cytaty z książek autora "Melchior Wańkowicz"
Poczułem, że piękna nie należy przeżywać, że pięknem należy żyć. Piękno musi być jak powietrze - potrzebne i nieuświadamialne, póki jest.
Mama to miękkie ręce, Mama to melodyjny głos, to chuchanie na uderzone miejsce. Mama to samo dobro i sama przyjemność, coś, co dobrze jest mieć w każdej chwili życia koło siebie, dookoła siebie, gdzieś na horyzoncie. A jednak równocześnie Mama to szereg praw, niezłomnych „pójściów spać”, okropnych „proszę to włożyć”, Mama to szorowanie ostrym ręcznikiem, to godziny odmierzone, żywot przyjemny, życzliwy, słoneczny, ale bez niespodzianek i zanadto świątobliwy.
Ziemia jest, dom jest, jest ogród i balkon, i ci sami właściciele. Życia dawnego nie ma. Musiało odejść. Rozumiem. Ale żal.
Kurwar" z rozkoszą drukował wszystkie korespondencje o walce z Kościołem, ale nie puszczał tych, które wskazywały na wyzysk ludności przez Kościół.
Kiedy przyszły ciężkie lata, czytelnicy Sienkiewicza nie zawiedli. Mecenas Święcicki trzy dni wisiał na Lesznie na wzór i postrach i przez trzy dni Niemcy nie pozwolili usunąć ciała.
Czy miała Krysia przed oczami, idąc na barykadę, to powieszone ciało przyjaciela, jak ci, przed trzystu laty atakujący beluardę?
Ale ta moja książka przecież jest - wesoła. Przecież ta książka jest dla mamuś i dla tych, którzy mieli dzieci, i dla tych, którzy byli dziećmi. Ta książka jest po to, żeby złożyli samotne ręce stwardniałe od pracy i przypomnieli. Ta książka przeprasza, że co pewien czas rozdzierają się jej pogodne na razie karty.
Les enfants n'ont ni passé, ni l'avenir. El ce qui ne nous arrive guère, ils, ils jouissent du present (fr. Dziecinie mają przeszłości, sni przyszłości, natomiast, co nam się niemal nie zdarza, cieszą się chwilą).
La Bruyère.
To był krajobraz, który trzeba było dopełniać polowaniem, konną jazdą, pływaniem. To był krajobraz, do którego nie można było mieć stosunku biernego i wypoczywającego, boby człowieka ogarnęła nostalgia.
W Polsce gabinetów psychoanalitycznych prawie nie ma, tak jak i seksuologicznych. W ciągu wieków funkcje zastępcze do pewnego stopnia pełniła spowiedź, a poza tym wróżbici i Cyganki. Wobec laicyzacji spowiedź nie może sprostać potrzebom, tak jak wobec wzrostu oświaty - wróżbici.
Dama niesłychanie i niezdarnie interesuje się moją skromną osobą. A co robię, a gdzie jadę, a u kogo w Olsztynie mieszkam, a z kim w Szczytnie przestaję, a na jakiej ulicy w Warszawie mieszkam.
Mówię, że na Szczebrzeszyńskiej, i mam rzetelną uciechę, widząc jak Niemeczka mocuje się z tym piekielnym słowem, jak stara się zapamiętać, jak pyta co to znaczy po polsku.
- No, cóż znaczy? Miasto tak się nazywa - Szczebrzeszyn...
Na Niemeczkę poty biją. Widać ma instrukcję, aby wypadać mnie niepostrzeżenie.
- A może to leży koło jakiegoś innego miasta - pyta mdlejącym głosem.
- Naturalnie - oświadczam z miłą gotowością - w Polsce miasta są gęsto rozsiane. Szczebrzeszyn leży między Brzmichrząszczem, Trzypstreprzepiem i Pietrzewieprzepieprzem.
Jestem stary koń. A takiej uciech nie miałem nawet wtedy, kiedyśmy łacinnikowi posypali tabakę i stary straszliwie krzyczał i raz po raz kichał.
Niemeczka widać zrezygnowała z subtelności wszelkich i na papierowej serwetce zapisuje: Schtschepscheeschynnstrasse 3.
I znowu sytuacja jest jasna. I znowu nasz wzrok się krzyżuje.
