Invincible 7 Robert Kirkman 8,2
W końcu to na co wszyscy czekali - wojna z Imperium Viltrumiańskim, aaaa raczej z tym co z niego zostało po pladze. Niesamowite rysunki, spektakularne i krwawe potyczki oraz naprawdę masa akcji! Kolejny tom, od którego trudno oderwać wzrok. Nie będzie jednak 10, bo do czegoś muszę się przyczepić, oto moja lista przytyków Panie Kirkman;)
1) Viltrumianie przez ostatnie 1500-1800 STRON! byli kreowani na tych nieprawdopodobnie szybkich i silnych wojowników, z którymi nikt nie ma szans - wiadomo, poznaliśmy parę ich słabości, jednakże z logicznego punktu widzenia trudno mi uwierzyć, że Koalicja wysłałaby 7 chłopa na walkę z 30-32 Viltrumianami. Po początkowym efekcie zaskoczenia (Space Racer i jego wiązka + Ragnarry) powinniśmy mieć dalej koło 4 Viltrumian na 1 oponenta (z reguły nie jest to tak pokazane, maks do 2 przeciwników ma jeden z naszych bohaterów). W dodatku z siłą jaką reprezentuję Thragg, ta walka powinna zostać szybko wygrana przez Viltrumitów - szkoda, że Kirkman i Otley nie zdecydowali się pokazać szturmu tysięcy statków i wojsk prowadzonych przez nasza siódemkę bohaterów na Viltrum, byłoby to jeszcze bardziej epickie i chyba logiczniejsze, zwłaszcza jeśli przyjmiemy, że celem jest zwycięstwo i całkowite unicestwienie Imperium i jego członków...
2) Kiedy Thragg już wygrał z Nolanem i Markiem czemu pozostawił ich przy życiu? Do czego była mu potrzebna ich zgoda żeby zamieszkać na Ziemi? I tak udało im się tam wtargnąć niezauważenie, więc mogli swój plan wykonywać po cichu, przy okazji pozbywając się 2 zdrajców oraz zabijając 2 z 3-4 najpotężniejszych wojowników ich wrogów - Koalicji Planet? No nie rozumiem, chyba klasyczny plot armor dla głównego bohatera, a szkoda bo tego w tej serii nie było.
3) Mogli pokazać więcej bitew na różnych planetach między różnymi rasami kosmitów, ale rozumiem czemu tego nie zrobili - a) trudno narysować, b) zajmuje to masę czasu, c) trzeba wymyślić sprzęt wojskowy, planety, miasta i rasy tych kosmitów...
Kończę z marudzeniem. Świetnie się czytało, lecę po następny!