkimi niczym dmuchawiec włosami oraz brwiami pokrywającymi znaczną część twarzy i to pod takim kątem, że wystawały spod nich jedynie ostry, niewielki nos i okrągłe okulary. Pomyślał, że mistrz wygląda jak sówka, która wypadła z gniazda.
-Panie - powiedział pośpiesznie; rozwiała się otaczająca go aura dostojności - nie musisz się kłopotać. To tylko bibliotekarz.
-Tylko? - Przybysz zmarszczył brwi.
Moje ciało wykonywało biblioteczne obowiązki, ale umysł tkwił gdzie indziej.
Czytelnia, podobni jak biblioteka, miała swojego przewodniczącego, który nosił miano bibliotekarza. Był nim właściciel Księgi lub ktoś, komu tę Księgę powierzono.
Moglibyśmy na przykład wskazać, że teoria Darwina tłumaczy, jak niższe formy życia ewoluują w wyższe, wobec czego całkiem rozsądna wydaje się przemiana człowieka w orangutana (który pozostał jednak bibliotekarzem, jako że nie ma formy życia wyższej niż bibliotekarz).