- Muszę iść, mamusia niepokoić się będzie.
Ach, ty wydro! Widziałem dziś tę twoją mamusię z wąsami, z brzuszkiem i w cwikierze na tarasie uniwersytetu jabłonkowskiego.
Po ukończonym wysiłku wojennym [...] świat [...] nie będzie pytał o zdolność umierania, tylko o zdolność życia".
Bronię obywatelstwa dupy w literaturze. Jest to jedna z najbardziej inteligentnych części ciała, która wie, że się taktownie milczy w towarzystwie".
Gdzie ona jest ta Ojczyzna? Niewidome nasze ręce i niewiedzące oczy pielgrzymują po gorącym śladzie jej stóp, schylając się, kluczą po kolorach jej krwi, po miejscach, gdzie czerpano jej ciało, po miejscach, gdzie powietrze drga od jej głosu.
Gdzieżeś Ojczyzno? Idziemy do Ciebie. Jesteś coraz bliżej. Czujemy Ciebie tuż i błogosławimy. I nie żałujemy - nie, niczego. I za Ciebie i za nich- za tych, którzy tu leżą.
Ale pierścień nienawiści nie tam jest najcięższy, gdzie tłum niemiecki demoluje budynek. Najcięższy jest dzień codzienny, ów system jednolitego , nieustannego, nieustępliwego prześladowania, pełnego zimnej nienawiści, na jakie zdobyć się może tylko żywioł niemiecki, zaprawiany i trenowany specjalnie w tym kierunku.
Der liebe Gott zabawił się w Harun al Raszyda i udał się w pielgrzymkę po ludzkim łez padole.
Niebawem ujrzał człowieka siedzącego nad drogą i płaczącego rzewnie.
,,Czegoż płaczesz dobry człowieku?'' zapytał Pan Bóg.
,,Straciłem żonę'' - brzmiała odpowiedź.
I Bóg wskrzesił mu żonę.
Następny płaczący rozpaczał po stracie dziecka. I Bóg przywrócił mu dziecko. I tak szedł po ziemi i czynił dobrze, i ocierał łzy ludzkie.
Aż pewien kolejny beksa, zagadnięty przez Boga, pokręcił głową.
,,Nie, Panie Boże, na moje nieszczęście nawet ty nie poradzisz - jestem rolnikiem w Prusach Wschodnich.''
I dobry niemiecki Bóg usiadł razem z biedakiem w rowie przydrożnym, i płakali obaj głośno i bezradnie.
Polakom jest źle ze sobą. [...] mówię nie o ciężkich chwilach, ale właśnie - o dniu codziennym.
Już zebraliśmy się, już jesteśmy na kupie - i co wtedy? Wtedy zalewa nas jasna krew, wtedy nas bierze cholera, wtedy: "Niech to szlag trafi", jak te rodaki jeden drugiemu utrudniają życie. Jeden drugiemu za grosz nie da kredytu".
Przyroda wschodniopruska zbliża się do człowieka, aby za chwilę powiedzieć: nie zapominaj, że jesteś w puszczy; nie zapominaj, że jesteś marny robak wraz ze swoją łupinką.
Kamienica jest solidarna. Niedawno cykliniarz Piętka (w tym opowiadaniu miejscami podaję nazwisko i fach fikcyjne) wrócił urżnięty w sztok. Rozstawił się na środku podwórza i przed sześciu piętrami oficyn, które rozwarły okna, dał taki koncert wymyślań, że oko bielało. Wymyślania były na temat, że pan Piętka źle zarabia, a wymierzone były wyłącznie i skoncentrowane na najwyższym dostojniku, o którego linii politycznej psn Piętka był jak najgorszego zdania i o prowadzeniu się mamy dygnitarza miał zadziwiająco dokładne informacje. Kamienica wezwała milicję, po czym pospólnie z władzą dygowala pijaka do mieszkania, zaklinając na wszystkie świętości, abu raz już stulił gębę i szedł spać. Ciepły naród ci Polacy.
Ernst Wiechert pisze: Krew duszy tego kraju [...] to to, że jego ciemne rzeki płyną do Narwi, że nazwiska jego wiosek brzmią tajemniczo, jak Zakręt, jak Sowiróg, a ja nie wiem, co to znaczy. Że oblicze jego mieszkańców zachowało skryte i bojaźliwe milczenie.
Kto nie umie przetrwać klęski, ten nie jest wart zwycięstwa". Piłsudski.
- My, Anglicy - powiedział nieoczekiwanie po polsku urzędnik - potrzebujemy wierzyć dla człowieka. To się nazywa demokracja.
- Zobaczy pan, że znów tu wrócę - powiedziałem bynajmniej nie pokrzepiony tą lekcją demokracji.
- You will be welcome - będzie pan mile powitany.
Już idzie Polska Nowoczesna!... Hm... za każdym razem jest naj... naj-nowocześniejsza i za każdym razem jest ta sama. W 1919 roku, kiedy tamtoczesny Rząd Lubelski ( bo już okupacja austriacka pękła, a niemiecka jeszcze się w Warszawie trzymała) rozplakatował (sami ministrowie chodzili z kubełkami), że reforma rolna, że powszechne ubezpieczenie, że prawo do głosowania kobiet, że powszechne nauczanie, że orzeł bez korony etc. - po tej wojnie okazało się, że chodziła czapla po desce.
Jak z tej ziemi smętnej, krajobrazu nie afektowanego, kraju bez wina bez morza, właściwie to i bez śpiewu, rósł humor przedni, gust do facecji na tradycji szlagońskiej nalęgły? Bogiem a prawdą to każdy człowiek był tam oryginałem; oryginałowie maniacy, sobiepankowie byli cenieni; bezsilny, ginący świat buntował się przeciw ciągnącemu na ludzkość barbarzyństwu i sądzę, patrząc wstecz na zawalone ćwierćwiecze, że współczesny nam Domeczek o płaskim dachu, wielkich na całą ścianę oknach, szlusował w gruncie rzeczy do tych skrzypiących schodów przy ganku, szlusował do tego buntu.
Przenocowaliśmy w Jastrzębiem-Zdroju [!] u jego właścicieli, braci Witczaków, których domowi patronowała święta Barburka [!](święta Barbara, patronka górników), przestrzelona kulą niemiecką, kiedy Niemcy w czasie powstania śląskiego oblegali dom. Z Jastrzębie-Zdroju [!] pomknęliśmy w dół ku górom beskidzkim.[...] Zerwawszy się rano z łóżek w zakładzie doktora Czopa w Jaworzu, widzieliśmy je pochylone nad sobą, a na nich nasadzoną ogromną śliwkową chmurę.
Tili - mija się list Krysi z listem Tili - gatunek człowieka poznaje się po postawie wobec niepowodzeń. Mama jest przerażona Twoim ewentualnym przepracowaniem i bodajże pisze listy: "Nie przemęczaj się, córeczko, szanuj oczki" itp. Błaga mnie, żebym i ja do Ciebie w tym duchu pisała. Ale tego nie zrobię, bo żaden dzień nie wraca. Nie będę Ciebie namawiała do oszczędzania sił, bo uważam, że psim obowiązkiem człowieka godnego tej nazwy jest wyharowanie z siebie czegoś na obraz i podobieństwo Boże
Jesteśmy więc sami. Możemy mówić. Posiłkujemy się polskim - językiem naszych wrogów.
Ernst Wiechert: Sa lasy, które nas uszczęśliwiają jak jasny uśmiech matki ziemi, ale są i lasy, które niewysłowionym smutkiem obejmują człowieka jak ofiarę wydaną na ich pastwę. Wchodzisz do nich niby do obcego miasta i myślisz, że je opuścisz przez inną bramę. Widzisz przecież już pop pierwszym kroku, że tej innej bramy nie ma i że już nigdy z nich nie wyjdziesz tym samym. Zatruły twoją krew ciemnym smutkiem trupiarni.
- Wiesz, babuniu - mówi z goryczą - nie warto się modlić... Wszystkie modlitwy mówiłam, żeby u nas w ogródku biegały wiewiórki. A czy On je przysłał? Wcale nie... Już nigdy nie będę się o nic modlić... Nie warto... Nie da...
A kiedy babunia, spłoszona tym bezbożnictwem, poczyna coś tłumaczyć, dziecko surowo przerywa:
- A ty w Warszawie modliłaś się?
- Tak...
- No i widzisz, co ci zrobił...